– Hm, no właśnie tego nie jesteśmy pewni. Na początku sądziliśmy, że przewróciłaś się i wpadłaś do rowu. Nic nie wskazywało na inne okoliczności. Zwłaszcza że tamtego popołudnia nie zauważono w pobliżu żadnego samochodu, nie zgłosił się też żaden kierowca z meldunkiem o kolizji. Ale twoje wczorajsze wyjaśnienia rzuciły na całą sprawę inne światło. Jak wyglądał tamten samochód?

– Nie mam najmniejszego pojęcia. Byłam tak skoncentrowana na utrzymaniu równowagi, że nie myślałam o jadącym za mną aucie. Starałam się jedynie zjechać jak najbardziej na pobocze, aby mógł mnie bezpiecznie wyprzedzić.

– A ostatnie zdarzenie przed samym upadkiem?

– Poczułam, że samochód siedzi mi na tylnym kole, po czym zupełnie straciłam równowagę. To wszystko.

Magnussen przyglądał mi się badawczo.

– Czy sądzisz, że ktoś mógł cię rozmyślnie potrącić?

– Nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli, panie lensmannie, ale przyszło mi to do głowy – przyznałam. – Może komuś zależało na tym, żebym do pana nie dotarła? Nigdy jednak nie uwierzę, że któryś z moich przyjaciół mógł posunąć się do takiego kroku!

Lensmann spuścił wzrok.

– Rozglądałem się już trochę i dyskretnie podpytywałem Olsenów. Jednak oni mają alibi nie do podważenia.

– Jakoś mocno w to wątpię – powiedziałam po krótkim namyśle.

– Pastor też jest raczej niewinny – dodał pan Magnussen, nie zważając na mój komentarz.

– Pozostaje więc tylko jedna możliwość: jakiś przypadkowy kierowca nie zachował ostrożności, potrącił mnie i po prostu zbiegł z miejsca wypadku – podsumowałam.

Magnussen podrapał się po głowie.

– A co z kapsułką?

Westchnęłam bezsilnie.

Lensmann nie dawał za wygraną.

– Wiemy, że każdy z twoich przyjaciół miał tamtego popołudnia dostęp do samochodu i wszyscy wkrótce opuścili dom Erika. Arnstein i Inger mieli własne wozy. Ja sam obiecałem Terjemu pożyczyć moje auto, więc zostawiłem je na podwórzu.

Nie byłam zachwycona spekulacjami na temat, który z moich przyjaciół byłby zdolny do zbrodni. Po chwili zapytałam:

– Czy z przyjęcia wszyscy wyszli równocześnie?

– Nie. Najpierw wyszła Inger, chwilę po niej Arnstein, a na końcu Terje. Ale żadne z nich nie potrafi określić, o której godzinie ty opuściłaś towarzystwo. Muszę porozmawiać z Grimem, może uda się nam metr po metrze odtworzyć twoją trasę i ustalić, ile czasu potrzebowałaś, by dobiec do domu oraz by dojechać rowerem do skrzyżowania. Być może kogoś w ten sposób wyeliminujemy z kręgu podejrzanych.

Rozmowa zaczynała mnie już męczyć.

– Panie lensmannie, dlaczego zadaje mi pan tyle dziwnych pytań? Skoro Lilly Moe i Olsenowie mają niepodważalne alibi, któż inny czyhałby na życie kapitana?

Magnussen miał niezadowoloną minę.

– Niestety, to nie jest takie jednoznaczne. Na dzień przed śmiercią ojca Erik zaprosił do siebie wszystkich chłopców, korzystając z okazji, że Olsenowie wyszli. Arnstein, Grim i Terje spotkali kapitana Moe w salonie i rozmawiali z nim jakiś czas. Następnie pan Moe zaprosił Grima do swojego gabinetu na rozmowę w cztery oczy. Trwała ona blisko godzinę. Gdy wyszli, Grim wydawał się zdenerwowany, tak przynajmniej twierdzi Terje. Znasz Grima i wiesz, że to wyjątkowo opanowany chłopak. Kapitanowi natomiast oczy płonęły jak w gorączce, a na twarzy pojawiły się czerwone plamy. Porozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym kapitan opuścił dom i wyjechał samochodem do miasta, aby spotkać się z Inger. Teoretycznie każdy z chłopców mógł mieć coś wspólnego z jego śmiercią.

