– Wypij jeszcze trochę wina. – Brita podała mu kielich.

– Dlaczego właśnie Anglik został wybrany?

Słuchała ze zdumieniem, gdy jej mówił, jak Rowan otworzył Bramę św. Heleny.

Gerait opowiadał jej to wszystko przez większą część nocy, aż wreszcie zasnął. Słuchała jednym uchem, rozmyślając, że gdyby Rowan zginął, ten gniewny młodzieniec zostałby królem. Jak łatwo byłoby wyjść za niego i być królową. Byłaby królową Vatellów i Irialów i mogliby zniszczyć Zernów i Fearenów. Pozostałe dwa plemiona, Poilenów i Ultenów, mogliby wyprzeć siłą z Lankonii, a ona byłaby królową wszystkich.

Niestety chłopak się obudził, poszedł za nią, zabił jednego z jej najlepszych strażników i zrujnował jej zamiary. W tej swojej złości, gdy ją związywał, był nawet sympatyczny. Gdyby tylko pozwolił jej się odezwać, na pewno namówiłaby go, żeby ją wysłuchał, ale zachowywał się jak dziecko zdradzone przez matkę. Tyle że to dziecko było dużym, silnym mężczyzną.

Popełnił błąd, że zabrał ją do Rowana. Niech go diabli, tego Rowana! Może jest dziwakiem, wierzy w swoje związki z Bogiem, ale na pewno nie brak mu sprytu. Brita chciała w jakiś sposób dać znać swoim strażnikom, że zabierają ją wbrew jej woli, ale niestety zgubiła ją próżność. Gdy wróci, pokaże temu strażnikowi, kto tu jest stary. Uśmiechnęła się na samą myśl.

Teraz musi coś zrobić, żeby znów przeciągnąć Geralta na swoją stronę. Gdyby użyła odpowiednich argumentów, mogliby rządzić Lankonią razem. Może udałoby się wziąć starego Yaine albo też ona mogłaby wyjść za Yaine, przejąć władzę, zaludnić kraj Vatellami, a jego się później pozbyć?

Ale najpierw potrzebowała pomocy, żeby pozbyć się Rowana i tej cholernej Jury – pomocy Geralta.

Jura obudziła się godzinę przed świtem, kiwnęła głową Cilean, która trzymała wartę i po cichutku zeszła ze stromego wzgórza w dół, do strumienia. Chciała zmyć z siebie trudy podróży, nim zacznie się dzień. Rozebrała się, umyła w skąpym świetle i ledwo włożyła z powrotem tunikę, gdy usłyszała za sobą jakiś szelest.

Sięgnęła po nóż.

– Nie rzucaj nim, proszę – odezwał się z ciemności Rowan. Z tonu odgadła jego myśli i natychmiast zaczęło jej się robić ciepło. Puściła nóż i patrzyła, jak Rowan powoli wstaje ze swego miejsca na brzegu. Musiał siedzieć tam już od dłuższego czasu w absolutnej ciszy i obserwować, jak się kąpała. Coś ją w tym podniecało.

Podchodził do niej wolno, a jego duże ciało i płowe włosy przypominały jej opowieści o lwach, jakie kiedyś słyszała od człowieka podróżującego daleko na południe. Gdy się zbliżał, wyraźnie rysowały się jego mięśnie na barkach. Oczy mu pociemniały, ale w tym wątłym świetle Jura widziała połyskujące w nich iskierki. Czuła, że jej oddech staje się głębszy, a mięśnie jakby się rozciągają.

Gdy był od niej na odległość ręki, otworzyła ramiona, a on ją przytulił. Ręce wsunął na jej gołe pośladki i uniósł ją tak, że nogi Jury obejmowały go w pasie. Przylgnęła do niego i pozwoliła się tak nieść, póki nie doszli do drzewa, o które mógł ją oprzeć i się w nią wsunąć.

W tej pozycji miała niewielkie możliwości ruchu, więc poruszał nią jak lalką. Rękami ściskał jej talię i unosił ją w górę i w dół. Plecami uderzała o chropowaty pień drzewa, głowę miała odchyloną, a ręce trzymała na jego ramionach, wpijając się w nie palcami. Ich kochanie się było gwałtowne, gdy tak wchodził w nią całą mocą, a ona przyjmowała go z rozkoszą, obejmując całą siłą swych mocnych nóg.

