Fiora ze zdumieniem patrzyła na mnicha, który zdawał się być pogrążony w transie. Z oczami utkwionymi w sklepieniu, jakby oczekiwał, że rozstąpi się ono przed niebieskim gromem, wstał i oparty pięściami o stół wywrzaskiwał swą fanatyczną wściekłość... i nienawiść do Medyceuszy...
- Czy sądzisz, że nadejdzie dzień, gdy Antychryst nas opuści? - spytała matka Maddalena ze łzami w oczach, złożywszy dłonie.
Fray Ignacio powrócił raptownie na ziemię i starł pot perlący się na łysej czaszce.
- Taką nadzieję ma Jego Świątobliwość i zostałem wysłany tutaj tylko po to, by wesprzeć go moim wzrokiem i słuchem. Jestem obcy, a więc bezstronny. To co zobaczyłem do tej pory sprawia, że żałuję, iż potężna machina Inkwizycji, tak sprawna, gdy była w naszych rękach, została ostatecznie powierzona dominikanom, zupełnie się o nią nie troszczącym. Tymczasem dobrze byłoby, by odzyskała znaczenie w tych okolicach.
Zresztą królowa 'Izabela Kastylijska, przez którą zostałem wysłany do Rzymu, pragnęłaby, żeby papież zgodził się wprowadzić tę instytucję w królestwach wciąż zdobywanych na niewiernych Maurach... Ale zdaje się, że oddalamy się nieco od sprawy tej dziewczyny. Patrzy na nas okrągłymi oczami, które będzie musiała nauczyć się spuszczać!
- No właśnie, wielce szanowny bracie. Czy to nie najlepszy przykład wychowania bez Boga?
- Czytanie książek nigdy nikomu nie przeszkodziło kochać Boga i służyć mu - zaprotestowała Fiora z oburzeniem. - Sądzę, że jestem równie dobrą chrześcijanką jak...
- Może jak ja? Zapominasz się, Fioro!...
- Skończmy z tym, siostro - uciął oschle fray Ignacio. -Zamierzam ratować jej duszę, jeśli nie jest za późno. Powiedziałaś przed chwilą, że obawiasz się śmierci, grzeszna dziewczyno? Chętnie w to wierzę, bo jesteś istotnie młoda... i piękna, nawet jeśli twoja uroda jest dziełem szatana. Zadam ci więc proste pytanie: chcesz żyć?
- Będę żyła, jeśli Bóg tego zechce i jeśli rzeka mnie nie pochłonie - odpowiedziała spokojnie Fiora.
- Jesteś odważna, przyznaję... chyba, że liczysz na pomoc... Tamtego?
- Jakiego tamtego?
- Nie udawaj niewiniątka, bo twoje oczy nie mają w sobie nic niewinnego. Mówię o tym, którego przywołują czarownicy i czarownice. Wszystko wskazuje na to, że jesteś jedną z nich. Widziałem takie jak ty, uśmiechające się na widok stosu...
- Wezwałeś mnie tylko po to, aby mnie obrażać? -zawołała Fiora z oburzeniem. - Nie jestem czarownicą i nie była nią moja biedna matka, której jedyną zbrodnią była zakazana miłość!
- Nie radzę ci wspominać jej zbyt często! Ale zgoda, chcę ci wierzyć: nie jesteś czarownicą - powiedział mnich głosem nagle zmienionym, równie słodkim i ujmującym, jak poprzednio twardym i ostrym. - Jesteś tylko owieczką zgubioną przez złych pasterzy. Proponuję ci ratunek.
- Czy możesz więc uchronić mnie od wrzucenia do wody, chociaż całe miasto oczekuje tego z niecierpliwością?
- Widzę, że nie masz żadnych złudzeń co do tego, czego możesz oczekiwać od swych dawnych przyjaciół? - powiedział fray Ignacio z uśmieszkiem. - Nie, nie mogę uratować cię od ordaliów. Jedyną osobą mogącą to zrobić jesteś ty sama.
- Ja?
- A któż inny? Wystarczy tak niewiele: przyznaj w mojej obecności, tu i teraz, że niesłusznie oskarżyłaś... może pod wpływem żalu - widzisz, jak staram się ciebie zrozumieć! - tę biedną kobietę... Uchwyciła się, jak ostatniej deski ratunku, zaproponowanej przeze mnie straszliwej próby. Nie może więc być winna. Przyznaj, że się pomyliłaś, a ja postaram się uspokoić tych ludzi...
