- A dlaczego miałaby to zrobić? - zagrzmiał Demetrios. - Jesteś silniejsza od niej, a zwłaszcza zręczniejsza w posługiwaniu się nożem. Poza tym to nie ona cię zabije. Twoja krew splamiłaby jej ręce!

- Nie, Demetriosie! Pozwól mi to zrobić! Wie, że nie może nam się wymknąć. Mam tutaj coś, co się nada.

Fiora odczepiła od paska mały bukłak i kubek. Naczynie zawierało odrobinę wina i truciznę ofiarowaną przez Annę Żydówkę. Napełniła kubek i wyciągnęła do swej odwiecznej nieprzyjaciółki.

- Pij! Trucizna zawsze była twoją ulubioną bronią, więc sprawiedliwości stanie się zadość, jeśli od trucizny umrzesz...

- Nigdy! Nigdy tego nie wypiję!

- Moi towarzysze mogą cię do tego zmusić. Jeśli pozostała ci w pamięci jakaś modlitwa, to ją zmów, ale szybko! Nie mam już do ciebie cierpliwości!

Pij!

- Idź do diabła!

Zanim Demetrios i Esteban zdołali ją obezwładnić, Hieronima machnęła ręką i wytrąciła Fiorze z dłoni kubek, wylewając jego zawartość.

- Popełniłaś błąd - powiedziała Fiora. - To nie była szybko działająca trucizna. Dałaby ci czas na skruchę.

Jednak Hieronima powodowana wściekłą nienawiścią już rzuciła się z pazurami, chwytając młodą kobietę za szyję i zaciskając na niej pałce. Fiora upadła na plecy, na wpół przy duszona ciężarem swej nieprzyjaciółki, która zaczynała ją dusić. Tuż przy swojej twarzy widziała wykrzywione, demoniczne oblicze Hieronimy, wciąż plującej nienawiścią:

- To ty zdechniesz! Słyszysz?... Ty mała dziwko... Zaraz zdech...

Nagle ciało Hieronimy zesztywniało, jakby porażone, z otwartych ust wydobyło się rzężenie, a oczy wyszły jej z orbit. Dłonie zaciśnięte w morderczym chwycie zwiotczały. Fiora ledwie zdążyła się uwolnić, by uniknąć wytryskającego z jej ust strumienia krwi. Podniosła się z pomocą Demetriosa i wczepiła w jego ramię, by nie upaść. Hieronima, leżąca twarzą do ziemi w brudnym, aksamitnym odzieniu, już się nie ruszała. Z jej ciała wystawała rękojeść wbitego między łopatki sztyletu.

Esteban przyklęknął, by go wyjąć, ale Rocco go powstrzymał.

- Wiem, że kat zawsze zabiera swój topór, ale mój sztylet już nigdy nie będzie czysty po tym, jak został zbrukany krwią takiej degeneratki!

- Dam ci mój! - powiedział Esteban. - Byłeś szybszy ode mnie.

Demetrios z nieskończoną czułością przyciągnął Fiorę do siebie. Owijając ją własnym płaszczem, rzekł:

- Chodź, moja córko, wróćmy do żywych! Jesteś na zawsze uwolniona od zatruwającej cię żądzy zemsty...

Esteban zadeptał ogień i wyszedł ostatni, zostawiając otwarte drzwi. Na zewnątrz deszcz ustał. Chmury rozstąpiły się na tyle, że jedna jedyna gwiazda ciekawym okiem zerknęła na ziemię. Chwilę później jeźdźcy się oddalili. W opuszczonej posiadłości znów zapanowała cisza...

Saint-Mande, 10 maja 1989