Kiedy skończyli – razem – opadł na nią, wciskając Jurę między drzewo a swoje ciężkie, osłabłe ciało, lecz ona nie zwolniła uścisku. Po kilku minutach uniósł głowę z jej szyi, by ją pocałować w usta.

– Dzień dobry – wyszeptał.

Uśmiechnęła się.

– Dzień dobry.

Wciąż trzymał ją przy drzewie, głaskając jej gołe nogi.

– Przyglądałeś mi się? – spytała. – Nie słyszałam cię. Gdybyś był… – Pocałował ją i więcej nic już nie powiedziała.

– Nie byłem. Powiedziałem Cilean, żeby nikogo nie wypuszczała z obozu, najwyżej tutaj, gdzie mogłem obserwować.

– Potrafiłabym się sama obronić… – zaczęła, ale przerwał jej pocałunkiem.

– Czy wykąpiemy się znowu? Chciałbym być z tobą w wodzie.

Jura poczuła, że się rumieni. Dziwna była dla niej taka zażyłość z\ tym obcym. Gdy zdjął ją z drzewa, wyprostowała nogi, ale trzymał ją jeszcze przez chwilę i głaskał jej gole uda i plecy pod tuniką. Później odsunął głowę i uśmiechnął się, a jego uśmiech był bardziej intymny niż to, co robili przed chwilą.

– Ach, te wizyty oficjalne – powiedział smutno.

– Inni się zaraz obudzą. – Postawił ją i delikatnie popchnął w stronę wody. Zdjęła tunikę i jeszcze raz się zanurzyła. Usłyszała za sobą westchnienie Rowana, jakby mu serce pękło, i uśmiechnęła się z satysfakcją. Wszedł za nią do wody i zanurkował. Słońce zaczynało wschodzić i jak zwykle pierwsze promienie wydobyły blask z włosów Rowana.

– Ty… – zaczęła niepewnie – ty chyba znasz wiele sposobów na… na połączenie mężczyzny i kobiety. Miałeś dużo nauczycielek?

Rowan uśmiechnął się do niej szczęśliwy, że mówi o czymś innym niż wojna czy polityka.

– Kilka – odparł z fałszywą skromnością. – Królewicz, nawet z tak odległego kraju jak Lankonia, jest w Anglii bardzo poszukiwany.

– I kobiety cię chciały, bo jesteś królewiczem.

– Byłem, teraz jestem królem. Ale nie, one chciały mnie ze względu na mnie samego.

– Rozumiem. Podziwiały twoje umiejętności na boisku. Tutaj też tak jest. Daire jest wspaniałym wojownikiem.

– Nie – powiedział z pewną irytacją w głosie. -Te kobiety podziwiały mnie z powodu… – Zawahał się.

– Z powodu czego? – nalegała.

– Mojego wyglądu – powiedział szybko. – Jura, niektórym kobietom naprawdę się podobam.

– Jesteś tak wysoki, jak Lankonowie, ale trudno się przyzwyczaić do twojej bladości. Może wszyscy Anglicy są tacy bezbarwni.

– Nie jestem bezbarwny. – Potrząsnął głową. – Jura, czy zawsze będziesz mnie uważała za gorszy gatunek mężczyzny? Czy zawsze inni będą twoim zdaniem przystojniejsi, lepsi jako wojownicy i nie tacy głupi jak ja? Czy pójdziesz kiedyś za mną bez wahania, po prostu dlatego, że we mnie wierzysz?

– Nie sądzę – odpowiedziała po chwili. – Zawsze trzeba mieć własne zdanie. My, Irialowie, jesteśmy nauczeni myśleć za siebie. Czy ty poszedłbyś za mną wszędzie bez wahania? Na razie tego nigdy nie zrobiłeś.

– Oczywiście, że nie, ale ty jesteś kobietą – odpowiedział ze złością.

– Czy mam gorszy umysł od twojego? – odparowała. – Pójdę za tobą, gdy uwierzę, że masz rację. Nie będę za tobą szła tylko dlatego, że słońce ładnie się odbija w twoich włosach.

Rowan spojrzał tak, jakby już chciał coś złośliwego odpowiedzieć, ale zmienił zamiar i uśmiechnął się.

– Więc jednak uważasz, że jestem przystojny?

– To nie o to chodzi, czy przystojny.

– Tak? To dlaczego pozwoliłaś mi się pieścić tego pierwszego dnia, gdy się spotkaliśmy? Nie sądzę, że kiedyś pozwoliłaś innemu mężczyźnie tak się dotykać. Nawet swojemu drogiemu Daire. Widzę, jak na ciebie patrzy. Wybrał cię niewątpliwie dlatego, że walczysz lepiej niż inne.

