- Tak - przerwał Tristan I'Hermite - musielibyśmy mieć dowody...
- Dowody? - powiedziała Fiora ze ściśniętym gardłem. - Mało ich na tej polanie? Są ci dwaj mężczyźni! Jest to, co może powie kardynał. W końcu, są moje słowa i słowa pani Leonardy.
- Słusznie, że o tym powiedziałaś na końcu - powiedział Mortimer zgryźliwie. - To będzie się najmniej liczyć. Ludwik XI uważa kobiety za nieuleczalne gaduły obdarzone diaboliczną wyobraźnią... a osoba, o którą chodzi, należy do jego najbliższego otoczenia.
- Myślisz, że to... - zaczęła Fiora, której coś przyszło do głowy. Ale Wielki Prewot ją uciszył:
- Żadnych nazwisk, pani! Pozwól, że poprowadzę tę sprawę po swojemu, i pozwól, że cię pożegnam. Czy chcesz, by jeden z moich ludzi was odprowadził?
- To zbędne! - rzekł Mortimer. - Biorę to na siebie... i dziękuję, że mi uwierzyłeś, panie! Oraz za to, że mi pomogłeś.
Cień uśmiechu na chwilę rozjaśnił surową twarz Tristana I'Hermite.
- Wykonałem tylko obowiązki związane z moim stanowiskiem, młody człowieku, ale przyznaję, iż jestem wrażliwy na przejawy przyjaźni. Niegdyś...
dawno temu, poświęciłem się, jak ty, służbie pewnej damie... bardzo pięknej!
- Ty, panie? Damie? - zdumiał się Mortimer.
- Jesteś zaskoczony, prawda? Wielki sędzia, zwierzchnik dozorców więziennych, ludzi policji, katów? Nazywała się Catherine... ale spokojnie, nie mnie kochała. A teraz jedźcie! Zobaczymy się w Plessis!
Douglas Mortimer pomógł Leonardzie i Fiorze zająć miejsce w powozie, po czym przywiązał swego konia z tyłu i wskoczył na miejsce woźnicy. Kiedy zawracał ciężki pojazd, by ruszyć ponownie raz już przebytą drogą, Fiora rzuciła ostatnie spojrzenie na ponurą polanę, gdzie nadal otwarty wykop przypominał o koszmarze, który tu przeżyły. Dwóch gwardzistów właśnie zabrało się do zakopywania dołu. Tristan I'Hermite, ponownie siedząc w siodle, otoczony podwójnym pierścieniem ludzi z pochodniami, przyglądał się kopiącym, nieruchomy jak pomnik konny. Leżący na ziemi Pompeo i drugi bandyta trzęśli się i płakali, ale Fiora nie poczuła najmniejszej litości. Jej umysł i serce były jak z lodu. Nie odczuwała nawet strachu na myśl o tym, co mogło się stać. Jedyne, co czuła, to było ogromne rozczarowanie. Marzenie, które hołubiła od trzech dni, ta nadzieja na odnalezienie Filipa, choćby chorego, choćby nieświadomego, i przywiezienie go do domu, do syna, zmieniło się w ponure szyderstwo. Zakpiono sobie z niej, a teraz wracała do siebie z duszą pełną goryczy i z pustymi rękami...
- Czy naprawdę jestem tak ograniczona umysłowo, że bez trudu można mnie oszukać? - szepnęła, nie zdając sobie sprawy, że myśli na głos.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała Leonarda, której dłoń odszukała jej rękę - ale wszystko, co skierowane jest do twego serca, niechybnie trafia do celu. A ty tak bardzo pragniesz odnaleźć pana Filipa!
- Czyżbyś mi to wyrzucała?
- Ja? Niech mnie Bóg uchowa! Dobrze wiesz, że moim najgorętszym pragnieniem jest ujrzeć cię wreszcie szczęśliwą. Nie mogę jednak zrozumieć, jak ten człowiek mógł się dowiedzieć, że twój małżonek zbiegł z Lyonu.
- Ten człowiek? Masz na myśli kardynała?
- Niestety, tak! - westchnęła stara panna. - Nie potrafię pojąć, jaką rolę odegrał w tym haniebnym podstępie.
