- Idź do oberży i przynieś mi dzbanek zimnego wina!
Ton nie pozostawiał pola do dyskusji. Rozumiejąc, że jeśli nie posłucha, to zostanie natychmiast przegoniony, Florent nie próbował oponować, szybko znikł i wrócił po pięciu minutach z dzbankiem, który drżącą ręką podał młodej kobiecie.
- Co chcesz uczynić? - wyszeptała Leonarda, chociaż już zrozumiała.
Fiora mimo to zgodziła się wyjaśnić:
- Być może spotkaliśmy tego człowieka w ubiegłym roku w obozie księcia Karola. Chcę mu udzielić pomocy...
I, nie zwlekając dłużej, skierowała swojego muła przez tłum w kierunku klatki.
- Pani, dokąd jedziesz? - zawołał żołnierz, który zaoferował jej schronienie na moście zwodzonym.
- Tam, gdzie muszę! Ten człowiek jest więźniem. Nie skazańcem!
Tłum rozstąpił się przed mułem niemal bez protestów. Ta kobieta, tak piękna i tak widocznie bliska rozwiązania, imponowała gawiedzi. Jednak jeden z uzbrojonych we włócznie żołnierzy chciał się przeciwstawić:
- Co robisz? Precz stąd!
- Jestem przyjaciółką króla Ludwika, którego święto dziś obchodzimy, i chcę podać trochę wina temu nieszczęśnikowi. Czy twoje rozkazy każą ci temu zapobiec?
- N... nie, ale...
- Masz rozkazy, które zabraniają ci przyjąć to? Ty także odczuwać musisz pragnienie, podobnie jak twoi towarzysze. Po wykonaniu zadania napijcie się za moje zdrowie. Proszę tylko o chwilę!
W jej szczupłych palcach zabłysło złoto. Żołnierz patrzył na nią z zachwytem.
- Kim jesteś? - wyjąkał. - Jesteś piękna jak Najświętsza Panienka, nasza najsłodsza pani!
- Nieważne, kim jestem. Moim celem jest pomaganie tym, którzy tego potrzebują. Czy mogę się zbliżyć?
Tłum, początkowo szemrzący, uspokajał się, widząc tę niesamowitą młodą kobietę przyodzianą w błękit, która miała autorytet księżniczki i której szare oczy spokojnie patrzyły na ludzi. Scena ta była w końcu ciekawsza od wznoszenia okrzyków, wycia i rzucania głąbami kapusty w człowieka, który wydawał się nie zwracać na to uwagi. Strażnik się odsunął.
- Czyń według swego życzenia, szlachetna pani, ale masz tylko chwilę!
Fiora znajdowała się już przy klatce. Siedząc na mule, znajdowała się na tej samej wysokości co więzień i żeby unieruchomić zwierzę, schwyciła jeden z prętów.
- Weź to wino, przyjacielu! Wypij! Bardzo go potrzebujesz!
Dźwięk jej ciepłego głosu zdołał przebić grubą warstwę zapiekłego uporu, w którą owinął się mężczyzna, żeby nic nie słyszeć i nie widzieć. Podniósł znad kolan spuszczoną głowę, ukazując wynędzniałą, lecz aż nazbyt znajomą Fiorze twarz.
- Mateusz! - wykrztusiła, podczas gdy więzień schwyciwszy zachłannie dzbanek, pił z niego chciwie. - Mateusz de Prame! Skąd tu się wziąłeś! Gdzie jest Filip?
Słysząc swoje imię, drgnął i dopiero teraz spojrzał znad brzegu dzbanka oczami pełnymi bólu.
- Nie żyje... - powiedział wreszcie. - Został pojmany w Dijon... jako rebeliant... i stracony. Chciałem zbuntować tłum, by uwolnić go od szubienicy. Dlatego mnie pojmali.
Przez chwilę trwali pogrążeni w głębokiej ciszy. Fiora, której serce się zatrzymało, patrzyła na skutego mężczyznę. Jego głos, dziwnie głuchy, zdawał się docierać do niej z bardzo daleka.
- Nie żyje? Chcesz powiedzieć, że... został zabity?
