Tego wieczora Fiora użyła go po raz pierwszy. Wzięła tylko odrobinę płynu, końcem palca umieściła jedną kroplę za uchem i jedną między piersiami. Mimo to miała wrażenie, że rozsiewa wokół siebie niezwykłą woń. Dodawało jej to pewności siebie, lecz zarazem budziło dziwne uczucie zmiany osobowości, jakby rozdwojenia. Jej dusza oddalała się nieco od ciała, którego reakcje i zachowanie mogła trzeźwo kontrolować.

Na zewnątrz gasł gwar nieznanego miejsca. Ognie kładące się czerwonawym blaskiem na sklepieniu sypialni należały do posterunków straży rozstawionych na murach obronnych i wzdłuż Mozeli. Wartownicy pokrzykiwali do siebie w dialekcie lombardzkim, tak bliskim toskańskiemu, że nie mogła powstrzymać się od nastawienia z przyjemnością ucha. Luksemburskie miasto, nieme i coraz ciemniejsze, ginęło w mroku nocy. Wojska okupacyjne narzucały mu własny styl życia.

Drzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem. Mimo odwagi, Fiora poczuła, że lodowaty dreszcz przebiegł jej plecy. Nadeszła trudna chwila. Musiała bardziej niż kiedykolwiek panować nad sobą.

Ze strefy cienia wyłoniła się postać wyrazista i mroczna, ledwie muśnięta odległym blaskiem nocnej lampki:

- Nie położyłaś się jeszcze, pani? - zapytał Campobasso. - Czy nie oczekiwałaś mnie?

- Ależ tak... ale nigdy się nie kładę oczekując na wizytę. Stawiałabym się wtedy w gorszej sytuacji.

- Wizyta wizycie nierówna. Nie wydaje mi się, by za zwykłą wizytę można było uznać moją obecność w tym pokoju. Miałem nadzieję...

Odwróciła się do niego gwałtownie z oczami ciskającymi błyskawice.

- Na co? Że zastaniesz mnie w tym łóżku, nagą i z rozsuniętymi nogami, czekającą tylko by spełnić twoje zachcianki?

- Na San Gennaro! Skąd ten gwałtowny gniew? Czy nie moglibyśmy podjąć naszej rozmowy w punkcie, w którym ją przerwaliśmy? Przypomnij sobie! Miałem cię wziąć w ramiona.

Spodziewała się gwałtowności ale było inaczej. Jego głos był łagodny, błagalny. Mężczyzna stał tak blisko niej, że Fiora mogła usłyszeć jego przyspieszony oddech. Powstrzymała tryumfalny uśmiech: czy to możliwe, żeby zniewoliła go tak szybko, choć nie otrzymał nic poza prawem do ucałowaniajej dłoni? Czyżby już ujarzmiła tego drapieżnika? Poczuła pokusę, by to sprawdzić odprawiając go z wyższością, ale przypomniała sobie stwierdzenie Platona: Dawaj, a będzie ci dane.

- A więc na co czekasz, panie? - zapytała z prowokacyjnym uśmiechem. Chyba że... wolisz mnie najpierw rozebrać?

Poczuła drżenie dłoni, które objęły ją w talii. Później powędrowały wyżej, musnęły przelotnie piersi, chwyciły dekolt sukni i szarpnęły. Materia rozdarła się aż do talii, ale Campobasso już przyciskał Fiore do siebie, zanurzał twarz w czarnej masie jej rozplecionych włosów, obsypywał szyję żarłocznymi pocałunkami, wpijał się w jej usta, a później przeniósł ją na łóżko, gdzie do końca podarł w strzępy suknię i rzucił się na obnażone ciało Fiory jak spragnione wody zwierzę.

Kiedy minął pierwszy wybuch gwałtowności, uniesiona przez nawałnicę pieszczot i pocałunków Fiora przekonała się, że ten drapieżny kot mógł być namiętnym kochankiem, umiejącym z wirtuozerią grać na ciele kobiety. Spodziewała się żołdaka, odkryła czułego kochanka. Sądziła, że zdoła zachować trzeźwość umysłu, ale zdradziły ją zmysły i wiele razy musiała pozwolić porwać się gorącej fali rozkoszy. I noc zbliżała się ku końcowi, gdy pokonał ją z kolei sen przynosząc zapomnienie o tym, że jeśli ona również odniosła jakieś zwycięstwo, to bardzo przypominało ono zwycięstwo pyrrusowe.

