Fiora nie mogła się modlić. Bóg był zbyt odległy, zbyt obojętny, skoro pozwalał, by nad niewinną osobą zawisł ciężar niezasłużonego przekleństwa. Zaś przedstawicielom jego chwały i dobroci, których umieścił na drodze swej ofiary, dużo brakowało do słodyczy Ukrzyżowanego i Jego czułej Matki... I płacząc Fiora usnęła.

Następny dzień był ponury. Wcześnie rano inna siostra serwitorka zabrała pełną jeszcze miskę i pospiesznie posprzątała celę, ze wzrokiem przez cały czas uparcie wbitym w ziemię, nie odpowiadając na żadne z pytań Fiory.

Przez cały dzień nie pojawił się nikt więcej. Stwierdziwszy, że nie przyniesiono jej nawet jedzenia, Fiora pomyślała, że postanowiono zastosować wobec niej surowy rygor więzienny, co było oczywistą konsekwencją jej zachowania poprzedniego dnia przed tym swego rodzaju sądem, złożonym z przeoryszy i hiszpańskiego mnicha. Pogodziła się z tym, żałując jedynie, że kiedy wybije godzina ordaliów, stanie przed próbą osłabiona.

Spędziła cały dzień leżąc zwinięta w kłębek na łóżku. Od rana padał uporczywy, drobny deszcz, zatapiając ogród, z którego odleciały ptaki. W miarę upływu czasu Fiorze było coraz ciężej na duszy.

Ku jej wielkiemu zaskoczeniu ta sama co rano siostra przyszła o zmroku z chlebem, wodą i dużą miską gęstej zupy, pachnącej świeżymi warzywami. Ku jej jeszcze większemu zaskoczeniu serwitorka przemówiła:

- Jest gorąca, jedz szybko!

Ton był niemal przyjazny i Fiora poczuła ciepło koło serca. Była to pierwsza osoba w tym przybytku zwracająca się do niej jak do istoty ludzkiej.

 Podziękowała z uśmiechem, ale tamta nie posunęła się aż do jego odwzajemnienia. To było jednak bez znaczenia. Z apetytem, właściwym dla swego wieku, Fiora rzuciła się na zupę. Wydawała się jej smakowita, choć miała trochę niecodzienny, trudny do określenia smak. Dziewczyna nie miała zresztą zbyt wiele czasu, by się nad tym zastanawiać; zaledwie przełknęła ostatnią łyżkę, miska wypadła jej z rąk. Jej oczy zamknęły się i Fiora zapadła w głęboki sen...

Rozdział ÓSMY

MEGIERA

 Fiora otworzyła oczy i zobaczyła wnętrze tak różniące się od tego, w którym zasnęła, że natychmiast zamknęła je z powrotem sądząc, że jeszcze śni, lecz ciężka i obolała głowa, suchość w ustach i okropne mdłości przywołały ją do trudnej jawy. Ponownie uniosła powieki i spróbowała się podnieść, ale głowę jej przeszył nagle ostry ból; opadła z jękiem na posłanie. Leżąc nieruchomo przyglądała się, niczego nie rozumiejąc, nieprawdopodobnemu wnętrzu, w którym się znajdowała.

Przypominało łaźnię, z racji wielkiego drewnianego cebra, ustawionego na pokrytej kafelkami podłodze, przeciętej rowkiem odprowadzającym wodę do dziury w ścianie. Był tu również kosz żarowy, zresztą wygaszony, nad którym sufit, pokryty chropawym tynkiem, poczerniał od dymu. Izba przypominała również więzienie, gdyż znajdowało się tu tylko jedno, wysoko umieszczone okienko, a także i sypialnię, bo dość wygodne łoże, w którym leżała Fiora, mogłoby pomieścić trzy lub cztery osoby. Prześcieradła i koce były czyste, a w osłaniających loże kotarach, uszytych z materiału w wielkie, krzykliwe, czerwono-żółte wzory, nieco wystrzępionych, migotały tu i ówdzie lśniące nitki, oznaki dawnej świetności. Na zielonym, obłażącym z farby, wielkim kufrze stał żelazny, pokryty zaciekami z wosku kandelabr z sześcioma płonącymi świecami, oświetlającymi ścianę, naprzeciw której znajdowało się loże. A ścianę tę pokrywało malowidło...

