Nie zsiadając z konia Esteban przycisnął do ust srebrny róg i wydał przeciągły dźwięk, który poderwał do lotu stadko ptaków. Czekali daremnie na otwarcie.

- Czy to naprawdę zamek mojej babki? - zapytała stojąca obok Fiory Małgorzata.

- O ile wiadomo, tak - odpowiedziała Fiora - Co o nim myślisz, pani?

- Nic. Wydaje się smutny. Nasz dom w Autun nie był taki. Dlaczego więc mojej matce się nie podobał?

- Może dlatego, że małżonek który ją do niego wprowadził, nie umiał zdobyć jej serca. Chata kryta strzechą jest lepsza od pałacu, jeśli mieszka w niej miłość.

- Przecież mogła kochać mnie? Ale ona mnie nie kochała, w przeciwnym razie nie porzuciłaby mnie.

Już drugi raz odkąd ją przygarnięto, Małgorzata robiła aluzję do Marii. Po raz pierwszy uczyniła to w rozmowie z Leonardą, która zdawała się budzić jej szczególne zaufanie, ale stara panna nie nalegała, gdyż miała wrażenie, że Małgorzata nienawidzi Marii prawie tak jak jej męża. Reg-nault du Hamel w swym okrucieństwie nie oszczędził córce niczego. Matka była dla niej jedynie zepsutą i zdeprawowaną kobietą, która porzuciła ognisko domowe wyłącznie po to, by zaspokoić swe popędy, za co została bardzo sprawiedliwie ukarana. Fiora usiłowała pewnego dnia zmienić ten osąd, ale Małgorzata zamknęła oczy stwierdzając, że jej to nie interesuje. Był to może najważniejszy powód, dla którego Fiorze nie udawało się prawdziwie przywiązać do przyrodniej siostry. Powstrzymała Estebana zamierzającego ponowić wezwanie.

- Czy wolisz, żebym zaprowadziła cię raczej do jakiegoś klasztoru? - spytała.

Ale Małgorzata potrząsnęła głową o wspaniałych, czystych już i skromnie zaplecionych włosach, które lśniły w słońcu:

- Nie. Skoro tutaj mieszka moja rodzina, nie mam żadnego powodu, by chcieć żyć gdzie indziej. To szlachecka siedziba i może ktoś mnie tu pokocha.

Mówiła to spokojnym, jednostajnym głosem, a jednak Fiorze ścisnęło się serce. Dała znak Estebanowi, żeby powtórzył sygnał i po raz drugi spokojne, poranne powietrze rozdarł dźwięk rogu.

Upór został wynagrodzony. Na blankach pojawiła się osłonięta hełmem głowa, a ostry głos zawołał:

- Kto tam idzie i czego chce?

- Żeby opuszczono most, gdyż mamy tu coś do załatwienia - rzucił Esteban z wyniosłością godną hiszpańskiego granda, która zresztą zdawała się nie wywierać zamierzonego ważenia.

- Ruszajcie swoją drogą. Nie możecie tu wejść. Z kolei zabrał głos Demetrios:

- A jednak będziemy musieli. Idź i powiedz pani de Brevailles, że jej zięć, pan Regnault du Hamel, nie żyje i że przyprowadziliśmy pannę Małgorzatę, jej wnuczkę!

Mężczyzna na murach zdawał się przez chwilę wahać, co ma zrobić, i wreszcie krzyknął:

- Pójdę zobaczyć! Zniknął.

Nastąpiło oczekiwanie, zdające się ciągnąć w nieskończoność. Fiora, której koń ze zniecierpliwienia grzebał w ziemi kopytem, zamierzała poprosić Estebana, by zagrał po raz trzeci, kiedy wewnątrz zamku rozległ się jakby pomruk i powoli, bardzo powoli, wielki most zwodzony opadł w ich stronę, a jednocześnie ze zgrzytem podniosła się krata w bramie.

