Twarz Bernarda Bembo zachmurzyła się.
Colleoni właśnie zmarł w swoim zamku w Malpadze. Blask jego sławy był tak silny, że kazał zapominać o jego wieku.
- Czy był taki stary?
- Miał prawie siedemdziesiąt pięć lat. Dodam, że zapisał Republice kwotę stu tysięcy złotych dukatów, aby nawet po śmierci uczestniczyć w wojnie przeciwko Turkom. Ale postawił warunek: Wenecja wystawi mu pomnik na placu Świętego Marka...
- Do licha! - powiedział Beltrami ze śmiechem - w samym sercu Wenecji.
- Ominęliśmy tę trudność: statua zostanie wzniesiona na placu Scuola di San Marco. Przybyłem nie tylko zawrzeć przymierze z panem Lorenzem, które pomoże ochronić nasze posiadłości na stałym lądzie, gdyby Turcy się do nich zbliżali. Również po to, by zamówić posąg konny u waszego największego rzeźbiarza, Verocchia. Oczywiście, jeśli Florencja mu na to pozwoli!
- Na pewno, zarówno ona jak i sam rzeźbiarz będą tym zachwyceni.
Ton głosu Beltramiego uległ zmianie, gdy przyciągnął do siebie Fiorę, która czekała na zakończenie rozmowy.
- Na pewno zauważyłeś, dostojny panie, tę młodą osobę, która nam się przysłuchiwała. Pozwól, że ją przedstawię: moja jedyna córka Fiora.
Twarz wenecjanina rozjaśniła się, kiedy Fiora złożyła mu pełen wdzięku ukłon.
- Zauważyłem właśnie, a osoba ta jest tak piękna, że rozpraszała moją uwagę. Mam nadzieję, że nie mówiłem głupstw.
Zapewniam cię, że nie. Czego chciałaś, córeczko? Czemu się już nie bawisz po tańcu z panem Lorenzem, który uczynił ci ten zaszczyt...
- Właśnie dlatego, że po tym partnerze nie odpowiadałby mi już żaden tancerz..'.— Potem poprosiła ciszej. - Ojcze, chciałabym wracać do domu...
Prosząca nuta drżąca w głosie córki przekonała France-sca, że nie chodzi tu o zwykły kaprys.
- Jak chcesz, ale daj mi jeszcze kilka chwil. Wyjdziemy, gdy tylko pan Lorenzo skończy rozmawiać z Burgundczykiem. Wówczas podejdzie do obecnego tu pana Bembo.
Wnet pojawił się Lorenzo, uśmiechnięty, uprzejmy jak zwykle, w towarzystwie Filipa de Selongeya. Bur-gundczyk natomiast zaczerwienił się, a jego oczy błyszczały jakby pod wpływem z trudem powstrzymywanego gniewu. Podeszli dosyć blisko i usłyszano o czym mówią.
- To, co powiedziałem, nie zmienia w niczym faktu, że jesteś moim gościem, panie hrabio! Jesteś młody, a damy czekają.
Głos Filipa de Selongeya zabrzmiał równie donośnie jak niedawno trąbki na polu turniejowym:
- Wielkie dzięki, wasza wysokość, ale nie mogę uczestniczyć w balu. Jak ci mówiłem, książę Karol, mój szlachetny pan, walczy, a wraz z nim prowadzi wojnę cała Burgundia. Jestem żołnierzem, a nie bawidamkiem.
Skoro nie mamy już sobie nic do powiedzenia, pozwól, że się oddalę...
- Jak sobie życzysz, panie. Zobaczymy się jeszcze.
- Czy to konieczne? - spytał Selongey arogancko.
Bez wątpienia. Czy nie powinienem przekazać listu dla Wielkiego Księcia Zachodu, skoro uczynił mi ten zaszczyt przysłania cię do mnie? Listu... i dowodu podziwu.
- Podziwu? Mój pan nie potrzebuje go, skoro nie dostaje tego, o co prosi. Mediolańczyk okazał więcej zrozumienia wysłuchawszy propozycji księżnej Jolanty Sabaudzkiej, sojuszniczki Burgundii.
