Podczas gdy stawiającego energiczny opór młodzieńca wleczono w kierunku zabudowań, Fiora ze związanymi rękami stała pomiędzy łucznikami. Cios, który jej zadano, był tak nieoczekiwany, że nawet nie myślała o stawianiu jakiegokolwiek oporu, jednak nie mogła sobie odmówić przyjemności zmierzenia pogardliwie od stóp do głów niepozornego człowieczka, który bezwstydnie upajał się sytuacją

- Dostałeś to, czego chciałeś, prawda? Jeśli dobrze rozumiem mieszkasz w moim domu?

- Twoim domu? Król ma zawsze prawo odebrać to, co podarował, jeśli ktoś zdradzi jego zaufanie.

- Ty natomiast go nie zdradzasz?

- Szczerze powiedziawszy... nie. Jeśli sprawi ci to przyjemność, to informuję, że jeszcze się nie wprowadziłem, czego żałuję, gdyż dom jest naprawdę uroczy. I urządzony z takim smakiem! Przyjechałem tylko na krótko, ale bądź pewna, że wkrótce będę tu na stałe...

- Nie ciesz się na zapas! Nie warto dzielić skóry na niedźwiedziu, zanim się go zabije. Ale zmieniając temat: dokąd zostanę zawieziona? Do Loches?

- Nie, niestety! Wolałbym, żeby tak było, ale król rozkazał, by pojmano cię zaraz po powrocie i zawieziono do więzienia w Plessis. Sądzę, że chce cię mieć pod ręką...

Gwałtowny lęk ścisnął serce Fiory i nieco stłumił jej dumę.

- Skoro uważasz, że wygrałeś, to mógłbyś okazać się wspaniałomyślny albo chociaż po ludzku przyzwoity i powiedzieć mi, gdzie jest mój syn. Chyba rozumiesz, że się niepokoję?

- Naprawdę? Przecież wcale się nim nie zajmujesz? Zresztą podobnie, jak swoją córką...

Fiorze udało się nie okazać, jak to stwierdzenie nią wstrząsnęło, ale trafił celnie. Skąd ten demon mógł dowiedzieć się o Lorenzy? Czy była śledzona, szpiegowana od chwili wyjazdu z Rabaudiere i przez cały czas później? To było prawie niemożliwe, ale przecież wiedziała od dawna, że Ludwik XI wykreślił słowo „niemożliwe" ze swojego słownika. Rezygnując z zadawania kolejnych pytań, które sprawiłby zbyt dużą satysfakcję temu nędznikowi, zwróciła się do sierżanta:

- Skoro mam iść do więzienia, czy zechcesz mnie do niego zaprowadzić? Tam czy gdzie indziej, bardzo potrzebuję odpoczynku...

Ruszyli w drogę, słysząc dobiegające z oddali wściekłe krzyki Florenta, którego musiano przywiązywać w stajni. Pół godziny później Fiora i jej eskorta weszli na paradny dziedziniec zamku. Młoda kobieta myślała, że zostanie zamknięta w dużej, samotnej wieży, tej, którą zwano Sprawiedliwością Króla, ale tak się nie stało. Przecięli tylko plac, na którym znajdowały się pomieszczenia gwardii szkockiej i gdzie pośród wrzawy i okrzyków zachęty wielu z walecznych synów tego narodu próbowało się na szable. Na darmo szukała wzrokiem wysokiej sylwetki swego przyjaciela, Mortimera, a nie dostrzegłszy go, przestała interesować się tym, co widzi.

