– Jeszcze nie wiem. Nikt tego nie wie, dopóki dziecko się nie urodzi. Widziałeś, że u zwierząt jest tak samo. Możemy tylko zgadywać, czy krowa urodzi byczka, czy jałówkę. Musimy po prostu czekać.

– Gdzie on jest, ten malutki?

Mali wzięła drobną rączkę syna, położyła na swoim brzuchu i uśmiechnęła się.

– Jest tam w środku. Rośnie sobie w brzuchu, aż będzie taki duży, że będzie mógł wyjść.

– Ale tata… Już nie będzie mógł go zobaczyć…

Mali odgarnęła grzywkę Siverta do tylu i pocałowała go w czoło.

– Nie, ale wiedział, że w Stornes urodzi się jeszcze jedno dziecko i że będziesz starszym bratem. Powiedziałam mu o tym. Jednak rzeczywiście nie zobaczy już maleństwa. Teraz ty i ja będziemy musieli zaopiekować się tą kruszyną. Wszystko będzie dobrze, skoro zajmie się nią taki dzielny starszy brat jak ty.

Sivert skinął głową uroczyście i pogładził dłonią brzuch Mali.

– Chcę brata. Olaus ma same dziewczyny!

– Dziewczyna jest tak samo ważna jak chłopak, na pewno nieraz się o tym przekonałeś – zauważyła Mali i lekko uszczypnęła Siverta w koniuszek ucha. – Mam dużego chłopca i nie będzie mi przykro, jeśli urodzi się dziewczynka!

Sivert zeskoczył z jej kolan. W jednej chwili się ożywił, oczy mu błyszczały i uśmiechał się szeroko.

– Mogę to powiedzieć Olausowi? – spytał i spojrzał na matkę błagalnie. – Tylko Olausowi, i tylko babci i…

Mali roześmiała się.

– Już dobrze, możesz – zgodziła się i pieszczotliwie poklepała go po policzku.

Wcześniej czy później to i tak wkrótce przestanie być tajemnicą. Niedługo wszyscy zauważą, niezależnie od tego, co by na siebie wkładała. Niektórzy na pewno już wiedzą, choć się nie przyznają. Lecz jeśli ma to sprawić Sivertowi radość, niech mu będzie wolno rozgłosić nowinę.

– Chcę z tobą porozmawiać – zwróciła się Beret do Mali pewnego popołudnia. – Przyjdź do mnie, gdy położysz Siverta.

Mali przystanęła w pół kroku i na nowo pochwycił ją strach.

Czego Beret mogła chcieć? Nieczęsto zapraszała ją na rozmowę. Pewnie zamierza pogadać o gospodarstwie, pomyślała Mali. Upłynął ponad miesiąc od śmierci Johana, a od tamtej pory nie zamieniły z sobą wielu słów. Pewnie wymyśliła coś, co zamierzała przeforsować. Mali nie miała nic przeciwko propozycjom Beret, ale nie chciała też pozwolić sobą dyrygować. Teraz ona zarządza dworem i Beret dobrze o tym wiedziała.

Mali nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli, że mogło Beret chodzić o coś innego, na przykład o wyjaśnienie jakichś plotek, które do niej dotarły. Jeśli tak, to na jaki temat? Od śmierci Johana Mali wiele bezsennych nocy spędziła na rozmyślaniach i doszła do wniosku, że gdyby gospodarz z Gjelstad wiedział coś o jej synu, to pewnie objawiłby to właśnie teraz. Z pewnością wywołałby sensację, jakiej pragnął, i wreszcie mógłby się napawać wygraną. Niewątpliwie wybuchłby skandal, jakich mało, pomyślała Mali. Ona i Sivert zostaliby wyklęci i zepchnięci na margines. Gdyby Oddleiv Gjelstad mógł sprowadzić na nich takie nieszczęście, nie wahałby się powiedzieć tego, co wie. Jednak nie zdradził niczego ani na stypie, ani później. Nie wierzyła, by jego nienawiść do niej osłabła – to nie dlatego nie rozpuścił plotek. Pewnie po prostu nie wiedział wystarczająco dużo, pocieszała się Mali.

