- I to z niecierpliwością! Drżeliśmy o was. Pan Donati i dostojny pan Lorenzo dokładnie opisali w swoich listach nieszczęścia, które na was spadły. Pragniemy tylko jednego: pomóc wam.
Powiedziawszy to Agnelle wsunęła każdej z przybyłych dłoń pod ramię i pociągnęła je na schody prowadzące na górę. Wnętrze domu przypominało jego gospodynię: świeże, eleganckie i po flamandzku czyste. Jadalnia z wysokim, ozdobionym figurami świętych kominkiem, długim • gobelinem przykrywającym całą ścianę znajdującą się naprzeciwko okien, kredensami pełnymi zastaw z wytwornej, włoskiej majoliki, złoconego i barwionego szkła weneckiego i sreber, godna była pałacu. Rzeźbione, dębowe krzesła wyłożono czerwonymi, aksamitnymi poduszkami, dobrze wypchanymi puchem i ozdobionymi jedwabnymi frędzlami. W wysokich kandelabrach z brązu osadzone były woskowe świece, a stojąca przed wygaszonym kominkiem miedziana kadzielnica wypełniona lewkoniami i białymi piwoniami wydzielała upajający zapach przywodzący na myśl ogród. Ubrane w świeżo wyprasowane suknie z niebieskiego płótna służące miały czepki i fartuchy tak czyste, jakby dopiero co wyjęte z szafy.
Szczytem wyrafinowania było to, że dom miał niewielkie pomieszczenie kąpielowe, bogato wyposażone w konwie, miski i duży szaflik. Fiora z rozkoszą wymoczyła się w nim w ledwie letniej wodzie i od nowa odkryła zapomnianą już delikatność weneckich mydeł. Dwie służące troskliwie się nią zajęły okazując wiele zapału, który jednak znacznie się zmniejszył, kiedy po Fiorze musiały obsłużyć Leonardę. Owinięta w prześcieradło i obuta w lekkie sandałki Fiora zamierzała przejść przez ogród, do którego prowadziły drzwi łaźni i dostać się do domu tylnym wejściem. Nagle znalazła się twarzą w twarz z młodzieńcem ubranym jedynie w pludry i zasłoniętym doniczką z kwitnącą bazylią, którą przyciskał do piersi. Jego zaskoczenie wywołane nagłym pojawieniem się Fiory było tak wielkie, że wypuścił z rąk doniczkę. Rozbiła się, lecz młodzieniec nie wyglądał na szczególnie tym zmartwionego. Stał jak skamieniały, jakby w ekstazie, ale udało mu się wykrztusić:
- Na wszystkich świętych! Jesteś, pani, prawdziwa czy nie?
- A dlaczego miałabym nie być? - spytała rozbawiona Fiora.
- Wyglądasz jak zjawa! Jesteś, pani, piękna jak święta... jak święta z obrazu!
- Uspokój się, panie, nie mam nic wspólnego ze świętymi i to porównanie jest dla mnie zaszczytem. Gdybym była na twoim miejscu, to pozbierałabym skorupy i natychmiast poszłabym przesadzić tę bazylię do innej doniczki...
Młodzieniec był wyraźnie zaskoczony, że zjawiskowa kobieta miała doprawdy przyziemne problemy: - Tak sądzisz, pani?
- Jestem o tym przekonana. Poza tym miło by mi było, gdybyś pozwolił mi przejść. Chciałabym wejść na górę i ubrać się.
- Ja... tak, oczywiście. Wybacz mi, pani - dodał odsuwając się. - Ale uważaj, żebyś się nie zraniła tym skorupami.
Posłała mu promienny uśmiech i weszła do domu. On pozostał bez ruchu. W chwili gdy miała zniknąć, szepnął:
- Mam na imię Florent. Zatrzymała się zaskoczona.
- To bardzo ładne imię. Nie zapomnę go. Przypomina mi moją Florencję...
Powinno to było sprawić chłopcu przyjemność - tymczasem było przeciwnie. Jego wyrazista twarz, w której brązowe oczy zdawały się zajmować całą przestrzeń pod ciemną czupryną, spochmurniała.