Bez wątpienia prymitywnie, bo wiele mu brakowało do młodych geniuszy, chluby Florencji, ale za to z wielkim realizmem i prawdziwą orgią kolorów, jakiś nieznany malarz ukazał miłosne igraszki pulchnej nimfy i postawnego satyra. Przerażona Fiora oblała się rumieńcem i zamknęła oczy mocno je zaciskając, by nie widzieć nieprzyzwoitego obrazu.

- Jeśli zamierzasz udawać, że śpisz - powiedział jakiś przepity głos - to nie jest to dobry sposób!

 Otworzywszy ostrożnie oczy, Fiora nie ujrzała już malowidła. Zamiast niego zobaczyła rodzaj monstrum: istotę zbudowaną jak lancknecht, o ochrypłym głosie, rękach jak maczugi, barkach tragarza i muskularnych ramionach. Obserwowana z pozycji leżącej, figura ta wydała się Fiorze olbrzymia i niemal równie szeroka jak wysoka. Jednakże trzeba było ustąpić wobec oczywistej prawdy - istota była kobietą! Świadczyły o tym piersi, sterczące jak lufy armat pod jaskrawozieloną, jedwabną suknią i długie, rude włosy otaczające twarz o rozmiarach reszty, która może nie byłaby pozbawiona pewnej urody, gdyby zetrzeć z niej warstwę szminki i gdyby oczy były większe; przypominały bowiem dwa zielone kamyki, i tyleż co w kamieniach było w nich ciepła. Całości dopełniała masa błyskotek, lśniących przy każdym ruchu właścicielki.

- Nie udaję, że śpię - powiedziała Fiora - ale chciałabym wiedzieć, gdzie jestem.


- To proste: jesteś u mnie.        

- Co to znaczy: u ciebie? A kim ty jesteś? 

 Kobieta oparła się o kolumny łoża, które zadrżało pod wpływem wstrząsu, wywołując u Fiory ponownie przeszywający ból.

- Nie musisz wiedzieć, co to znaczy u mnie! Nazywają mnie Pippa albo Wielka Pippa, albo też Megiera. Pewnie nigdy o mnie nie słyszałaś, bo obracamy się w różnym towarzystwie.

- Nie... nigdy. Jak się tu znalazłam? Wczoraj wieczorem zasnęłam w klasztorze.

 - Nie wczoraj - przedwczoraj wieczorem. Już myślałam, że nigdy się nie obudzisz... Coś mi się zdaje, że siostrzyczki trochę przesadziły ze swoim proszkiem...        

- Proszkiem? Ale dlaczego?

Pippa wybuchnęła rżącym śmiechem, pokazując zęby, które mogłyby zapewne mleć zboże.

- Z czystej dobroci. To święte kobieciny, wiesz? Pewnie pomyślały, że wrzucenie cię do wody byłoby marnotrawieniem pięknego towaru.

- Chcesz powiedzieć, że to one przyniosły mnie tutaj?

- Nie przesadzaj! Wyobrażasz sobie siostrzyczki przychodzące tutaj? - zarżała.

- Litości! - jęknęła Fiora - bądź cicho! Strasznie boli mnie głowa... i niedobrze mi! Zdaje mi się, że mam watę w ustach.

Pippa zamilkła, zmarszczyła brwi i położyła łapę na czole młodej kobiety:

- A nie mówiłam: trochę przesadziły. Zaraz coś z tym zrobimy!

Wróciła po chwili niosąc dużą glinianą filiżankę z parującym płynem o przyjemnym zapachu. Włożyła naczynie w dłonie Fiory, po czym chwyciła ją pod ramiona i posadziła.