- Według tych bandytów nie ma z nim nic wspólnego, albo prawie nic. Chociaż naprawdę trudno w to uwierzyć...
- Tak czy inaczej nie znamy sensownej odpowiedzi na to pytanie, podobnie jak zresztą na kilka innych. Może młody Mortimer znajdzie jakieś wskazówki, a ten Tristan l'Hermite zdoła wyspowiadać kardynała? - Tak myślisz?
- To chyba możliwe, jest przerażającym człowiekiem. Poza tym w Loches musi dysponować wszelkimi właściwymi środkami, by zmusić go do mówienia.
- Tracisz rozum, Leonardo? - szepnęła osłupiała Fiora. - Chyba nie myślisz, że mógłby grozić księciu Kościoła więzieniem, a nawet...
Twarz Leonardy rozjaśniła się w szerokim uśmiechu:
- Torturami? Dlaczego nie? Relacje między królem i papieżem, już i tak zle, wiele na tym nie ucierpią. A nawet podejrzewam - dodała z pełnym zadowolenia uśmiechem - że jest do tego jak najbardziej zdolny.
- I... to sprawia ci przyjemność?
- Nie wyobrażasz sobie, do jakiego stopnia.
Nie przeszkodziło to Leonardzie, gdy tylko rozlokowała się w pokoju gościnnym udostępnionym im przez mnichów w Comery, paść na kolana u stóp wąskiego posłania i pogrążyć się w długiej, żarliwej modlitwie. W prostocie swego serca dopuszczała myśl, że w świętym stadzie Kościoła mogą zdarzać się parszywe owce, ale Bóg nie mógł ponosić winy za zbrodnie swych sług.
* * *
Jedyne pocieszenie w tej smutnej historii: powrót do dworu został powitany z entuzjazmem, który rozgrzał serce Fiory, a następnie ze szczerym oburzeniem, kiedy poznano prawdę, co z kolei ucieszyło Leonardę. Prawda jednak objawiła się w całej pełni dopiero następnego dnia, kiedy Douglas Mortimer przybył do Rabaudiere na obiad.
Opróżniając jeden po drugim talerze i półmiski dzięki powolnej, zawziętej i metodycznej pracy szczęk, Szkot opowiedział, w jaki sposób znalazł się w określonym czasie i miejscu w lesie Loches, dzięki czemu mógł uchronić swoje przyjaciółki przed tragicznym losem.
- W czasie kolacji u króla zauważyłem mistrza Oliwera le Daima rozmawiającego z kardynałem. Rozmowa mogła być niewinna, gdyż osobnik ten demonstrował wszelkie oznaki głębokiej pobożności, jakby prosił o wstawiennictwo w sprawie odpustu: giął się w ukłonach, zamaszyście żegnał, robił z siebie przedstawienie. Wiecie, co mam na myśli?
- Oczywiście! - potwierdziła Fiora.
- Tylko że ja nie wierzę w niewinne konwersacje mistrza Oliwera, więc po odprowadzeniu was do domu ruszyłem na jego poszukiwanie. Nie było to trudne, gdyż nie jest nigdy wolny, dopóki król nie uda się na spoczynek. Miałem nawet czas na założenie czarnego ubrania, zanim stanąłem na czatach za murami ogrodzenia. Zobaczyłem, jak wyjeżdża na mule ukrytym przejściem i kieruje się do Tours. Śledziłem go aż do położonej nad wodą tawerny. Trzeba było wiedzieć, że to on, gdyż miał na sobie pelerynę, czapkę nasuniętą na oczy i maskę, ale ja tego obwiesia wywącham w każdym przebraniu, choćby wyszedł w stroju kanonika, jak mu się to zdarza od czasu do czasu. Tym razem nie było mowy, by odgrywał duchownego, zważywszy cel spaceru... Pani Petronelo, napiłbym się jeszcze tego wina z Beaune! To zadziwiające, jak opowiadanie wzmaga pragnienie.
