- Zazdrosna? Ja? A o co? O te ladacznice, które sprowadza tu dla przyjemności, a ja je ubieram i perfumuję, by były choć trochę bardziej godne spędzenia chwili w jego łożu? Ależ to jakbym posypywała cukrem jego ulubione ciastka. Liczy się tylko to, że w naszych żyłach płynie ta sama krew. Te dziewczyny to nędzne paprochy. Jego przyjemność, jego przyjemność przede wszystkim! Zdarzało mi się nawet niektóre przytrzymywać, kiedy on zaspokajał swoje żądze. A ty podejrzewasz, że jestem zazdrosna?

- Istotnie, nie ma o co - westchnęła Fiora. - Piękne masz zajęcie! W każdym razie wbij sobie do głowy jedno: ja nie jestem ladacznicą i ten twój Borgia nie tylko mnie nie interesuje, ale wręcz wywołuje we mnie wstręt!

Dobiegający z ulicy odgłos końskich kopyt sprawił, że zamilkły. Juana otworzyła okno i wyjrzała na zewnątrz, po czym z powrotem je zamknęła, każdym ruchem wyrażając głęboki smutek.

- Odjeżdża! To ty go przegnałaś! Z jakiej ty gliny jesteś ulepiona?

- Z takiej, z jakiej się robi uczciwe kobiety, które rzadko chyba można spotkać na ulicach Rzymu. Mówisz, że odjeżdża? Dokąd jedzie, twoim zdaniem?

- Zabrał oszczepy i przyodział wiejski strój. Myślę, że pojechał do Magliany polować na dziki.

- A daleko do tej... Magliany?

- To willa w pobliżu Rzymu, ale jeździ tam tylko po to, by uspokoić nerwy, i zostaje co najmniej dwa dni.

- Dwa dni spokoju! Co za szczęście!

- Szczęście? Wróci stamtąd pijany krwią i winem... a wtedy z radością przywiążę cię do tego łóżka! Zbyt długo sobie z niego kpiłaś, moja śliczna! Zobaczysz, że będzie cię to drogo kosztować!

Juana opuściła komnatę majestatycznym krokiem królowej. Odgłos wielokrotnie obracanego w zamku klucza upewnił Fiorę, że znowu została zamknięta. Jednak zdecydowanie wolała samotność od towarzystwa wielbicielki Rodriga.

Rozpoczęła od pozbycia się mokrego prześcieradła, ubrała się, wyszczotkowała gęste czarne włosy, zaplatając je po prostu w gruby warkocz, a później usiadła w fotelu, w którym najbardziej lubiła rozmyślać. Powinna za wszelką cenę opuścić ten pałac przed powrotem gospodarza, gdyż powrót ten z całą pewnością będzie dla niej więcej niż nieprzyjemny. Miała szczęście, że Borgia wolał wyładować swoją wściekłość na dzikach, zamiast od razu wyżyć się na niej. Ale jak się stąd wydostać?

Jedynymi możliwymi drogami wyjścia były okna, ale od dawna wiedziała, że są usytuowane zbyt wysoko, by umożliwić ucieczkę, nawet gdyby związała ze sobą prześcieradła i dołączyła do nich kilka pasków.

Z drugiej strony, nawet zakładając, że udałoby się jej wydostać, to jeszcze nie koniec problemów. Dokąd mogłaby się udać, opuściwszy pałac Borgii? Jedynym możliwym schronieniem był pałac kardynała d'Estouteville, ale nie zdołała się dowiedzieć, gdzie się znajduje, a nawet, czy jest daleko, czy blisko, łatwo dostępny, czy nie. Zresztą, jak zostałaby tam przyjęta? Borgia twierdził, że Ludwik XI nie odpowiedział na list wysłany przez kamerlinga i że na pewno pozostawiał ją na pastwę losu i papieskich planów. Być może nie było to prawdą, ale może jednak było. Czy nie poprosiła w przeddzień porwania księżniczki Joanny o zerwanie, w pewnym sensie, więzi między wdową po Filipie de Selongeyu i królem Francji? W takim wypadku możliwe, że kardynał d'Estouteville każe ją dokładnie związać i spiesznie dostarczyć do Watykanu.

