– A potem co? – spytała Jura. Chciała jak najbardziej odwlec moment wyjścia z domu. Czuła się bardzo dziwnie w tych obcisłych ubraniach, plączących się wokół nóg, i bała się, że się potknie i przewróci. A bez broni czuła się jak naga. Na biodrze nie kołysał jej się nóż, na plecach nie wisiał kołczan ze strzałami. Nie miała miecza, tarczy ani lancy.

– Będziecie mieli przygotowaną kolację i ty usiądziesz na krześle, a Rowan u twoich stóp będzie grał na lutni i śpiewał. Jura, nie bądź taka przestraszona. Nie idziesz na wojnę.

Jura uśmiechnęła się słabo.

– Wolałabym walczyć z czterema Zernami niż robić to, co mi każesz.

– Idź! – odpowiedziała Lora, popychając ją do przodu.

Jura przełknęła ślinę i wyszła z kamiennego domku. Wiedziała, że Rowan będzie w pobliżu Brity, a królowa rozsiadła się na rzeźbionym krześle po wschodniej stronie placu, skąd mogła wszystko widzieć i być przez wszystkich widziana. Wydawało się to teraz bardzo daleko. Jura patrzyła prosto przed siebie i szła w tym kierunku.

Ludzie zatrzymywali się, by na nią popatrzeć.

Z początku myślała, że wygląda śmiesznie, ale w miarę jak napotykała ich wzrok, zaczęła nabierać pewności siebie. Kobiety, nawet najpiękniejsze, te, które już miały swoich wybranków, marszczyły brwi na jej widok, natomiast mężczyźni… Mężczyźni się bezczelnie gapili.

– To jest Jura – słyszała szepty, jakby jej nigdy przedtem nie widzieli.

Ściągnęła ramiona nieco w tył, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. To nawet miłe, że tak na nią patrzą, pomyślała idąc powoli tam, gdzie na pewno był Rowan. Był w pobliżu Brity, ale przynajmniej nie nadskakiwał jej tak jak zwykle. Zamiast niego siedział przy Bricie Geralt i pożerał ją wprost swymi czarnymi oczyma. Spojrzał na siostrę, ale nie zauważył żadnej różnicy w jej wyglądzie i natychmiast zwrócił wzrok ku Bricie. Ona jednak obróciła się i otaksowała ją, jakby chciała ocenić siłę przeciwnika. Śledziła ją, gdy podchodziła do Rowana.

Rowan, pochłonięty rozmową z Daire, nie zwrócił uwagi na zamieszanie, jakie wywołało nadejście Jury.

Daire podniósł wzrok, zobaczył ją i spojrzał na Rowana. Ale zaraz twarz mu się zmieniła, odwrócił się powoli i wpatrywał w nią. Nie tak patrzył na nią tego dnia, gdy go pokonała w zawodach łuczniczych. Wtedy był z niej dumny, ale to spojrzenie było zupełnie inne i Jurze zrobiło się bardzo, bardzo przyjemnie.

Zniecierpliwiony, że Daire się rozprasza, Rowan poszedł oczyma za jego wzrokiem.

Gdy Jura zobaczyła twarz Rowana, odzyskała natychmiast pewność siebie. Oczy zrobiły mu się okrągłe i otworzył usta; wyglądał jak sparaliżowany.

Jura sama była zdziwiona, gdy zauważyła, że nie kroczy zamaszyście, jak zwykle, lecz idzie wolniej, a biodra jej się kołyszą. Nagle poczuła w sobie siłę większą niż kiedykolwiek w życiu, znacznie większą, niż gdyby miała lancę i topór wojenny. Rowan wpatrywał się w nią z zachwytem.

– Spotkamy się w twoim namiocie po uroczystościach – powiedziała niskim, ochrypłym głosem.

Pokiwał głową, a ona się uśmiechnęła i ruszyła z powrotem.

– Jura – zawołał – gdzie jest ten namiot?

Popatrzyła przez ramię.

