- Czy mogę wiedzieć, madonna, czemu zawdzięczam zaszczyt twojej wizyty? - powiedziała głośno i wyraźnie.

Kobieta nie spieszyła się z odwróceniem w jej stronę, ale kiedy to wreszcie zrobiła, Fiora musiała opanować się ze wszystkich sił, by nie wydać krzyku, którego tamta się być może spodziewała. Kobietą patrzącą na nią ze złośliwym uśmieszkiem i oczami błyszczącymi z niedobrej radości była Hieronima...

Rozdział siódmy

Republikański skryba

Mimo ochrony, jaką stanowiła krata, Fiora instynktownie cofnęła się o krok, jakby zobaczyła węża leżącego na swej drodze, ale jej twarz zachowała doskonałą obojętność. Hieronima natomiast podeszła do kraty i dotknęła prętów dłonią obleczoną w czarną rękawiczkę.

- Dzień dobry, kuzynko! - powiedziała syczącym głosem, którego Fiora u niej wcześniej nie słyszała, a który bez wątpienia wynikał z braku dwóch zębów w górnej szczęce. - Sporo czasu zajęło mi doprowadzenie do tego spotkania, ale mam nadzieję, że doceniasz okoliczności, w jakich do niego w końcu doszło?

- Zapowiedziano mi przybycie niejakiej pani Boscoli. Co to za komedia?

- Komedia? W żadnym wypadku: takie noszę nazwisko. Nieco ponad rok temu poślubiłam tutaj pana Bernarda Boscoli, prawnika na dworze papieskim. Niestety, straciłam go latem... dżuma!

Koniuszkami palców otarła nieistniejące łzy, podczas gdy Fiora pozwoliła sobie na pełen pogardy uśmiech.

- Niezbyt ci to pochlebia: po kilku miesiącach małżeństwa wolał dżumę! Jestem jednak w stanie zrozumieć taką postawę. A teraz powiedz mi, co tu robisz, i idź precz!

Hieronima, której twarz nie utraciła jeszcze blasku rozkwitłej dojrzałości, najpierw poczerwieniała pod wpływem gwałtownej złości, od której rozbłysły jej czarne oczy, a po chwili nagle pożółkła, jakby żółć wypełniająca duszę napłynęła pod jasną skórę. Utyła przez te dwa lata, ale zyskała pewien perwersyjny majestat, ż którym było jej do twarzy i Fiora pomyślała, że legendarna Gorgona musiała być do niej podobna. Odzyskując oddech, utracony na chwilę z powodu zuchwałości przeciwniczki, wydawała się jeszcze bardziej nadęta.

- Nie tym tonem, moja córko! Twoje położenie nie daje ci możliwości wydawania poleceń - wysyczała. - Właściwie jesteś nikim i wystarczyłoby kiwnięcie palcem, by cię odesłać tam, skąd pochodzisz. Na więzienną słomę, na szafot.

Fiora poczuła napływający do ust gorzki smak nienawiści. Ta nędzna kobieta, która zamordowała jej ojca, zniszczyła życie, która śmiała prostytuować swoje ciało w służbie szatanowi i która cudem wymknęła się sprawiedliwości Medyce - uszy, miała czelność drwić z niej i obrażać. Gdyby nie krata, rzuciłaby się może na nią i udusiła własnymi rękami, by uwolnić wreszcie ziemię od tej plugawej kreatury. Najwyższym wysiłkiem woli zdołała opanować gniew, którego okazanie co najwyżej sprawiłoby przyjemność Hieronimie. Wyprostowawszy się jeszcze, zmierzyła ją wzrokiem i rzuciła:

- Jestem nieskończenie więcej warta, niż ty kiedykolwiek będziesz, diabelski pomiocie. I mam dosyć tej rozmowy!

Odwróciwszy się na pięcie, ruszyła ze spokojem do drzwi rozmównicy.

Zatrzymał ją krzyk Hieronimy:

- Czekaj! Jeszcze nie powiedziałam wszystkiego!

- Nie interesuje mnie to, co masz do powiedzenia.

- Naprawdę? Ty, która nie chciałaś być moją synową, z przyjemnością dowiesz się zapewne, że będziesz moją siostrzenicą?

