Często zastanawiała się, jak wyglądałaby przyszłość, gdyby książę przeżył. Czy udałoby mu się znaleźć środki na kontynuowanie nieustannych wojen? Zważywszy, jak wykrwawiona była Burgundia, z pewnością nie, ale aż do wyczerpania zasobów finansowych kontynuowałby walkę, dążyłby do realizacji swoich marzeń o hegemonii, choćby miał przy tym zginąć, a wraz z nim ostatni wierni mu towarzysze. W gruncie rzeczy dobrze się stało, a tragiczna wielkość jego śmierci zapewne by go satysfakcjonowała. Nie było jednak rzeczą słuszną, by Battista pozostawał zniewolony tym dramatem i mistyczną aurą nadaną mu w legendach.

Fiora uznała rozmowę z chłopakiem za niedokończoną. Opuściwszy kościół, poszła na plac la Halle. Zatrzymała jednego z przechodniów pytaniem o drogę do klasztoru Matki Boskiej. Mężczyzna wskazał jej ulicę, w głębi której istotnie widać było kaplicę o dzwonnicy zburzonej do połowy przez kulę armatnią.

Wejście do klasztoru znajdowało się przy samym kościele. Fiora pociągnęła sznur dzwonka wiszącego przy starej, ciężkiej i wybijanej żelaznymi gwoździami furcie, wyglądającej jak wejście do więzienia. W wyciętym w niej zakratowanym okienku pojawiła się nalana twarz mnicha, któremu młoda kobieta powiedziała, że uprasza ojca przeora tego świętego przybytku o krótkie spotkanie. Okienko się zamknęło i musiała czekać długie minuty, zanim uchylono bramę na tyle, by mogła wejść do środka. Po drugiej stronie brat furtian, o postaci równie pulchnej jak twarz, dał jej znak, by poszła za nim, i bez słowa zaprowadził do niewielkiej, niskiej i wilgotnej komnaty, pozbawionej jakichkolwiek mebli. Tylko duży krucyfiks z czarnego drewna wskazywał, że nie jest to piwnica. Cały budynek czuć było saletrą i pleśnią, ale to pomieszczenie, do którego schodziło się po kilku stopniach miało tak nędzny wygląd, że serce młodej kobiety ścisnęło się z żalu. To, że uroczy Battista tkwi uwięziony w tym grobowcu od ponad dwóch lat, wydało jej się nieprawdopodobnym nonsensem! Musiał naprawdę kochać Zuchwałego, by skazać się na to powolne umieranie!

Wysokiemu mnichowi w czarno-białym stroju, który pojawił się tak cicho, że tego nie zauważyła, przedstawiła swoją prośbę: pragnie porozmawiać przez chwilę z młodym nowicjuszem, który w życiu świeckim zwał się Battista Colonna.

- Przybywam z Rzymu - powiedziała z pewnością siebie - i mam dla niego wiadomość od rodziny.

Kłamstwo wpłynęło jej na wargi zupełnie naturalnie z tego prostego powodu, że gotowa była użyć wszelkiej broni, byle tylko wyrwać tego chłopca ze świata beznadziei, dla którego nie był stworzony. Zresztą, czy było to kłamstwo? Antonia, która ją wysłała, była naprawdę kuzynką Battisty...

- Czy nie możesz powierzyć tej wiadomości mnie? - zapytał przeor, przyglądając się młodej kobiecie z natarczywością, którą uznała za antypatyczną.

- Nie chodzi o list, lecz o wiadomość ustną, która nie mogłaby nabrać w twoich ustach właściwego znaczenia, wielebny ojcze. Zechciej wybaczyć mi tę szczerość.

Jednak zakonnik nie zamierzał tak łatwo się poddać.

- Rodzina to pojęcie obejmujące wiele osób. Przypuszczam, że w tej sytuacji chodzi o jednego z jej członków. Czy powiesz mi przynajmniej o kogo? Zrozum, córko, że jestem odpowiedzialny za duszę tego młodego chłopca i nie chcę, by zakłócono spokój, który uzyskał z pewnym trudem - dodał pospiesznie, widząc, że młoda kobieta marszczy brwi.

