– Mimo wszystko powinnyśmy spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że takie gospodarstwo potrzebuje mężczyzny – powtórzyła, nie zwracając uwagi na inne sprawy, o których Mali wspomniała. – Zawsze był tu gospodarz, który najczęściej miał do pomocy dziedzica. A wcześniej żyło tu kilku synów, nie tylko jeden, jak w przypadku Johana. Nie mieliśmy z Sivertem tego szczęścia, by móc przyglądać się, jak dorasta pod naszym dachem większa gromadka dzieci – dodała z goryczą.

Przez moment zdawała się jakby nieobecna, lecz zaraz wyprostowała się i znowu popatrzyła na Mali.

– Mamy tu kilku mężczyzn, ale oni, jak wiesz, nie posiadają ziemi i nie wiedzą, jak prowadzić duże gospodarstwo. Jest tylko jeden, który pochodzi z wielkiego dworu i który zdobył trochę doświadczenia. – Uniosła się w fotelu i dołożyła do ognia nowe polano. – Sama wszystkiego nie dasz rady doglądać, chyba się z tym zgodzisz – mówiła dalej. – Poza tym jesteś w ciąży, dziewczyno. Sądziłam, że dobrym rozwiązaniem byłoby, gdybyś szybko wyszła za mąż, ale skoro nie chcesz… Jednym słowem, potrzebny nam jest mężczyzna, który pomoże ci w prowadzeniu gospodarstwa – stwierdziła. – Chyba sama przyznasz?

Mali siedziała bez słowa. Rzeczywiście myślała o tym, że nie poradzi sobie całkiem sama przy pomocy parobków i służących. Jednak zamierzała po prostu nająć jeszcze kogoś. Nagle uświadomiła sobie, że Beret miała rację, potrzebowali więcej niż jednego mężczyzny. Ale jak znaleźć takiego chłopa? Ci, którzy czekali w kolejce do jej ręki, z pewnością nie zamierzali służyć swą pomocą bez otrzymania statusu gospodarza. Beret zamknęła drzwiczki pieca i odchrząknęła.

– Myślałam trochę… – mówiła dalej. – Ale ty oczywiście też musiałabyś się zgodzić. Przez wiele lat żyliśmy w przyjaźni z gospodarzami z Gjelstad. Oddleiv ma trzech synów. W grę wchodziłby Havard, najmłodszy z chłopców, który, o ile wiem, nie jest ani zaręczony, ani związany w żaden inny sposób. Gdyby nam się udało przekonać go, by się do nas przeprowadził i pomógł zarządzać dworem…

Mali poczuła, że się czerwieni, i drżącą ręką poprawiła włosy. Miałyby sprowadzić Havarda do Stornes… Nagle zakręciło jej się w głowie, splotła lodowate palce.

– Skąd ten pomysł, że Havard zechce tu przyjść? – spytała niepewnie. – Raczej znajdzie sobie jakąś dziedziczkę, niż zatrudni się u nas jako doradca.

– Tak czy owak mógłby się zdecydować – nie poddawała się Beret. – Przychodząc do nas do pracy, pozostanie wolnym człowiekiem. Zdobędzie doświadczenie i sprawdzi się jako gospodarz, a kiedyś, wcześniej czy później, znajdzie sobie jakąś pannę z dworem, jak mówisz. A jeśli ożeni się i wyprowadzi, będziemy się martwić potem, gdy przyjdzie na to czas. Mogą minąć całe lata. Zawsze mi się wydawało, że ty i H &vard dobrze się rozumiecie…

Mali szybko podniosła wzrok, żeby zobaczyć, czy teściowa chciała coś zasugerować. Lecz nic na to nie wskazywało. Beret pewnie nie zdawała sobie nawet sprawy, co proponuje, pomyślała Mali. Nie wiedziała, że Havard czuje do Mali coś więcej niż przyjaźń. A ona, Mali? Co sama czuła?

