Mimo to nie zasnęła, gdyż wydarzenia ostatniej nocy odegnały od niej sen, choć tego najbardziej potrzebowało jej zmęczone ciało. Bolało ją zranione ramię, nie miała jednak niczego, by zmienić opatrunek, jako że niewielki bagaż, w który wyposażyła ją Anna, został w lektyce Catariny. Pozostała jej tylko sakiewka duenii Juany zawieszona u paska. Przetrząsając ją w poszukiwaniu chusteczki do nosa, natrafiła na wysmukły flakonik pokryty ołowiem, który wsunęła tam Żydówka. Wyjęła go i przyglądała mu się przez chwilę. Anna dała jej truciznę, by stała się narzędziem zemsty na Hieronimie i by posłużyła do pozbycia się jej na zawsze. Teraz Fiora doszła do wniosku, że mogłaby ona stać się jej własnym wyzwoleniem, ostatnią deską ratunku przed otchłanią, w którą miała spaść i zaginąć bez śladu na zawsze. Aby uratować Mortimera, oddała się w ręce największych wrogów, ale z drugiej strony Szkot naraził się na wielkie ryzyko, aby ją uratować. Czy mogła odwdzięczyć się za to, pozwalając mu umrzeć i to w tak straszliwy sposób? Poza tym wiedziała teraz, że we Francji wciąż o niej pamiętano. Król zadał sobie trud wysłania już dwóch posłańców, a później Mortimera. Było to pocieszające, ale jego wpływy nie sięgały aż tutaj, a posłańców najprawdopodobniej spotkał tragiczny los. Ludwik XI otrzyma zapewne pewnego dnia kłamliwy list informujący go o jakimś głupim wypadku. Ona sama będzie już wtedy przypuszczalnie prawowitą małżonką Carla Pazziego.

Tylko jedna rzecz powstrzymała ją przed odkorkowaniem flakonika i wypiciem jego zawartości: nie była to trucizna szybko działająca. Anna powiedziała wyraźnie, że jej wróg „umrze w ciągu tygodnia, a nikt nie zdoła rozpoznać, na jaką chorobę". Fiora z westchnieniem odłożyła flakonik na miejsce. Na pewno któregoś dnia w zasięgu jej ręki znajdzie się jakiś nóż, a może nawet, co byłoby lepsze, natknie się na jakiś wysoki mur, z którego mogłaby się rzucić, lub na rzekę, by móc się utopić... Zdecydowanie szczęście nie było jej pisane, a skoro przekleństwo, które naznaczyło jej przyjście na świat, wciąż działało, lepiej będzie dla wszystkich, a w szczególności dla jej dziecka, jeśli to fatum zniknie wraz z nią.

Gdy tylko podjęła tę posępną decyzję, w zadziwiający sposób poczuła się lepiej, jakby wyzwolona. Uspokoiło się bezładne bicie serca, ustała piekielna karuzela wirująca w głowie i Fiora wreszcie zasnęła.

Obudził ją dźwięk bijących rozgłośnie dzwonów. Zobaczyła, że słońce jest już dość wysoko i poczuła, że ktoś siedzi przy niej. Jej wzrok padł na czarne palce trzymające bursztynowy różaniec, a potem przeniósł się na twarz, którą nagle rozjaśnił szeroki uśmiech.

- Dobrze spałaś? Domingo jest szczęśliwy, że znów cię widzi. Martwił się o ciebie.

- Dlaczego? Bo udało mi się uciec twemu panu?

- Nie, ale nawet wierny sługa może odczuwać przyjaźń dla osoby, która została powierzona jego pieczy.

- Skąd się tu wziąłeś?

- Takie otrzymałem polecenie. Domingo ma cię przygotować do audiencji, której Ojciec Święty udzieli ci pod koniec tygodnia.

- Nie przypominam sobie, bym prosiła o audiencję. Ale powiedz mi: co oznacza to bicie w dzwony? Uszy mi pękają od tego hałasu...