- Obawiasz się zatem, że ten spokój jest kruchy? Jeśli jest prawdziwy, głęboki, nie może go naruszyć żaden znak dochodzący ze świata żywych. Mogę ci powiedzieć jedno: żaden z członków rodziny Colonna - a zgadzam się, że jest ich wielu - nikt, powtarzam, nie rozumie, dlaczego piętnastoletni chłopiec zdecydował się zostać tutaj, z dala od domu i bliskich...

- Wiemy o tym od dawna, pani. Książę Colonna przybył tu osobiście i Battista odmówił spotkania z nim... Ale przypuszczam, że o tym wiesz? - To nie on mnie przysyła.

- Zatem kto?

- Za pozwoleniem, wasza wielebność, powiem to samemu Battiście - powiedziała Fiora, zaczynając tracić cierpliwość. - Chcę z nim rozmawiać, i nic nie przyjdzie mu z ukrywania się w tych murach czy uciekania, jak to zrobił przed chwilą. Chyba że naprawdę nie jest już taki jak kiedyś, że stracił całą odwagę, nawet tę, albo przede wszystkim tę, która polega na patrzeniu prawdzie w oczy!

Potężna postać przeora jakby się rozdwoiła, ukazując biały cień: samego Battistę, który musiał wejść niepostrzeżenie, równie cicho jak jego przełożony.

- To prawda, że nie jestem już taki, jak byłem, donno Fioro, ale nigdy nie zgodzę się, by oskarżano mnie o brak odwagi...

Mimo ciężkiego smutku panującego w tym niskim pomieszczeniu Fiora musiała powstrzymać uśmiech. Jeśli młody Colonna zachował zdrowy zwyczaj podsłuchiwania za drzwiami, to zmienił się znacznie mniej, niż sądził, i być może została jeszcze jakaś nadzieja.

- Dlaczego uciekłeś przede mną przed chwilą w kościele? Byliśmy przyjaciółmi...

- Niegdyś tak. Wydaje mi się, że to było bardzo dawno...

- Minęły dwa lata, Battisto. To niewiele wobec ludzkiego życia.

Zamilkła, patrząc na przeora tak nieustępliwie, że na jego zapadniętych policzkach pojawiły się czerwone plamy. Zrozumiawszy, że w jego obecności nie powie nic więcej, zdecydował się wreszcie wyjść.

- Znajdziesz mnie w kaplicy, mój synu - szepnął. - Będę się modlić, aby Pan odsunął od ciebie pułapki tego świata.

- Dziękuję ci za to, mój ojcze, ale mam nadzieję znaleźć w sobie dosyć sił, by z Bożą pomocą pokonać je samodzielnie!

- Bardzo to miłe! - zauważyła Fiora zgryźliwie. - Nie przypominam sobie, żebym zastawiła na ciebie jakąś pułapkę.

- Wiem, donno Fioro, i proszę cię o wybaczenie, jeśli cię zraniłem... ale nie przyzwyczaiłaś mnie także do kłamstw z twoich ust.

- Kłamstw? Kiedy kłamałam?

- Ależ... dosłownie przed chwilą. Czy nie powiedziałaś, że przybywasz z Rzymu? Ty w Rzymie? Cóż byś tam robiła?

- Będziesz musiał jeszcze raz przeprosić, Battisto! Nie jadę stamtąd bezpośrednio, przyznaję, ale jednak przebywałam tam, zresztą zupełnie wbrew mojej woli, przez kilka miesięcy. Inaczej gdzie mogłabym spotkać twoją kuzynkę Antonię?

Nagłe uderzenie krwi przywróciło na chwilę młodemu nowicjuszowi zdrowy wygląd z dawnych czasów, a jego czarne oczy zalśniły, trwało to jednak tylko chwilę...

- Antonia! - westchnął. - Zatem martwi się o mnie?

- Znacznie bardziej, niż sądzisz.

- Jakoś trudno mi uwierzyć w to stwierdzenie. Doszło do mnie, że ma zostać wydana za mąż.

- Te wiadomości są już nieaktualne. Antonia nosi obecnie imię siostry Serafiny, przebywa w klasztorze San Sisto i tam połączyła nas przyjaźń.

