Esteban siedział przy niej i zdawał się pozostawać pod jej urokiem. Młoda kobieta rozmawiała z nim w dialekcie kastylijskim; były wywiadowca był czuły na wszystko co przypominało ojczyznę, ukochaną mimo przebytych w niej cierpień. Słysząc, co mówią, i widząc łzy w oczach Fiory Demetrios zrozumiał, że Esteban zdaje sprawozdanie z wyprawy do Pippy i że misja ta musiała zakończyć się niepowodzeniem.

- Nie przyprowadziłeś jej? - zapytał. - Megiera odmówiła? Przecież powiedziałem ci co trzeba zrobić.

- Megiera niczego nie odmówiła. Dałaby mi nawet swoją duszę, gdybym ją o to poprosił, tak bardzo miała ochotę na zapłatę, ale tatarskiej dziewczyny już u niej nie ma. Klient, z którym spędziła noc, tak się w niej zakochał, że zechciał ją kupić. Ponieważ ofiarował ładną sumkę, Megiera dała się przekonać. Tym bardziej że wcale jej nie zależało na dalszym przetrzymywaniu tak kompromitującego świadka...

- Mówiła o jakimś cudzoziemcu - powiedziała Fiora. -Podała chociaż jego nazwisko i powiedziała dokąd jechał?

- Do Rzymu, ale jego nazwiska nie zna. Wie tylko, że to lekarz, zwany ser Sebastiano... Dodała także, że dziewczyna... robiła wrażenie szczęśliwej, wyjeżdżając z tym mężczyzną, który jest młody... i niebrzydki!

 Fiora nic więcej nie powiedziała. Czuła się zdezorientowana... Czy to możliwe, żeby Khatoun znalazła szczęście w takim miejscu jak dom Pippy? A może, czując się opuszczona przez Fiorę, rozmyślnie złapała się ostatniej deski ratunku, jaka się nawinęła?

- W każdym razie - westchnął Demetrios, jakby czytając w jej myślach - nie możemy ruszyć w pościg. Poza tym, skoro się zgodziła, czemu nie dać jej szansy bycia szczęśliwą?

- Czy można wierzyć w opowieść takiej kobiety jak Pippa? - spytała Fiora.

- Dlaczego nie? Nie miała powodu kłamać, skoro proponowano jej złoto. Chodźmy teraz na kolację! Jestem... bardzo zmęczony.

Zmęczenie nie pozwoliło mu nawet opowiedzieć Fiorze co zaszło między Marinem Bettim a Estebanem. To mogło poczekać... Już od dawna nie czuł się tak zmęczony. Po raz pierwszy zrozumiał, że nie jest już młody...

Fiora długo siedziała w ogrodzie. Przespawszy część dnia nie odczuwała senności, a noc była wspaniała. Długo patrzyła na gwiazdy, których język znał Demetrios; przy jej niewiedzy pozostawały jedynie cudownym widowiskiem. A jednak chciałaby spytać, która z gwiazd należała do niej... i czy zbliży się pewnego dnia do gwiazdy małej Khatoun, jej ostatniej przyjaciółki. Dopiero utraciwszy ją, stwierdziła, jak bardzo była jej bliska.

Rozdział DZIESIĄTY

ZSTĄPIENIE DO PIEKIEŁ

- Co ze mną zrobisz? - spytała Fiora.

Zajęty pisaniem przy wielkim stole, zawalonym mniej lub bardziej zakurzonymi księgami oraz papierami, pokrytymi cyframi i dziwnymi rysunkami, Demetrios podniósł oczy i spojrzał na młodą kobietę.

- Już się nudzisz?

 - Nie. Nie chciałabym ci się wydać niewdzięczna, ale nie mogę siedzieć bez końca w twoim ogrodzie i przyglądać się przelatującym ptakom albo w kuchni obserwować Sarnię przygotowującą posiłki. Muszę coś robić. Choćby po to, by spróbować zapomnieć, że z osób, które kochałam nikt mi nie pozostał.

- Wczoraj - westchnął Demetrios - zadałem panu Lorenzowi pytanie sformuowane przez ciebie przed chwilą.

