W tym czasie w wielkiej, paradnej sypialni, lekko ogrzanej, uperfumowanej i ozdobionej kwiatami i liśćmi, Leonarda i Khatoum przygotowywały Fiorę do nocy. Zburzywszy skomplikowaną fryzurę, czesały, szczotkowały, nadawały połysk jej długim, czarnym włosom, aż stały się jedwabiste, lśniące i miękkie. Zdjęły z niej ozdoby, wspaniałą suknię, bieliznę i delikatnie wmasowały w jej tułów i nogi balsam pachnący lasem i świeżo ściętą trawą. Później wzięły ją za ręce i zaprowadziły nagą do wielkiego łoża z kolumienkami, ozdobionego draperiami z purpurowego aksamitu ze złotą frędzlą, które, masywne jak ołtarz ofiarny, zajmowało cały środek pokoju.

Położyły ją między jedwabnymi, ogrzanymi prześcieradłami i rozpostarły na poduszce jej włosy, tak że tworzyły czarną, lśniącą aureolę. Potem Leonarda zapaliła lampkę nocną u wezgłowia, pocałowała Fiorę w czoło i zaciągnęła zasłony przy łożu, po czym wyszła wraz z Khatoun, która nuciła akompaniując sobie na lutni... Dźwięk instrumentu powoli ucichł i Fiora z sercem bijącym jak oszalałe została sama w świetle lampki, rzucającej czerwonawe błyski...

 Nie musiała długo czekać. Usłyszała lekkie skrzypnięcie drzwi, stłumiony przez dywany odgłos kroków i wreszcie szelest rozsuwanych oburącz zasłon. Fiora zamknęła oczy, ale niemal natychmiast otworzyła je z powrotem, nie chcąc tracić niczego z tej niezwykłej nocy. Ujrzała Filipa. Stojąc przy łożu, z rękami jeszcze wczepionymi w aksamitne zasłony, patrzył na nią, a jego oczy lśniły w opalonej twarzy. Nie miał na sobie nic poza krótkimi, białymi kalesonami. Drgający płomień oliwnej lampki ożywiał jego mocne, lecz nie zanadto masywne uda, lekko owłosiony tors, ramiona.

Fiora patrzyła na niego zafascynowana, myśląc, że jest jeszcze piękniejszy niż posąg Hermesa, z którego tak dumny był Lorenzo Medyceusz, gdy Filip schwycił nagle przykrywające ją prześcieradło i jednym gwałtownym ruchem odrzucił je w nogi łoża... Z rozpłomienionymi raptem policzkami Fiora ponownie zamknęła oczy czekając, by przemówił, powiedział cokolwiek, żeby uczynił jakiś gest, ale Filip nie spieszył się. Wziął do ręki lampkę i uniósł ją nad nerwowo wyprężonym ciałem dziewczyny. Zauważył, że drży i uśmiechnął się:

- Czego się boisz? Zwierciadło nigdy ci nie mówiło, że jesteś piękna?... Taka piękna... taka słodka!

Odstawił lampkę i osuwając się na kolana przyłożył wargi do brzucha Fiory, którą przebiegł długi dreszcz. Poczuł to i zaśmiał się lekko:

- Śliczny instrumencie - wyszeptał otulając pieszczotliwym ruchem drżące dziewczęce piersi - jaką cudowną pieśń miłosną będę mógł na tobie zagrać...

 Nie zmieniając pozycji, wciąż klęcząc, pokrywał całe jej ciało lekkimi pocałunkami, muskając delikatnie różowe koniuszki piersi, wznoszące się pod jego wargami. Tymczasem jego dłonie badały łuki bioder i jedwabiste płaszczyzny napiętego brzucha. Usta poszły śladem dłoni, zsunęły się, zeszły jeszcze niżej, aż do miękkiego runa, które delikatnie rozsunęły. Z szeroko otwartymi oczami, oszołomiona Fiora czuła, jak budzi się w niej burza, żarliwa namiętność, o której odczuwanie nigdy siebie nie podejrzewała... Całe jej ciało przyzywało tego mężczyznę, który rzeczywiście grał na nim jak na instrumencie, wydobywał z niego westchnienia i ciche jęki, domagające się jakiegoś nie znanego jej jeszcze spełnienia... Wreszcie wślizgnął się na nią i wpił w jej usta drapieżnym, głębokim pocałunkiem, pod którym omdlała z rozkoszy... Jej ciało napięło się i wygięło, jakby chciało wyrwać się spod przygniatającego je ciężaru, ale Filip łagodnie opanował jej opór i nagle poczuła, że w nią wchodzi...

