- Zamierzałam jutro wrócić do Linieres, jednak zostanę tu jeszcze kilka dni, jeśli obiecasz, że nic nie będziesz przyspieszać.

.- Wasza Wysokość zgodziłaby się mi pomóc?

- Powiedziałam już: mam niewielkie możliwości, ale chciałabym zrobić dla ciebie tyle, ile mogę. Wróć do domu i nic nie rób, nie wychodź, dopóki po ciebie nie poślę. Obiecasz mi to?

- Obiecuję... ale nie wiem, jak wyrazić moją...

- Nie! Nie dziękuj mi, to raczej ja powinnam podziękować tobie.

Ponieważ Fiora najwidoczniej nie rozumiała jej słów, Joanna dodała z tym swoim pięknym uśmiechem, dzięki któremu zapominało się o jej brzydocie:

- Właśnie udowodniłaś, że można być jednocześnie piękną jak poranek i głęboko nieszczęśliwą. Kiedy będę miała ochotę się skarżyć, pomyślę o tobie!

Położyła na chwilę drobną dłoń, delikatną jak łapka ptaszka, na ręce Fiory, która niemal przyklęknęła w ukłonie, i wziąwszy pod ramię madame de Linieres, skierowała się w stronę dziedzińca, należycie uhonorowana przez straże przy wyjściu. Fiora ujrzała, jak zmierza do kaplicy poświęconej NotreDame de Clery, do której weszła.

- Kiedy się myśli o księżniczce - powiedział Florent, śledzący ją wzrokiem - zawsze nasuwa się obraz wysokiej i pięknej damy, wspaniale przyodzianej i pełnej wdzięku. Nie wyobrażałem sobie, że król może mieć tak okropną córkę.

- Zamilcz! Nie wiesz, co mówisz! Okropną? Z tym świetlistym spojrzeniem, z tym uśmiechem, który zdaje się mieścić w sobie całą słodycz świata? Jestem pewna, że Bóg ma inne zdanie niż ty. Wracajmy!

Leonarda i Petronela wyczekiwały na jej powrót w tym samym miejscu, w którym asystowały przy jej odjeździe. Kiedy się dowiedziały, że Fiora nie mogła zobaczyć się z królem, obie z największym trudem ukryły uczucie ulgi. Kilka dni to niewiele, ale zawsze jakieś odroczenie. A jakże podnoszące na duchu było to spotkanie z młodą księżną Orleanu! Fiora obiecała odłożenie swoich zamiarów do chwili, aż ona wyrazi na to zgodę, da jej sygnał. Leonarda odzyskała nadzieję.

- Coś mi mówi, że nieprędko opuścimy ten drogi mi dom - zwierzyła się Petroneli. - Mam wielką nadzieję, że nasz pan będzie umiał przekonać Fiorę, żeby nie wyjeżdżała, i że spędzimy razem najcudowniejszą zimę.

- Tak sądzisz?

- Tak, tak uważam. Najbardziej obawiałam się tego, że nasza młoda pani ściągnie na siebie gniew i urazę króla. Teraz myślę, że sprawy potoczą się po naszej myśli i że zostaniemy wszyscy razem.

Biedna Leonarda miała często myśleć o tych pełnych nadziei zdaniach podczas niekończących się bezsennych nocy, a te stały się jej przeznaczeniem jeszcze tej zimy; zimy, którą wyobrażała sobie jako tak cudowną.

* * *

Fiora drzemała za zasłonami z kwiecistego brokatu spowijającymi jej łóżko. Po powrocie z Plessis opanowało ją wielkie zmęczenie. Przyjąwszy od Petroneli miseczkę wywaru z warzyw, popatrzyła przez chwilę na Marcelinę karmiącą piersią małego Filipa, po czym poszła do swojego pokoju, nie zgadzając się na pomoc przy rozbieraniu. Znowu zawładnęło nią to ogromne pragnienie samotności, które doprowadzało do rozpaczy Leonardę; sama myśl o mówieniu, słuchaniu czy odpowiadaniu była dla niej wprost nie do zniesienia. Wydawało jej się, że jest źdźbłem trawy albo korkiem unoszonym przez wzburzone wody przeznaczenia, a jej własna wola nie ma najmniejszej możliwości, by się wyrazić. Nie pozostawało jej nic innego, niż postarać się znaleźć choć trochę spokoju, więc - rzucając ubrania tam, gdzie stała, i nie zastanawiając się, gdzie upadają - rozebrała się i wsunęła pomiędzy świeże prześcieradła przyjemnie pachnące irysem. Pozwoliła swemu ciału na odprężenie aż do chwili, gdy noc, wciskająca się do wnętrza pomiędzy ramionami krzyża tworzonego przez ramy okienne, zatarła w szarości jaskrawe barwy dywanu ze Smyrny rozłożonego na posadzce i opanowała pokój, wpuszczając do niego chłód zapowiadający jesień.

