Fiorze zabłysły oczy. Jak każda dziewczyna uwielbiała prezenty, niespodzianki, wszystko co nieoczekiwane. Zaróżowiona z niecierpliwości, odwinęła biały jedwab i ujrzała diadem w kształcie złotej obręczy, ulubioną ozdobę eleganckich florentynek. Składały się nań listki jemioły z perłami zamiast owoców, a wisior - duża perła w kształcie gruszki - opadać miał na środek czoła...

- Och, ojcze! Jest zachwycająca! Kto ją zrobił?

 - Domenico Ghirlandaio*3. Zamówiłem ją u niego już dawno, i nie przypuszczałem, że tak szybko ją otrzymam, ale artysta wyjeżdża z Florencji do San Gimignano, gdzie ma ozdobićkaplicę Santa Fina. Jestem szczęśliwy, że mogę ci ofiarować ten klejnot dzisiaj; jesteś już na tyle dorosła, aby otrzymywać i nosić biżuterię. Tak więc nie masz już żadnego powodu, by kazać mi iść samemu na turniej. Rozstańmy się teraz. Muszę się przygotować do bankietu w pałacu Medyceuszy...

- W którym damy nie uczestniczą...

- W którym damy nie uczestniczą, gdyż tak być powinno, kiedy dostojny pan Lorenzo przyjmuje ambasadorów i polityków. Damy powetują to sobie przychodząc na giostrę i wieczorny bal...

Rzeczywiście, zapowiadało się piękne święto. Było tak zawsze, gdy Lorenzo Wspaniały - miał zaledwie dwadzieścia lat, gdy nadano mu ten wyrażający podziw przydomek - postanowił, że jego miasto powinno przeżyć kilka godzin szaleństwa, gdyż nigdy nie omieszkał dzielić z nim wielkich wydarzeń swego życia - rodzinnych, religijnych czy politycznych. Tej nocy nikt we Florencji nie będzie spać. Będzie bal w pałacu na via Larga i w kilku bogatych domach, lecz również na ulicach i placach, gdzie wino poleje się strumieniami...

 Fiora opuszczała pałac, mając z Leonardą i Khatoun u boku, które miały odprowadzić ją aż do placu Santa Croce, gdzie odbywała się giostra, i gdzie miała spotkać ojca. Nie pamiętała już o pochmurnym poranku i niedawnych poważnych powodach złego humoru. Pozwoliła się porwać wesołej atmosferze miasta oraz wirowi barw i dźwięków. W błękitnym powietrzu unosił się głos dzwonów, w które dzwonnicy bili we wszystkich kampanilach, a na każdym skrzyżowaniu muzycy i pieśniarze jeden przez drugiego wysławiali radość bycia młodym, kochania i życia we Florencji, najpiękniejszym mieście świata! Fasady wszystkich domów przybrano malowanymi płótnami, jedwabiami i sztandarami w czerwono-białych barwach miasta, obszytymi złotem i srebrem. Odnosiło się wrażenie, że ulica stanowi ogromny, mieniący się fresk, ożywiany przez świątecznie ubrany tłum, który spieszył radośnie na miejsce wielkiego widowiska. Na wszystkich placach umieszczono wysokie słupy ze złoconego drewna, z których zwisały długie chorągwie, jedne z czerwoną lilią - herbem Florencji, inne z lwem świętego Marka - herbem Wenecji.

W dniach świątecznych wszyscy chodzili pieszo, aby nacieszyć się dekoracjami i nie tarasować wąskich ulic, oddanych w posiadanie radosnego tłumu. Przykład dawał Lorenzo Medyceusz, prowadząc przez miasto znakomitych gości, zresztą z ukrytą myślą wzbudzenia w nich szacunku dla swej ogromnej, proporcjonalnej do zasług, popularności. Przed Palazzo delia Signoria, który swoimi surowymi murami i wysoką kampanilą dominował nad okolicznymi domami i narzucał obraz nieustępliwości feudalnej władzy, Fiora spotkała przyjaciółkę Chiarę Albizzi, czarującą dziewczynę w jej wieku. Znała ją od zawsze, i nie miała przed nią tajemnic... Może dlatego, że włosy Chiary były prawie tak ciemne jak jej własne i że przyjaciółka patrzyła na rzeczy i ludzi równie ciekawie i krytycznie jak ona. Tak jak Fiora, Chiara, szlachecka córka, była odprowadzana przez guwernantkę i dwóch uzbrojonych służących. Kiedy wino leje się strumieniami, zawsze może dojść do jakiegoś nieprzyjemnego incydentu.