- Jeśli się zgodzę, co stanie się ze mną później?
- Najpierw zostaniesz w klasztorze, polecona opiece matki Maddaleny. Tak będzie ostrożniej, bo jak sama mówisz: zacni florentczycy widzą w tobie jedynie... diabelski pomiot. Nie mogłabyś odzyskać dóbr twego ojca: Medyceusz będzie bardzo szczęśliwy mogąc je zatrzymać. Zostałabyś zhańbiona, wtrącona do rynsztoka...
- Dlaczego miałabym tu zostać? Mogłabym wyjechać z Florencji!
- Ależ wyjedziesz z Florencji. Kiedy nastroje trochę się uspokoją i zostaniesz nieco zapomniana, zabiorę cię do Rzymu, gdzie na moją prośbę przyjmie cię Jego Świątobliwość. Będziesz mogła wtedy wybierać między jakimś przyjemnym klasztorem a służbą u którejś szlachetnej damy. Na przykład u siostrzenicy papieża, hrabiny Katarzyny... Na pewno przyjmie z dobrocią młodą kobietę, niegodnie opuszczoną i obrabowaną przez Medyceuszy.
Fiora - początkowo zdezorientowana przyjacielskim tonem hiszpańskiego mnicha, nie pojmując, w jakim celu przekonuje ją, by zrezygnowała ze swego oskarżenia -nagle zrozumiała. Prowadząc dochodzenie na temat rzekomego zdeprawowania Lorenza i Giuliana oraz ich malwersacji, fray Ignacio zamierzał uczynić ją jednym z pionków w swej grze. Choć mało interesowała się polityką, wiedziała o niej wystarczająco dużo, by zdawać sobie sprawę, że Sykstus IV, śmiertelny wróg Medyceuszy, pragnął ofiarować Florencję swemu siostrzeńcowi Girolamowi Riario, mężowi Katarzyny Sforzy, i starał się skupić wokół siebie wszystkich wrogów władcy tego miasta. Fiora dołączyłaby w Rzymie do Francesca Pazziego, pokonanego w czasie giostry. Szeptano, że papież interesuje się jego sprawami finansowymi i że przekazał do Rzymu, z błogosławieństwem starego Jacopa, większą część rodzinnego majątku. Tymczasem jawne uznanie Hieronimy za czystą i niewinną stanowiłoby obelgę dla Lorenza, próbującego bronić Fiory... i z całą pewnością tej pierwszej udałoby się uzyskać przyznanie jej przez Signorię znacznej części majątku Beltramiego.
Widząc, że młoda kobieta milczy, fray Ignacio zniecierpliwił się:
- No więc? Co masz teraz do powiedzenia? Sądzę, że moja propozycja jest bardzo wspaniałomyślna?
- Ja też tak sądzę - powiedziała przeorysza. - Zgadzam się udzielić ci tutaj schronienia; będziesz traktowana jak protegowana Kościoła...
Fiora przyjrzała im się kolejno: jej, o oczach jeszcze wilgotnych od głupiego rozczulenia, jemu, z tym jego irytującym tikiem ust, które na zmianę przygryzał i oblizywał. Budzili w niej jednakowe obrzydzenie.
- Dziękuję wam obojgu... bardzo serdecznie za szlachetne zainteresowanie dla mojej osoby, ale wolę poddać się sądowi bożemu. Mam nadzieję udowodnić, że mam rację!
Fray Ignacio zerwał się z fotela jak wystrzelony z katapulty.
- Szalona dziewczyno! Podpisujesz swój wyrok śmierci! - wrzasnął, a jego towarzyszka wzniosła oczy i ręce do nieba.
- Skąd ta pewność, czcigodny ojcze? Mogę przeżyć próbę wody.
- Ale nie ognia! Miałem rację: jesteś czarownicą i jeśli na nieszczęście rzeka wyrzuci cię żywą, skażę cię na stos! Pewnego dnia skażę też na stos Medyceusza i jego bandę. Wiem, że ma przy sobie jakiegoś greckiego lekarza, czarnoksiężnika i jasnowidza, będącego z pewnością wspólnikiem szatana! Kiedy papież położy rękę na tym przeklętym mieście, wszyscy oni spłoną... ale ty spłoniesz przed nimi na największą chwałę Boga!