Virginio uchem przywarł do drzwi, wbijał zęby w zaciśniętą pięść, niemal mdlał z bezsilnego gniewu, liczył wszystkie westchnienia, jęki i rzężenia, które gorące igraszki miłosne wydobywały z pary kochanków.

rviedy odezwały się bębny na pobudkę dla żołnierzy, Campobasso, zbyt zahar-

towany w miłosnych bojach, by jedna noc w ramionach kobiety pogrążyła go we śnie tak głębokim, żeby nic nie słyszał, wyśliznął się z łóżka starając się nie obudzić Fiory, wciągnął koszulę i pludry, i poszedł do głównej komnaty, gdzie czekał na niego Salvestro, jego koniuszy.

- Idź po tych dwóch mężczyzn, którzy przyjechali wczoraj z donną Fiorą! - rozkazał pochłaniając jednocześnie pozostałą na stole piętkę chleba. - Później przyprowadzisz na schody ze dwudziestu żołnierzy.

Esteban i Mortimer pojawili się niemal natychmiast. Niepokój nie pozwalał Kastylijczykowi zasnąć przez całą noc. Szkot zaś, przyzwyczajony do budzenia i wstawania przed świtem, zerwał się natychmiast.

- Będziecie mogli wrócić do siebie - powiedział im Campobasso. - Donna Fiora nie potrzebuje już waszych usług.

- Wybacz mi, dostojny panie - powiedział Esteban, którego twarz w mgnieniu oka stała się nieprzenikniona - ale jestem u niej na służbie od dawna i jeśli mnie nie potrzebuje, sama powinna mi to oznajmić! Nigdy nie opuszczę jej z własnej woli ani na rozkaz kogoś obcego!

- Ja zaś otrzymałem rozkaz czuwania nad nią - powiedział spokojnie Mortimer - a mam zwyczaj zawsze wykonywać zadania do końca.

- To wielkie słowa jak na przewodnika. Polecono ci zaprowadzić ją do mnie?

No to sprawa załatwiona. Możesz odjechać.

- Źle mnie zrozumiałeś, panie: mam ją zaprowadzić wszędzie, gdzie zechce się udać. Będzie mnie jeszcze potrzebowała.

- Niepotrzebnie próbujesz mnie przechytrzyć. Wiem, kim jesteś: jednym ze szkockich gwardzistów króla Francji. Posłuchaj więc: wrócisz do swego pana i złożysz wielkie podziękowanie za piękny prezent, który mi przysłał. Dodasz, że pragnę pewnego dnia, kiedy donna Fiora zostanie już hrabiną Campobasso, wyrazić mu moją wdzięczność. Idź już! Jeśli zaś o ciebie chodzi - dodał pod adresem Estebana - słyszałeś, co powiedziałem: poślubię twoją panią. Mogę zapewnić, że będę umiał ją ochronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Tobie również radzę odjechać.

- A jeśli się nie zgodzę? - warknął Kastylijczyk czując jak wzbiera w nim gniew.

- To bardzo proste: w ciągu godziny zawiśniesz na szubienicy.


 Ja również nie chcę i nie mogę odjechać - powiedział dobitnie Mortimer. - Każ prosić donnę Fiorę, panie. Od niej przyjmę wszystkie rozkazy.

Zwrócił wzrok ku Estebanowi. Pojął natychmiast, że on także jest gotów do walki. Wobec nich obu bezbronny kondotier miałby niewielkie szanse. Ale Campobasso westchnął ze znużeniem:

- Boże, ależ wy jesteście męczący!

Klasnął w dłonie i natychmiast do sali wkroczyło kilkunastu uzbrojonych ludzi:

- Tuja decyduję. Odjedziecie spokojnie, rozstaniemy się po przyjacielsku. Moi ludzie dadzą wam prowiantu na drogę i będziecie mogli podzielić się tym.