 Dziewczęta, wziąwszy się pod ramię, zostawiły nieco z tyłu życzliwą eskortę. Leonarda niezwykle ceniła towarzystwo grubej Colomby, niani Chiary, bez wątpienia największej plotkarki we Florencji, zawsze przynoszącej cały worek nowinek, które naturalnie najpierw poznawała jej mleczna córka.

- Myślałam, że nie masz ochoty przyjść? - powiedziała Chiara. - Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?

- Mój ojciec. Bardzo mu zależy, abym zjawiła się przy nim na giostrze. Ofiarował mi nawet z tej okazji ten klejnot.

- Gratulacje! Ma słuszność: wyglądasz wspaniale! -oświadczyła panna Albizzi, oceniając ze znawstwem harmonię jasnoszarego brokatu, dokładnie w kolorze oczu, i aksamitu okrywającego przyjaciółkę oraz skomplikowaną budowlę z jedwabistych warkoczy, złota i pereł, która kosztowała panią Leonardę dobre pół godziny wytężonej Pracy,

- Ty także wyglądasz wspaniale - powiedziała Fiora z Wdzięcznością, zresztą zupełnie szczerze. - Wyglądasz jak jutrzenka. Jesteś cała różowa!

- Przede wszystkim wyglądam jak ktoś, kto chce się bawić, podczas gdy ty robisz wrażenie zdecydowanej cierpieć. Czy naprawdę nie możesz wybić sobie z głowy Giuliana Medyceusza?

- Pst! To nie moja głowa cierpi, tecz serce. A porywom ; serca nie można się przeciwstawić - westchnęła Fiora tak tragicznie, że jej przyjaciółka roześmiała się.     

- Mam nadzieję, że poczujesz inne porywy serca i nie].j spędzisz życia na wzdychaniu do chłopca, który cię nawet nie dostrzega. Zostaw Giuliana jego wielkiej miłości... albo uzbrój się w cierpliwość!

- Co chcesz przez to powiedzieć?

 - To o czym wszyscy wiedzą: uczucia braci Medyceu-szy nigdy nie są bardzo trwałe. Poza tym Marco Vespucci zaczyna się robić zgryźliwy. Zazdrosny mąż bywa kłopotliwy. Pewnie o tym wiesz: wasz pałac sąsiaduje z pałacem Vespuccich. Zamiast czekać, lepiej zrobiłabyś rozglądając się wokół siebie: Luca Torna-buoni jest przystojnieszy niż Giuliano i szaleje za tobą. Zresztą... o wilku mowa...

Młody człowiek, o którym mówiła, wyszedł z jednej z bocznych ulic w towarzystwie grupy przyjaciół. Dziewczęta zostały natychmiast otoczone przez wesołą i rozgadaną gromadę, która oddzieliła je od eskorty i triumfalnie poprowadziła na miejsce turnieju. LucaTornabuoni, korzystając z zamieszania, ośmielił się wziąć rękę Fiory i pocałowawszy ją przelotnie, zatrzymać w swojej:

- Pani, czyż twe piękne oczy będą dziś na mnie spoglądały łaskawiej niż zazwyczaj - spytał po francusku.

Uśmiechnęła się do niego i pomyślała, że istotnie był bardzo piękny. Wysoki, aż musiała lekko unosić ku niemu głowę, choć sama nie była niska; miał klasyczny profil, gęste, czarne, kręcone włosy i ciemne oczy, które błyszczały, gdy na nią patrzył.

- Dlaczego dzisiaj?

- Ponieważ dziś jest święto i piękna pogoda, bo jesteś piękniejsza niż kiedykolwiek...

„Kto chce szczęśliwy być, niech spieszy się. Bo nikt nie jest pewny jutra..."

 Dokończył zdanie, nucąc piosenkę ułożoną przez Lorenza Medyceusza, jego ulubioną, a przez to przyjętą jak Ewangelia przez całą florencką młodzież. Ściszając głos, poprosił żarliwie:

- Pozwól mi pomówić z twoim ojcem, Fioro! Zgódź się zostać moją żoną!