Inne, mniejsze więzienie znajdowało się na styku paradnego dziedzińca i ogrodów, w murze obronnym zamku. Musiało być zastrzeżone dla ważniejszych więźniów, więc nowo przybyła, spodziewająca się lochu, była przyjemnie zaskoczona. Pomieszczenie, do którego ją wprowadzono, nie robiło wrażenie luksusowego: podłogę zrobiono z grubo ciosanych płyt, w drzwiach zaopatrzonych w żelazne rygle i ogromne zawiasy widniał mały, zakratowany otwór. Wąskie okno, usytuowane tak wysoko, by zniechęcać do wspinania się do niego, zaopatrzone było w dwa skrzyżowane pręty grube jak ręka dziecka. Jednakże znajdowało się tam łóżko z zasłonkami i pościelą, stolik do toalety, drugi do jedzenia, kufer na ubrania i dwa meble do siedzenia: krzesło z podłokietnikami i zydel. Wreszcie dozorca przyjmujący więźniarkę przypominał istotę ludzką, a nie gotowego gryźć molosa. Kiedy otworzył przed nią drzwi celi, podał jej rękę, przestrzegając, by uważała na próg. Podziękowała mu z uśmiechem, po czym spostrzegłszy łóżko, wyciągnęła się na nim wyczerpana, zapadając natychmiast w głęboki sen.

Obudziła się dopiero nazajutrz rano z powodu łoskotu otwieranych rygli, kiedy dozorca wszedł do pokoju, by przynieść jej posiłek.

- Musisz być głodna - powiedział w tym eleganckim języku, którym mówią ludzie w Turenii. - Wczoraj przyniosłem ci kolację, ale widzę, że jej nie ruszyłaś. Naprawdę mocno spałaś...

- To prawda - powiedziała Fiora. - Jestem głodna, ale gdybym mogła dostać trochę wody, by móc się umyć, byłabym ci wdzięczna.

Sięgnąwszy do sakiewki, wyciągnęła srebrną monetę, którą chciała mu dać, ale odmówił:

- Dziękuję, szlachetna pani. Nasz Sire rozkazał, by niczego ci nie brakowało. Opiekując się tobą, wykonuję tylko mój obowiązek...

- Żeby mi niczego nie brakowało? Obawiam się, że nie możesz mi dać tego, czego brakuje mi najbardziej: mojego syna...

Zacny człowiek robił wrażenie niepocieszonego.

- Niestety nie! Mogę ci dać tylko to, co pozwolono mi dostarczyć. Wierz mi, że przykro mi z tego powodu... Przyniosę ci ciepłą wodę, ręczniki i mydło. Ale nie czekaj, jedz!. Posiłek ci ostygnie.

Na posiłek składało się gorące mleko, chrupiący, jeszcze ciepły chleb, miód i mały kawałek masła zawinięty w liść winorośli, na który Fiora spojrzała ze szczerym zdumieniem.

- Czy wszystkich więźniów tak dobrze karmicie? Niewiele znam oberży o dobrej renomie, które tak podejmują gości!

- Jesteś teraz jedyną osobą w tym więzieniu, a moja żona ma pozwolenie na branie jedzenia dla nas z kuchni zamkowej. Dla ciebie też. A poza tym to nie jest takie więzienie jak inne, niewiele osób tu przebywa. Sporo się różni od donżonu na pierwszym dziedzińcu. Poza tym, jak mówiłem, dostałem rozkazy.

- Czy wolno mi przyjmować odwiedzających? Chciałabym zobaczyć się z sierżantem Mortimerem z gwardii szkockiej.

- Z Zawieruchą? - powiedział dozorca ze śmiechem. - Wszyscy go tu dobrze znają. Niestety, nie jest to możliwe. Po pierwsze dlatego, że przebywasz tu w tajemnicy. Po drugie dlatego, że nie ma go w Plessis... Pójdę po wodę dla ciebie.

- Jeszcze słówko! Powiedz mi chociaż, jak się nazywasz.

- Grzegorz, pani. Grzegorz Lebret, ale imię wystarczy. Jestem całkowicie na rozkazy pani hrabiny.