- Antonia zakonnicą? Ależ to nieprawdopodobne!

- Prawie tak, jak widok ciebie w tym zakonnym habicie. Dodam, że wstąpiła do klasztoru nie z własnej woli. Papież chciał ją zmusić do poślubienia jednego ze swoich bratanków, Leonarda, najmniej udanego z całej tej bandy. Wolała zostać mniszką. Nadto jej ojciec, aby uspokoić papieski gniew, musiał oddać większą część jej posagu. Dodam, że do dziś nie złożyła ślubów... i że od ciebie zależy, czy kiedykolwiek je złoży. To na jej prośbę przyjechałam.

Oddaliwszy się od Fiory, Battista oparł się plecami o ścianę, którą przecinał wielki krucyfiks, jakby chciał się pod nim schronić. Pobladł jeszcze bardziej i młoda kobieta poczuła, jak opanowuje ją ogromna litość.

- Kiedyś do niej pisywałeś, prawda? - powiedziała łagodnie. - Dlaczego przestałeś?

- Przestałem, kiedy dowiedziałam się, że wychodzi za mąż. Bardzo ją... lubiłem i wolałem zerwać wszystkie więzy między nami. Wydawało mi się, że tak będzie łatwiej, i rzeczywiście przez jakiś czas było. Przy księciu Karolu sprawy wyglądały inaczej, z nim wszystko było możliwe, nawet najpiękniejsze rycerskie sny. Takie życie mi odpowiadało, czułem się niemal szczęśliwy. A potem pojawiłaś się ty i przy tobie przeżyłem najpiękniejsze dni mego życia...

- Wtedy jeszcze do niej pisałeś, przecież nawet opowiedziałeś jej o mnie - powiedziała Fiora surowo.

- To prawda. Zaprzestałem pisania wkrótce po twoim przyjeździe. Nie miałem wiadomości od niej od pewnego czasu i myślałam, że jest już zamężna. Dlaczego nic mi nie powiedziała?

- Może dlatego, że ze zbyt wielkim entuzjazmem piałeś hymny pochwalne na moją cześć. To było wielkie głupstwo, przyjacielu!

- Ale ja wierzyłem w każde słowo, które pisałem. Rozpaliłaś moją wyobraźnię... a także moje serce. Troszeczkę.

- Antonia uznała, że bardzo, i na tym polega twoja głupota. Ona cię kocha, kocha cię całą duszą, a taka dusza jak jej nigdy się nie zmienia!

Bez fałszywego wstydu młodzieniec ukrył twarz w dłoniach. Po drżeniu ramion Fiora poznała, że płacze, i powoli podeszła do niego. Miała ochotę przytulić go do siebie, ukołysać jak nieszczęśliwe dziecko, którym w istocie był, ale nie śmiała: zmienił się i obawiała się, że go urazi.

- Jeśli dobrze rozumiem - szepnęła - do wstąpienia tutaj skłoniło cię straszliwe nieporozumienie. Ty także ją kochałeś?

- Sam już teraz nie wiem. Wiem tylko, że tego przeklętego styczniowego dnia zobaczyłem, jak ginie mój książę, podczas gdy ja pozostałem przy życiu... a później straciłem także ciebie. To było dla mnie za dużo i powrót do Rzymu mnie przerażał.

- Dlaczego nie chciałeś spotkać się z ojcem?

- Z tego samego powodu. Miałbym wrócić do tego okrytego hańbą miasta...

po co?

- Może po to, by walczyć u boku twoich bliskich - burknęła Fiora, która postanowiła przyprzeć go do muru. - Odwieczna wojna między rodami Colonnów i Orsinich wkracza w fazę tym niebezpieczniejszą, że ci ostatni mają całkowite poparcie papieża. Naraża się na niebezpieczeństwo utraty życia ten, kto zabija Orsiniego, ale niewiele ryzykuje zabijający Colonnę. Wasz pałac del Vaso całkowicie bezprawnie trafił w ręce jednego z bratanków Sykstusa IV. Słyszałam też, że papież chce się pozbyć twego wuja, protonotariusza, który pozwala sobie mieć własne zdanie...