- Chodźmy więc! - powiedział Demetrios z westchnieniem, które zdawało się dobiegać spod ziemi, tak było głębokie. Fio ra uśmiechnęła się do niego:

- Widzisz, że udało nam się wejść?

- Miejmy nadzieję, że równie swobodnie wyjdziemy. Ten kasztel za bardzo przypomina mi więzienie.

Wnętrze było jednak przyjemniejsze. Wchodząc na podwórzec, którego środek zajmował wysoki donżon, podróżni ujrzeli oparty o mur dwupiętrowy budynek mieszkalny, oświetlony pięknymi oknami o rzeźbionych ramach, z których najwyższe zwieńczone były wimpergami. Do domu prowadziły schody o trzech stopniach, na których stał -w postawie pełnej godności - ubrany na czarno mężczyzna.

Przybysze zsiedli z koni oddając wodze chłopcu stajennemu. Najwyraźniej ich przyjazd stanowił wielkie wydarzenie, gdyż trzy stojące przy pomieszczeniach kuchennych dziewczyny patrzyły na nich z wystraszonymi minami wycierając ręce o fartuchy. Przybiegł jakiś goniący za kurami chłopak i z palcem w ustach stał j ak wryty w niemej kontemplacji.

Fiora naciągnęła na twarz welon na tyle, na ile pozwalały konwenanse. Właśnie na nią jednak stary służący spojrzał najpierw.

- Czy możemy zobaczyć się z panią tego domu - zapytała cicho. - Oto jej wnuczka Małgorzata, którą byliśmy zobowiązani tu przyprowadzić.

Starzec ukłonił się jak człowiek umiejący się zachować, ale zapytał ponownie:

- Czy powiecie mi jednak kim jesteście?

- Nasze nazwiska nic ci nie powiedzą - wtrącił się Demetrios - gdyż jesteśmy cudzoziemskimi podróżnymi i jedynie przypadek pozwolił nam udzielić pomocy tu obecnej pannie Małgorzacie. Ta młoda dama - dodał wskazując na Fiorę, ogarnięta nagłym wzruszeniem w chwili przekraczania progu domu, który był świadkiem dzieciństwa jej rodziców i narodzin ich nieszczęsnej miłości - ta młoda dama to donna Fiora Beltrami, szlachetnie urodzona flo-rentynka, a oto Leonarda Mercet, jej guwernantka. Ja zaś nazywam się Demetrios Lascaris, jestem księciem i lekarzem. Pochodzę z Bizancjum.

Stary służący skinął głową i dał przybyłym znak, by weszli za nim po pięknych, kamiennych, doskonale utrzymanych schodach, prowadzących do dużej komnaty, gdzie pomiędzy wygasłym kominkiem i wąskim oknem siedziała w fotelu kobieta w żałobie z różańcem w dłoniach. Musiała być niegdyś bardzo piękna, zachowała jeszcze ślady minionej urody, ale pod wysokim, czarnym czepcem jej włosy i twarz sprawiały wrażenie przejrzyście białych. Brzegi powiek miała zaczerwienione od zbyt wielu łez. Odbarwiły one źrenice, których kolor stał się niedostrzegalny. Zazwyczaj jej twarz była zapewne naznaczona smutkiem, ale w tej chwili zdawała się ożywiona promieniem światła. Wstała na powitanie gości i Fiora zauważyła, że była równie wysoka jak ona sama, że drżała jak liść pod wpływem emocji, której nie udawało jej się opanować.

- Powiedziano mi - rzekła wzruszonym głosem, którego słodycz uderzyła Fiorę - że jest wśród was moja wnuczka Małgorzata? Ale jak to możliwe? Od lat nie miałam od niej wiadomości. Pomyślałam nawet, że umarła.

- Tego właśnie bez wątpienia chciał jej ojciec - powiedział Demetrios swym pięknym, głębokim głosem - ale teraz pan du Hamel nie żyje. Umarł przed trzema tygodniami a my, jako jego bliscy sąsiedzi, mieliśmy szczęście zaopiekować się panną Małgorzatą, którą przetrzymywał w swym domu jak w ścisłym więzieniu. Ma już na świecie tylko ciebie, pani, i pomyśleliśmy, że naszym obowiązkiem jest przywieźć ci ją.

