* Agnieszka żyła tak do 1483 roku i zmarła w wieku dziewięćdziesięciu ośmiu lat.
- Nie zatrzyma ich dla siebie - szepnęła Agnelle. - Zanim zapadnie zmrok, otrzyma je jakiś nieszczęśnik, który przyjdzie błagać ją o wsparcie. Tak czy inaczej, zrobiłaś dobry uczynek.
Z wnętrza dobiegł załamujący się, drżący głos, jakby nie całkiem z tego świata, który wypowiedział podziękowania w imieniu Najwyższego i błogosławieństwo.
- Jak młoda dziewczyna może skazywać się na podobne męki? - spytała poruszona Leonarda. - Dlaczego nie wybrała raczej klasztoru?
- Może dlatego, że konieczna była głęboka ekspiacja. Mówią, że Agnieszka wywodzi się ze szlachetnego rodu, że pokochała chłopca nie ze swojej sfery i miała z nim dziecko. Podobno jej ojciec zabił własnymi rękami i kochanka, i noworodka. Ledwie doszedłszy do siebie po porodzie, Agnieszka uzyskała od biskupa Paryża pozwolenie na zamurowanie w rekluzorium. Wokół cmentarza było ich wiele. Zaraz pokażę wam grób siostry Alk la Bourgotte, zmarłej w 1466 roku, na którym król kazał ustawić posąg naturalnej wielkości i umieścić te słowa:
Tu spoczywa siostra Alix la Bourgotte, Co w rekluzorium życie pobożne spędziła, Tam lat czterdzieści osiem Z pokorą wytrwała.
Fiora jednak nie miała ochoty na oglądanie nagrobka tej świętej kobiety. Tak przesadna pokuta budziła w niej rodzaj odrazy i choć rozumiała, że zrozpaczona dziewczyna może zdecydować się na szukanie schronienia w klasztorze, za bardzo ceniła życie, ten dar od Boga, by dopuszczać taką formę samobójstwa; w istocie wcale samobójstwem to nie było, gdyż pokutnice, latami skazane na wilgoć, zimno, a nawet mróz, albo na ekstremalne gorąco, trwały przy życiu przez niekończące się lata. Lepiej było, sto razy lepiej, skonać od upału na wysuszonych szlakach do Composteli albo utonąć, żeglując ku Ziemi Świętej!
Jej własne grzechy miłosne były znacznie poważniejsze niż przewiny tej Agnieszki, która w istocie cierpiała za cudzą zbrodnię, ale myśl o zamknięciu się w takim niedomkniętym grobie, by gnić tam bez końca w brudzie i odchodach, budziła w Fiorze obrzydzenie. Leonarda uświadomiła to sobie i pociągnęła ją ku wyjściu.
- To nie jest widok dla przyszłej matki - szepnęła. - A Bóg nie wymaga tak wiele od nieszczęsnych ludzi, gdyż w przeciwnym razie raj po Sądzie Ostatecznym pozostałby przeraźliwie pusty!
Fiora uśmiechnęła się do niej i pod peleryną opiekuńczym ruchem przesunęła dłoń po brzuchu. W miarę jak mijały dni, coraz bardziej przywiązywała się do tej nieznanej istotki rosnącej w jej ciele i zaczęła myśleć, że nieuniknione rozstanie nie będzie może wyzwoleniem, lecz rozdarciem bardziej okrutnym, niż się spodziewała.
Podczas gdy kobiety przemierzały Paryż, Florent na polecenie Agnola odbywał codzienne podróże do Suresnes, by doprowadzić dom do stanu umożliwiającego względnie wygodne przezimowanie. Wioska należąca do opactwa Saint-Leuffroy, które z kolei podlegało majętnemu i potężnemu opactwu Saint-Germain-des-Pres, nie posiadała żadnych źródeł dochodów poza rozciągającymi się na zboczach winnicami i stadami owiec, które latem zajmowały pastwiska na stoku góry Yalerien. Dzięki staraniom Florenta oraz pełnej troski i przezorności Agnelle wszystko było gotowe w przewidzianym czasie i kiedy czwartego dnia Fiora i Leonarda równie radośnie, co hałaśliwie żegnały się ze swoimi przyjaciółmi, mogły patrzeć w przyszłość z ufnością.