- Co takiego?

Okrzyk Fiory rozbrzmiał echem w ciszy. Schowawszy ręce w podbitych lisem rękawach, Hieronima patrzyła na przeciwniczkę z góry, jakby szukała wrażliwych punktów, w które mogłaby uderzyć, i nerwowo przygryzała górną wargę. Przyczajona w swoich futrach jak dzikie zwierzę w kryjówce, najwyraźniej rozkoszowała się widokiem bladości na pięknej twarzy młodej kobiety. Fiora w końcu wzruszyła ramionami.

- Jesteś wariatką! - rzuciła z pogardą.

- Bynajmniej! Ojciec Święty, który jest wielkim przyjacielem naszej rodziny i którego bankierem został Francesco Pazzi, mój szwagier, po długim zastanowieniu nad twoim przyszłym losem, zechciał zdać się na nasze zdanie. Zabicie cię byłoby rozwiązaniem zbyt prostym, nawet jeśli dałoby się sprawę nieco urozmaicić, a przede wszystkim niczemu by nie służyło. Podczas gdy poślubiona Carlo Pazziemu, mojemu siostrzeńcowi, będziesz jeszcze pożyteczna dla naszego rodu. - Jestem już mężatką.

- Wiem. Przy okazji gratuluję! Hrabia de Selongey, czarujący ambasador księcia Burgundii we Florencji! Nieźle ci się trafiło! Niestety, on też nie żyje, a ty jesteś wdową... jak ja.

- I zamierzam nią pozostać! Tak więc po tym, jak ogłosiłaś całej Florencji, że jestem niegodna najnędzniejszego z mężczyzn, jak chciałaś mnie sprowadzić do rangi dziewki ulicznej, masz czelność oddawać mnie za żonę swemu siostrzeńcowi? Co ci strzeliło do głowy? Zapomniałaś, że mnie zrujnowałaś?

- Zrujnowałam? Tak sądzisz? Wydaje mi się, że nie jest tak źle, jak utrzymujesz. Medyceusze o to zadbali. Agnolo Nardi gromadzi dla ciebie w Paryżu ładny mająteczek, nie licząc tego, co Medyceusze wzięli w zarząd, na przykład willi w Fiesole, a co mogłabyś odzyskać, nie licząc prezentu od króla Francji, nie licząc...

- Za dużo liczysz! - warknęła Fiora, której zbierało się na mdłości. - Wstyd mi, że jako panna nosiłaś nazwisko Beltrami, i żałuję, że porzuciłaś nazwisko Pazzich, które doskonale do ciebie pasowało, gdyż jest to rodzina łajdaków. Nigdy nie skażę mojego syna na hańbę posiadania matki noszącej to nazwisko! Daremne mrzonki!

- Być może będziesz zmuszona pogodzić się z tym, że moje mrzonki to po prostu rzeczywistość. Oferowany ci wybór jest ograniczony: albo poślubisz Carla, albo zostaniesz skazana na śmierć.

- Nie czekając na odpowiedź króla Francji? Byłabym zdziwiona.

- Biedne niewiniątko! Decyzja o twojej śmierci już zapadła. Jeśli król uzna żądania Ojca Świętego, otrzyma w odpowiedzi wyrazy głębokiego ubolewania Watykanu. Klimat Rzymu jest niezdrowy, wszyscy o tym wiedzą. Zostaniesz uznana za ofiarę gorączki bagiennej. Jedyna nadzieja na to, byś mogła żyć, to przyjęcie mojej propozycji, oczywiście za zgodą papieża.

- Nigdy! Wolę umrzeć.

- A życie twojego syna też cię nie obchodzi? Wiemy, gdzie jest. Jakże łatwo byłoby się go pozbyć. Zastanów się, kuzynko, ale niezbyt długo! Jutro ktoś po ciebie przyjdzie.