Fiora nie pozwoliła na rozpalenie ognia, do czego były zawsze przygotowane wszystkie kominki w domu, ani na zapalenie świecy stojącej u wezgłowia. Nie miała ochoty czytać, choć spoczywający w zasięgu ręki tom był jednym z dialogów Platona, które najbardziej lubiła w trakcie swego wypełnionego nauką dzieciństwa. Do czego mogła jej się przydać mądrość greckich filozofów w głębi kasztelu położonego na uboczu, między rzeką i lasem, kiedy jej serce i umysł dryfowały z prądem, utraciwszy świadomość kierunku, w którym należy się zwrócić? Żywa w tym pokoju była tylko wieczorna bryza wpadająca przez jeden z otwartych witraży okna i niosąca zapach mokrych liści, który niedawny deszcz rozpostarł nad ogrodem.

Znajome odgłosy domu stopniowo cichły. Fiora usłyszała Florenta nabierającego wodę ze studni, aby jej nie zabrakło Petroneli, kiedy z rana będzie podsycać ogień w kuchni; kroki Stefana, który robił ostatni obchód domu i gwizdał na psy, po czym poszedł spać do jednego z budynków dla służby położonych przy drodze wiodącej do domu; odgłos drzwi, które Leonarda kolejno zamykała, opuszczając rygle; lekkie trzeszczenie drewnianych schodów na drugim piętrze pod ciężarem idącej do swego pokoju Petroneli, później - nieco cichsze - kroki Florenta. Wreszcie skrzypienie jej własnych drzwi, kiedy Leonarda je uchyliła, by upewnić się, że Fiora śpi. W sąsiednim pokoju popłakiwało niemowlę i Marcelina zanuciła starą kołysankę, by je uśpić. Potem Fiora usłyszała, jak zatrzeszczało łóżko pod ciężarem mamki. I to był koniec: dom zamarł, ustępując miejsca nocnym odgłosom dochodzącym z zewnątrz. Wszystko było uporządkowane, każdy z domowników zabrał ze sobą i odłożył do następnego dnia swój bagaż trosk i kłopotów. Tylko Fiora niczego nie odłożyła, choć próbowała ze wszystkich sił. Powinna zapomnieć o zgryzotach, obowiązkach, powinnościach związanych z wdowieństwem i honorem nazwiska, które nosiła, i być jedynie sobą: bardzo młodą kobietą niemającą jeszcze dwudziestu lat, o ciele stworzonym do miłości, które nie zazna już nigdy pieszczot i rozkoszy, o duszy zbyt wcześnie dojrzałej, która chciała żyć, choć brakowało jej odwagi. Czego oczekiwać od życia, jeśli nie będzie w nim śmiechu Filipa, dłoni Filipa, ust Filipa, ciała Filipa, którego władczy i słodki ciężar wciąż czuła, gdy zamknęła oczy...

Powróciła do niej myśl o śmierci, która od spotkania z Mateuszem często ją nawiedzała, a tego wieczora była bardziej przemożna niż kiedykolwiek. Gdyby Fiora znikła, ci, których kochała - te nieliczne istoty pozostawione jej przez los - mogliby nadal mieszkać w tym domu, gdzie tak dobrze się czuli. Pochowają ją na wyspie obok przeorstwa świętego Kośmy, by mogła spocząć w poświęconej ziemi, a Leonarda każdego ranka będzie ozdabiać jej grób bukietami lilii, piwonii, róż i wiciokrzewu, goździków, pierwiosnków i przebiśniegów, w zależności od pory roku. Dzięki niej mały Filip będzie miał zapewnioną opiekę, właściwe wychowanie, a król z pewnością nie będzie mu szczędził względów. Tak, to byłoby najlepsze rozwiązanie, pod warunkiem, że śmierć nastąpi w sposób naturalny. Samobójstwo przyniosłoby hańbę tym, których kochała, chyba że śmierć wyglądałaby na wypadek? Okoliczni rybacy mówili, że Loara ma niebezpieczne wiry, gwałtowne prądy i groźne głębiny. Niejedna nieostrożna osoba straciła w niej życie w czasie kąpieli.