Nie, najlepiej byłoby niewątpliwie, gdyby udało się jej wydostać, pojechać na północ, to znaczy w kierunku Florencji, ukryć się do czasu otwarcia bram, a potem ruszyć w drogę. Niestety, między Fiorą a tą toskańską drogą do wolności znajdowały się mury pałacu Borgii, straże pałacu Borgii i, wreszcie, kuzynka Borgii... która najwyraźniej podjęła decyzję, by ją zagłodzić, gdyż nie pojawiła się przez cały dzień.

Fiora myślała początkowo, że nie ma to znaczenia. Miała wodę w karafce, a nawet hiszpańskie wino. Miała także owoce, które pozwoliłyby jej nie umrzeć z głodu. I nagle przyszedł jej do głowy pomysł, rewelacyjny, olśniewający. Było jednak konieczne, absolutnie konieczne, by pojawiła się Juana.

Fiora spędziła dłużące się popołudniowe godziny, dopracowując swój plan i gromadząc przedmioty, których będzie potrzebowała. W pokoju kąpielowym znalazła szczotkę o długim uchwycie służącą do mycia marmurowej wanny. Później nożyczkami pocięła ręczniki na długie paski, które splotła, aby zwiększyć ich wytrzymałość, i związała ze sobą. Wreszcie przyjrzała się krytycznie ubraniom, które jej dostarczono. To był najtrudniejszy punkt. Jak przemierzać ulice Rzymu w strojach z satyny, brokatu czy muślinu? A zwłaszcza - jak iść pieszo w butach, które posiadała? Były to pantofle bez pięty z haftowanego aksamitu lub jasnej satyny. Miała nawet buty na grubej platformie na wenecką modłę, których zresztą nigdy nie nosiła, uważając, że i bez nich jest wysoka. Oczywiście sznurkowe sandały, w których uciekła z San Sisto, zostały spalone wraz z resztą klasztornych ubrań. Żałowała tego teraz, ale ponieważ nie widziała żadnego rozwiązania tego problemu, postanowiła zdać się na opatrzność. W związku z tym schowała prowizoryczną linę do jednego z kufrów i usiadła z powrotem w fotelu, udając, że czyta Boską komedię. Lubiła poemat Dantego, ale jej uwagę w całości pochłaniały odgłosy dochodzące z zewnątrz. W fałdach sukni ukryła zaimprowizowaną przez siebie broń.

Zapadał zmierzch, a ona nie pomyślała nawet o zapaleniu świec. Serce zaczynało bić jej mocniej przy każdym dobiegającym z zewnątrz odgłosie. Niejasne przeczucie podpowiadało jej, że ucieczka nastąpi tej nocy lub nigdy. Czy Juana wreszcie się pokaże, czy też będzie czekać na powrót kuzyna w nadziei, że samotność, niepokój i brak pożywienia uczynią więźniarkę bardziej skłonną do ustępstw?

Aby zaczerpnąć powietrza, bo czuła, że się dusi, Fiora otworzyła okno wychodzące na ulicę. Powietrze było świeże i wilgotne. Ciężkie chmury przesuwały się powoli na bezkresnym horyzoncie. Słońce, które nie pokazało się przez cały dzień, nie miało żadnego powodu, by zachodzić i Rzym przechodził powoli z rodzaju półcienia do kompletnych ciemności, których na pewno nie rozjaśni żadna gwiazda. W powietrzu czuć było odór zgnilizny i różnego rodzaju odpadków, które niosła niedaleka rzeka. Kilka jasnych punktów świeciło gdzieniegdzie w oddali w bezmiarze szarej przestrzeni, nie zmniejszając w niczym posępności obrazu, jaki przedstawiało tego wieczoru Wieczne Miasto, najeżone kampanilami i wieżami strażniczymi. Nagle Fiora pomyślała o szczególe, o którym zapomniała. Zamknęła okno, przykucnęła przed kominkiem, gdzie niepodtrzymywany ogień przygasł, i zapaliła od żarzących się popiołów dwie świece. Potem weszła do pokoju kąpielowego, gdzie znajdowała się rzecz niesłychanie luksusowa - wielkie weneckie lustro wiszące na ścianie. Zabrała ze sobą świecznik, przybory do czesania i oczywiście szczotkę z długą rączką, z którą postanowiła się nie rozstawać przez całą noc.