- Nie tylko tobie, ale dziś rano jaśnie wielmożna hrabina Riario wydała na świat córkę, która otrzyma imię Bianca. Ojciec Święty jest szczęśliwy i w związku z tym w Rzymie jest święto. A przecież nie ma się z czego cieszyć - dodał Nubijczyk, z poważną miną kręcąc spowitą w turban głową. - Córka! Tyle hałasu z powodu dziewczynki! Wróćmy jednak do ciebie! Niezbyt dobrze wyglądasz, wiesz?

- Nic w tym dziwnego! Jestem ranna i jeszcze nie odzyskałam sił. Poza tym nie mam nic, by się leczyć.

- Pozwól, że Domingo się tym zajmie! Ale najpierw zdejmijmy ten czarny łach, w którym wyglądasz jak paskudny insekt!

Bez protestów pozwoliła się rozebrać. Podczas długiej podróży statkiem narodziła się między nimi zażyłość i Fiora przyzwyczaiła się nie widzieć w tym troskliwym słudze mężczyzny, którym zresztą przestał być. Rana była nieco zaogniona. Domingo oczyścił ją wódką, od czego młodej kobiecie napłynęły do oczu łzy, po czym nałożył czysty opatrunek. Skończywszy, zostawił ją samą, by mogła się umyć, i poszedł przynieść coś do jedzenia. Przed wyjściem rozłożył na skrzyni bieliznę z cienkiego, haftowanego płótna, jedwabne pończochy, suknię z zielonego aksamitu z jedwabnymi haftami, białymi jak halka, i pasujące do całości pantofle bez pięty. Obszerna peleryna z tego samego aksamitu i długa złocista siateczka przeznaczona do podtrzymania włosów uzupełniały tę toaletę, którą każda kobieta włożyłaby z przyjemnością, lecz Fiora ledwie spojrzała na nią z roztargnieniem. O ileż wolałaby chłopski strój, który miał ją chronić w drodze do Florencji!

Jednakże poczuła się mniej przygnębiona, kiedy umyta, ubrana i uczesana usiadła do obfitego posiłku przyniesionego przez Dominga. Zawsze tak się działo w trudnych okresach jej życia: miała większy apetyt niż normalnie. Toteż, zdając sobie sprawę z formatu przeciwnika, któremu miała stawić czoło wieczorem, z zapałem zjadła wszystko, co jej podano.

W przeciwieństwie do tego, co przypuszczała, ceremoniarz Patrizi nie poprowadził jej do sali, w której została przyjęta za pierwszym razem, ale do biblioteki. Sykstus IV siedział na swego rodzaju krześle kurulnym w binoklach na nosie i czytał grubą książkę w języku greckim, leżącą przed nim na dużym pulpicie, przesuwając wzdłuż linijek małym złotym rylcem. Nie przerwał tej czynności, kiedy Patrizi wprowadził Fiorę i powiódł ją przez całe długie pomieszczenie ku poduszce ułożonej u stóp papieża, na której Fiora musiała uklęknąć, jak chciał ceremoniał. Ale nagłe Sykstus IV zaczął się głośno śmiać.

- Próba walki z nieszczęściami zsyłanymi przez bogów, to dowód odwagi, lecz także szaleństwa; nikt nigdy nie przeszkodzi temu, co musi nieuchronnie nadejść... - I odwracając głowę w stronę młodej kobiety, zapytał tak naturalnie, jakby rozmawiali ze sobą poprzedniego dnia lub kilka godzin wcześniej:

- Co sądzisz o tym tekście, donno Fioro? Jest wyjątkowo piękny, nieprawdaż?

- Jeśli Wasza Świątobliwość tak mówi, to musi to być prawda. Ja osobiście niezbyt cenię Eurypidesa, a w szczególności Herkulesa szalonego. Znacznie bardziej wolę Ajschylosa. Ach! Smutny los ludzi: ich szczęście jest podobne do lekkiego szkicu; nadchodzi nieszczęście, trzy razy przesuwa wilgotną gąbką i los się dopełnia. Już od lat ścieżki mojego życia są splątane i nie mogę wytyczyć innej drogi.

Zaskoczenie papieża było nieudawane. Zdejmując okulary, spojrzał na młodą kobietę niemal z podziwem.