- I co odpowiedział?

- Żebyś nie ruszała się stąd pod żadnym pretekstem i zważała, by nie zobaczył cię nikt z okolicy.

Fiora z rozdrażnieniem wzruszyła ramionami. Nic nie robić... czekać! Tymczasem pałała chęcią ruszania śladem swych wrogów, przejścia do ataku...

- Przypomnij sobie swoje słowa! Czy nie obiecałeś dać mi broni potrzebnej do pomszczenia moich bliskich?

- Obiecałem i dotrzymam słowa. Ale wiedz jedno: najważniejszym orężem jest cierpliwość. Obawiam się, że jesteś młoda, impulsywna. Przypominasz ptaka, którego dopiero co zamknięto w klatce, aby go uchronić przed kotem: nie rozumie tego, trzepoce się kalecząc o pręty. Ty wiesz, że jesteś w niebezpieczeństwie. Daj więc umysłom czas na uspokojenie się!

- A Hieronimie czas na triumf?

 - Dlaczego nie? Nie ma niczego niebezpieczniejszego od triumfu! On zaślepia, osłabia możliwości, usypia obronę, utwierdza w złudnym poczuciu bezpieczeństwa... Pozwól tej kobiecie uwierzyć w zwycięstwo i bezkarność! Łatwiej będzie ci ją dosięgnąć. Już została ugodzona, nawet jeśli jeszcze o tym nie wie, ponieważ straciła syna... Na tym polega cierpliwość: czekać! Czekać w cieniu, w mroku nocy, w małej uliczce. Ja sam robię to już prawie dwadzieścia lat!

- Na co czekasz?

- Na to co ty: na zemstę! Pytałaś, dlaczego zainteresowałem się tobą, kiedy cię poznałem i chciałem ci pomóc? Przypuszczałaś może, że mam dwuznaczne intencje, że pociąga mnie twoja uroda?

- Nigdy niczego podobnego nie przypuszczałam! - odparła Fiora, wzruszając ramionami.

- I miałaś rację. Nic do ciebie nie czuję: ani pożądania, ani miłości. Może teraz nieco sympatii, bo jesteś dzielna. Zaofiarowałem swoją pomoc, bo wiedziałem, że będziesz jej potrzebowała. Jednocześnie uczyniłem to z ukrytym zamiarem późniejszego uzyskania twojego wsparcia w realizacji moich własnych planów. Gwiazdy powiedziały mi, że jest to możliwe.

- Gwiazdy? - Aż do tego stopnia zajmują się one ludźmi?

- Nie zajmują się, ale istnieją, a ich pozycja w chwili narodzin i jej zmiany pozwalają wtajemniczonym wiele odczytać z tej wielkiej księgi, jaką jest niebo. Spójrz!

Demetrios pogrzebał w szafie stojącej za oparciem katedry i wyjął zwoje pergaminu. Dwa z nich rozwinął na stole i przycisnął różnymi przedmiotami.

 - Oto mój układ gwiazd, a oto twój. Miałem kłopoty z uzyskaniem dokładnej daty twojego urodzenia i nie mogłem odkryć jego godziny. Dlatego też twój horoskop jest niekompletny i trochę niejasny, ale widać zasadnicze linie. Dostrzegam pewną jego zbieżność z moim. Nasze losy łączą się na pewien czas...

- A tamten? - spytała Fiora wskazując trzeci pergamin, jeszcze zwinięty i przewiązany czerwoną wstążką.

- Zajmiemy się nim później, jeśli sobie życzysz. Ponieważ nie masz nic do roboty - dodał Grek z rzadkim u niego uśmiechem - chcę opowiedzieć ci pewną historię! Później powiesz mi czy zgadzasz się na układ, który ci zaproponuje.

- A jeśli się nie zgodzę?

Demetrios przez chwilę przyglądał się młodej kobiecie i znowu się uśmiechnął.