Najważniejsze, że ich dni upływały spokojnie i że wreszcie mogła godnie żyć. Za Johanem nie tęskniła ani chwili, za to Jo pozostawił w jej sercu nieukojoną tęsknotę i piękne wspomnienie. Rozłąka z Jo trwała jednak tak długo, że Mali nauczyła się z tym żyć i radziła sobie również po jego śmierci. Teraz jej uwagę zaprzątały przede wszystkim dwór i rodzina i w tym względzie naprawdę pragnęły z Beret tego samego. O czym teściowa mogła chcieć z nią rozmawiać?…

Kiedy Mali przyszła wieczorem, Beret siedziała jak zwykle w bujanym fotelu przy piecu. Teściowa pośpiesznie podniosła wzrok, kiedy zauważyła Mali w drzwiach, lecz nie odezwała się. Mali usiadła na krześle i czekała. To Beret prosiła o rozmowę, niech więc ona zacznie.

– Zostawiłam w kuchni tacę – zaczęła nieoczekiwanie. – W czajniku jest kawa. Mogłabyś ją przynieść?

Mali wstała i poszła do kuchni. Nie pamiętała, kiedy Beret ostatnio zaprosiła ją na coś do jedzenia lub do picia. Wnosząc tacę, zerknęła ukradkiem na teściową, ale ta nie patrzyła na nią ani nie odezwała się.

Pierwszą filiżankę kawy wypiły w milczeniu.

– Zawsze tak było, że kiedy umierał gospodarz, zalotnicy ustawiali się w kolejce do ręki wdowy – zaczęła Beret cicho. – A jeśli chodzi o ciebie… Kolejka jest już długa, Stornes to łakomy kąsek. Być może jeszcze o niczym nie słyszałaś, jest pewnie zbyt wcześnie. Oświadczyny byłyby zresztą w tej chwili zupełnie nie na miejscu. Ale obie wiemy, że w końcu dostaniesz jakąś propozycję…

A więc to zaprzątało myśli teściowej, odetchnęła Mali. Wzięła kawałek suchego ciasta i obracała go w palcach.

– Nie mam zamiaru wychodzić ponownie za mąż, jeżeli o to pytasz – odparła krótko. – Mój mąż spoczywa w grobie nie dłużej niż miesiąc i nie chcę… Nie, małżeństwo… nie mam co do tego żadnych planów.

Rozkruszyła ciasto na kawałki, nie patrząc na teściową. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że kolejka kandydatów szybko rośnie, gdy wdową zostaje właścicielka wielkiego dworu. Po prostu tak było. Wielu synów bogatych chłopów, którzy jednak nie byli dziedzicami, dostrzegało szansę, by poprzez małżeństwo wejść w posiadanie majątku. Sama jako kandydatka na żonę nie odstraszała zalotników, w każdym razie nie wyglądem, pomyślała z autoironią, chociaż krążyły plotki, że jest raczej uparta. I mimo że dla niektórych miała zbyt niskie pochodzenie, to obecny stan posiadania to równoważył.

Jednak kwestię zamążpójścia dobrze przemyślała, jeszcze przed śmiercią Johana. Postanowiła, że jeżeli kiedykolwiek zostanie sama, to na pewno nie zdecyduje się na nowe małżeństwo, nie chce nowego męża w domu, któremu będzie się wydawało, że może nią pomiatać i o niej decydować. Gdyby miała ponownie związać się z mężczyzną, to tylko z Jo. Tak to sobie wyobrażała. Wreszcie cieszyła się wolnością, mogła znowu żyć pełnią życia, robić, co chce, wolna od upokorzeń i upodlenia.

Nikt nie miał już prawa do jej ciała, żaden mężczyzna nie będzie jej po prostu brał. Tak łatwo nie wyrzeknie się tej wolności. Jeśli kiedyś zwiąże się z jakimś, to na zupełnie innych warunkach.

Odkąd wyszła za mąż za Johana, czuła się jak dziki ptak w klatce. A teraz drzwi klatki wreszcie się otworzyły. Miała ochotę wyfrunąć i znowu latać, chociaż pewnie nieprędko odzyska tryskającą, gorącą radość życia, o ile w ogóle jej się to uda. Tak, żyła w klatce, ale skrzydeł jej nie podcięto. Na pewno nadal potrafi szybować w powietrzu, musi tylko trochę poczekać.