- Czyżbyś czytała wielkich helleńskich autorów?

- Łacińskich także, Wasza Świątobliwość. To część zwykłej edukacji wysoko urodzonych florentynek. Ponadto mój ojciec był człowiekiem wykształconym i zapalonym bibliofilem. Jego kolekcja książek była... niemal tak duża, jak księgozbiór w pałacu Medyceuszy.

- Naprawdę? I... co się z nią stało?

- A co dzieje się z bogactwami znajdującymi się w pałacu, gdy najpierw zostaje splądrowany, a następnie spalony?

- To wielka strata! Tak... wielka strata! I nigdy nie dowiedziałaś się, co...

Fiora nie mogła dłużej spokojnie tego znosić. Nie przyszła po to, by gawędzić o literaturze, a nadto ton naiwnego strapienia, który przybrał papież, wydał jej się szczytem hipokryzji. Zerwała się tak nagle, jakby wystrzeliła do góry na sprężynie.

- Co się z nimi stało? Ależ o to trzeba spytać Hieronimę Pazzi... przepraszam: panią Boscoli, tę, która, aby położyć łapę na moim majątku, nie cofnęła się przed zamordowaniem mego ojca i która nie przestaje prześladować mnie swą nienawiścią.

- Strzeż się, córko, przed pochopnym sądem! - powiedział papież surowo. - Jakże łatwo jest rzucać oskarżenia!

- Pochopny sąd? Zapytaj kogokolwiek we Florencji, a powie ci to samo! I to na pastwę tej nędznej kobiety chcesz mnie wydać! Po tym, jak chciała mnie zmusić do poślubienia tego potwora, który był jej synem, teraz zamierza przymusić mnie do oddania ręki swemu siostrzeńcowi... kolejnemu potworowi, jak słyszałam! Mnie, będącą poddaną króla Francji!

- Zgodziłaś się na to małżeństwo, czy też zostałem okłamany?

- Tak, zgodziłam się na to ostatniej nocy, pod przymusem, aby nie patrzeć na śmierć człowieka, jednego z moich przyjaciół, który obawiając się o mój los, przyjechał mnie szukać aż tutaj! A ty popierasz taką nikczemność! Ty, następca świętego Piotra, namiestnik Chrystusa!

Oczekiwała wybuchu gniewu w odpowiedzi, ale Sykstus zachował spokój. Przyglądał jej się przez chwilę znad binokli, które ponownie założył.

- Przysuń ten taboret i usiądź! Sprowadziłem cię tutaj po to, byśmy mogli porozmawiać bez świadków. No, zrób to, co mówię! Siadaj!

Usłuchała i usiadła tuż obok papieża, osłonięta podobnie jak on szerokimi skrzydłami pulpitu.

- Moje zachowanie być może cię zaskakuje - kontynuował - ale jestem dziś wyjątkowo szczęśliwy, ponieważ Pan pobłogosławił związek mojego drogiego siostrzeńca. Być może właśnie to skłania mnie do... pewnej pobłażliwości, choć od dawna budzisz mój gniew. Musieliśmy się sporo natrudzić, by cię złapać...

ale dzięki temu miałem czas na zastanowienie.

- Czyżbyś zrezygnował z pozbawienia mnie głowy?

- Co za bzdury! Czy gdybym chciał cię zgładzić, byłabyś tutaj? Jednak muszę powiedzieć ci jedno: twoje małżeństwo z Carlem jest ważne dla mojej polityki. Dla mnie będzie korzystne, jeśli Fiora Beltrami zostanie Fiorą dei Pazzi. Dlatego chcę, by doszło do tego ślubu, a nie po to, by sprawić przyjemność donnie Hieronimie... która zresztą może w związku z tym odczuć pewne rozczarowanie, gdyż sprawy nie potoczą się tak, jak by chciała.

- Jak by chciała? Mogę przepowiedzieć Waszej Świątobliwości, co się ze mną stanie z chwilą, gdy znajdę się w jej domu: w bardzo krótkim czasie spotka mnie nieszczęście.