Poczuła lekki ból. Jej okrzyk został stłumiony pocałunkiem. Przez chwilę Filip trwał nieruchomy, później, z rękami zatopionymi w jedwabistych falach jej włosów, których zapach go upajał, rozpoczął powoli, bardzo powoli, swój taniec miłości, do którego Fiora wkrótce namiętnie się przyłączyła... Płomienna fala rozkoszy porwała ich i uniosła, aż do końcowego paroksyzmu, który osiągnęli razem w podwójnym jęku... Później fala opadła, zostawiając ich jak rozbitków, dyszących na plaży zmiętych prześcieradeł, splamionych kilkoma kroplami krwi... Ale Filip nie rozluźniał uścisku...

 Ta nowa istota, którą przebudził dla miłości, ofiarowała mu właśnie, nie wiedząc o tym, najbardziej wzruszającą rewelację, odkrycie nieznanych obszarów jego serca. Sądził, że kocha Fiorę tak, jak kochał już często. Tym razem jednak myśliwy wpadł we własne sidła i nie miał ochoty się z nich wydostać. A jednak będzie musiał to zrobić, gdy nadejdzie świt. Związany danym słowem, będzie musiał odjechać i zostawić żonę, której nie miał nadziei nigdy odzyskać, by egzystowała w oddaleniu. Nikt nie pozwoli mu niczego zmienić w umowie zawartej z Beltramim, a szczególnie ten ostatni. Wyczytał to w morderczym spojrzeniu, którym kupiec odprowadził go do drzwi sypialni Fiory...

- Kocham cię! - wyszeptał z ustami w jej włosach. -Nigdy nie dowiesz się, jak bardzo cię kocham...

- Dlaczego nie miałabym się nigdy dowiedzieć? Czyż nie będziesz mógł mi tego dowieść przez wszystkie lata, jakie są przed nami?

- Ale czy mamy przed sobą jakieś wspólne lata? Odjadę, zostawiając cię samą, ponieważ nie mogę zabrać cię ze sobą.

- Właściwie dlaczego nie możesz?

- Przecież wiesz. Nie zabiera się kobiety na wojnę.

- Może gdybyś to zrobił, zaskoczyłaby cię ona swoim zachowaniem? Myślę, że zgodziłabym się na każde niebezpieczeństwo, byle pojechać z tobą, być przy tobie bez przerwy.

- Czyżbym poślubił młodą lwicę? - spytał całując ją. -Tylko podsycasz mój żal, mój skarbie, mój kwiatuszku... moje słodkie kochanie. Ale musisz tu zostać, choćby dlatego, by nie narażać ojca na niebezpieczeństwo. Mówi się, że gniew wspaniałego Lorenza może być groźny, tym bardziej że ma obecnie mało legalnych praw do sprawowania władzy. Anie mam najmniejszych wątpliwości co do uczuć, jakie żywi wobec mojego księcia. Gdyby się teraz dowiedział, że ojciec wydał cię za mnie, nawet nie pytając go o zdanie, to konsekwencje mogłyby być... nieprzyjemne dla was obojga.

- Będę więc na ciebie czekała - westchnęła Fiora - nawet gdyby to oczekiwanie miało trwać tylko tydzień, wyda mi się bardzo długie... Naprawdę musisz rano wyjechać?

- Nie mogę postąpić inaczej...

 - Nie należy więc tracić ani chwili z tej nocy ofiarowanej nam przez przeznaczenie. Kochaj mnie! Filipie, kochaj mnie jeszcze raz i jeszcze, abym mogła żyć wspomnieniami przez wszystkie dni i wszystkie noce, które spędzę bez ciebie.

