- Gdybym nie pilnował porządku - powiedział do Leonardy, czyniącej mu z tego powodu wyrzuty - wszystkie dziwki i wszyscy sutenerzy z miasta defilowaliby w tym domu. Zakładają na zmianę porządne ubrania, które sobie' nawzajem pożyczają, a później przychodzą z minami świętoszków, bo to wspaniała okazja do zobaczenia bogactwa domu. Na nieszczęście dla nich znam ich prawie wszystkich!

W ślad za Wspaniałym przybył spiesznie Luca Tornabuoni. Fiora, z góry nastawiona na obronę, oczekiwała wielkich miłosnych przysiąg, a nawet natychmiastowych oświadczyn, ale młodzieniec, oddawszy hołd zmarłemu, skłonił się jej głęboko i powiedział tylko:

- Wezwij mnie, pani, jeśli potrzebować będziesz pomocy wiernego przyjaciela, który ogromnie chciałby choć trochę ukoić twój smutek.

Była mu wdzięczna za te słowa i spontanicznie podała mu rękę.

- Dziękuję, Luca! Będę o tym pamiętać...

 Ku jej zaskoczeniu zaraz potem przyszli Simonetta i Marco Vespucci w towarzystwie kuzyna Ameriga. Jak zwykle jasna i promienna, mimo czarnej sukni włożonej przez szacunek dla zmarłego, „Gwiazda Genui" ucałowała Fiorę z serdecznością i ciepłem, które ją wzruszyły.

- Będziesz się czuła bardzo samotna w tym wielkim pałacu, pani - powiedziała. - Może zamieszkałabyś ze mną przez jakiś czas? Rzadko ze sobą rozmawiałyśmy, ale wiedz, że masz we mnie starszą siostrę lub przynajmniej przyjaciółkę...

Fiora oddała jej pocałunek szczerze, a nawet z pewnym zawstydzeniem. Tak kiedyś nienawidziła tej cudownej kobiety, w której uparcie widziała rywalkę jeszcze dwa miesiące temu!... albo raczej dwa wieki temu! Nic już nie stało na przeszkodzie, by żona, choćby wzgardzona, Filipa de Selongeya została przyjaciółką Simonetty. Poczuła nagle wielki smutek na wspomnienie przepowiedni Greka, pragnąc z całego serca, aby okazała się ona błędna...

Marco Vespucci poparł zaproszenie żony, ale kuzyn Amerigo, jak zawsze z głową w chmurach, spowodował lekkie zamieszanie, odwracając się tyłem do Fiory, aby z czcią ucałować dłoń Leonardy, która powstrzymywała wybuch śmiechu. Simonetta, wznosząc do sufitu wzrok wyrażający przygnębienie, uratowała sytuację, wyprowadzając roztargnionego kuzyna z żałobnego pokoju.

Chiara, którą wuj zabrał wczesnym rankiem do swej winnicy w San Gervaso, wpadła jak bomba, wlokąc za sobą grubą Colombę i służącego uginającego się pod ciężarem kufra z ubraniami.

- Zostaję z tobą! - oświadczyła Fiorze całując ją. - Będę mieszkać z tobą, dopóki nie będziesz miała mnie dosyć. Nie próbuj mi w tym przeszkodzić! Coś mi mówi, że możesz potrzebować pomocy, i to już niedługo.

 Nie czekając na odpowiedź, uklękła przy łożu i pogrążyła się w głębokiej modlitwie. Z sercem ogrzanym tą spontaniczną czułością, Fiora przez chwilę patrzyła na modlącą się przyjaciółkę, a później wróciła do męczącego obowiązku przyjmowania, mimo rosnącego znużenia, kolejnych odwiedzin. Wiedziała jednak, że najgorsze ma dopiero przed sobą. Jeśli nie zdarzy się cud, będzie musiała wkrótce przyjąć znienawidzoną Hieronimę, co do której była przekonana, że to ona kazała zabić ojca... Fiora miała jedynie nadzieję, iż w związku z żałobą dama ta nie ośmieli się domagać odpowiedzi na sformułowaną w przeddzień skandaliczną propozycję małżeństwa. Ale nie znała Hieronimy...