– Ale… ale przecież… – zaczęłam nerwowo wymachiwać rękoma.

– Panno Land – upomniał mnie siedzący dotąd cicho Bråthen.

– Dlaczego ktoś miałby pragnąć śmierci kapitana? – nie mogłam zrozumieć. – Przecież podejrzany musiał mieć jakiś motyw?

– Hm, o to raczej nietrudno. Erik dziedziczy wszystko i po ojcu, Grim natomiast odbył tajemniczą rozmowę z panem Moe. Na razie nie potrafię znaleźć żadnego powodu, dla którego Inger, Arnstein albo Terje mieliby popełnić morderstwo, ale i nad tym muszę się zastanowić.

Magnussen pogrążył się w zadumie. W tym momencie uświadomiłam sobie, że Arnsteina i Inger niewątpliwie coś łączy. Odkąd bowiem zjawiłam się w miasteczku, widziałam ich wielokrotnie razem. Czyżby więc…

Napotkałam zatroskany wzrok lensmanna. Prawdopodobnie i jego dręczyły te same pytania.

Po długiej chwili uciążliwego milczenia Magnussen odezwał się ponownie:

– Ewentualne wydarzenia, które wiążą się z zabójstwem kapitana, jeśli w ogóle wchodzi ono w rachubę, są jedynie hipotezą. Raczej wolałbym porozmawiać z tobą o epizodzie z kapsułką. Wydaje mi się, że to równie poważna sprawa.

W tym momencie siedzący w kącie Bråthen podniósł się ze swego miejsca i podszedł do mojego łóżka.

– Widzę, że to przesłuchanie potrwa jeszcze jakiś czas. Nie wiem, jak znosi to nasza pacjentka. Czy mógłby pan ograniczyć swoje pytania do tych najważniejszych?

– No, Kari, co ty na to? – zapytał Magnussen. – Czy czujesz się zmęczona?

– Właściwie nie – odparłam. – Wszystko w porządku, panie lensmannie.

– No, jeśli tak – uśmiechnął się lekarz – to proszę kontynuować.

Odszedł jak niepyszny, jakby z poczuciem winy, iż przerwał ważne przesłuchanie. Tymczasem ja uznałam, że z tą zdradzającą zakłopotanie miną stał się jeszcze bardziej pociągający. Po chwili, niemal się usprawiedliwiając, rzekł:

– Ta sprawa wyjątkowo mnie zainteresowała. Panna Land to jakby moja pacjentka. Przyjmowałem ją na oddział w dniu wypadku i byłem przy niej, kiedy odzyskała przytomność. Gdybym mógł być w czymś pomocny, jestem do dyspozycji.

– Sądzę, że pan się tu nam przyda – zgodził się lensmann. – Proszę opowiedzieć, jakie obrażenia stwierdził pan u pacjentki po przyjęciu jej do szpitala?

– Przede wszystkim była okropnie posiniaczona. Mocno ucierpiały jej ręce i nogi od kolan w dół. Najgorzej jednak było z głową. Nad lewą skronią dostrzegliśmy ogromnego guza, a nad prawym uchem spore skaleczenie. No i naturalnie wstrząs mózgu.

– Nieźle – skomentował Magnussen, kręcąc głową ze zdumienia. – Dziwne… No, dobrze. Niewykluczone, że będę chciał jeszcze zamienić z panem kilka słów. A teraz wróćmy do tej nieszczęsnej kapsułki. Tutaj nie będziemy mieć aż tyle niejasności Chodzi z pewnością o usiłowanie morderstwa.

Lensmann sięgnął do kieszeni po papierosy, ale siedzący w kącie młody lekarz zmierzył go takim wzrokiem, że zrezygnowany Magnussen był zmuszony je na powrót schować.

