- Te kobiety za bardzo się nienawidzą, aby można było wydobyć z nich prawdę, lecz istnieje sposób jej wykrycia w sposób oczywisty. Proponuję odwołać się do sądu bożego. Poddajmy obie próbie wody! Zapanowała głęboka cisza. We Florencji, gdzie niezależność myślenia i idee filozofii greckiej zdobyły takie wpływy, że często niepokoiły Kościół, nie stosowano ordaliów, uważanych za praktyki z innego stulecia. Zaraz zresztą Lorenzo zaprotestował. Widząc jego zirytowane spojrzenie, wszyscy mogli stwierdzić, że hiszpański mnich przypadł mu do gustu nie bardziej niż jego słowa:


- Czy nie moglibyśmy, zanim dojdziemy do tej ostateczności, obdarzyć pewnym zaufaniem ludzi ponoszących odpowiedzialność za porządek i sprawiedliwość w tym mieście: naszych sędziów, bargella*12 i gonfaloniera Petrucchiego? Uważam, że są w stanie ujawnić mordercę Francesca Beltramiego... albo morderców, jeśli to był tylko wykonawca.

To pochlebstwo rozładowało atmosferę, gdyż priorzy poczuli się usatysfakcjonowani, że podkreśla się ich zalety, tak jak na to zasługiwały. Lorenzo, zachęcony ich wyrażającym aprobatę potakiwaniem, zamierzał mówić dalej, aby wykorzystać swoją przewagę, ale nagle Hieronima uklęknęła przed bratem Ignaciem.

- Jeśli o mnie chodzi, gotowa jestem poddać się sądowi Najwyższego i sądzę, wielebny ojcze, że masz całkowitą rację. Tylko Bóg może mnie oczyścić z hańbiącego zarzutu, który nie zaskakuje mnie jednak w ustach tej kreatury!

Fiora straciła oddech ze zdumienia wobec bezczelności nędznicy. Czyżby wzgardziła Bogiem do tego stopnia, by brać Go na wspólnika swej zbrodni? Podniósłszy się, Hieronima z triumfem zwróciła się do niej:

- Twoja kolej, ty nic niewarta dziewczyno! Co masz do powiedzenia?

 W ten sposób wezwana Fiora łagodnie odepchnęła usiłującą ją zatrzymać Leonardę, podeszła spokojnie, lecz zamiast przed cudzoziemskim mnichem, uklęknęła przed Signorią:

- Ja również zgadzam się poddać sądowi bożemu i głośno powtarzam moje oskarżenie: mój ojciec, którego mi nikt nie przeszkodzi tak nazywać, został zabity z rozkazu tej kobiety. Dziękuję czcigodnemu bratu Ignaciowi, że pozwoli mi w ten sposób dostarczyć brakującego dowodu.

Nagle ogarnął ją wielki spokój. Oczywiście wiedziała, że akceptując ordalia, zgadzała się na niemal pewną śmierć. Za dwa lub trzy dni, w koszuli i mocno skrępowana sznurami uniemożliwiającymi jakikolwiek ruch, zostanie wrzucona do Arno w porze przypływu, z niewielką szansą wypłynięcia na powierzchnię; przynajmniej będzie mogła połączyć się z ojcem w innym życiu, bo obecne już jej nie pociągało. Jedyna osoba zdolna ją obronić odeszła: ukochany znieważył ją, porzucił bezpowrotnie. Całe miasto, które jeszcze wczoraj uśmiechało się do niej i przypochlebiało jej, obróciło się przeciwko niej z tą okrutną radością, jaką ludzie przeciętni witają upadek istoty dotąd uprzywilejowanej. Pocieszała się jednym: umrze, zgoda, ale Hieronima podzieli jej los. Chyba że... w podstępnym umyśle kuzynka uknuła jakiś sposób, aby uchronić się od utonięcia. Ale jaki?