– Poszukaj go. I przynieś lutnię, może będę chciała, żebyś mi pograł. – Serce jej waliło, ale się uśmiechnęła. Słyszała za sobą, jak Brita domaga się, aby zalecano się do niej jak przedtem, ale Jura czuła, że wygrała. Teraz musi tylko grać dalej tę rolę.

12

Wnętrze namiotu Rowana urządzono z przepychem. Ściany pokryte były brokatem, a na ziemię rzucono dywany z odległej Ziemi Świętej. Większą powierzchnię zajmowały angielskie meble: dwa krzesła, mały stolik, lichtarze i lóżko. Jura aż się zarumieniła na widok olbrzymiego materaca z pierza pokrytego wspaniałą, haftowaną narzutą, pod przeciwległą ścianą. Usiadła w namiocie i czekała na przybycie męża. Służący przynieśli jedzenie, położyli na stole i spojrzeli na Jurę znacząco.

– Jak idą uroczystości? – spytała.

– Krzaki i łoża pełne są kochanków – odpowiedział, uśmiechając się, służący. – A królewicz Gerait chce się dostać do łoża tej królowej Vatellów. Zostawili ją samą.

Jura nie bardzo była zadowolona, że jej w gorącej wodzie kąpany brat dostaje się pod wpływ tej zdradzieckiej Brity. Żaden mężczyzna nie jest w stanie sobie z nią poradzić. Chociaż właśnie Rowan zdołał nad nią zapanować. Powiedziała, że nie pozwoli swoim ludziom poślubić Irialów, dopóki Rowannie ożeni się z nią, a jednak, proszę – jej ludzie już zawarli małżeństwa, a ona nie wyszła za irialskiego króla.

Jura, zatopiona w rozmyślaniach, nie usłyszała, jak Rowan zbliżał się do namiotu. Musiał zostawić konia gdzieś dalej.

– Czy ten uśmiech jest dla mnie? – spytał delikatnie.

Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się jeszcze bardziej promiennie.

– Zrobiłeś tak, jak powiedziałeś. Irialowie i Vatellowie się pobrali, a Brita ma tylko królewicza w łóżku. Może jest szansa dla ciebie, jako króla.

Rowan zaśmiał się.

– Dużo musiałem zaryzykować, żeby zasłużyć na ten komplement. – Podszedł do małego stolika, gdzie czekało jedzenie. – Czy mogę ci nalać szklankę tego wina? To chyba to, które przywiozłem z francuskich stron.

Wzięła od niego wysoki złoty kubek wysadzony rubinami. Starała się nie przypatrywać mu za bardzo i zachowywać tak, jakby się mogła zachować Angielka.

– Nic się nie wydarzyło na uroczystościach? – spytała.

– Nie – zaśmiał się. – Chociaż sądzę, że niektóre małżeństwa zostały skonsumowane przed przysięgą, dzięki tobie i Lorze. – Usiadł na dywanie i oparł się o brzeg łóżka. W namiocie nie było zbyt wiele miejsca i z konieczności wszystko było w zasięgu ręki.

Jura westchnęła głęboko. Nie wiedziała, jak się z tym człowiekiem zaprzyjaźnić. Od chwili, gdy się poznali, zawsze się tylko kłócili.

– Kiedy strażniczki są zmęczone po treningach, masują sobie wzajemnie barki. Może ci pomasować? – rzuciła niepewnie w obawie, że jej odmówi.

Rowan uśmiechnął się ciepło i spojrzał z wdzięcznością

Odchylił się i wyciągnął do niej rękę, gdy podeszła.

Uklękła przy nim na chwilę, trzymając jego rękę i spojrzała w niebieskie oczy Rowana. Po raz pierwszy od dawna poczuła, że coś ją do niego ciągnie. W tej chwili. Lankonia, Daire, Cilean, prawa jej brata do tronu – wszystko to wydało się odległym snem. Gdy się poruszała, aksamit falował na jej ciele. Światło świec błyszczało na złotych włosach Rowana.

– Musisz zdjąć tunikę i położyć się na brzuchu

– powiedziała starając się ukryć drżenie głosu.