– A więc to Inger przeliczyła tabletki w naczynku, tak? – zapytał. – Mogła też zrobić to celowo dla odwrócenia uwagi: najpierw policzyć do sześciu, a potem niepostrzeżenie włożyć tam coś jeszcze. Ale nie wiem, czy to ma sens. Okazję mieli również Terje i Arnstein, ale raczej nikt wcześniej. Czy przypominasz sobie, Kari, w jakiej kolejności wchodzili do ciebie odwiedzający?

– Tak. Najpierw przyszli rodzice. A potem Inger z chłopcami.

Nikt nie podejrzewał rodziców, ale moich przyjaciół nie można było na razie wykluczyć z kręgu podejrzanych.

– Spróbujmy jeszcze inaczej, Kari – przerwał lensmann. – Kto mógłby włożyć truciznę do naczynka? Kto stał blisko stolika?

Długo odtwarzałam szczegóły wszystkich wizyt, zanim odpowiedziałam na to pytanie. Magnussen czekał cierpliwie, zaś Bråthen przyglądał mi się z zaciekawieniem ze swojego kąta.

– Inger i chłopcy wędrowali po całym pokoju, więc każde z nich mogło podrzucić kapsułkę. Potem zjawili się Olsenowie. Lilly Moe znajdowała się najbliżej stolika, miała więc bezpośredni dostęp do naczynka. Oskar stanął tuż obok. Za to pani Molly i jej mąż Andreas zostali po drugiej stronie łóżka. Zaraz, zaraz! Pani Olsen w pewnej chwili podeszła do mnie od strony stolika, by się pożegnać. Najdalej stał niewątpliwie Andreas i on na pewno nie miał możliwości podłożenia trucizny.

Lensmann mruknął coś niewyraźnie pod nosem. Ja tymczasem kontynuowałam:

– Oskar pozostał jeszcze kilka minut, gdy wyszli już Olsenowie. Po Oskarze zjawił się u mnie Erik – powiedziałam, czerwieniąc się jak burak. – Był… był trochę egzaltowany. Pamiętam, że przysiadł na brzegu łóżka i już się stamtąd nie ruszał. Więcej naprawdę sobie nie przypominam, bo byłam bardzo wyczerpana. Wydaje mi się, że Erik siedział daleko od stolika.

– Rozumiem. A co z Grimem?

– Grim pozostał, aż usnęłam, co zresztą nastąpiło bardzo szybko.

Lensmann Magnussen spojrzał na zegarek i rzucił jakby od niechcenia:

– Wygląda na to, że Inger, Lilly i Grim mieli największe szanse.

– Ale chyba nie tak łatwo sporządzić truciznę w domu? – przerwałam szybko. – Przecież potencjalny morderca musiał wejść w posiadanie tej… rtęci.

Magnussen uśmiechnął się tajemniczo.

– To już zostaw mnie. Ale jeśli jesteś ciekawa, zapytaj pana doktora, w jaki sposób można zdobyć rtęć. I nic się nie martw, do wszystkiego powoli dojdziemy.

Uspokoiłam się po tych słowach.

– Nawet nie miałam kiedy się zdenerwować. Nie mogę tego w ogóle pojąć. Może nie całkiem zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji.

– Wszystko w porządku. Nie ma podstaw do obaw. Jeśli pan doktor nadal będzie się tobą tak troskliwie opiekował, z pewnością nic ci nie grozi – powiedział lensmann i mrugnął porozumiewawczo do Bråthena. – Wrócę tu jeszcze, jeśli pojawią się kolejne wątpliwości.

Podszedł do drzwi.

– Panie Magnussen! Nigdy nie uwierzę, żeby któryś z moich przyjaciół miał coś wspólnego z tą okropną sprawą! – wykrzyknęłam.

Lensmann odwrócił się i spytał:

– Kari, czy myślisz, że mnie łatwo prowadzić to dochodzenie? Pamiętaj, że wśród podejrzanych są moi najbliżsi. A jednak państwo Olsenowie mają niepodważalne alibi. Na wszelki wypadek chyba jeszcze raz przepytam pastora.

– A potem?

– Zamierzam wprowadzić w życie twój szalony pomysł: chcę dokonać obdukcji zwłok kapitana Moe – odparł z powagą i wyszedł, trzasnąwszy za sobą drzwiami.