– Gdyby tylko wolno mi było ciebie kochać – szepnęła.

– W takim razie, o co ci chodzi? – spytał, muskając ustami jej włosy. – Nikt nie wie, że tu jestem. Zresztą mógłbym również pokazać się w Stornes, nikt by się o nas nie dowiedział.

Mali nie odpowiedziała. Wyślizgnęła się z ramion Jo i wzięła go za rękę. Poprowadziła go do pogrążonego w półmroku szałasu. Przystanął niepewnie w drzwiach, kiedy wypuściła jego dłoń. Przyniosła lampę parafinową i w milczeniu podeszła do łóżka.

– Chodź – zawołała go.

Kiedy Jo podszedł bliżej, podniosła lampę. Złociste światło kładło się miękko na postaci chłopca, który mocno spał. Leżał na plecach, zrzucił przez sen kołdrę. Ciemne włosy były trochę mokre od potu i kręciły się łagodnie na karku. Przez długą, zdawałoby się nieskończenie długą chwilę w szałasie panowała grobowa cisza. Jo osunął się na kolana przy łóżku. Wyciągnął drżącą rękę i ostrożnie pogładził chłopca po okrągłym, miękkim policzku.

– O Boże – szepnął ledwie słyszalnie. – To moje dziecko! W tym łóżku leży mój syn, Mali!

Podniósł głowę i spojrzał na Mali. Jego oczy wypełniły się łzami, które spłynęły wolno po twarzy. Mali przykucnęła obok, wzięła jego dłoń w swoją, odwróciła wewnętrzną częścią ku górze i ucałowała z miłością.

– Tak, to twój syn – potwierdziła cicho. – Ale tylko babcia o tym wiedziała i zabrała tę tajemnicę do grobu. A ja…

Nagle osunęła się u wezgłowia łóżka i rozpłakała. Jo objął ją i przytulił, gładząc jej szczupłe plecy.

– Jak myślisz, jak się czułam tego dnia, kiedy zrozumiałam, że… że jestem w ciąży? Że noszę twoje dziecko, owoc naszej miłości? – szlochała. – Byłam tak… tak niewiarygodnie szczęśliwa, ponieważ dostałam cząstkę ciebie, która na zawsze będzie przy mnie. Ale czasami…

Podniosła zapłakaną twarz i popatrzyła na Jo.

– Tak się bałam – szepnęła ochryple. – Tak się bałam, że ktoś się domyśli… Że zobaczą, że chłopiec jest taki… taki inny. Pod żadnym względem nie przypomina Johana, że odgadną prawdę, że my…

Jo ponownie skierował spojrzenie na śpiącego chłopca. Długo przyglądał się swemu synowi.

– Jest do mnie taki podobny – rzekł i zerknął na Mali. -Prawie jakbym widział samego siebie. Dziwne… Powinni byli się zorientować, że ja jestem ojcem!

– Na razie nikt na to nie wpadł – odpowiedziała cicho. -Po pierwsze dlatego, że już dawno byłeś daleko, gdy mały się urodził. A po drugie, kto by pomyślał, że ja, młoda pani na Stornes, mogłabym się oddać tobie… Cyganowi… Nigdy by im nie przyszło do głowy, że ty jesteś jego ojcem.

Chwilę siedziała w milczeniu i patrzyła na Siverta. Jej palce splotły się z palcami Jo, mocnymi i ciepłymi.

– A ja… ja przekonałam Johana, że mały jest podobny i do Beret, i do mojej babci. Mojej babci nikt w Stornes nie znał, bo zmarła dawno temu, więc nie mogli stwierdzić, czy to prawda. No, a Beret… tak, była dumna z wnuka i szczęśliwa. Widziała to, co chciała widzieć. Zresztą wszyscy inni zachowywali się tak samo. Tak zwykle jest, gdy pojawia się dziedzic. Tylko babcia się zorientowała – dodała Mali i spuściła głowę. – Od tej pory każdego dnia żyłam na krawędzi przepaści, Jo. Modliłam się, oby tylko nikt nie zobaczył was obu razem, ciebie i Siverta… Ponieważ wtedy każdy zauważy! Mało które dziecko jest bowiem tak podobne do swego ojca jak ten chłopiec w łóżeczku do ciebie. Dlatego nie chciałam, żebyś wrócił, mimo że ja…

Ponownie rozpłakała się.