- Wbrew własnemu bratu, królowi Francji? - głos Me-dyceusza stał się ostry. - Księżna może oczywiście wyrzec się więzów krwi przy aplauzie wszystkich. Ja pozostaję wierny związkom rodzinnym. Przypominam ci, że w moim herbie są kwiaty lilii! Co prawda - dorzucił z nieco pogardliwym uśmiechem - w herbie Burgundii również się one znajdują, choć ona nie zważa na to wcale... Życzę dobrej nocy, panie de Selongey! Ach, panie Bembo, szukałem cię! Zechcesz mi łaskawie towarzyszyć?
Dwaj mężczyźni skierowali się do sali balowej. Fiora i jej ojciec stali nieruchomo, aby nie przeszkadzać burgundz-kiemu ambasadorowi w opuszczeniu sali. Schody we wspaniałej posiadłości medycejskiej były wąskie i strome jak we wszystkich pałacach florenckich. Filip de Selongey stał bez ruchu. Zacisnąwszy pięści najwyraźniej walczył z chęcią dogonienia Lorenza i, być może, bezwzględnej i natychmiastowej zemsty za pogardliwe słowa, które padły. Powstrzymał się jednak, wzruszył ramionami i ograniczył do powiedzenia wystarczająco głośno, aby Lorenzo go usłyszał:
- Nie zawsze wszystko będzie szło po twojej myśli, panie Lorenzo! Jego wysokość książę Karol zwycięży szwajcarskich nicponi. Uczyni z Burgundii królestwo, którym niegdyś była, a wtedy poznasz siłę jego gniewu!
Gestem przywołał dwóch mężczyzn, którzy czekali w rogu sali i zapewne należeli do jego eskorty. Zamierzał wyjść, kiedy zauważył Francesca z córką i podszedł do nich. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, tak przed chwilą zaciętą.
- Panno Fioro, jesteś właśnie osobą, którą chciałem zobaczyć przed opuszczeniem tego pałacu. Chciałem nie tyle zatańczyć, gdyż tego bym nie potrafił, ile porozmawiać z tobą przez chwilę. Sądzę, że opóźnię trochę moje odejście.
Podał jej zamkniętą dłoń, aby Fiora mogła położyć na niej swoją. Belframi łagodnie go odsunął.
- Nie zwlekaj, panie! Wypowiedziałeś przed chwilą słowa, które czynią twą obecność tym domu niepożądaną. Nie wiem, na jaki temat mógłbyś rozmawiać z moją córką?
- Ależ... o wszystkich tych uroczych rzeczach, które mogą zainteresować młodą pannę. Chciałbym dowiedzieć się również, dlaczego jej twarz wydaje mi się znajoma. Już ją spotkałem, choć nie wiem, gdzie i kiedy...
Zawstydza mnie to głęboko. Podobnej urody nie powinno się zapominać.
Fiora już otwierała usta, żeby powiedzieć, że Burgund-czyk spotkał kiedyś z pewnością jej matkę, lecz Beltrami nie dał jej na to czasu.
- Padłeś ofiarą złudzenia, panie. Moja córka ma dopiero siedemnaście lat i nigdy nie opuszczała kraju. Chyba że chodzi o podstęp... często używany dla nawiązania rozmowy z nieznajomą, która się podoba! Dobrej nocy, panie! Wychodzimy.
Chociaż głos był uprzejmy, ton nie dopuszczał sprzeciwu. Selongeynie nalegali usunął się z ukłonem, aby zrobić przejście. Fiora pochwyciła
ukradkiem jego spojrzenie, zarazem zamyślone i pytające. Nie odczuła tym razem irytacji, która ją ogarniała przy poprzednich kontaktach z cudzoziemcem, a przeciwnie, rodzaj żalu, że interesujące wydarzenie urywa się w połowie. Jednakże była zbyt posłuszna poleceniom ojca, by z nim dyskutować... kiedy nie byli sami.
