Długo jednak musiała uspokajać Siverta, który bardzo mocno przeżył śmierć ojca i trudno go było pocieszyć. Mali skorzystała z okazji, by mu wyjaśnić, dlaczego ojciec w ostatnim czasie był taki oschły i nieprzystępny. Tłumaczyła, że tak się zachowywał, ponieważ miał chore serce, a nie dlatego, że nie kochał swojego synka. Mali zauważyła, że chłopiec chłonął każde słowo. Najwyraźniej udało jej się dodać mu otuchy, choć i tym razem uciekła się do kłamstwa. Przestała już liczyć, ile razy kłamała. Najważniejsze, żeby uniknąć ludzkiego gadania, domysłów i skandalu. Kiedy przyszło co do czego, Mali niczym Beret walczyła z równą jej energią o zachowanie dobrego imienia i wielkości Stornes oraz o przetrwanie rodu. Jak powiedział, tak zrobił, pomyślała ironicznie.

Zdarzało się, że nie mogła zasnąć w nocy i zastanawiała się, co zrobi, jeżeli i tym razem urodzi się syn. Szybko jednak odegnała te myśli. W swoim czasie znajdzie jakieś rozwiązanie. Miała przed sobą jeszcze wiele lat. Właściwie nie ma się czego obawiać, myślała dalej. Jeżeli drugi syn miałby ewentualnie odziedziczyć Stornes, to tylko w takim przypadku, jeśli prawda o Sivercie kiedyś wyjdzie na jaw. A tak się nigdy nie stanie!

Od tej pory to ona będzie zarządzać w Stornes i nie pozwoli nikomu wtykać nosa w swe sprawy. Nawet Beret.

Stypa była wspaniała. Zewsząd napływali ludzie z wieńcami i kondolencjami, a gospodarze ze Stornes musieli zaprosić na uroczystość sporo osób spoza najbliższego kręgu znajomych. Nie dało się tego uniknąć.

– Tak nagle i całkiem nieoczekiwanie – szeptali ludzie wstrząśnięci. – Wystarczy już tych nieszczęść, które was dotknęły tu w Stornes. To jakieś przekleństwo…

Po pogrzebie wielu podchodziło, by uścisnąć rękę wychudłej, poszarzałej na twarzy, ubranej na czarno wdowie, która wyprostowana stała przy grobie, mocno przytulając syna. Nie zważała na lodowaty wiatr, który dmuchał znad fiordu. Krążyły plotki, że była chora – teraz wszyscy mogli zobaczyć, jak źle wyglądała. Uznali za oczywiste, że powinna zostać w łóżku, zamiast stać na wietrze, ale ona nie chciała nawet o tym słyszeć, szeptali. Niezależnie od tego, co jej dolega lub dolegało, zażądała, by mogła odprowadzić męża do grobu. Nawet ci, którzy nigdy nie pogodzili się z tym, że Mali Buvik poprzez małżeństwo z Johanem osiągnęła pozycję i majątek, kłaniali się jej tego dnia z szacunkiem i ściskali jej rękę w powadze i milczeniu.

Ktoś zauważył, że Mali znowu jest w ciąży i że wreszcie w Stornes pojawi się drugie dziecko. A tu Johan zmarł, zanim potomek przyszedł na świat, to niepojęte, szemrali -jeżeli plotki głosiły prawdę. Ludzie nie byli pewni, czy Mali jest w błogosławionym stanie, ale zamierzali w najbliższym czasie śledzić losy pani ze Stornes. Wcześniej czy później sami się będą mogli przekonać.

Mali stała z Sivertem, przytulała go i poklepywała czule po plecach. Tym razem nie przeciwstawiła się jego obecności podczas pochówku, ponieważ zwyczaj nakazywał, że kiedy gospodarz umierał, dziedzic powinien odprowadzić go do grobu, o ile był wystarczająco duży, by samodzielnie iść. Udało się jej jednak zaprotestować przeciw obecności syna podczas czuwania przy zwłokach. Powiedziała, że ze względu na swój stan nie może mu pozwolić przez to przechodzić. Beret ustąpiła, chociaż Mali widziała, że przyszło jej to z trudem.