- Ach. Jesteś, pani, tą damą, której oczekiwano? Nie zdałem sobie z tego sprawy, proszę o wybaczenie.
- Wybaczenie czego?
- No... tego, że zachowałem się... trochę zbyt poufale. Że ośmieliłem się...
- Nie zrobiłeś, panie, niczego, co mogłoby obrazić kobietę! Komplement, jeśli jest szczery, zawsze sprawia przyjemność. Czy byłeś szczery?
- Och, tak!
- Dziękuję więc. A teraz, proszę cię, poświęć się całkowicie tej nieszczęsnej bazylii!
Spotkanie rozbawiło Fiorę. Dowiedziała się później, że jej wielbiciel został umieszczony u Nardiego przez ojca, aby poznał tu subtelną sztukę operacji bankowych. Jednak młodzieniec, którego nie pociągały interesy, a raczej ogrodnictwo, pomagał Agnelle przy prowadzeniu domu na ulicy des Lombards i winnicy w Suresnes. Upał, przycinanie, żywopłotu i potrzeba dostarczenia ziół do kuchni tłumaczyły jego niekompletny strój i obecność doniczki z bazylią.
- To miły chłopiec - zakończył Agnolo - ale bardzo skryty, zamknięty w sobie. Tylko moja żona jest w stanie odgadnąć, co się dzieje w jego głowie.
Atmosfera Paiyża wydawała się Fiorze dziwna. Jadąc do państwa Nardi, ona i jej towarzysze, napotykali wiele oddziałów żołnierzy. Kiedy przygotowywała się do kolacji, usłyszała dzwony na Anioł Pański i zaraz potem sygnał do zamknięcia bram, chociaż do nocy było jeszcze daleko.
Demetrios poczynił te same spostrzeżenia. W czasie kolacji, kiedy wszyscy domownicy zebrali się wokół pieczonego prosięcia i smakowitych klusek z bazylią - Florent w końcu jednak zaopatrzył kuchnię - Grek zwrócił się do gospodarza:
- Od bramy Saint-Jacques, gdzie nas długo przesłuchiwano, zanim pozwolono przejść, minęliśmy wielu zbrojnych mężczyzn, a w katedrze Notre Dame Leonarda widziała mnóstwo modlących się kobiet. Bramy zostały wcześnie zamknięte. Czyżby Paryż był zagrożony?
Miła twarz Agnolo sposępniała. Przerwał na chwilę krojenie pieczeni i spojrzał kolejno na gości:
Przykro mi, że muszę o tym wszystkim mówić już tego wieczoru. Wolałbym poczekać, aż minie zaplanowana na jutro uroczystość na waszą cześć. Ale w końcu może lepiej, żebyście byli wprowadzeni w sytuację.
- Czyżby sytuacja była... powiedzmy: niepokojąca? -spytał Demetrios cicho.
- To właściwe słowo. Obecnie Paryż nie jest bezpośrednio zagrożony, ale wkrótce może do tego dojść. To początek nowej angielskiej inwazji. A pamiętna wojna stuletnia zakończyła się zaledwie dwadzieścia lat temu!
- Rzeczywiście, słyszeliśmy w drodze, że król Edward przekroczył kanał La Manche. Czy wiesz, panie, gdzie się teraz znajduje?
- Nieco ponad trzydzieści mil stąd, w Péronne!
- Tak blisko? - szepnęła Fiora.
- Tak, tak blisko. I nie jest tam sam: jest z nim Zuchwały.
- Ależ - powiedział Demetrios - sądziłem, że książę jest we Flandrii.