Przyszła wraz z zapadnięciem .zmroku, a echo pałacu powielało okrzyki i szlochy jej hałaśliwej rozpaczy, wywołując u Fiory gęsią skórkę. Fiora wyszła z pokoju, gdzie już od godziny Sandro Botticelli, siedząc w kąciku z oczami zamglonymi przez łzy, szkicował w milczeniu ostatni wizerunek człowieka, który od początku wierzył w jego talent. Oczekiwała w galerii nadejścia swej nieprzyjaciółki, chcąc bronić jej wstępu do pomieszczenia, gdzie spoczywał ojciec.

Na widok Hieronimy, spowitej w żałobne materie jak matrona ze starożytnego Rzymu i z twarzą ociekającą łzami, poczuła mdłości. Chciała krzyczeć, rozkazać, by wyrzucono za drzwi tę potworną hipokrytkę, ale Chiara powstrzymała ją.

- Nawet jeśli masz rację myśląc to, co myślisz, musisz ją przyjąć.

- Nie chcę, żeby zbliżała się do ojca!

 - Nie możesz jej tego zabronić. Należy do rodziny. Nie powinnaś dawać żadnego pretekstu do krytyki.

Fiora bez słowa, tłumiąc gniew, powitała przybyłą skinieniem głowy i sama otworzyła przed nią drzwi pokoju, do którego tamta wpadła krzycząc:

- Gdzie jesteś, Francesco! Mój kuzynie... mój bracie! Nigdy nie dowiesz się, jak bardzo byłeś mi drogi, jak bardzo...

- Przeciwnie, myślę, że tam gdzie jest teraz, mój ojciec doskonale wie, co sądzić o naszych uczuciach! - powiedziała oschle Fiora, nie mogąc dłużej milczeć. - Pohamuj nieco wyrażanie swego... bólu, kuzynko! Ojciec nie lubił uzewnętrzniania uczuć.

- Mówisz o czymś, o czym nie masz pojęcia! My, florent-czycy, lubimy dawać wyraz naszym radościom i smutkom. Ale aby to zrozumieć, trzeba stąd pochodzić...

Uklęknęła przy łożu, zasłaniając w ten sposób Botticellemu głowę zmarłego. Malarz z westchnieniem odłożył węgiel. Musiał tak czekać dobry kwadrans. Modły Hiero-nimy, mieszające się z wzywaniem duszy Francesca, przedłużały się, irytując w najwyższym stopniu Fiorę, stojącą z drugiej strony łoża. W końcu Hieronima pochyliła się, złożyła pocałunek na zimnym czole i wyrecytowała melodramatycznym tonem:

- Spoczywaj w spokoju, Francesco! Przejmuję twoje brzemię! Od tej pory ja czuwać będę nad wszystkim, co było ci drogie, przysięgam ci to!

Wstała z trudem, całkiem zaplątana w żałobne welony. Lodowate spojrzenie Fiory śledziło każdy jej ruch:

- Zbędna przysięga, kuzynko! Nikt tutaj o nic cię nie prosi, a już najmniej mój ojciec!

 - Jestem najstarsza w rodzinie. Od tej pory ja jestem jej głową i będę umiała to udowodnić. Niemniej zgadzam się pozostawić ci wybór w kwestii przyszłości. Wolisz zamieszkać pod moim dachem czy też żebyśmy, ja i moja rodzina, przeprowadzili się tutaj?

Bezczelność Hieronimy odebrała Fiorze głos, ale nienawiść i chciwość, lśniące w ciemnych oczach tej kobiety, ożywiły ją.

- Ani jedno, ani drugie. Jak śmiesz decydować o tym, co do ciebie nie należy i, co więcej, o mojej osobie?

- To, co jeszcze do mnie nie należy, wkrótce będzie moje. Co do ciebie, księżniczko, pora, żebyś zeszła na ziemię. Niedługo będziesz już jedynie posłuszną żoną mojego syna Pietra... zgodnie z tym, co postanowiliśmy z kuzynem!

- Jak śmiesz wypowiadać podobne kłamstwa, gdy on jeszcze jest tutaj? Sądzisz, że nie wiem, co zostało powiedziane wczoraj w Sali Organowej?