Filip tylko czekał na tę prośbę, gdyż znowu obudziło się w nim pożądanie, ale obawiał się, że dając mu upust przestraszy, a może skrzywdzi to dziecko, które tak ufnie mu się oddało. Odsunął się więc trochę.

- Nie należy się tak spieszyć, mój skarbie... Jesteś taka młoda, taka niewinna... Boję się, że cię skrzywdzę!

- Nie możesz mnie skrzywdzić, skoro to ja cię przyzywam. Tak słodko jest należeć do ciebie...

Spojrzał na nią olśniony, zachwycony... Światło lampy rzeźbiło jej ciało miękkimi cieniami, złociło cudowny zarys piersi, kładło się blaskiem na udach, krągłych, a zarazem szczupłych. Dłonią uniósł piękną, niewinną twarz o rozchylonych, zachęcających wargach i dużych, jasnych, omdlewających teraz oczach. Nigdy nie miał do czynienia z kobietą tak piękną i serce ścisnęło mu się na myśl, że rozkwitnie ona jeszcze bardziej z dala od niego:

- Chcesz? - spytał zachrypniętym głosem. - Naprawdę chcesz?...

Fiora wybuchnęła kaskadą radosnego, dziecinnego, a zarazem podniecającego śmiechu:

- Oczywiście, że chcę! Platon mówi, że rzeczy piękne dobrze jest powtarzać dwa albo trzy razy!

 Zdumienie odebrało mu głos. Platon był z pewnością ostatnim intruzem, którego spodziewałby się w ślubnym łożu. Jak mógł przypuszczać, że ta urocza dziewczyna, prawie dziecko, karmiona była grecką filozofią? Jego własna kultura nie wykraczała poza Komentarze Cezara i poczuł się nieco urażony...

- A co Platon mówi o miłości? - zapytał, gdy tymczasem jego palce znów zaczęły przesuwać się po gładkiej skórze.

- Wcale o niej nie mówi - wydyszała Fiora, a jej oczy zaszły mgłą... - Ale twierdzi:... „Dawaj, a będzie ci dane!" Ja... ja oddaję ci siebie na zawsze! I chcę ciebie, całego...

Posiadł ją brutalnie, jak dziewkę w zdobytym mieście. Krzyknęła pod nim, ale zdusił jej okrzyk. Czuł, że po jej twarzy płyną łzy i pojął, że sprawia jej ból, ale poczuł z tego powodu niedobrą radość. Satysfakcję zdwajała okropna myśl, że ta dziewczyna, zrodzona z kazirodczego związku, była w końcu może jedynie wysłanniczką diabła. Miał ochotę ją zabić, aby uwolnić się od więzów, którymi niepostrzeżenie spętała jego duszę. Objął dłońmi jej kruchą szyję i zamierzał je zacisnąć, kiedy otworzyła szeroko ogromne oczy o barwie chmur i wyciągnęła do pocałunku obrzmiałe usta... - Filipie! - wyszeptała. - Mój kochany, mój panie...

- Twoim panem jest szatan! - warknął. - Bóg nie mógł stworzyć podobnego piękna...

Nagle oprzytomniała i chciała mu się wyrwać.

 - Jeśli jest we mnie szatan, to ty go obudziłeś. Powiedziała to z takim bólem, że zrobiło mu się wstyd. Teraz jej łzy nie były już łzami szczęścia. Zebrał je wargami jedną po drugiej, a później długo całował drżące usta i ponownie wywołał eksplozję rozkoszy w jej ciele, zanim sam znalazł zaspokojenie.

- Wybacz mi! - szepnął wreszcie. - Wydaje mi się, że doprowadzasz mnie do szaleństwa...

- A więc oboje jesteśmy szaleni - doszła do wniosku Fiora, wtulając głowę w zagłębienie ramienia męża...

Była teraz zmęczona, ale nie chciała jeszcze spać. Będzie miała dużo czasu na sen, kiedy Filipa już tu nie będzie, gdy jej łoże będzie puste i zimne...

- Nie miałam pojęcia - westchnęła - że miłość może dać tyle radości i chciałabym móc dać ci jej tyle, ile ty mi dajesz...