Odczepił wiszącą u pasa sakiewkę i rzucił w ich stronę, ale żaden z mężczyzn nie wyciągnął ręki, by ją schwycić. Monety rozsypały się po posadzce. Szkot ponownie porozumiał się wzrokiem ze swoim towarzyszem, po czym wzruszywszy ramionami oświadczył:

- Jedźmy! Przekażę twoje polecenia mojemu panu. Wszystkie polecenia!

- Doskonale! Zostaniecie wyprowadzeni poza mury miasta.

Mortimer i Esteban wyszli wraz z żołnierzami. Salvestro zamykał pochód. Kiedy zniknęli, Campobasso szybko pozbierał rozsypane monety, włożył je z powrotem do sakiewki i bawiąc się nią z zadowoleniem skierował się do sypialni.

Fiora w dalszym ciągu spała. Jej zachwycające ciało wyglądało jak cenna perła oprawiona w lśniącą masę rozrzuconych w nieładzie włosów. Hrabia przyglądał się jej przez chwilę. Potem rozebrał się, położył się obok niej i zaczął delikatnie pieścić. Fiora jęknęła nie otwierając oczu i wyciągnęła się poddając ciało dającej rozkosz dłoni, której wzbierające ciepło czuła już w dole brzucha. Kiedy zaczęła wić się pojękując, wszedł w nią i zjednoczyli się we wspólnym spazmie.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

UWIĘZIONA

Przez trzy doby Campobasso z Fiorą trwali zamknięci w podwójnym pierścieniu zasłon łoża i ścian sypialni. Jedynie Salvestro wchodził tam dwa razy dziennie i podawał im posiłki. Nigdy nie próbował dostrzec co się dzieje w alkowie. Twierdzą w tym czasie dowodził Galeotto, on też czuwał nad porządkiem w Thiomdlle. Wywiązywał się z obowiązków niechętnie, zaciskając pięści, gdy tylko spojrzał w stronę zamkniętego okna sypialni kondotiera.

Fiora spędzała w ramionach kochanka godziny pełne żaru. Przytulał ją do siebie, gdy spała, gdy karmił ją i poił. -Kiedy po dwudziestu czterech godzinach upomniała się o kąpiel, sam zaniósł ją do cebrzyka, który stary koniuszy napełnił wodą, umył ją i wytarł, nie przestając obsypywać pieszczotami i pocałunkami. Kiedy się nie kochali, patrzył na nią z zachwytem, dotykał powiek, ust, szyi, piersi, stóp, dłoni... Szeptał słowa miłości, które nie zawsze rozumiała.

Młoda kobieta nigdy nie przypuszczała, że może wzbudzić podobną namiętność. Campobasso nigdy nie był zaspokojony, nigdy nasycony. Posiadanie - zamiast uspokoić jego zmysły zdawało się je pobudzać i do tego stopnia zwielokrotniać jego pożądanie, że Fiora czasami czuła lęk. Spał niewiele i tylko na krótko pozwalał, by wymykała mu się w sen: godzinę lub dwie. Potem budził ją jeszcze bardziej spragniony:

- Jesteś moja na zawsze - powiedział któregoś wieczora niemal dusząc ją w uścisku. - Uczynię cię moją żoną.

Zaskoczona nieoczekiwanym oświadczeniem, postanowiła zbyć je śmiechem.

Chcesz mnie poślubić? Nawet nie wiem, jak ci na imię.

- Cola. Tutaj mówią Mikołaj. Tak nazywał się książę, któremu służyłem i którego utraciłem. Ale nie chcę rozmawiać o czymkolwiek poza miłością.

- Nie przypominam sobie, bym powiedziała, że cię kocham. Powiedziałam tylko, że mi się podobasz.

- To prawda, że nie mówią tego twoje usta! Ale twoje ciało woła mnie ciągle. Ciągle wzywa. Wprawiam je w drżenie. Dzięki mnie śpiewa, nawet krzyczy. To warte wszystkich poetyckich bredni. Kochasz mnie nie zdając sobie z tego sprawy.