Wyglądało na to, że kiedy dziecko znajdzie się u Nardich, zacni ludzie z ulicy des Lombards nigdy nie skojarzą eleganckiej damy spędzającej w Paryżu kilka dni w październiku z biedną dziewczyną przybyłą ukryć swój wstyd z dala od rodzinnych stron.
Sąsiedzi, o których mowa, byliby bardzo zaskoczeni, gdyby jakąś godzinę później mogli zobaczyć dziwną scenę rozgrywającą się w opuszczonym szałasie drwali w lesie Rouvray: wielka dama i jej towarzyszka zamieniły kosztowne stroje podróżne na suknie i płaszcze z grubej, szarej lub czarnej tkaniny oraz płócienne czepce, które nasunęły na oczy, zapewniając sobie w ten sposób skromny, nieprzyciągający uwagi przechodniów wygląd. Następnie podróżni ruszyli w dalszą drogę do Suresnes, gdzie dotarli pod koniec dnia, o tej szarej, nieokreślonej godzinie, kiedy to nie sposób odróżnić psa od wilka. Dzwony opactwa świętego Lutfryda już dobrą chwilę wcześniej wezwały na wieczorną modlitwę Anioł Pański.
Usytuowana między stokami góry Valerien i Sekwaną, na której urywał się jej sad, zagroda Agnola Nardiego składała się z tegoż sadu, pięknej winnicy wspinającej się na łagodne zbocze i z ogrodu otaczającego niski dom zbudowany z drewnianych bali i gipsu na kamiennej podmurówce, w której znajdowały się spiżarnia i piwnica. Zewnętrzne schody prowadziły na piętro, okryte wysokim, stromym dachem. Dwie lub trzy przybudówki, w tym stajnia, tworzyły na zapleczu nieregularne podwórko z wykopanym pośrodku bajorkiem, w którym cały dzień grzebały i taplały się kury i kaczki. Stary mężczyzna, węźlasty jak winorośl i niemal tak samo mało rozmowny, ojciec Anicet, zasadniczo pilnował posiadłości, chronionej przez sąsiedztwo z opactwem, i czuwał nad winoroślą z okresową, lecz znaczącą pomocą dwóch starych kawalerów z wioski, braci Gobertów. Mieszkał w domku na brzegu rzeki, co pozwalało mu na oddawanie się temu, co oprócz miejscowych win lubił najbardziej: wędkarstwu. Poza tym nigdy nie wchodził do głównego domu, w którym zaraz po przybyciu Florent zapalił wcześniej przygotowane w kominkach drewno.
Mieszkanie składało się z dużej kuchni, służącej także jako jadalnia, z czterech sypialni i z wygódki. Meble były proste, ale solidne i dobrze dobrane, podobnie jak tkaniny obiciowe nadające ciepło pokojom, w których nie brakowało nawet dywanów. Rękę Agnelle dostrzec można było zwłaszcza w obfitości i jakości bielizny i przedmiotów użytkowych. Żadnych luksusów, rzecz jasna, ale nie brakowało niczego, co mogło uczynić zimowy pobyt wygodnym...
- Jeśli nie będzie bardzo dużego przyboru wody - powiedział Florent, który je oprowadzał - nie musimy się obawiać powodzi. Zdarzyło się już, że woda dotarła aż do piwnic, ale zawsze można wyjść od tyłu, gdyż dom usytuowany jest na stoku. Sądzisz, że będziesz się tu dobrze czuła, donno Fioro?
Kobieta odpowiedziała mu uśmiechem.
- Bardzo dobrze. Byłam tego zresztą pewna od czasu, gdy przebywała tu pani Leonarda. Popatrz na nią, Florencie, już czuje się u jak siebie.
