Czyżby drwiła sobie z niego? Campobasso przyjrzał się jej przez chwilę, ale nie był zdolny do jasnego rozumowania; myślał już tylko o jednym: ta dziewczyna, która spadła mu z nieba lub przyszła z piekła, musi być jego. Nigdy nic widział kobiety tak pięknej, tak urzekającej. Sprawiła, że krew w nim zawrzała. Ponieważ nie lubił czekać, podniósł się raptownie, położył dłonie na biodrach Fiory i przyciągnął ją do siebie:
- Czy wiesz - zapytał po włosku - że niebezpieczne może być podobanie mi się... bardzo niebezpieczne?
- Dlaczego? Nie boję się niczego - odpowiedziała w tym samym języku. - Szczególnie odkąd cię ujrzałam. Miałam nadzieję, że uznasz mnie za piękną.
- Piękną?
Chciał pochylić się nad jej ustami, upojony dziwną wonią kwiatów, trawy i wilgotnej wełny unoszącą się wokół wiotkiej postaci. Drżenie jej ciała czuł w dłoniach, ale umknęła mu obróciwszy się w miejscu niby w tanecznej figurze.
- Nie patrz na mnie, jakbyś był wygłodniałym wilkiem, a ja biedną owieczką, kuzynie! - powiedziała z uśmiechem. - Pomyśl, że odbyłam długą podróż, że to raczej ja mam prawo być wygłodniała! Nakarm mnie, kuzynie! Później będziemy mieli dużo czasu na... rozmowę, nieprawdaż?
Campobasso otrząsnął się, jakby wychodził z wody i zwrócił się ku Fiorze. Obawiał się, że była jedynie złudzeniem - ale nie, wciąż stała obok niego. Ramiona uniosła do góry, co uwypuklało jej piersi i wyciągała z włosów szpilki przytrzymujące bujne pukle:
- Mam zupełnie mokre włosy i woda spływa mi po szyi! -powiedziała ze śmiechem.
W jednej chwili czarna, lśniąca masa spłynęła jej na ramiona i wzdłuż ciała. Pożerający ją wzrokiem mężczyzna pomyślał, że w tej zielonej sukni, z długimi, mokrymi włosami podobna jest do syreny. Zapragnął jej jeszcze bardziej. Oparł się jednak opanowującej go chęci, by rzucić się na nią, rozerwać suknię i natychmiast posiąść na kamiennej posadzce. Jako prawdziwy' neapolitańczyk umiał docenić rozkoszne cierpienie oczekiwania, pod warunkiem, że nie trwa ono zbyt długo. Samcza duma podpowiadała mu, że ta oszałamiająca czarodziejka o oczach w kolorze chmur pojawiła się jedynie po to, by mu się ofiarować. Poza tym, czyż nie przybywała z Francji? Francji, w której - jak przyznała - miała wysoko postawionych przyjaciół?
Podniósł dłonie, by ponownie zaklaskać. Gdy drzwi się otworzyły, weszło kilku służących niosących drewniany kozioł, blat stołu i obrus. Towarzyszył im Virginio; jego ciemne oczy zatrzymały się z nienawiścią na Fiorze, suszącej włosy przy ogniu, później spojrzał na swego pana, niemym pytaniem budząc jego złośliwy uśmiech. Campobasso z okrucieństwem cieszył się z zazdrości; był świadom, że duszą pazia miotają wzburzone uczucia.
- Gdzie ona będzie spać? - spytał Virginio wskazując pogardliwym ruchem głowy na młodą kobietę.
- Donna Fiora - odpowiedział kondotier akcentując te słowa, będzie spać - rzecz jasna - w mojej sypialni. To jedyna przyzwoita komnata, nie licząc pokoju pana Galeotto. Dopilnujesz, aby zmieniono prześcieradła.
- A ty, panie? Gdzie będziesz spać?
- Chi lo sa?... Może w mojej sypialni? Czemu nie?
- A ja? - zapytał chłopak bezczelnie.
- Ty? Gdzie chcesz. Powiedzmy... z Salvestro, kiedy wróci od burmistrza.