Jego oczy płonęły. Przymknął powieki patrząc najpierw na jej oczy, a potem usta. Odstawił wino, rozpiął pas i ściągnął tunikę przez głowę. Nie miał nic pod spodem i światło świec rzucało cienie i uwypuklało jego wspaniałe mięśnie. Jedno ramię przecinała blizna, której dotknęła delikatnie koniuszkiem palców. Rowan uśmiechnął się.

– Nie uważałem dostatecznie na zajęciach Feilana i postanowił mi dać nauczkę. – Przytrzymał jej palce i podniósł do ust. – Jesteś piękna, Jura – powiedział, całując palce, a później włożył jej kciuk w swoje cieple, wilgotne usta i dotknął go językiem. Pokrywał drobnymi pocałunkami wnętrze nadgarstka, potem dalej przedramię, odsuwając wolniutko rękaw. – Wiedziałem, że jesteś piękna od pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem, ale teraz…

– Tak ładna jak twoje Angielki? – wyszeptała patrząc na niego. – Tak ładna, jak kobieta, którą powinieneś był poślubić?

Zaśmiał się głęboko.

– Żadna Angielka nie może się z tobą równać. – Odłożył jej rękę na kolana. – Jeżeli masz mi masować ramiona, może sama też coś z siebie zdejmiesz?

Jura poczuła, że krew napływa jej do twarzy. Rozbierała się przy nim nie raz, ale teraz, przy tych świecach, wyglądało to zupełnie inaczej. A poza tym wiedziała, że jeżeli teraz się rozbierze, doprowadzi to znowu do takiego bolesnego zdarzenia jak ostatnim razem. Ale jakoś się tego nie bała. Odczuwała tylko radosne podniecenie, jak przed walką.

Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić, zsunęła przez głowę zewnętrzną warstwę z aksamitu i została tylko w obcisłym jedwabnym staniku. Lata ćwiczeń sprawiły, że miała piękne, jak wyrzeźbione, biodra, wąską talię i dumnie sterczące piersi.

Rowan patrząc na nią westchnął tak szczerze, że Jura się uśmiechnęła. To, że Anglik tak bardzo cenił piękno ciała, wydało jej się trochę niepoważne, ale czuła się wspaniale, gdy tak na nią patrzył. Jak gdyby jej umiejętności w walce w ogóle nie miały znaczenia.

– Jura – wyszeptał i wyciągnął do niej ramiona. Było to najbardziej naturalną rzeczą na świecie, że do niego podeszła. Odrzucić to, to jakby odmówić wody umierającemu z pragnienia.

Pocałował jej usta delikatnie, nie mocno ani gwałtownie, ale tak, jakby mieli nieskończenie dużo czasu. Bawił się jej ustami, dotykał ich czubkiem języka. Ciało Jury stało się tak wiotkie, że mógłby ją związać w węzły. Opierała się całym ciężarem na jego ramionach. Oczy miała zamknięte.

Powoli otworzyła oczy i spojrzała na niego. Powieki miał opuszczone, a usta miękkie od pocałunku. Nigdy nie widziała, żeby mężczyzna tak wyglądał, a już na pewno nie ten Anglik, wciąż skrzywiony z niezadowolenia. Teraz w jego oczach było pożądanie, ale i czułość, i zadowolenie, jakby nie chciał być nigdzie indziej na ziemi, tylko właśnie tutaj, z nią. Serce Jury zaczęło bić mocniej. Anglik powiedział, że ją kocha. Czy to prawda? Czy ten wyraz jego twarzy oznacza miłość? Gładzi! jej twarz koniuszkami palców, później całą ręką, dłonią po policzku, wplątując palce w jej włosy. Pocałował ją w kąciki ust, a potem dotknął ustami po- wieki. Jura leżała w jego ramionach spokojnie, przyjmując pieszczoty ale serce biło jej szybciej z każdą sekundą. Kto by pomyślał, że ten ogromny chłop, który przeklinał, walczył, wpadał we wściekłość, potrafi dotykać kobiety tak delikatnie?

Znów pocałował ją w usta; tym razem oddała pocałunek. Objęła go ramionami za szyję i przy- cisnęła opięte jedwabiem piersi do jego ciepłego, nagiego ciała.