Rzecz jasna nie była to odpowiednia pora roku na kąpiele. Ranki były już chłodne i mgliste, choć zachody słońca przynosiły jeszcze trochę ciepła w swojej purpurze i złocistości. To byłoby takie proste, tak proste! Prawie przyjemne. Trzeba tylko trochę odwagi, by wykonać pierwsze kroki, a potem położyć się w chłodnej wodzie i pozwolić jej unieść ciało, porwać je aż do bram nieskończoności.

Fiora zamknęła oczy, aby głębiej rozkoszować się tym obrazem sposobu, w jaki pożegna się z życiem, i nawet nie zauważyła, kiedy tak wyobrażając sobie siebie w trakcie śmiertelnego unicestwienia, w końcu zasnęła...

Nagły strach wyrwał ją ze snu i sprawił, że usiadła na łóżku z bijącym sercem i czołem zroszonym potem. Pokój był ciemny, ale zerwał się wiatr i skrzydło okna uderzało o ścianę. Fiora odrzuciła prześcieradła, którymi była przykryta, i chciała wstać, żeby je zamknąć. Nie zdążyła nawet postawić nóg na podłodze: poczuła, że spada na nią i unieruchamia ją jakaś narzuta, czyjeś ramiona otaczają i usiłują przygnieść, a wokół rąk zaciska się lina. Szarpała się z dziką siłą, krzycząc:

- Na pomoc!... Ratunku!... Aaaaaa!

Znalazłszy po omacku jej szyję, jakieś palce stłumiły jej wołanie. Usłyszała krzyki Marceliny, a także Leonardę, która błagała napastnika lub napastników o uwolnienie Fiory. Rozległy się także odgłosy zażartej walki, a po nich jęki bólu, po czym odezwał się pełen wściekłości głos:

- Stójcie spokojnie, bo inaczej zarżnę dzieciaka jak kurę!

- Nie! - zawyła Leonarda. - Nie dziecko, nie dziecko... na miłość boską!

- Zostaw Boga w spokoju i powiedz temu człowiekowi, żeby zamknął psy, jeśli nie chce, żebyśmy im poderżnęli gardła. Ktoś go odprowadzi, żeby nie zabłądził...

Fiora usłyszała jeszcze przez grubą narzutę przenikliwy głos Petroneli, która wykrzykiwała słowa bez związku, a ponieważ zdawało jej się, że siła, która ją unieruchamia, nieco osłabła, spróbowała wydostać się spod przygniatającej ją materii.

Chciała znowu zacząć krzyczeć, ale już przy pierwszym dźwięku palce, które rozluźniły uchwyt na gardle, znowu je ścisnęły, dławiąc okrzyk. Straciła oddech, a oczy zasnuły jej się czerwoną mgłą. Z nagłą rozpaczą pomyślała, że umrze tutaj, zaraz, uduszona przez jakiegoś bandytę, choć głos, który usłyszała, o lekkim cudzoziemskim akcencie, nie był jej całkowicie nieznany. Cóż za bezsensowna śmierć! Znalazła jeszcze siłę na ostatni jęk i pogrążyła się w całkowitej nieświadomości. * * *

Zimna woda, którą polewano jej twarz, przywróciła Fiorze przytomność. Zakasłała i chciała dotknąć rękami szyi, która ją piekła, ale przeszkodziły jej w tym więzy przytrzymujące rozłożone teraz ramiona. Z trudem otwierając oczy, zobaczyła, że znajduje się w małym ciemnym pomieszczeniu w całości wykonanym z desek, co sprawiało, że wyglądało podobnie do skrzyni. Świeca ustawiona na jakiejś beczce ciekła i dymiła, wydzielając ostry zapach, a wycięty w jednej ze ścian niewielki otwór wpuszczał do środka nieco mgły. Leżała na sienniku, wciąż ubrana w koszulę nocną, w której spała, a całość okrywała narzuta - być może ta, którą ją obezwładniono.