Chłopak zbladł, w jego oczach pojawiły się błyskawice:
- Zabiję ją, słyszysz - wysyczał przez zęby. - Zabiję ją, jeśli jej dotkniesz.
Campobasso niedbale pogłaskał pokryty puszkiem policzek pazia. Uśmiechnął się szerzej ukazując mocne, białe zęby, prawdziwe zęby drapieżnika:
- W takim wypadku będę niestety musiał cię powiesić, mój mały Virginio - powiedział cicho. - To samo zrobię z tobą, jeśli przytrafi się jej jakiekolwiek inne nieszczęście. Przyznaj, że byłoby szkoda, gdyż moglibyśmy jeszcze spędzić razem piękne chwile. Pomyśl o tym!
- Ale kim jest ta kobieta, która nagle chce zajmować najlepsze miejsce?
- Jak to? Jeszcze nie wiesz? Ależ to moja... kuzynka, a ja zawsze byłem bardzo rodzinny. Jak wszyscy ludzie, którzy mają niewielu krewnych.
Ciepły i melodyjny głos Fiory rozległ się w przestronnym pomieszczeniu:
- Piękny kuzynie, co zamierzasz zrobić z moimi ludźmi? Mam nadzieję, że nie będziesz ich trzymać całą noc na odwachu? Podróż była dla nich równie mało przyjemna jak dla mnie.
- Wybacz mi, pani! Zapomniałem. Przyprowadź ich Virginio, żebym zobaczył, co to za jedni - dodał.
W chwilę później Kastylijczyk i Szkot wkraczali do komnaty, która dzięki rozstawionemu do posiłku stołowi, dodatkowym świecom i zapalonym pochodniom utraciła surowy wygląd. W powietrzu rozeszła się woń pieczonych mięs.
- Oto Esteban - przedstawiła Fiora. - Jest jednocześnie moim stajennym, sekretarzem, doradcą i obrońcą. A to Denis Mercier, który zechciał służyć mi jako przewodnik od samego Paryża.
Kondotier z zainteresowaniem przyjrzał się obu mężczyznom. Esteban ze swą kanciastą głową, złamanym nosem, gęstymi włosami i krępą sylwetką był przykładem walecznego żołnierza; jednym z takich, jakich lubił werbować. Nie wyglądał na sekretarza. Drugi zaś, o barach jak pirat i pyszałkowatym wyglądzie, jeszcze bardziej sprawiał wrażenie żołnierza niż Kastylijczyk.
- Czy pochodzisz z tych stron, że tak dobrze znasz tutejsze drogi? - zapytał Mortimera, który nie troszcząc się o przesadne formułki grzecznościowe, odpowiedział spokojnie:
- Nie, pochodzę z Berry. Wiele jednak podróżowałem.
- Aż tyle? Dobry przewodnik może być bardzo cenny. Mógłbym cię przyjąć na służbę. Chyba że wolisz wrócić do siebie. Komu służysz?
- Nikomu. Ale mam swój dom i przyzwyczajenia, a skoro wykonałem zadanie...
Niech mnie diabli - pomyślał Campobasso - jeśli ten olbrzym nie należy do słynnej Gwardii Szkockiej króla Ludwika. W takim razie moja piękna kuzynka mogłaby być... jego wysłanniczką? Ponieważ weszli służący z miskami, dzbanami i ręcznikami. Powrócił również Galeotto. Kondotier rzekł:
- Chodźmy umyć ręce, piękna kuzynko, a potem siadajmy do stołu!
- Mógłbyś mnie przedstawić! - burknął Galeotto, którego dokładnie ogolona twarz była pozacinana w kilku miejscach.
- Masz rację. Donno Fioro, oto pan Jacopo Galeotto z Mediolanu, dowodzący wraz ze mną korpusem Lombard-czyków jego wysokości księcia Burgundii.
Donna Fiora Beltrami z Florencji.
- Ach, Florencja! - westchnął kapitan z uczuciem -odwiedziłem ją, kiedy książę Galeazzo-Maria Sforza i księżna Bona pojechali z wizytą do Medyceuszy! Cóż to było za święto! Jakie piękne turnieje, wina, kobiety... To było w roku...