Życie szybko zaczęło się toczyć w regularnym rytmie, odmierzanym biciem dzwonu klasztoru świętego Lutfryda obwieszczającym nabożeństwa. Dwie kobiety zajmowały się prowadzeniem domu i gotowaniem, szyły, haftowały lub spędzały wieczory przy kominku, przy którym spotykali się we trójkę. Florent zajmował się cięższymi pracami i aprowizacją. Fiora była wyraźnie weselsza niż w czasie pierwszej ciąży i chętnie spacerowała po terenie posiadłości. Nie chciała pokazywać się w wiosce, by nie budzić ciekawości. Jednak korzystając z babiego lata, namówiła Florenta, by zabrał ją i Leonardę na szczyt góry Valerien, skąd roztaczał się słynący ze swej urody widok Paryża. Wydawało jej się, że kontemplowanie natury ma dobry wpływ na ciążę. Zresztą góra stała się celem pielgrzymek, odkąd zamieszkał na niej pustelnik imieniem Antoni. Chcąc stworzyć coś w rodzaju kalwarii, wzniósł na nim trzy drewniane krzyże, przed którymi modlił się rano i wieczorem.
Aby nie przeszkadzać świętemu mężowi w modlitwach, Fiora i Leonarda wspięły się po zalesionym zboczu wczesnym popołudniem. I rzeczywiście, nie spotkały nikogo, dostrzegły jedynie szałas z gałęzi, który zbudował sobie na skraju lasu. Panorama roztaczająca się z góry była cudowna. Paryż, zamknięty w pierścieniu murów obronnych i przecięty długą, szarą wstęgą Sekwany, najeżony złocistymi iglicami wież kościelnych, podobny był do wielkiego srebrnego kielicha na żółtomiedzianym tle, gdyż wokół niego rozciągały się ogromne lasy w jesiennych barwach. W lasach tych ręka człowieka wycięła polany, na których wyrastały miasteczka: Saint-Denis, Courbevoie i Colombes na obrzeżu pastwisk pod Longchamp; w kierunku Saint-Germain leżały Vaucresson i Montesson, a w lesie Montmorency osady Montmagny, Montlignon, Adilly; dalej, w stronę Marne - Montreuil, Chennevieres, Vincennes, podczas gdy na południu widać było dzwonnice Arcueil, Sceaux, Fresnes i Villeneuve-Roi. Florent, który dobrze znał okolice, z przyjemnością objaśniał, a Fiora podziwiała ten wspaniały widok z zachwytem. Pośród tego morza drzew - poczerwieniałych, zbrązowiałych, pożółkłych, złocistych - stolica zdawała się wibrować własnym życiem w promieniach późnopopołudniowego słońca. Unosiła się nad nią opalizująca mgła, która rozwiewała się w jasnym błękicie nieba. Fiora, która często ze swej willi we Fiesole podziwiała Florencję, myśląc, że żadne inne miasto na świecie nie może równać się jej urodzie, Fiora, podziwiająca niegdyś Rzym migoczący purpurowymi blaskami wspaniałego zachodu słońca, trwała w niemym zachwycie wobec widoku tego spokojnego i majestatycznego wielkiego miasta, którego jednak król nie lubił.
- Dlaczego? - szepnęła, myśląc na głos, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy. - Dlaczego król Ludwik tak rzadko tu przyjeżdża? Przecież Paryż jest go godny...
- Tak, ale Paryż zbyt długo pozostawał angielski i królowi nie udaje się o tym zapomnieć - rzekła Leonarda. - Wspomnienia są zbyt świeże i potrzeba może będzie kolejnego władcy, kolejnej generacji, aby Paryż wreszcie wrócił do łask. Król troszczy się o niego: to już coś... A dla nas to w pewnym sensie dobrze: nie narażamy się na spotkanie z nim.
Kiedy zbliżyło się Boże Narodzenie, nadeszły chłody i spadł śnieg. Noce zakłócało wycie wilków. Florent i ojciec Anicet jeszcze staranniej niż zwykle doglądali ogrodzeń. Mówiło się, że w pobliskim lesie urządzili sobie kryjówki zbójcy, ale żaden nie ośmielił się zbliżyć do potężnego opactwa i kilku domów, które schroniły się pod jego kamiennym skrzydłem.
"Fiora i król Francji" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i król Francji". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i król Francji" друзьям в соцсетях.