Po zaspokojeniu pragnienia Mortimer podjął swoją opowieść:
- Idąc za nim, zobaczyłem, jak wchodzi do tawerny na brzegu rzeki, gdzie można zastać pierwszorzędny zestaw szubrawców z całego miasta i nawiązać kontakt z tym Krzywomordym, o którym nic więcej wam nie powiem... poza tym, że rzeczywiście chyba nie wiedział, z kim rozmawia.
- Po czym to poznałeś?
- Po sposobie zachowania. Oprych okazywał taką nieufność, że le Daim musiał wyciągnąć złoto, by go przekonać. A pokazywanie błysku żółtego metalu w takim miejscu jest zawsze niebezpieczne. Wyszli razem i tak szybko wtopili się w ciemność, że nie zdołałem ich odnaleźć. Pojechałem więc do Wielkiego Prewota, żeby powiedzieć mu, co widziałem... - W środku nocy?
- To człowiek, który w ogóle nie śpi! Powiedziałem mu, że zamierzam opowiedzieć o wszystkim królowi, ale wyperswadował mi to. Po pierwsze dlatego, że nie miałem żadnego konkretnego zarzutu do postawienia. Po drugie z powodu niemal ślepego zaufania, które nasz Sire żywi dla swego cyrulika. Le Daim miał opuścić le Plessis wraz z nim, a ponieważ w zamku musiała pozostać kompania gwardzistów, poprosiłem tylko, pod pretekstem, że źle się czuję, bym ja także mógł zostać, co bardzo rozbawiło króla.
- Rozbawiło?
- Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo. Śmiał się do rozpuku.
- A czym była spowodowana ta wielka wesołość?
- No cóż... hm... myślał, że moja choroba nie jest bardzo poważna i że... ty jesteś zarazem jej przyczyną i... nieważne... Kiedy wreszcie przestał się śmiać, powiedział: „Do diaska, Mortimer, wprawiłeś mnie w doskonały nastrój! Zgoda! Moja nieobecność nie potrwa długo, więc tym razem pozwalam ci tutaj zostać... Ale pamiętaj, że jesteś w mojej służbie, a nie w służbie dam!".
Czerwony jak ugotowany rak, nieszczęsny Szkot nie śmiał spojrzeć Fiorze w oczy i dla odzyskania kontenansu musiał wypić duszkiem dwa kubki wina, które, rzecz dziwna, przywróciło jego twarzy normalny koloryt...
- Tak czy inaczej, skoro Tristan I'Hermite podjął się nadzorowania Krzywomordego, ja zająłem się kardynałem. Kiedy zobaczyłem, że wysyła po ciebie powóz, zrozumiałem, że dzieje się coś dziwnego. Ukryłem się w lesie przed domem, a po twoim wyjeździe przyszedłem wypytać pannę Khatoun i panią Petronelę.
Fiora dosłownie podskoczyła, i to z taką energią, że omal nie przewróciła stołu.
- A co to za zachowanie! Dlaczego, zamiast się chować, nie przyszedłeś zobaczyć się ze mną? Powiedziałabym ci, co zamierzam zrobić!
- Nie wątpię w to ani przez chwilę, ale czy posłuchałabyś, gdybym ci radził nie wyjeżdżać?
- Z pewnością nie - wyburczała Leonarda, która od początku posiłku nie powiedziała nawet trzech słów. - Nic by jej nie powstrzymało... Jak sądzisz - dodała - dlaczego ja, z moim reumatyzmem, zdecydowałam się na wyprawę po wyboistych drogach pięknego francuskiego królestwa?
- Dobrze - zakończyła Fiora, z powrotem siadając. - Co dalej?
- To proste. Dogoniłem was na drodze do Tours i jechałem w pewnej odległości za orszakiem. Nigdy jeszcze mi się tak nie nudziło w drodze! Jak można jechać tak powoli! To mi przypomniało...
Przerwał i obrzucił Leonardę tak niepewnym spojrzeniem, że ta wybuchnęła śmiechem.
- No, dokończ to, co chciałeś powiedzieć! Przypomniało to ci tę cudowną podróż, którą odbyliśmy razem, kiedy odwoziłeś mnie do Nancy, do księcia Burgundii!
"Fiora i król Francji" отзывы
Отзывы читателей о книге "Fiora i król Francji". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Fiora i król Francji" друзьям в соцсетях.