- Wypij wszystko! Wiem, że to gorące, ale nie szkodzi. Fiora bohatersko spróbowała parzącego płynu. Ziółka, gorzkie mimo dodanego do nich miodu, zawierały dużą dawkę cytryny, mięty i jakiejś innej, nieokreślonej substancji. Po wypiciu całej zawartości była czerwona po korzonki włosów i pociła się jak w saunie. Nie zwracając uwagi na jej protesty, Pippa położyła ją z powrotem i przywaliła wszystkimi kołdrami znajdującymi się w drewnianym kufrze.

- Dobra! - powiedziała z zadowoleniem. - Za godzinę przyjdę zobaczyć, jak się miewasz. I nie próbuj wstawać!

 W godzinę później łoże było przemoczone, a Fiory nie bolała już głowa ani nie było jej niedobrze. Umierała natomiast z głodu, i kiedy kobieta wróciła z suchymi prześcieradłami, zapytała, czy nie mogłaby dostać czegoś do jedzenia. Pippa wybuchnęła śmiechem.

- Zdaje się, że czujemy się lepiej? No i dobrze. Nie znoszę jak ktoś u mnie choruje. Zaraz ci przyniosę jedzenie. Na razie wstań. Trzeba to wszystko zmienić!

Fiora wstała i stwierdziła, że wciąż jeszcze ma na sobie koszulę otrzymaną w klasztorze i że koszula ta jest mokra jak cała pościel.

- Zdejmij to! - poleciła Pippa, rozpalając błyskawicznie ogień w koszu żarowym, rzucając do niego jakieś pachnące zioła i zabierając się do łóżka.

Sprawiało to wrażenie trzęsienia ziemi.

- A ci założę? - zapytała Fiora, rozglądając się za jakimś odzieniem.

- Na razie zdejmij, później zobaczymy! No już, szybko!

Fiora zdjęła koszulę i wyciągnęła rękę po jedno ze zdjętych przez Pippę prześcieradeł, aby się nim okryć, ale kobieta powstrzymała ją brutalnie:

- Stój spokojnie! Muszę w końcu zobaczyć, jak wyglądasz na golasa. Ładna buźka to niezła rzecz, ale reszta powinna być równie dobra... Stój spokojnie, do cholery! Nie zmuszaj mnie, żebym poszła po bat!

- Bat? - zawołała Fiora z oburzeniem. - Zabraniam ci dotykać mnie!

Wyobrażasz sobie, że na to pozwolę? Nie znam cię i chcę stąd wyjść!

Nie przejmując się swym mocno niekompletnym strojem rzuciła się do drzwi, ale Pippa złapała ją za ramię i Fiora poczuła się jak w imadle.

- Stoisz spokojnie czy nie? - zagrzmiała kobieta. - Tutaj robi się tylko to, co mówię, i wychodzi wtedy, kiedy każę! Zrozumiałaś?

 Fiora skręcała się w jej straszliwym uścisku, który sprawiał ból. Chcąc nie chcąc musiała stanąć i poddać się ocenie Pippy, powstrzymując łzy wściekłości. Tamta odsunęła się na kilka kroków, aby obejrzeć ją od stóp do głów, po czym podeszła, wzięła w dłonie jej piersi, by sprawdzić ichjędrność, dotknęła brzucha, pomacała pośladki, pogładziła uda i na koniec westchnęła, rzucając Fiorze znoszoną koszulę z czerwonego jedwabiu:

- Byłabym naprawdę ostatnią idiotką, gdybym nie zbiła na tobie majątku! Na Belzebuba, naprawdę królewski z ciebie kąsek! Klient będzie zadowolony, ale musisz na siebie uważać...

- Klient? - powtórzyła Fiora z osłupieniem. - Jaki klient? Co to za dom?

Czego chcesz ode mnie?

Pippa rozparła się przed nią, z rękami na biodrach przewyższając ją o głowę.

- Klient to ten, który umieścił cię tutaj, u Pippy najsłynniejszej sutenerki między Morzem Tyrreńskim a Adriatykiem! Chce pozbawić cię dziewictwa i sypiać z tobą, póki mu nie przejdzie ochota! Albo póki nie skończą mu się pieniądze a mam nadzieję, że to nastąpi szybko, bo teraz kiedy cię zobaczyłam, nie mam zamiaru sprzedać cię byle komu. Mam już nawet pewien pomysł...