Ratowanie nienarodzonego dziecka stało się bowiem dla Beret niemal obsesją. Przyszłe narodziny traktowała niemal jak pewnego rodzaju odrodzenie się Johana i dlatego ustąpiła synowej. Zażądała również, by Mali część odpowiedzialności za zorganizowanie stypy przekazała jej samej i służbie oraz żeby kładła się kilka razy w ciągu dnia, nawet jeśli już nie krwawi.

To niemal cud, pomyślała Mali, że nie poroniła. Leżała z ręką na brzuchu, patrzyła w sufit i zastanawiała się, jakie dziecko nosi pod sercem. W każdym razie będzie odporne na złamanie, jak wierzbowa gałązka, wytrwale i odważne, stwierdziła i poczuła ogarniającą ją niepewność.

Gdy tak stała z Sivertem nad grobem, Mali postanowiła, że jej syn nigdy się nie dowie, kto jest jego ojcem. Jo nie żyje, Johan nie żyje, a tylko ona jedna, poza ciotką Jo, zna prawdę. Ciotka dochowa tajemnicy, tak samo jak babcia, tego Mali była pewna, chociaż żałowała teraz, że pokazała jej Siverta i wyznała, jak było. Zwykle nikomu się nie zwierzała, ale wtedy czuła się chora i zrozpaczona i miała ogromną potrzebę, by podzielić się z kimś swoim cierpieniem. Dlatego nie zachowała się ostrożnie. Ale i tak wszystko się dobrze ułoży, przekonywała samą siebie. Ciotka Jo jest już stara i nie pożyje zbyt długo.

Wreszcie ceremonia w kościele się skończyła. Mali szczelnie otuliła Siverta i siebie kilkoma pledami i dodatkowo narzuciła jedną ze skór. Drugą zostawiła dla Beret. Gudmund pomógł starszej pani wsiąść do sań i okrył baranicą jej kolana. Skinęła, dziękując gestem i unikając wzroku Mali. Wyruszyli w drogę do domu.

Kiedy wyjechali z lasu i ich oczom ukazała się wieś, Mali poczuła pewnego rodzaju radość. Jej spojrzenie powędrowało ku dobrze utrzymanym dworom, gospodarstwom, tartakom i zagrodom wzdłuż bielejącego fiordu aż po potężne góry. Całkiem w dole na cyplu leżało Stornes z flagą opuszczoną do połowy. Kiedy dotrą do domu, wciągną ją na sam szczyt na znak, że gospodarz ze Stornes spoczął w ziemi.

Oczy Mali wypełniły się łzami, nie z żalu z powodu śmierci męża, lecz z radości, że to wszystko należy teraz do niej. Będzie o tę posiadłość dbała jak niejeden mężczyzna, żeby potem po latach przekazać ją dalej temu, dla kogo zawsze o tym dworze marzyła. Sivertowi.

– Zaraz będziemy w domu, Sivercie Stornes – szepnęła mu nad głową.

I po raz pierwszy sama na widok Stornes tak pomyślała – że jedzie do domu.

ROZDZIAŁ 12

Grudzień przybył wraz ze słonecznymi mroźnymi dniami. Drzewa uginały się pod ciężarem śniegu, a fiord przypominał czarne lustro. Nocą na czarnym jak smoła niebie zapalały się gwiazdy i pojawiała zorza polarna.

We dworze panowała pewnego rodzaju cisza, nikt nie miał odwagi się śmiać lub żartować. Wydawało się, jakby żaden z domowników nie wiedział, jak długo powinna trwać żałoba. Nawet zbliżające się święta Bożego Narodzenia nie wprowadziły radosnego nastroju. Mali ogłosiła, by przygotowania do świąt toczyły się zwykłym trybem, przynajmniej ze względu na Siverta, jak powiedziała do Beret. Chłopiec po stracie ojca nie przestawał się smucić. Blady i milczący snuł się po salonie, niewiele też zjadał w czasie posiłków, chociaż Mali kusiła go tym i tamtym spośród potraw, które zazwyczaj najbardziej lubił.