– No i dlatego cię wygrałam – powiedziała ruszając do brzegu.

Chwycił ją za ramię i stali razem na skraju wody, nie ubrani.

– Boisz się pozwolić sobie na to, żeby mnie kochać, prawda, Jura? – spytał miękko.

Próbowała się wyrwać.

– To śmieszne. Lepiej wracajmy. Inni się zaraz obudzą i musimy jechać.

Wciąż trzymał jej ramię.

– Dlaczego boisz się mnie kochać? Boisz się, że się we mnie zagubisz?

Odwróciła się i popatrzyła na niego.

– Jakie masz romantyczne myśli, Angliku. Czy to wpływ twego rycerskiego treningu? Masz rację, nie chcę cię kochać, ale to dlatego, że nie pożyjesz długo. Pchasz się w sytuacje, których twój angielski umysł nie pojmuje i, jak na razie, albo twoja ignorancja, albo może Bóg cię strzegł, ale to długo nie potrwa. Jeśli nie Yaine, to kto inny cię wkrótce zabije.

Rowan popatrzył na nią tak, jakby go spoliczkowała, ale potem się uśmiechnął.

– Nigdy się nie przyzwyczaję do twojego bezpośredniego sposobu wysławiania. – Puścił ją, żeby mogła się ubrać. – Zadziwię cię, Jura, ale mam zamiar dokonać tego, co postanowiłem. Zanim umrę, zjednoczę plemiona Lankonii.

Ledwie wsunęła tunikę przez głowę, a już wziął ją w ramiona.

– Możesz zaprzeczać, że coś do mnie czujesz, ale to na próżno. Twoje ciało zawsze we mnie odnajdywało partnera, bo jest mądrzejsze od twojego umysłu. – Zaczął ją całować, trzymając ręce na jej plecach. – Miałaś wyjść za Daire, którego tak cenisz, ale nie wierzę, żebyś kiedyś przy nim czuła to, co przy mnie. Ale i twój umysł mnie przyjmie, to tylko kwestia czasu.

Odwróciła głowę od jego pocałunków, ale nie miała dość sił, by wydostać się z jego ramion.

– Nie powinieneś być królem – wyszeptała. – Jesteś tylko pół-Lankonem. Nie rozumiesz nas, a żadne z nas nie rozumie ciebie. Powinieneś wrócić do swojego kraju, nim te twoje kombinacje nie wywołają wojny.

– I wziąć cię z sobą do Anglii? – spytał. – Zabrać do kraju, gdzie kobietę ceni się za umiejętności w gospodarstwie domowym, a nie za to, że pokona inną kobietę w zapasach?

Odepchnęła go i odsunęła się.

– Ja zostanę tutaj. Jestem Lankonką. – Już w momencie, gdy to mówiła, odczuła nagły ból. Nigdy go więcej nie widzieć, nie zobaczyć jego uśmiechu, nie napotkać tego spojrzenia, mówiącego, że zrobiła coś dlań niezrozumiałego…

Zerknęła na Rowana. Miał na sobie tylko przepaskę angielskiego rycerza i na widok tego muskularnego ciała pokrytego jasnymi włoskami miała ochotę go dotknąć. Nagle się wyprostowała. Musi się kontrolować. Powinna zmusić swój umysł, by rządził ciałem. Jest strażniczką, a nie głupiutką pasterką, która zakochuje się w pierwszych szerokich barach, jakie zobaczy. Nie może sobie na to pozwolić, by ślepo iść za tym człowiekiem. Tu nie chodzi tylko o nią, ale o cały kraj. To, czego ona, Cilean, Daire i Gerait dokonają w czasie tej wyprawy, będzie miało wpływ na przyszłość całej Lankonii. Jeśli będą działać głupio czy pośpiesznie, mogą spowodować śmierć wielu ludzi. Cokolwiek by robiła, musi mieć sprawny umysł. Może pokochać tego Rowana, ale nie taką ślepą miłością, o jakiej on mówi. Nigdy nie poszłaby za nim tylko dlatego, że on powiedział „Chodź!”. Musi czekać, zobaczyć, co planuje, i nigdy, przenigdy nie pozwolić, by to, co robili nocą, miało wpływ na to, co będzie myślała w dzień. Pokonała chęć dotknięcia go.