- 1471, cztery lata temu - powiedziała Fiora z uśmiechem. Zauważyła, że w efekcie wypowiedzi potwierdzającej fakt, że jest florentynką, zatroskana przez chwilę twarz Campobasso rozjaśnia się. - Wasza księżna Bona była bardzo piękna! Mój ojciec miał zaszczyt zatańczyć z nią.
Zajęto miejsca przy stole. Omawiano świetność Wspaniałego, co sprawiło przyjemność Fiorze, szczęśliwej, że może porozmawiać o ukochanym mieście, którego obraz i wspomnienie nigdy nie opuszczą jej serca.
W dwie godziny później Fiora stała w niszy wąskiego okna sypialni, do której ją zaprowadzono. Oczekiwała Campobasso. Wiedziała, że przyjdzie, gdyż nietrudno było zrozumieć znaczące spojrzenie, jakie jej posłał w chwili, gdy całował jej dłoń z obłudnym dobranoc. Pogodziła się z tym, gdyż Commynes, na rozkaz króla Ludwika, nakreślił jej niezwykle wierny portret neapolitańskiego kondotiera. Wiedziała, że jej własna sytuacja jest dwuznaczna, że ma do czynienia z człowiekiem porywczym i niecierpliwym. Gdyby mu się opierała po tym, jak mu zawróciła w głowie, ryzykowała, że weźmie ją siłą. Lepiej było postępować tak, by uwierzył, że ją oczarował - w ten sposób będzie miała nad nim większą władzę.
Nie chciała się położyć; oczekiwała go stojąc. Rozesłane łoże z czerwonymi kotarami, pochodzące z ubiegłego stulecia i tak obszerne, że mogło pomieścić kilka osób, pozostanie puste tak długo, jak ona będzie chciała. Duma nie pozwalała jej wspominać strasznych przeżyć z burdelu w Santo Spirito*.15
Wokół ramion, drżących wbrew jej woli, jakby było bardzo zimno, zaciskała szal. A przecież nie bała się. Campobasso miał być trzecim, po Filipie i wstrętnym Pietro mężczyzną, który posiądzie jej ciało. Pierwszy przyniósł jej olśnienie miłosnym spełnieniem, drugi obrzydzenie związane z sadystycznym gwałtem. Między tymi dwoma przeciwieństwami Campobasso nie miał szansy pozostawić jakiegokolwiek śladu. Oczekiwała go z obojętnością, z jaką robiłaby to zapewne kurtyzana, gdyż tę rolę zgodziła się zagrać. Jej ciało było jedynie pułapką mającą doprowadzić do zguby księcia. Musiała schwytać kondotiera tak mocno, by całkiem oderwać go od Zuchwałego. Jednakże na szczęście - Fiora musiała to przyznać - Campobasso nie był pozbawiony uroku.
We Florencji, dawno temu, Demetrios obiecał, że uzbroi ją do przyszłych walk i słowa dotrzymał. Pewnego wieczora na statku unoszącym ich ku Francji narysował jej ciało mężczyzny i wskazał na nim strefy erotogenne. Zrobił to chłodno i obojętnie, jak profesor anatomii tłumaczący coś uczennicy; ona podobnie przyjęła jego nauki.
- W niektórych krajach Afryki i Wschodu dziewczęta od najmłodszych lat kształcone są w celu dawania rozkoszy mężczyźnie - powiedział jej wówczas - i nie jest to takie złe, gdyż zwiększa władzę kobiet. Nawet istota tak piękna jak ty może potrzebować wtajemniczenia. Dzięki temu będziesz bardziej niebezpieczna.
- Kobiety w haremie używają go, by pobudzić zmysły swego pana i władcy, ale - dorzucił Demetrios z satysfakcją wynalazcy - wniosłem do niego pewne udoskonalenia.
Grek także sporządził dla niej specjalne pachnidło, polecając, by posługiwała się nim z umiarkowaniem i tylko w określonych okolicznościach.
"Fiora i Zuchwały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Zuchwały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Zuchwały" друзьям в соцсетях.