– Dlaczego nie przyszłaś do mnie? – spytał i otoczył ją ramieniem. – On jest moim synem, a my… My należymy do siebie, Mali. Jak mogłaś kazać im wierzyć, że Sivert jest synem Johana? On jest mój. Nasz! Pozwoliłaś, by żyli w kłamstwie. Wszyscy, nawet chłopiec – dodał, spoglądając na śpiące dziecko.

Mali nie od razu odpowiedziała. Przychodziły jej do głowy różne myśli: niepewność, strach i zwątpienie. Dręczące, bolesne wątpliwości, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze, ale również myśli o zemście za jej krzywdę, które jej nadal nie opuszczały.

– Zastanawiałam się nad tym – rzekła w końcu. – Ale nie mogłam postąpić inaczej, Jo. Babcia powiedziała to samo. Uznała, że prawda zbyt wielu ludziom sprawiłaby ból, a ja powinnam dźwigać swój krzyż i żyć w kłamstwie, i już nigdy cię nie zobaczyć. Ciebie, którego kocham ponad wszystko…

Otarła dłonią mokrą twarz i nagle w jej oczach pojawił się błysk.

– I chciałam, żeby Sivert, nasz syn, odziedziczył Stornes. – Jej głos nagle stał się zimny i twardy. – To cena, jaką będą musieli zapłacić za to, że kiedyś kupili mnie do gospodarstwa. Jak zwierzę – dodała. – Chciałam, żeby mój syn dostał w spadku majątek, do którego ma prawo. I dostanie! Jo pomógł Mali wstać i zaprowadził ją do ławy przy stoliku.

– A więc już za niego dokonałaś wyboru? – spytał cicho. – Myślisz, że chłopiec będzie bardziej szczęśliwy, żyjąc w bogactwie, niż przebywając z własnym ojcem? Zapomniałaś, że zrodził się z naszej miłości. Mali, że oboje czuliśmy wtedy, że jesteśmy dla siebie stworzeni? Ale ty nie miałaś odwagi odejść. Jeszcze nie wtedy. Nie miałaś też odwagi zrobić tego później, gdy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży i że to ja… Mam syna – dodał z naciskiem, a jego wzrok powędrował z powrotem w stronę łóżka. – To mój syn, Mali. Twój i mój.

Mali nie odpowiedziała i ukryła twarz w dłoniach.

– Nie powinieneś wracać – rzuciła nagle.

Spojrzał na nią, a w jego oczach płonęła namiętność. Przyciągnął Mali do siebie i pocałował, tak gorąco i mocno, że nie mogła złapać tchu. Palcami jednej ręki pieścił jej piersi, a drugą przycisnął do obolałego łona.

Kiedy pociągnął ją za sobą do drugiego pomieszczenia i pchnął na łóżko, nie protestowała. Przecież o tym marzyła, a nawet błagała o to, pomyślała ironicznie. Niczego na świecie nie pragnęła bardziej niż właśnie tego: mieć go znowu blisko, namiętnego, gorącego i prawdziwego. Kiedy zaczął rozpinać guziki stanika jej sukienki, uniosła się i pomogła zdjąć swe ubranie. Nagle okazało się, że idzie im to zbyt wolno. Rozerwała koszulę Jo, pieściła ustami jego opaloną nagą pierś. Rozpoznała jego zapach. Leżała pod nim naga i odchodziła od zmysłów z dzikiego i szalonego pożądania, aż przeraziła się samej siebie. Nie miała czasu na pieszczoty i pocałunki, nie chciała nawet, by Jo jej dotykał. Rozłożyła nogi i mocno przyciągnęła go do siebie.

Głowa jej niemal eksplodowała, kiedy w nią wniknął.