- Dla samej przyjemności odmowy, nieprawdaż? Zdziwiłoby mnie to, ale gdyby tak było, nadal mogłabyś tu pozostać. Potem dałbym ci trochę pieniędzy, konia i otworzyłbym przez tobą bramę, abyś poszła, gdzie uznasz za stosowne.

Fiora usunęła z jednego z zydli leżące na nim księgi i usiadła:

- Zawsze lubiłam opowieści - powiedziała z prostotą. -Słucham cię!

Demetrios powrócił na swój fotel, oparł ramiona na poręczach i zamknął oczy.

- Nie zawsze byłem tym, kim jestem - nocnym ptakiem budzącym strach w dzieciach... Byłem młodym, bogatym księciem, gdyż ród Lascarisów panował w Bizancjum. Miałem jak ty pałac, i miałem młodszego brata...

 Przed początkowo chłodnymi i obojętnymi, później coraz uważniejszymi oczami młodej kobiety Demetrios rozwinął, jak długi gobelin historię swojego życia. Jego głęboki głos miał zadziwiającą moc wywoływania obrazów. Młoda słuchaczka wkrótce straciła z oczu duży bielony pokój, w którym się znajdowała, szafy z ciemnego drewna, gliniany piec, zajmujący jeden z kątów pod rodzajem odwróconego lejka z poczerniałej blachy, wielki miech z koziej skóry i półki z aptekarskimi słojami, pękami suchych ziół i całym mnóstwem retort, fiolek i moździerzy. Zamiast tego ujrzała błękitno-złote Bizancjum, położone na Bosforze jak klejnot, i Złoty Róg, cenną klamrę między Europą i Azją; zobaczyła czerwone żagle niewiernego sułtana, z później wojnę, krew, masakrę. Podziwiała Teodozjusza, który ze swą odwagą i szaleństwem wydał jej się bohaterem. Ujrzała szalony przepych Święta Bażanta, a na tym różnobarwnym tle dwóch nienawistnych jej mężczyzn: księcia Filipa i jego bezlitosnego syna Karola, rycerza nie spełniającego ślubów, późniejszego księcia, dla którego Filip zdruzgotał los Fiory, jak się zrywa i odrzuca kwiat...

Opowiadający wprawdzie ożywił i ubarwił wydarzenia do momentu śmierci Teodozjusza, ale dzieje własnego życia potraktował bardzo zwięźle, streszczając je w kilku zdaniach. O istocie swych studiów, odkryć i tych, którym je zawdzięczał nie opowiedział. Była to sfera zastrzeżona wyłącznie dla niego i nie zamierzał wprowadzić w nią Fio-ry. Ona zresztą nie zadawała pytań. Kiedy Demetrios zamilkł, ograniczyła się do wskazania palcem nie rozwiniętego zwoju pergaminu.

- To horoskop księcia Burgundii, nieprawdaż?

- Jesteś inteligentna. Nigdy w to nie wątpiłem.

- A ten układ, o którym mówiłeś?

- Myślę, że już zrozumiałaś: pomogę ci w zemście, jeśli ty pomożesz mi w mojej.

 - Zrobię to tym chętniej, że i ja mam rachunki do wyrównania z Zuchwałym. Przyznam, że nie bardzo wiem, jak to będzie możliwe?

- A jednak! Zdobyłem tę pewność, gdy zobaczyłem, jak burgundzki wysłannik interesuje się tobą, stara o względy i wreszcie poślubia...

- Nie mów mi o nim! - zawołała Fiora, zdjęta nagłym gniewem.

- Trzeba o nim mówić. Jesteś naprawdę panią de Selon-gey, jego żoną, i będzie musiał cię przyjąć. Ale zostawmy to na razie. Aprobujesz zatem układ, który ci proponuję?

- Zgadzam się tym chętniej, że jego część już wypełniłeś. Czyż nie zabiłeś Pietra? Żądasz ode mnie zobowiązania na piśmie?

- Nie. Związek krwi wydaje mi się trwalszy od strzępka papieru. Uczyni z ciebie moją siostrę, którą przemienię w hobietę niebezpieczną, przyrzekam ci to.

Czarne i szare oczy spotkały się, a dwie dłonie uścisnęły.