Gdyby spojrzenie Fiory mogło zabijać, Hieronima padłaby trupem na miejscu. Wściekłość, która opanowała młodą kobietę, była tak gwałtowna, że unicestwiła trwogę i rozpacz, i utrzymała ją na nogach, wyprostowaną i dumną naprzeciwko tej demonicznej kreatury, która z kobiety miała jedynie zewnętrzne atrybuty. Fiora domyślała się, że za żadną cenę nie może okazać, że te groźby ją poruszyły, gdyż wtedy przeciwniczka nie przestałaby wykorzystywać władzy, którą, jak sądziła, nad nią uzyskała. Przyszła jej do głowy myśl, że Hieronima wyolbrzymia swoje możliwości, zwłaszcza jeśli chodzi o małego Filipa. Osoby z jego otoczenia musiały go dobrze strzec, zresztą Leonarda na pewno, gdy tylko się oswobodziła z więzów, pobiegła do Plessis na skargę. Dziecko z pewnością było dobrze pilnowane. Jeszcze raz odwróciła się bez słowa i przekroczyła próg rozmównicy. Ścigał ją pełen nienawiści głos Hieronimy:

- Nie licz na to, że uda ci się uciec! Bramy klasztoru będą tej nocy strzeżone.

Zamykające się ciężkie skrzydło drzwi ucięło ten ostatni wybuch złości. Wyczerpana opanowaniem, które sobie narzuciła, Fiora oparła się o drzwi i zamknęła oczy, czekając, aż jej serce odzyska normalny rytm. Otworzyła je, czując, że ktoś kładzie jej dłoń na ramieniu.

- Nie ma chwili do stracenia - usłyszała łagodny głos siostry Serafiny. - Trzeba przygotować się do ucieczki. Ta kobieta jest wstrętna.

- Słyszałaś?

- Nie mogłam powściągnąć ciekawości, proszę o wybaczenie. Wiem, mury są grube i drzwi także, ale jeśli je uchylić... Nie można dopuścić, byś wpadła w ręce tej kreatury.

- Znasz ją?

- Moja matka ją zna i powiedzieć mogę, że ta pani nie cieszy się dobrą opinią. Mieszka w pałacu w Borgo, który papież dał Francesco Pazziemu, i mówią, że to ona wszystkim rządzi. Ale nie traćmy czasu! Idę do ogrodu przerzucić biały welon przez mur. Lepiej, żebyś sama tam nie szła.

Już miała wybiec, gdy Fiora zatrzymała ją, chwytając za rękaw.

- Chwileczkę! Jestem ci ogromnie wdzięczna, ale widziałaś, jaka jest pogoda? Na pewno niewłaściwa na łowienie ryb i z pewnością nikt nie czeka na nasz sygnał.

- Tak samo brzydko było wczoraj. I przedwczoraj, a jednak wysłannik kardynała był na posterunku. Tam na końcu, między murami miasta i stawem, jest taka ruina, przy której się usadowił.

- Byłaś tam?

- A jak sądzisz, gdzie podarłam habit przedwczoraj?

Siostra Serafina istotnie dostała tego dnia upomnienie od przełożonej nowicjuszek z powodu poważnego rozdarcia swojej sukni. Utrzymywała, że zaczepiła nią o ławkę w refektarzu, ale na brzegach rozdarcia widoczne były zielonobrązowe smugi, które trudno byłoby uznać za ślady pozostawione przez mebel, nawet świeżo woskowany. Sprawa została zamknięta wyznaczeniem kary leżenia krzyżem w kaplicy i odmówienia serii „Zdrowaś Maria", z której to próby nowicjuszka wyszła dosyć wyczerpana, co teraz wzbudziło u Fiory wyrzuty sumienia.

- Sama pójdę - postanowiła. - Nie chcę, żebyś znowu została ukarana.

- Tym razem możesz się nie obawiać: znam na pamięć możliwe pułapki.

Lepiej też, by nie widziano cię dziś w ogrodzie.

- Tak czy inaczej, to na nic. Słyszałaś: klasztor będzie tej nocy pilnowany.

- Na pewno nie od strony bagna. To zbyt duża przestrzeń. Poza tym każdy, kto by się tam zapuścił bez pomocy, niechybnie by się pogrążył i skonał straszną śmiercią. Nawet tak przewidująca osoba, jak signora Boscoli, nie umiałaby sobie wszystkiego wyobrazić.