U podnóża schodów oczekiwali służący z pochodniami, aby odprowadzić ich do domu. Tej nocy oświetlenie nie było potrzebne, gdyż ulice miasta lśniły od świateł, wypełnione muzyką i wesołością. Ucztowano nawet na placach, gdzie na rozkaz Lorenza podejmowano popolo minuto pospól-
stwo, wszędzie pieśniarze i komedianci wznosili chóralne śpiewy czy pokazywali sztuczki. Rozciągająca się nad świętującą Florencją noc była piękna i rozgwieżdżona.
Przed brązowymi drzwiami Baptysterium, na których złocone postacie zdawały się poruszać w blasku migających świateł, wesoła gromada studentów, terminatorów i dziewcząt otoczyła nagle kołem kupca i jego córkę, izolując ich na chwilę od służby:
- Tej nocy „sypią się pieszczoty"*10, messer Francesco -wykrzyknął jeden z chłopców, a reszta natychmiast podchwyciła chórem. - To nie pora na powrót do domu, lecz na tańce.
- Jestem już za stary, by tańczyć - rzucił wesoło Beltra-mi - a moja córka jest zmęczona.
- Zmęczona? Mając takie oczy?
Jakiś chłopak niosący na plecach lutnię odłączył się od gromady. Przyklęknął na jednym kolanie przed Fiorą i zaśpiewał:
„O różo zerwana z zielonej gałązki,
Zostałaś posadzona w ogrodzie miłości..."
Była to znana piosenka i wszyscy podjęli ją chórem, a Fiora z uśmiechem pozwoliła ucałować swą rękę młodemu pieśniarzowi. Beltrami natomiast otworzył sakiewkę i wyciągnął z niej garść monet, które cisnął w stronę młodzieży.
- Noc jest długa, dzieci! Korzystajcie z niej i bawcie się na zdrowie!
Rozległy się okrzyki na jego cześć, szybko pozbierano monety, po czym cała gromada przy dźwiękach lutni, fletów i bębenków odprowadziła ojca i córkę do pałacu. Po przybyciu do domu, za zgodą pana, służący, którzy nieśli pochodnie, napoili spragnionych i przyłączyli się do trwających aż do świtu tańców. Fiora i jej ojciec weszli na górę. Ponieważ Beltrami wyraził zamiar popracowania w swym studiolu nad niedawno kupionym greckim manuskryptem, Fiora poszła za nim. Podeszła w zamyśleniu do portretu i podniosła zasłonę, aby jeszcze raz mu się przyjrzeć.
- Już późno! - powiedział Francesco z lekkim wyrzutem. - Powinnaś iść spać...
- Proszę cię, ojcze, pozwól mi na nią jeszcze przez chwilę popatrzeć! Pomyśl, zaledwie ją poznałam! Nigdy mi nawet nie powiedziałeś jak się nazywała.
- Powiedziałem ci, że nazywała się Maria.
- Tyle kobiet ma na imię Maria! To niewystarczające.
- Jednak na razie będzie musiało ci to wystarczyć/ Kiedyś ci powiem...
- Dla ciebie oznacza to wiele lat, nieprawdaż? A ja tak bardzo chciałabym wiedzieć... Czy ten cudzoziemiec, ten... Filip de Selongey - dodała nagle się rumieniąc - mógł ją znać?
Beltrami zamknął w dłoniach ręce Fiory.
- Nie nalegaj, moje dziecko! Nie zmusisz mnie do powiedzenia tego, co chcę zachować dla siebie, nie dręcz mnie! Idź teraz spać! Przyszła już po ciebie donna Leonarda...
Rzeczywiście, usłyszeli charakterystyczne dla niej skrobanie w drzwi, po czym guwernantka wkroczyła do pokoju.
- Nie spodziewałam się was przed świtem. Co się stało?
- Nic, to ja chciałam już wracać. Nie bawiłam się tak dobrze jak się spodziewałam - powiedziała Fiora.
- Dostojny pan Lorenzo tańczył z nią, a ona się skarży!
"Fiora i Wspaniały" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Wspaniały". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Wspaniały" друзьям в соцсетях.