 Wspaniały najwidoczniej zadawał sobie to samo pytanie. Nie spuszczał Hieronimy z oka i podobnie jak Fiora, nie rozumiał, co też mogło popchnąć tę kobietę do uchwycenia się propozycji hiszpańskiego mnicha jak jakiejś wyjątkowej szansy? Z powodu zgody obu kobiet na sąd boży znowu wybuchła wrzawa. Wszyscy mówili jednocześnie i trudno było zaprowadzić porządek. Tylko Lorenzo i dwaj mnisi czekali nieporuszeni, aż zgiełk ucichnie. Wreszcie członkowie Signorii doszli do porozumienia, że po upływie trzech dni obie kobiety zostaną wywiezione na środek rzeki w osobnych łodziach i wrzucone do wody przez kata, po uprzedniej spowiedzi i wysłuchaniu mszy. Decyzja Signorii zależeć będzie, rzecz jasna, od wyniku próby. Tymczasem zaprowadzone zostaną do klasztoru dominikanek Santa Lucia, by mogły oddać się rozmyślaniom i modlitwie do dnia sądu.

Fiora ukryła rozczarowanie. Miała nadzieję, że pozwolą jej czekać na ostatnią chwilę w domu, w swojskim otoczeniu, ale nawet tego jej odmówiono. Jak w przypadku jej ojca, podróż podjęta rano miała być ostatnią... Doprawdy, Bóg był czasami bardzo okrutny i młoda kobieta nie miała żadnej nadziei na zbawczy cud.

Ze łzami w oczach ucałowała rozpaczliwie szlochającą Leonardę, której nie zezwolono na towarzyszenie wychowanemu przez nią dziecku. Guwernantka uzyskała jedynie pozwolenie na przebywanie w pałacu Beltramiego aż do rozstrzygnięcia próby. Wtedy miano zadecydować o jej losie.

- Nie obawiaj się - szepnął Lorenzo Medyceusz - któremu udało się zbliżyć do Fiory, zaopiekuję się nią, jeśli...

Nie śmiał dokończyć zdania, że przy swym sceptycyzmie nie oczekiwał wiele po interwencji niebios.

- ... i wezmę ją do swego domu - dokończył. Ale Leonarda miała na ten temat inne zdanie.

 - Jeśli pozwolisz, panie, aby moje dziecko straciło życie w wyniku tego głupiego sądu - oświadczyła po francusku - nie zostanę ani chwili dłużej w tym niegodziwym mieście i aż do końca mych dni modlić się będę, aby Bóg zesłał na nie wszelkie nieszczęścia!

- Poczekajmy najpierw na wynik jego sądu... - westchnął nieustraszony Lorenzo.

Żołnierze szykowali się już, aby poprowadzić obie przeciwniczki do klasztoru. Po raz ostatni Fiora uściskała trzymającą się jej kurczowo Leonardę.

- Dbaj o mój dom i domowników. Opiekuj się Khatoun. Jest bezbronna jak kocię...

Na zewnątrz zebrał się tłum, który, nie wiadomo jakim sposobem, wiedział już o wszystkim. Długie oczekiwanie sprawiło, że był jeszcze bardziej wzburzony niż w czasie pogrzebu Beltramiego; wśród drwin, a nawet obelg, kobiety dotarły do klasztoru w pobliżu bramy San Niccolo. Podczas tego okropnego przemarszu Fiora nie dostrzegła jednej przyjaznej twarzy. W kącie loggii dei Priori ujrzała wysoką sylwetkę Demetriosa Lascarisa, który odprowadził ją wzrokiem tak długo, jak to było możliwe, ale nie uczynił najmniejszego znaczącego gestu. Fiora, przypomniawszy sobie pomoc, którą jej proponował, gdy wcale tego nie potrzebowała, pomyślała, że ten mężczyzna, choć cudzoziemiec, był taki sam jak wszyscy: troszczył się przede wszystkim o własne bezpieczeństwo. Zresztą, nie miał naprawdę żadnego powodu, by szczególnie się nią interesować... Co nie zmieniało faktu, że to ostatnie rozczarowanie było dla Fiory szczególnie przykre. Kiedy zamknęła się za nią ciężka brama klasztoru Santa Lucia, miała wrażenie, że zstąpiła do grobu...