Twarz ją paliła, a nad górną wargą skroplił się pot. Ze wszystkich mężczyzn, jakich znała, Havarda lubiła najbardziej. Przez wszystkie te lata, od kiedy mieszkała w Stornes, okazywał jej przyjaźń, momentami i jej się wydawało, że łączy ich coś więcej. Nie miłość, gdyż jej serce zawsze należało do Jo. Ogarniało ją jednak pożądanie, pragnienie, by położyć się obok niego, poczuć ciepło i dobro mężczyzny, który był w niej zakochany i pragnął jej szczęścia. Dlatego prawdopodobnie będzie musiała się sprzeciwić sprowadzeniu Havarda do Stornes. Nie była wystarczająco silna, żeby mu odmówić, gdyby przyszło co do czego. Kiedy minie trochę czasu…

Nagle uderzyło ją, że sytuacja przypominała tę, kiedy owego lata Jo przybył do dworu i Johan poprosił go o pomoc przy żniwach. To zapoczątkowało całe nieszczęście, pomyślała, niewierność, grzech i wszystkie kłamstwa, które doprowadziły do tego, że teraz Jo i Johan nie żyją. W każdym razie ona tak na to patrzyła. To dlatego dziedzic Stornes jest potomkiem Cygana, a w jego żyłach nie płynie krew Stornesów. Decyzja podjęta przy obiedzie tamtego lata stała się początkiem najpiękniejszych chwil w jej życiu, lecz również całego zła, które za sobą pociągnęła. Zła, które dotknęło nie tylko ją, ale wszystkich w Stornes i które hulało ponad dworem i jego mieszkańcami niczym grzech pierworodny…

A gdyby teraz pojawił się tu Havard…

Mali czuła, że jej serce szybciej zabiło, a coś ciężkiego i ciepłego spłynęło na jej ciało. Nie było to to samo uczucie, które ogarniało ją na myśl o Jo, nie chciała też wychodzić za mąż za Havarda, chociaż tak bardzo go lubiła. Zamierzała pozostać wolna. To pragnienie stało się niemal obsesją. Ale jak zdoła żyć tuż obok Havarda dzień po dniu i czy uda jej się oprzeć, gdy tęsknota za tym, co może jej dać w łóżku, stanie się zbyt silna?

Nie wiedziała, czy Havard rozbudzi w niej szalone, cudowne uczucia, ale nie wykluczała tego. Już wcześniej rozpalał ją i podniecał. A jeśli ogarnie ją silne pożądanie i tęsknota stanie się zbyt silna, prawdopodobnie wpuści go do łóżka, lecz to jeszcze nie powód, żeby wychodzić za niego za mąż. Nie jest idealna, pomyślała nagle i poczuła, jak pocą jej się dłonie.

– Jak myślisz, Mali?

Beret popatrzyła na nią ciemnymi oczyma.

– No, nie wiem – odparła Mali wymijająco. – Przyznaję, masz rację, że potrzebny nam w gospodarstwie taki mężczyzna jak Hłivard, ale czy on zechce…

– Nie znam nikogo, kto bardziej by się nadawał – stwierdziła Beret i szybko rąbkiem fartucha otarła oczy. – Kiedy Johan już… Wiem, że on też by tego chciał, ponieważ zawsze wysoko cenił Havarda.

Ach, Beret, Beret, pomyślała Mali, gdybyś wiedziała, jak się mylisz. Havard byłby chyba ostatnim, którego Johan by sobie tu życzył. Ale Johan nie żyje, a Beret uważała, że wie najlepiej.

– Czy mogłabym zastanowić się nad tym przez noc? – spytała Mali i wstała. – Jutro ci powiem, co wymyśliłam.

Beret tylko skinęła głową.

– Dobrze, jeżeli uważasz, że potrzebujesz czasu, by to przemyśleć – rzekła tonem, który bardziej niż słowa powiedział Mali, że teściowa nie rozumie jej wahania. – Nie wiemy jeszcze, czy Havard zechce – powtórzyła. – Lecz gdyby jednak się zgodził…

W jej głosie brzmiała pewna nadzieja, co Mali uznała za dobrą monetę. To nie ona będzie musiała sprzeciwić się temu rozwiązaniu, które Beret najwyraźniej uznała za zgodne z wolą Johana.