I z czymś w rodzaju ukłonu zaskakujący dozorca zostawił Fiorę, która rzuciła się na ten, jeszcze bardziej zaskakujący posiłek. Jedząc, próbowała uporządkować myśli. Wyraźnie okazywano jej pewne względy, ale jednak nie zawahano się przed odebraniem dziecka, drogiej Leonardy i domu. A choć przypomniała sobie brutalność, z jaką poprzedniego dnia łucznicy odciągnęli Petronelę i ton użyty przez obmierzłego Oliwera le Daim, to pewne było, że król wydał w odniesieniu do niej dokładne rozkazy, których naruszania cyrulik się wystrzegał, niezależnie od tego, jaką miał na to ochotę? Ale dlaczego? Jaką zbrodnię mogła popełnić? Le Daim mówił o zdradzie i dodał, że przypadek jest poważny. Ale w jaki sposób, w czym mogła zdradzić króla czy nawet Francję? Odrażający osobnik zrobił też aluzję do Lorenzy, co w tamtej chwili wprawiło

Fiorę w drżenie. Jednakże te narodziny, które trzeba było spróbować utrzymać w tajemnicy, nie mogły urazić Ludwika XI do tego stopnia, by skłonić go do aż takiej surowości. Chodziło zapewne jedynie o jakieś nieporozumienie, zręcznie wykorzystane przez cyrulika lub inną osobę, która źle jej życzyła. A może o jakąś kalumnię? Fiora wiedziała, że król jest skrajnie nieufny i jeśli czuje się oszukiwany, zdolny jest przechodzić od wielkiej dobroduszności do ogromnej surowości. Jeśli tak było, to powinna jak najszybciej rozmówić się z nim...

Kiedy Grzegorz wrócił z przyborami toaletowymi, Fiora zapytała go, czy zgodziłby się przekazać królowi, że błaga go, by wysłuchał jej najszybciej, jak to możliwe. Jednak tego również dozorca nie mógł zrobić: król przebywał nie w Plessis, lecz w Amboise, przy królowej, która była zatroskana o zdrowie delfina.

- Myślisz, że zostanie tam długo?

- W zasadzie nie powinien, ale jeśli stan zdrowia małego księcia się pogorszy? Uzbrój się w cierpliwość, pani hrabino! Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby zaraz po powrocie nie posłał po ciebie...

Cierpliwość! Tą cnotą, tak wychwalaną przez Demetriosa, Fiora nigdy nie była w stanie się wykazać, kiedy znajdowała się w przykrym położeniu! Lubiła podejmować decyzje, a później wszystko powinno odbywać się szybko. Dziewięć miesięcy oczekiwania na dziecko wydawało jej się siedmioma wiekami. Ta postawa zawsze bawiła Leonardę. Tym razem cierpliwość miała być jeszcze jedną ciężką próbą, bo która matka może dłużej znieść brak informacji o tym, gdzie się znajduje jej dziecko?

A jednak musiała czekać. Dla tej młodej, pełnej życia kobiety, zmuszonej do całkowitej bezczynności, każda godzina zdawała się nie mieć końca. Grzegorz nie był w stanie dostarczyć jej książek - jedynej rzeczy, która mogła sprawić, by czas płynął nieco szybciej. Nie po raz pierwszy była uwięziona, ale nigdy nie cierpiała z tego powodu tak bardzo, bowiem poprzednio bała się tylko o siebie, a nie o swoich bliskich. Gdzie mogli być Leonarda, Khatoun i mały Filip? Król wiedział, że rozdzielając ją z nimi i nie informując o miejscu ich pobytu, wymierzał jej najcięższą z kar, co czyniło niepotrzebnymi jakiekolwiek sankcje fizyczne i tłumaczyło, przynajmniej w części, przyzwoity pokój, dobre wyżywienie, a nawet ubrania - te, które zostawiła w Rabaudiere, a teraz znalazła w kufrze w swoim więzieniu. Jednym się pocieszała: Ludwik za bardzo kochał i szanował dzieci, by skrzywdzić jej syna. Filip był na pewno jeszcze lepiej traktowany niż jego matka. Jak długie wydawały się jej jednak godziny w czasie tych ośmiu dni, które musiała spędzić jedynie w towarzystwie swego dozorcy!

Fiora zmuszała się do starannej toalety każdego ranka, do noszenia czystej bielizny i sukien. Zona Grzegorza zajmowała się praniem i prasowaniem. Był to jakiś sposób na zachowanie godności; poza tym nie chciała zostać zaskoczona w niedbałym stroju, kiedy wreszcie przyjdą, by zaprowadzić ją przed oblicze sędziego... lub sędziów...