Nie panował już nad sobą i w falującym świetle świec wykrzywione i spienione z gniewu usta i płonące oczy nadawały jego twarzy demoniczny wygląd.
-Będzie jak Bóg zechce. Pozwól, by on sam troszczył się o swoją chwałę. Na pewno zna się na tym lepiej niż ty!
- To twoje ostatnie słowo? Odmawiasz?
- Odmawiam. Pozwól mi wrócić do celi. Robi się późno... I chciałabym pomodlić się w spokoju.
- Świętokradztwo! Po ogniu na ziemi czeka cię ogień piekielny!
Krzyczał tak głośno, iż obawiając się zapewne, że usłyszy go cały klasztor, matka Maddalena pospiesznie wezwała klaśnięciem siostrę Priscę. Zakonnica zapewne nie znajdowała się daleko, gdyż pojawiła się natychmiast. W chwilę później Fiora ruszyła za nią z powrotem do swojej celi. Zaledwie się tam znalazła, usłyszała wychodzące z kaplicy siostry. Fiorę dobiegł szelest ich kroków i szepty: dziewczęta z klasztoru Santa Lucia zastanawiały się zapewne, dlaczego matka przełożona nie wzięła udziału w wieczornym nabożeństwie. Potem nie słychać już było żadnego dźwięku oprócz wściekłego ujadania psa i nieco później nawoływania wartowników na murach.
Podczas nieobecności Fiory przyniesiono kolację. Składała się z makaronu z serem i sosem bazyliowym. Była jednak zimna. Fiora zjadła trochę, ale uznawszy potrawę za kleistą, zadowoliła się wodą. Chociaż nic nie robiła przez cały dzień, czuła się zmęczona, a przede wszystkim zmęczony był jej umysł... Miała nadzieję, że kiedy zamknie się za nią klasztorna brama, zazna chociaż trochę spokoju. Tymczasem odkąd znalazła się w tym przybytku, stworzonym dla modlitwy i medytacji, napotykała tylko niegodziwość, małostkowość, pogardę. Tego wieczora musiała stawić czoła parze fanatyków, zdecydowanych użyć wszelkich środków, aby posłużyć się nią w realizacji swych intryg. Mnich zagroził jej nawet stosem. Nie ugięła się, mimo strachu, jaki w niej budził, i była z tego zadowolona...
Pomyślała, że zostały jej już tylko dwa dni, i serce ścisnęło jej się z powodu nieubłaganie uciekającego czasu. Czy jej życie, rozpoczęte w jednym więzieniu, musiało zakończyć się w innym? Pomyślała o swej matce i jej przejściach. Jakże Maria musiała cierpieć duszą i ciałem podczas ciężkich godzin porodu, pilnowana przez bezlitosnych więziennych strażników, mając straszliwą świadomość, że mała istotka, będąca częścią jej samej, zostanie jej zaraz odebrana, i z pewnością wkrótce skazana na śmierć! Całe dnie, całe noce agonii i miecz kata jako jedyna nadzieja. Ale przynajmniej mogła znaleźć oparcie w miłości, w ostatniej godzinie wziąć za rękę ukochanego, gdy tymczasem Fiora płakała całkiem osamotniona. Inaczej wyglądałoby wszystko, gdyby Filip, w którym nie udawało jej się zobaczyć ojca, kochał ją naprawdę tak jak Jan kochał Marię!
Pewnego dnia jej dziwaczny mąż dowie się, że Fiora, której ślubował miłość, opiekę i trwanie przy niej na dobre i na złe, umarła w opuszczeniu. Czy poświęci jej choć trochę żalu, uroni choć jedną Izę? Nie, Selongeyowie nie powinni płakać. Poczuje raczej wielką ulgę. Zniknie powód do wstydu, plama na honorze... Będzie mógł wesolutko zająć się inną kobietą... która może już zastąpiła ją w jego życiu i myślach?
"Fiora i Wspaniały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Wspaniały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Wspaniały" друзьям в соцсетях.