Próbowała rozmawiać z nim o śmierci ojca, ale wydawało się, że w tym przypadku historia z aniołami i gwiazdami nie poskutkowała w ten sam sposób, jak wtedy gdy umarł dziadek. Wtedy Sivert smucił się w „zdrowy" sposób, jak Mali twierdziła. Teraz zamykał smutek w sobie, nie chciał rozmawiać o śmierci taty, nawet, kiedy siedział na kolanach matki w sypialni na poddaszu i razem obserwowali dwie gwiazdy, które pojawiły się na zimowym niebie w miejscu, gdzie kiedyś świeciła jedna.

– To dobrze dla taty i dla dziadka, że są tam teraz razem – rzekła Mali pewnego wieczoru i pogładziła syna po włosach. Sivert włożył piżamkę, a Mali otuliła go kołdrą, żeby nie zmarzł. – Teraz dwie osoby pilnują cię z góry, wiesz?

Sivert nie odpowiedział. Przyłożył nos do szyby i wpatrywał się w niebo. Jego ciepły oddech utworzył ciemne kółko w różach namalowanych przez mróz na zimnym szkle.

– Tak bardzo się cieszę, że mam tutaj ciebie – westchnęła Mali i przytuliła policzek do policzka syna. – Ty teraz jesteś dziedzicem Stornes, wiesz? Jedynym mężczyzną. Ale ja ci pomogę w gospodarstwie, musisz o tym wiedzieć, do czasu, aż urośniesz tak duży, że będziesz mógł się wszystkim zająć sam – dodała.

– Jeśli nie umrę – rzekł Sivert cicho.

Mali drgnęła przestraszona i przytuliła go mocno do piersi.

– Umrzesz? Co ty mówisz? Przecież ty nie… Co ty opowiadasz, Sivert? – powtarzała naprawdę przerażona. – Chyba nie jesteś chory?

– Wszyscy umierają – odparł chłopiec i ponownie przyłożył twarz do szyby. – Dziadek i tato…

– Ale nie ty – zaprotestowała Mali z naciskiem. – Nie ty i nie ja, Sivercie. Długo, długo nie umrzemy. Teraz dziadek i tato są razem w niebie, a ty powinieneś dbać o mnie tu na ziemi. Potrzebuję ciebie, Sivercie, bo zostałeś mi tylko ty. Oboje musimy zawsze sobie pomagać i pilnować siebie nawzajem, prawda?

Sivert powoli skinął głową, ale kiedy się odwrócił i spojrzał na nią, jego oczy były tak smutne, że Mali krajało się serce.

– Tak bardzo kochałeś swojego tatę? – szepnęła Mali i przytuliła synka.

– Tak, ale on nie…

– Mylisz się, tyle razy ci powtarzałam i musisz wiedzieć, że tato nikogo bardziej nie kochał niż ciebie, powinieneś mi uwierzyć. Wiem, że ciężko ci było w ostatnim czasie przed jego… Ale to nie dlatego, że on cię nie kochał.

Ujęła jego twarz w swoje dłonie i popatrzyła mu w oczy.

– Czy jeśli ci powiem pewną tajemnicę, dochowasz jej?

W smutnym wzroku pojawił się błysk zainteresowania i Sivert skinął poważnie.

– Tato był ostatnio taki dziwny, ponieważ się o mnie bał. Dużo chorowałam jesienią i zimą, pamiętasz? – spytała Mali. -Ale nic poważnego mi nie dolega i nie ma się czego obawiać – dodała szybko. – Lecz kiedy minie zima, będziesz miał małego braciszka lub siostrzyczkę. Tak jak Olaus.

Sivert popatrzył na matkę zdumiony.

– Olaus ma dwie…

Mali roześmiała się i poczochrała synka po włosach.

– Nie wiem, czy będę mogła ci to obiecać – rzekła. – Ale i tak będziesz starszym bratem. Cieszysz się?

– Będę miał brata, takiego jak Olaus? – dopytywał się i spojrzał na Mali. – Najbardziej bym chciał brata.

Mali poczuła ukłucie w piersi. Sama wolałaby urodzić córkę, modliła się o to niemal każdego wieczoru, obawiała się jednak, że jej prośby nie zostaną wysłuchane. Zaczynała oswajać się z tym, że Bóg nie słucha takich jak ona. Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby na świat przyszła dziewczynka, pomyślała.