- Dobrze uczyniliście. Jak wam za to podziękować? Małgorzato, czy nie zechciałabyś do mnie podejść?

Ale młoda kobieta już upadła jej do stóp. Jej dziwna obojętność nagle znikła i Małgorzata lała rzęsiste łzy na drżące dłonie, które się ku niej wyciągnęły, by ją podnieść. Przez chwilę obie trwały w mocnym uścisku.

Stojąc nieco z boku Fiora przyglądała im się z odrobiną goryczy. Nabrała nagłej ochoty, by także paść w te czułe ramiona, ucałować tę bladą twarz. Siwa kobieta była bowiem dla niej babką w większym jeszcze stopniu niż dla Małgorzaty. Fiora pomyślała teraz, że bycie wnuczką Magdaleny de Brevailles musiało być słodkie.

Gospodyni prędko opanowała wzruszenie. Nie puszczając dłoni Małgorzaty, obdarzyła nieoczekiwanych gości czarującym uśmiechem.

- Wracacie mi życie, a ja nawet nie przyjmuję was tak, jak powinnam! Usiądźcie, proszę i opowiedzcie mi, co wiecie o tym dziecku. Każę podać coś chłodnego do picia zanim nadejdzie pora posiłku. Służba przygotuje także wasze pokoje...

Fiora gwałtownie zaprotestowała:

- To niepotrzebne, pani! Moi towarzysze i ja jesteśmy w podróży. Nie chcemy się zatrzymywać, bo przed nami jeszcze daleka droga.

- Jak długa by była, możecie chyba zatrzymać się na krótki odpoczynek? Musicie mi tyle opowiedzieć.

- Bez wątpienia... ale powiedziano nam, że pan tego zamku jest chory i nie chcielibyśmy...

Fiora za nic nie umiałaby wytłumaczyć, dlaczego przybywszy do tego zamku z twardym postanowieniem zabicia Piotra de Brevailles, zapragnęła teraz wyjechać jak najszybciej .

Myślała, że przybędzie tu jako wyzwolicielka, ale kobieta, którą miała przed sobą, nie zdawała się potrzebować jakiejkolwiek pomocy. Zyskała nawet pewność, że tak jest, kiedy pani Magdalena oświadczyła spokojnie:

- Mój mąż istotnie jest chory, ale zapewniam, że wasza obecność nie przeszkadzałaby mu. Nie przejmujcie się nim i porozmawiajmy.

Podczas gdy Demetrios snuł przed gospodynią dostosowaną do okoliczności opowieść o oswobodzeniu Małgorzaty, Fiora usiadła tyłem do padającego z okna światła i słuchała tylko jednym uchem. Przyglądała się pomieszczeniu o meblach surowych lecz doskonale utrzymanych. Patrzyła na stół właśnie nakrywany przez dwie służące, na olśniewająco biały obrus, wspaniałe misy i kubki. Przyglądała się również gospodyni siedzącej na wyłożonej poduszkami ławce i wciąż trzymającej za rękę Małgorzatę, z której nie spuszczała wzroku. Widać było, że obie rozkoszują się chwilą niewypowiedzianego szczęścia. Uśmiechały się do siebie, a nawet śmiały od czasu do czasu jak małe dziewczynki, chociaż opowieść Greka nie należała wcale do zabawnych. Śmiech ich dziwnie brzmiał w atmosferze, która Fiorze wydawała się coraz cięższa. Poczuła, że brakuje jej tchu i lekko uniosła welon. W tym momencie starsza ze służących upuściła nagle noże, które z hałasem upadły na posadzkę a jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. Pani Magdalena spojrzała na nią z rozdrażnieniem, po czym zwróciła oczy na Fiorę i powiedziała do niej lekkim tonem:

- Nasze wiej skie służące są ogromnie niezręczne. Czy we Florencji macie lepszą służbę?