 Siedząc na nędznym posłaniu, Fiora przeżywała wciąż od nowa wydarzenia tego strasznego dnia. Czuła się zmęczona i obolała, jakby obito ją kijem. Ta cela stanowiła ostateczne rozczarowanie. Wiedziała z wcześniejszych wielokrotnych tu pobytów z Chiarą (której daleką kuzynką była przeorysza, matka Maddalena degli Angeli), że siostry i damy szukające schronienia w klasztorze dysponowały pokoikami pozbawionymi wprawdzie wygód, ale niezwykle czystymi, ozdobionymi świętymi obrazkami i z widokiem na wirydarz z kwitnącym ogrodem pośrodku. Wąskie, zakratowane okienko jej celi wychodziło na boczne podwórze ze śmietnikiem i latrynami. Pochodzący od nich smród był trudny do zniesienia i z dwojga złego Fiora wolałaby zamknięcie w prawdziwym więzieniu, gdyż umieszczenie jej w tym ohydnym miejscu dobitnie świadczyło o braku szacunku.

Ostatnie złudzenia, jeśli jeszcze je miała, ulotniły się, gdy o zmroku siostra serwitorka przyniosła jej kromkę czerstwego chleba, dzbanek wody i miskę kapuśniaku, w którym pływał kawałek zjełczałej słoniny. Fiora odepchnęła miskę ze wstrętem:

- Kuchnia klasztorna nie poczyniła postępów od mojej ostatniej wizyty - zadrwiła. - Myślałam, że mam prawo do innego traktowania?

- Widzicie, jaka księżniczka! - zawołała siostra, dziewczyna o czerwonej, wąsatej twarzy. - Matka przełożona jest bardzo uprzejma, zgadzając się przyjąć i żywić taką diabelską córkę jak ty! Powinnaś jej za to podziękować na kolanach.

 - Aha! Więc teraz jestem diabelską córką? A przecież zostałam ochrzczona. Kiedy tu przychodziłam, nie szczędzono mi pochlebstw i słodkich słówek jako córce bogatego Francesca Beltramiego. A teraz powinnam na kolanach dziękować za zupę, której nie chciałyby świnie? Idź powiedzieć matce przełożonej, że pragnę z nią mówić!

- Nie tak łatwo dostać się do matki przełożonej! Poszła do kaplicy, by połączyć się w modlitwie z tą świętą kobietą przysłaną do nas razem z tobą, i która będzie cierpiała z twojej winy

Nazwanie Hieronimy świętą kobietą było szczytem wszystkiego! Fiora spojrzała na zakonnicę z jawnym wstrętem i wzruszyła ramionami.

- Czy ja nie mam prawa również się modlić? Zaprowadź mnie do kaplicy!

- Czarownice zawsze udają, że są bardziej katolickie niż papież. Nasze siostry nie chcą zostać zbrukane twoją obecnością, więc jeśli chcesz się modlić...

Grubym, drżącym z gniewu palcem wskazała wiszący na ścianie krzyż.

- Możesz to zrobić tutaj! Nasz Pan jest wszędzie, ale oczywiście takie jak ty umieją się modlić tylko na aksamitnych poduszkach, wśród woni kadzideł...

- Wynoś się - powiedziała Fiora ze znużeniem - i zabierz tę wstrętną zupę. Wystarczą mi chleb i woda.

Ze złym uśmieszkiem siostra upuściła miskę, która rozbiła się ochlapując czarną suknię Fiory.

- Powiem, że ty to zrobiłaś - powiedziała złośliwie. -Mam nadzieję, że zostaniesz wychłostana!

 - Nie radzę twoim siostrom tego robić, bo inaczej za trzy dni, kiedy stanę przed Signorią, powiem, jak byłam traktowana przez osoby, którym mnie powierzono. Zresztą i tak to zrobię. Opowiem jak różnie traktowano mnie i kobietę, która zabiła mego ojca. Byłabym zaskoczona, gdyby pan Lorenzo był z tego zadowolony.

Siostra wyszła, trzasnąwszy drzwiami, nie zapominając jednak dokładnie ich zamknąć. Pozostawszy sama, Fiora usiadła na łóżku. Była zdecydowana umrzeć, ale czy jej ostatnie dni musiały upłynąć wśród brzydoty, brudu i podłości? Czy świadomość nadchodzącej śmierci nie jest wystarczająco ciężka, gdy się ma zaledwie siedemnaście lat?