Stanąwszy przed lustrem, rozpuściła włosy, zrobiła przedziałek i zaplotła dwa warkocze, które owinęła wokół głowy na sposób duenii Juany. Właśnie skończyła, kiedy z pokoju dobiegł ją brzęk naczyń, który sprawił, że zabiło jej serce. Jednocześnie pod drzwi wślizgnął się promień światła. Czy nadszedł właściwy moment?

Trzymając mocno hebanowy uchwyt szczotki, otworzyła drzwi i poczuła, jak zalewa ją fala radości. Juana była w środku. Pochylona nad tacą wniesioną na górę przez niewolnicę, ustawiała talerze. Nalawszy wina do kielicha, wypiła je chciwie, a później ponownie napełniła naczynie. Pochłonięta tą czynnością nie usłyszała wejścia Fiory.

Ta nawet się nie wahała. Podniósłszy swą prowizoryczną broń, uderzyła nią ze wszystkich sił w głowę duenii, która zwaliła się na posadzkę bez jednego okrzyku. Było to tak nagłe, że nieco zaniepokojona Fiora ukucnęła przy wysokiej czarnej sylwetce, obawiając się, że zabiła gospodynię. Obawa ta była jedynym powodem, dla którego wybrała hebanową szczotkę, a nie pogrzebacz z brązu. Szybko się uspokoiła. Włosy zamortyzowały uderzenie i Juana miała szansę wyjść z tej opresji jedynie ze sporym guzem. Teraz nie było już czasu do stracenia.

Fiora pospiesznie rozebrała starą pannę, którą następnie skrępowała za pomocą zrobionych przez siebie lin. Potem wepchnęła jej do ust chusteczkę, którą umocowała jedwabnym szalikiem. Wreszcie przeciągnęła ją za nogi do pokoju kąpielowego, gdzie zostawiła na dywaniku, po czym zamknęła drzwi na klucz. Zakładając, że Juanie uda się uwolnić, upłynie dłuższa chwila, zanim ktoś przyjdzie jej z pomocą, gdyż to małe pomieszczenie nie miało okien, a tylko otwory wentylacyjne.

Po zamknięciu drzwi Fiora wydała głębokie westchnienie ulgi. Obawiała się chwili zaatakowania Juany równie mocno, jak jej pragnęła, a więc najtrudniejsze miała za sobą. Pozwoliła sobie na wypicie kieliszka wina, aby dojść do siebie, i szybko założyła ubrania duenii. Były nieco za duże, ale trochę podciągnęła do góry spódnice, mocno ściągając je paskiem, nie zapominając oczywiście o zawieszonych przy nim kluczach. Później przypięła do włosów welon z czarnego muślinu i bez chwili wahania założyła na szyję ciężki złoty łańcuch, z którego Juana była tak dumna. Ponieważ nie miała złamanego szeląga, łańcuch ten, sprzedawany po kawałku, umożliwi jej kupowanie jedzenia w drodze, a może nabycie muła.

Spotkała ją przyjemna niespodzianka: buty duenii, wytrzymałe trzewiki z mocnej skóry, były, podobnie jak ubrania, nieco za duże, ale włożywszy do nich małe zwitki płótna, poczuła się w nich doskonałe. Oczywiście zapach ubrań nie był szczególnie przyjemny. Juana lubiła ciężkie perfumy. Czuć je było kadzidłem, goździkiem i oliwą z oliwek, ale Fiora pomyślała, że wolność nie ma ceny. Wreszcie, spojrzawszy po raz ostatni na pokój, którego nie miała nadziei kiedykolwiek opuścić, otworzyła drzwi i wyślizgnęła się na zewnątrz. Z ogromną przyjemnością trzykrotnie przekręciła w zamku wielki klucz. Teraz chodziło o to, by wyjść z pałacu, a ona nie znała jego rozkładu poza tym, co mogła zobaczyć z okien: budynki ustawione wokół dużego podwórca z podwójnym rzędem arkad, nad którymi dominowała wysoka wieża.