– A więc nie zamierzałaś wyjść ponownie za mąż za pierwszego, który się oświadczy? – spytała Beret i spojrzała na Mali ze zdumieniem. – Myślałam, że…

– To się myliłaś – skwitowała Mali spokojnie.

Przez chwilę panowała cisza. Mali zauważyła, że ciasto Beret również leży nietknięte na talerzyku. Najwidoczniej teściowej bardziej ta sprawa leżała na sercu, niż Mali sądziła.

– Cieszę się, że… że w ten sposób szanujesz pamięć po Johanie – zaczęła znowu. – Że nie od razu… Wydawało mi się raczej, że chciałaś… Tak, nie zawsze wam się układało – dodała z wahaniem, nie podnosząc wzroku.

Mali nie od razu odpowiedziała. Zatem Beret uznała, że Mali stroni od szybkiego zamążpójścia przez pamięć o Johanie. Gdyby nie troska o teściową, pozbawiłaby ją złudzeń. Mimo to dziwiło ją, że tak trzeźwo myśląca kobieta jak Beret nie rozumiała, że prawda jest całkiem inna, że po prostu nie jest w stanie znieść myśli o nowym mężu po przeżyciu z jej synem ponad pięciu lat. Lecz zauważyła u Beret już wcześniej podobną słabość, czasami teściowa widziała to, co chciała widzieć, wierzyła w to, co sprawiało mniejszy ból. Mali nie znajdowała powodu, dla którego miałaby pozbawiać jej złudzeń, wręcz przeciwnie. Przyjdzie czas, kiedy będzie zależna od wsparcia Beret, pomyślała, ze względu na Siverta. Oboje najwięcej na tym zyskają, jeżeli utrzymają z nią w miarę poprawne stosunki. Mimo wszystko czeka ich najprawdopodobniej jeszcze wiele lat wspólnego życia we dworze. Jednak nie zamierzała dzielić się rolą pani domu w Stornes.

Siedziały tak każda ze swą na wpół wystygłą kawą i niedojedzonym ciastem. Mali swój kawałek rozkruszyła w palcach.

– Jednak musimy spojrzeć rzeczywistości w oczy, Mali – odezwała się nagle Beret i utkwiła w niej wzrok. – Stornes to wielka posiadłość i chociaż muszę przyznać, że jesteś pracowitą i dzielną kobietą, to…

Mali w roztargnieniu upuściła na talerzyk ostatnie okruchy. Po każdym spodziewałaby się takich słów, lecz nie po Beret! Poczuła, że palą ją policzki z zakłopotania i z radości. To, co teściowa widziała i myślała przez lata, to jedno, ale że zdobędzie się na taką pochwałę!

– Bardzo się cieszę, że tak uważasz – bąknęła. – Musisz wiedzieć, Beret, że ten dwór również dla mnie znaczy bardzo wiele. Mam teraz jeden cel, tak zarządzać majątkiem, by z upływem lat nie tracił na wartości. Z czasem przejmie go syn Johana, jak to zaplanowaliśmy, gdy tylko Sivert się urodził. Chcę tego samego, co ty. Beret, żeby Stornes stało się największym gospodarstwem w okolicy i żeby kolejne pokolenia podtrzymywały tradycje ojców.

– Nie sądziłam, że dożyję chwili, kiedy do tego stopnia będziemy zgodne w jakiejś sprawie – przyznała Beret i spojrzała na Mali. – Lecz z upływem czasu wyrosłaś na ludzi -dodała z pewnym sarkazmem.

– Zawsze taka byłam, Beret – odparła Mali, nie odwracając wzroku. – Lecz musiało minąć trochę lat, żebyś to zauważyła. Żebyś chciała to zauważyć. Jednak nauczyłam się wiele tu w gospodarstwie i dużo się jeszcze muszę nauczyć. Gdybyśmy tylko mogły częściej z sobą rozmawiać, tak jak teraz…

Beret obracała filiżankę z kawą, ułamała sobie kawałek ciasta, lecz go odłożyła, nie próbując.