- Tak, przez ludzi króla! Gubernatora Dijon, pana de Craon! Nie widziałem, jak umierał, bo wcześniej mnie zabrali... ale był już u stóp szafotu... Wybacz! Pomogłaś mi, a ja sprawiam ci ból.
Fiora już nic nie słyszała. Wszystko wokół niej się kołysało: ciemnobłękitne niebo, odblaski rzeki we wnętrzu starej bramy, wiatrowskazy zamku, pręty klatki i młoda patetyczna twarz więźnia, który szeroko otwartymi oczami patrzył, jak kobieta blednie, i nic nie mógł zrobić, żeby jej pomóc. Ale Leonarda była niedaleko. W jednej chwili jej muł znalazł się obok muła Fiory, którą schwyciła w ramiona.
- Pomóżcie mi! - zawołała - Przecież widzicie, że mdleje? A może macie serca z kamienia, nieczułe na jakiekolwiek nieszczęście?
Strażnik ruszył jej na pomoc, a i w tłumie jakieś kobiety przepychały się łokciami, by do niej dotrzeć.
- Nie powinienem był jej pozwolić! - żałował strażnik.
- Nigdy nie zrobiłeś nic lepszego, przyjacielu! Ale trzeba przyznać, że w jej stanie widok tego nieszczęśnika nie jest odpowiedni. Czy nie możecie zachowywać się bardziej po ludzku w stosunku do więźniów?
Mężczyzna, wyraźnie zakłopotany, rozejrzał się wokół z niepokojem, a potem pochylił nad starą panną i szybko wyszeptał:
- Ona zna tego człowieka? To jej przyjaciel?
- Tak, ale jakie to ma dla ciebie znaczenie?
- Nieważne. Powiedz jej, że spróbuję mu trochę pomóc. Żeby pamiętała strażnika Marcina Venanta. Idź teraz do niej. Musimy ruszać dalej!
Fiora została przez dziesiątki pomocnych ramion zdjęta z muła i poniesiona w kierunku oberży, w której jadła posiłek. Oszalały z niepokoju Florent trzymał jej zimną dłoń. Podczas gdy strażnik wydawał polecenia. Leonarda zwróciła się do niego:
- Dokąd zabieracie tego człowieka? Wiecie?
- Do zamku w Loches! Niech cię Bóg ma w swojej opiece!
Leonarda nie odpowiedziała na skierowane do niej życzenie. Już ruszyła w stronę oberży, gdzie położono Fiorę na ławce, z poduszką pod głową.
Gospodyni klepała ją po dłoniach, a Florent nacierał skronie octem, ale nic nie działało: młoda kobieta miała blade policzki, zamknięte oczy i nie reagowała. Oddychała z trudem, ale oddychała, i tylko po tym można było poznać, że ten cios jej nie zabił.
Mimo strachu, który ściskał jej żołądek, Leonarda zmusiła się do zachowania spokoju. Dotknęła dłoni i stóp Fiory, przekonując się, że są lodowate, po czym poleciła:
- Dajcie mi wódki i podgrzejcie cegłę, żeby przyłożyć jej do nóg. Dajcie też coś do przykrycia! Zapłacimy za wszystko, ile trzeba!
- Nie chcesz, żeby przygotować dla niej pokój?
- Nie, dziękuję. Lepiej spróbować odwieźć ją do domu. Mieszkamy w kasztelu La Rabaudiere.
- Dom w Barwinkach - powiedziała kobieta z półuśmiechem. - Znam go. Bardzo piękna siedziba!
- Tak, ale w tej chwili wydaje mi się, że leży na końcu świata! No, Florent, rusz się, zamiast patrzeć na panią zapłakanymi oczami! Postaraj się znaleźć jakąś lektykę, jakieś nosze, sama nie wiem!
Mówiąc, próbowała jednocześnie, ostrożnie i nie bez trudności, wlać pomiędzy zaciśnięte zęby chorej łyżkę wódki ze śliwek. Służąca przyniosła nagrzaną cegłę i kołdrę do owinięcia ciała Fiory, które nagle zaczęło się trząść, jakby do komnaty wpadła lodowata bryza. Mocny kordiał także zaczynał działać: Fiora zakrztusiła się i kilka razy zakaszlała. Leonarda uniosła ją i poklepała w plecy. Kaszel ustał i na bladych policzkach pojawił się cień rumieńca.