Ojciec z pogardą odniósł się do tego związku, który go obrażał...

- ... ale na który nie mógł się nie zgodzić. Był na to zbyt inteligentny.

Jak tylko skończy się żałoba, ogłosimy zaręczyny.

- Nigdy! Nie możesz mnie do tego zmusić! Zwrócę się do pana Lorenza!

Hieronima nagle wybuchnęła śmiechem.

- Twój jaśnie pan nic na to nie poradzi. Jesteśmy jeszcze republiką, mimo ważnych min, jakie przybiera. Będzie musiał ustąpić przed wolą większości! Zobaczysz, zobaczysz... - powtarzała ze śmiechem.

Odkładając papier i węgiel, Botticelli blady z gniewu rzucił się, by wyciągnąć ją z pokoju.

 - Oszalałaś? - zagrzmiał. - Ośmielasz się śmiać i odgrażać w pokoju zmarłego? To nie przynosi szczęścia, donno Hieronimo, powinnaś bardziej bać się gniewu bożego!

- Puść mnie, przeklęty pacykarzu! Wołanie o karę niebios pięknie pasuje do ciebie, żyjącego jak tobie podobni, w grzechu i rozpuście!

- Pewnie właśnie z tego powodu kościoły i klasztory wciąż składają u nas zamówienia. Wyjdź, nie czyniąc więcej hałasu, donno Hieronimo! Nikogo tu nie przekonasz, a zakłócasz spokój zmarłego!

Gniewnym ruchem Hieronima wyszarpnęła ramię z dłoni malarza, uporządkowała toaletę. Zmierzywszy wszystkich ciężkim od gróźb spojrzeniem, przekroczyła drzwi, szeroko otwarte przez Leonardę.

- Wkrótce znowu będę się śmiała, jeszcze głośniej niż dzisiaj, tutaj, w tym domu, i nikt mi nie przeszkodzi! Jeszcze się spotkamy, Fioro! I to niedługo!

- Już drugi raz tak się odgraża - zauważyła Chiara -śledząca tę scenę bez słowa. Jakie ma do tego prawa?

 Fiora nie odpowiedziała od razu, wahając się jeszcze przed zwierzeniem dramatu swego pochodzenia. Badała wzrokiem miłą buzię przyjaciółki, próbując odgadnąć jej ukrytą naturę. Czy Chiara lubiła ją wystarczająco, by przejść nad tym do porządku dziennego, czy też odsunie się ze wstrętem? I nagle podjęła decyzję. Warto było zaryzykować tę próbę. Jeśli córka szlachetnych Albizzich jej nie sprosta, Fiora będzie po prostu trochę bardziej samotna w obliczu nieszczęścia, w którym z dnia na dzień bardziej się pogrążała. 1 - Chodź! - powiedziała. - Dowiesz się... Zapaliła świeczkę od płomienia jednej z dwóch gromnic i wyjęła klucz do studiola z kuferka, w którym ojciec miał zwyczaj go chować. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na białą powłokę, skrywającą niegdyś duszę tak dzielną i szlachetną, poprowadziła przyjaciółkę przez galerię słabo oświetloną palącymi się na dziedzińcu pochodniami w żelaznych uchwytach.

Drzwi otworzyły się bez skrzypnięcia, ukazując lśnienie cennych markieterii. Fiora wpuściła Chiarę, zamknęła starannie drzwi i podeszła do portretu. Jedną ręką zdjęła osłaniający go aksamit, a drugą oświetliła jasną twarz, która naraz jakby ożyła...

- Ależ - powiedziała Chiara - to ty!... A jednak to nie jesteś naprawdę ty... Może z powodu tych jasnych włosów. ..

- To ja pozowałam, zresztą nie wiedząc w jakim celu. Portret przedstawia moją matkę, Marię de Brevailles.

- Sądziłam, że nie znasz nawet jej imienia.

- Tak było. Poznałam je całkiem niedawno. Teraz, jeśli chcesz, opowiem ci jej historię. Po to cię przyprowadziłam... Chcesz?

Zamiast odpowiedzi Chiara usadowiła się na jednym z foteli, splotła dłonie i czekała, gdy tymczasem Fiora zapalała jedną po drugiej świece w wielkim lichtarzu.