- W istocie był w Brugii, usiłował zdobyć dodatkową pomoc w złocie i ludziach. Bogu dzięki, nie otrzymał wszystkiego, czego chciał. Flamandowie są zmęczeni opłacaniem nieustannych wojen, a ich krew wydaje im się jeszcze cenniejsza. Książę wyjechał więc do Calais, aby spotkać się ze swoim szwagrem*8, który - trzeba to powiedzieć - był bardzo rozczarowany widząc go wkraczającego na czele nędznego oddziału złożonego ledwie z pięćdziesięciu ludzi. Zuchwały wykręcił się, wystąpił z kontratakiem twierdząc, że Edward niczego nie zrozumiał, że powinien był wylądować w Normandii, aby połączyć się z księciem Bretanii i że jego własna armia jest w Luksemburgu i zamierza zająć Lotaryngię. Zaproponował nawet nowe spotkanie: niech Anglicy wkroczą do Szampanii, a on sam powróci z Lotaryngii i spotkają się w Reims, gdzie koronuje Edwarda na króla Francji!
- To niemożliwe!
- Nie całkiem, jeśli nie liczyć się z królem Ludwikiem. Ale król Ludwik, poza piękną armią, posiada coś, czego nie ma żaden z jego wrogów: geniusz. Na ten geniusz my, mieszkańcy Paryża, liczymy bardziej niż na wojsko jeśli chodzi o pokonanie koalicji. Jest on między nami a armią angielską i sądzę, że jest zdolny skłócić Zuchwałego z Edwardem.
- Gdy król przebywa teraz? - zapytała Fiora.
- W Compiegne jest jego kwatera główna.
- A... czy jego armia jest liczna?
- Około pięćdziesięciu tysięcy ludzi, prawie dwukrotnie więcej, niż liczy armia angielska - ale król bardzo oszczędza krew swych żołnierzy. Woli raczej przekupić, użyć podstępu, omamić, niż wydać bitwę.
- Jest więc tchórzem - powiedziała pogardliwie Fiora.
- Wcale nie i dał na to dowody, wierzcie mi. Och, z pewnością wyda bitwę, jeśli będzie to ostatnia szansa obrony Paryża, ale ma nadzieję nie musieć uciekać się aż do tego.
- Tak czy inaczej, jeśli jego armia jest silniejsza...
- Nie będzie silniejsza, jeśli Anglicy sprzymierzą się z Burgundczykami i z Bretanią. Przecież książę bretoński, zorientowawszy się, że król jest w trudnym położeniu, nie omieszka zadać mu ciosu w plecy. Zawsze był przyjacielem Anglików.
Tak rozmawiając, Agnolo uporał się z prosięciem, a ponieważ wszyscy zostali obsłużeni, przez chwilę odgłos przeżuwania zastąpił konwersację. Tak jak inni, Fiora jadła z przyjemnością, z zadowoleniem przypominając sobie smaki swego kraju. Jej apetyt szybko jednak osłabł. Odłożyła nóż, wytarła palce i wśród ogólnej ciszy zapytała:
- Daleko jest do tego Compiegne?
Trochę ponad dwadzieścia mil - odpowiedział Agnolo.
- Ach!
Nie powiedziała nic więcej, ale Demetrios zrozumiał, że oddała się obliczeniom. Trzydzieści odjąć dwadzieścia daje dziesięć, a dziesięć mil dla dobrego konia to nic wielkiego. Aby zapobiec kolejnemu rozczarowaniu, zwrócił się do gospodarza:
- Mówiłeś, panie, że Zuchwały przybywając do Calais miał ze sobą jedynie około pięćdziesięciu ludzi?
- Tak. Większość armii została na granicy między Lotaryngią i Luksemburgiem pod rozkazami marszałka Luksemburga i hrabiego Campobasso, neapolitańskiego kondotiera, który przeszeł z armii lotaryńskiej na jego stronę.
- Przeszedł z armii lotaryńskiej. Łagodny eufemizm. To znaczy, że zdradził? - spytał Esteban z nutą pogardy, która wywołała uśmiech Fiory.
- W pewnym sensie, ale nie całkiem. Ty, panie, pochodząc z Toskanii, powinieneś wiedzieć, że kondotier jest bardziej związany z pieniędzmi niż złożoną przysięgą. Zgodzi się na wszystko, za co mu zapłacą!
"Fiora i Zuchwały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Zuchwały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Zuchwały" друзьям в соцсетях.