Otwierając wreszcie oczy, Fiora ujrzała pochylone nad nią nieznajome twarze, ale od razu zauważyła, że znajduje się w ramionach Leonardy. Próbowała usiąść, ale nie udało jej się tego zrobić.
- Co ja tu robię? - zapytała głosem wciąż zduszonym z powodu napadu kaszlu.
Należała jednak do tych osób, które szybko odzyskują zmysły, i natychmiast przypomniało jej się, co zaszło. Wybuchnęła szlochem i schowała twarz na ramieniu starej przyjaciółki.
- Zabierz mnie stąd! - powiedziała błagalnie. - Szybko! Szybko! Chcę wracać!
Na szczęście Florent wrócił z dobrą wiadomością: ksieni pobliskiego zakonu posiada lektykę i chętnie udostępni ją szlachetnie urodzonej damie, która znalazła się w trudnościach. Pojazd lada chwila będzie tutaj.
Leonarda podziękowała oberżystom za starania, za które chciała zapłacić, ale nie przyjęli pieniędzy:
- Biedna młoda pani! - powiedziała rozczulona gospodyni. - Musiało stać się coś bardzo bolesnego, że doprowadziło ją do takiego stanu! Taka się niedawno wydawała wesoła i z takim apetytem jadła pasztet! Oddajcie mi tylko któregoś dnia tę kołdrę. Dbajcie o nią!
Było to zbyteczne zalecenie. Gdy lektyka ksieni unosiła je obie w stronę dworu, Leonarda zastanawiała się z trwogą, jak zdoła opatrzyć tę nową, straszliwą ranę, którą los zadał jej ukochanej dziewczynce. Już kiedyś, po bitwie pod Grandson, kiedy widziano, jak Filip de Selongey upada, Fiora myślała, że zginął, ale może wtedy w głębi serca pozostało jej słabiutkie światełko nadziei: w czasie bitwy zdarza się, że ranny uznany za martwego wraca do życia. Tak właśnie stało się z Filipem: szczęśliwy los zesłał mu Demetriosa Lascarisa, jednego z najlepszych lekarzy świata chrześcijańskiego, i Fiora doczekała się powrotu swego małżonka żywego. Jednak jaką nadzieję, choćby bezsensowną, można zachować po wykonaniu wyroku śmierci? Leonarda ze smutkiem starała się ukoić ten rozdzierający szloch, który zdawał się nie mieć końca. Fiora, pogrążona w otchłani bólu, zdawała się z każdą chwilą zagłębiać w niej coraz bardziej i nie słyszała ani jednego z uspokajających słów, których nie szczędziła jej stara opiekunka.
Płakała więc przez całą drogę i choć łzy płynęły słabiej, to wciąż wstrząsały nią spazmy, kiedy Stefan i Florent, poprzedzani przez Petronelę, przerażoną i niemogącą pojąć, co się dzieje, zanieśli ją do sypialni i położyli na łożu.
Dopiero leżąc, Fiora stopniowo się uspokoiła i przeszła w stan prostracji, bardziej może zatrważający niż gwałtowna rozpacz, która go poprzedzała. Trwała w nim całe godziny, nieruchoma, pozornie obojętna, niczego nie słysząc, ale mając oczy szeroko otwarte i spojrzenie utkwione cały czas w ten sam punkt kotar otulających jej łoże. Jej krótki i płytki oddech przechodził czasem w bolesne dyszenie, którego Leonarda słuchała z rozdartym sercem, przerażona na myśl, że jej mała Fiora być może traci rozum.
Trzeba było oczywiście opowiedzieć o wszystkim Petroneli, która natychmiast zaproponowała, by zwrócić się do przeora od Świętego Kośmy, który - jak przystało na dobrego ucznia świętego patrona swego zgromadzenia - cieszył się doskonałą opinią jako lekarz zajmujący się przypadkami szaleństwa i jako egzorcysta w przypadkach opętania przez diabła. To ostatnie słowo nie spodobało się Leonardzie.
"Fiora i Papież" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i Papież". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i Papież" друзьям в соцсетях.