- Nawet gdybym się zgodziła, mój ojciec by nie zezwolił. Uważa, że jestem za młoda.

- Daj mi więc chociaż nadzieję, jakiś fant. Będę walczyć dla ciebie...

Luca był jednym z tych, którzy mieli zmierzyć się z Giulianem Medyceuszem w popołudniowej walce na kopie. Poruszona mimo wszystko tą gorącą prośbą, podała mu swą chusteczkę, którą natychmiast wsunął pod kaftan:

- Dzięki ci, miła pani - zawołał radośnie. - Teraz muszę zwyciężyć, aby przynieść ci zaszczyt...

- W każdym razie - zauważyła Chiara - to nie Fiora włoży ci wieniec, zakładając że zwyciężysz. Nie ona jest królową turnieju.

- Dlaczego: zakładając? Wątpisz w moją odwagę?

- Ani w odwagę, ani w waleczność, piękny rycerzu, ale nie przystoi, by Giuliano został pokonany, skoro jego dama jest królową.

 Młody człowiek wkrótce je opuścił. Dochodziły do placu Santa Croce, przy wejściu na plac rozbito różnokolorowe jedwabne namioty dla walczących. Paziowie w złocie i czerwieni oraz masztalerze zajmowali się końmi we wspaniałych czaprakach w barwach ich panów... Były to same cenne konie pochodzące ze słynnych stajni markiza Mantui lub araby dostarczone przez Wenecję. Giuliano Medyceusz miał dosiąść cudownego kasztana - rumaka ofiarowanego niedawno przez króla Francji jego bratu Lorenzowi wraz z klaczą tej samej maści. Ludwik XI, o którego dworze mówiono wprawdzie, że jest w Europie najmniej wystawny, był znawcą w tej dziedzinie i miewał królewski gest w stosunku do sojuszników czy przyjaciół. Ów dar był tego dobitnym dowodem.

Przed bardzo prostą, wykonaną z różowej cegły, fasadą kościoła Santa Croce*4 ustawiono wielką trybunę, obitą purpurową i złotą materią, przeznaczoną dla władcy Florencji i zaproszonych gości. W jej centralnym punkcie znajdował się tron królowej turnieju. Po obu stronach trybuny, naprzeciwko siebie, zostały wzniesione wzdłuż domów wysokie, drewniane galerie. Panie i panny z całego miasta, ubrane w najpiękniejsze stroje, zajmowały miejsca w towarzystwie swych małżonków, ojców czy kochanków. Tworzyły w ten sposób podwójną, barwną i lśniącą girlandę, godną królewskiego dworu, a tłumek cisnący się za rozciągniętymi jedwabnymi taśmami dopełniał ten obraz ubiorami w wesołych kolorach. Wszędzie widać było powiewające na lekkim wietrze wstążki, chorągiewki i sztandary.

 Wszystko to szeleściło i drżało, a Florencja tego pogodnego dnia cała była ze złota, srebra i jedwabiu, niby ogromny gobelin, ożywiony przez jakiegoś wszechmocnego magika.

 Czarnoksiężnik ten właśnie miał się pojawić. Zapowiedziany triumfalnym dźwiękiem długich, srebrnych trąbek, z których zwisały białe proporczyki z czerwoną lilią Florencji, i poprzedzany przez poczet sztandarowy, obracający i wyrzucający w górę różnokolorowe flagi, pojawił się znakomity orszak. Na jego czele, odziany w ciemnozielony aksamit obszyty popielicami, ze złotym cyzelowanym łańcuchem na szyi i wartymi fortunę perłami i rubinami u czapki, kroczył Lorenzo Wspaniały, niekoronowany król tej dziwnej republiki, dwudziestoośmioletni władca, któremu oddała ona swe serce, choć był brzydki a jego brat piękny. Lecz jaką pełną siły brzydotą! Nad chudym, silnym ciałem widać było niemal małpią twarz, na której błysk triumfującego geniuszu i wyjątkowej inteligencji zajmował miejsce urody. Czarne, proste włosy, długi, spiczasty nos, ostre rysy i duże, wąskie usta w niczym nie zmniejszały fascynacji ogarniającej każdego, kto go spotkał, ani pociągu, który jego zagadkowy i posępny wygląd wzbudzał w kobietach.