Ojciec Havarda również nie będzie zachwycony, stwierdziła Mali i musiała się uśmiechnąć. Powinna choćby już z tego powodu przystać na propozycję Beret: żeby stary drań odchodził od zmysłów ze złości. Nawet jeżeli Havard się wyprowadzi, w Gjelstad zostanie wystarczająco dużo osób do pracy. Rodzice powinni raczej zachęcać go, by pomógł w ciężkich czasach przyjaciołom w Stornes.

Zresztą zdanie gospodarza z Gjelstad nie musi mieć decydującego znaczenia, uznała Mali. Havard nie należał do tych, którzy słuchali ojca jak uległe psy. Nigdy nie był bezwolny. Szlag trafi Oddleiva Gjelstada na samą myśl o tym, że jeden z jego synów dzieli dom i stół z kobietą, której tak zaciekle nienawidził, stwierdziła złośliwie. A przy jego brudnej wyobraźni nie oprze się podszeptom, że potajemnie dzielą również łoże.

Myśl o tym, że jego syn być może otrzyma rękę Mali, która tak stanowczo odtrąciła jego samego, będzie dla niego trudna do zniesienia. Nikomu bardziej tego nie życzyła! Przyznała jednak, że chęć zemsty nie może się stać powodem, dla którego zgodzi się, by Havard zamieszkał w Stornes. Musi to dokładnie rozważyć, nie dać się złapać w jeszcze jedną klatkę, z której z czasem trudno jej się będzie uwolnić, nie zgodzić się na coś, co być może pociągnie za sobą jeszcze większe trudności i niepokój od tych, z którymi zmagała się do tej pory.

– Dobranoc, Beret – powiedziała. – Przyjdę jutro i dam ci odpowiedź.

Cicho zamknęła za sobą drzwi i poszła.

ROZDZIAŁ 13

Padał śnieg, kiedy wczesnym popołudniem Havard Gjelstad przybył do Stornes.

Beret po niego posiała, wyjaśniając, że musi z nim o czymś porozmawiać. Po długiej bezsennej nocy Mali w końcu się zgodziła, by obie z teściową poprosiły go o pomoc we dworze. Kiedy obudziła się rano, miała zaczerwienione oczy z niewyspania i czuła się oszołomiona. Nadal nie była pewna, czy dobrze robi. Przez pół nocy rozważała wszystkie za i przeciw; z jednej strony musiała przyznać, że Havard jest niezwykle pracowitym człowiekiem i będzie dobrym zarządcą, a z drugiej obawiała się, że jego obecność może spowodować kłopoty, jeśli chodzi o stosunki między nimi dwojgiem. A co z Sivertem? Jak mały zareaguje, kiedy H3vard pojawi się w domu? Reakcja syna była dla Mali nie mniej ważna. Sivert był w ostatnim czasie bardzo wrażliwy i nieswój i nie chciała stwarzać mu dodatkowych powodów do zmartwień. Ale i to mogło się udać dużo lepiej, niż myślała. Może Sivert ucieszy się z tej zmiany?

Nad ranem wreszcie zapadła w niespokojny sen, a kiedy się obudziła, podjęła decyzję. Poproszą Havarda o pomoc. Resztę zostawi Panu Bogu, pomyślała z ironią, albo raczej losowi. I tak nie da się uniknąć przeznaczenia.

Beret najwyraźniej poczuła ulgę, kiedy Mali zajrzała do jej domu i oznajmiła, że się zgadza na jej propozycję. Chciała jednak, żeby to Beret się z nim skontaktowała i sama określiła termin jego wizyty. Obie kobiety zgadzały się co do tego, że Havard powinien przybyć jak najszybciej. Chciały znać odpowiedź przed świętami Bożego Narodzenia.

Beret nakryła do kawy w swoim domu.

– Nie obraź się, że nie zaprosiłyśmy cię do salonu – zwróciła się do Havarda i ujęła go pod ramię. – Jednak Mali i ja… chciałyśmy z tobą porozmawiać bez świadków. Dzisiaj służące pieką ciasta, a te dziewczyny mają długie uszy. No i Sivert również – dodała z pewną dumą w glosie. – To zmyślny chłopiec, robi się coraz bardziej podobny do ojca.