Zdusiła krzyk, wygięła się w luk, by być bliżej, i jeszcze mocniej przyciągnęła Jo ku sobie. Wychodziła naprzeciw każdemu pchnięciu. Jedyną jej jasną myślą było to, by ją kochał, by zaspokoił cztery lata tęsknoty.

Oboje zbyt szybko doszli, ale żadne z nich nie chciało tego zatrzymać. Jo uniósł się na łokciach i spojrzał na Mali. Uśmiechnął się. Zapadł jej w pamięć ten uśmiech. Nie zapomniała go. Kiedy wargi Jo zamknęły się na jednej z jej stwardniałych brodawek, jęknęła z rozkoszy i objęła go za szyję. Zatopiła palce w jego kręconych włosach. I poddała mu się, pozwoliła mu robić z sobą, co chciał. Przez moment pomyślała o nienarodzonym życiu, które nosiła, że może nie powinna… Ale myśl szybko uleciała w potoku szalonych uczuć.

Czy było tak dobrze za pierwszym razem? – zastanowiła się. Potem zapomniała o wszystkim, jęczała z rozkoszy, kiedy przesuwał językiem po jej skórze i ssał wrażliwe miejsca, czym doprowadzał ją niemal do utraty świadomości. Kiedy wreszcie wniknął w nią ponownie, nie śpieszył się. Pragnął jej dać wszystko, o czym marzyła, wszystko, za czym tęskniła tak desperacko przez ten zbyt długi czas rozłąki. Mali czuła, że płacze i śmieje się jednocześnie. Ale najwspanialsza była świadomość, że tym razem to nie tylko sen i fantazja. Był tutaj, jak najbardziej żywy, mężczyzna, którego kocha, kochała i zawsze będzie kochać! Jo!

Potem już nic więcej nie pamiętała.

Długo leżeli w milczeniu przytuleni do siebie. Wreszcie Mali uniosła głowę i spojrzała na Jo.

– Masz inną kobietę – zaczęła niepewnie. – Prawda?

Nie od razu odpowiedział. Na moment uciekł wzrokiem, ale zaraz popatrzył jej w oczy.

– Tak, mam inną kobietę – przyznał. – Dałaś mi jasno do zrozumienia, że nigdy nie będziemy mogli być razem. Mimo to długo żyłem w przekonaniu, że któregoś dnia do mnie jednak przyjdziesz – dodał i pieszczotliwie przesunął palcem po jej twarzy. – Ale ty nie przyszłaś…

– Jak mogłeś związać się z inną? – szepnęła Małi rozgoryczona. – Mówiłeś, że zawsze będziesz na mnie czekał. Jak możesz… jak możesz robić to z inną? Po tym, co przeżyliśmy razem…

– Pragnąłem tylko ciebie – zaczął smutno. – Zaklinałem cię, żebyś jechała ze mną, kiedy opuszczałem Stornes, ale ty nie chciałaś. Inne sprawy znaczyły dla ciebie więcej niż ja. I taka jest prawda, wiesz? Gdybyś czuła to samo co ja, kochała tak bardzo, bezwarunkowo, wyruszyłabyś ze mną. Bez względu na wszystko. Nic cię tu nie trzymało, ale ty zostałaś…

Jego słowa smagały niczym bicz. Mali jęknęła cicho. Przez dłuższą chwilę w niewielkiej izbie rozlegał się jedynie słaby trzask ognia z pieca.

– Mimo to wierzyłem, że przyjdziesz – mówił dalej. – Łudziłem się nadzieją, że jeśli będzie ci tak samo źle, to nie będziesz mogła żyć bez… Tak długo wierzyłem, że jednak się zjawisz, ale ty nie przyszłaś – powtórzył. – Nawet gdy się zorientowałaś, że nosisz pod sercem moje dziecko. Jak mogłaś żyć dalej w Stornes? Dzielić łoże i stół z Johanem? Kłamać każdego dnia…

Jego ciałem wstrząsnął bolesny szloch. Mali poczuła się nieswojo. Pełne wyrzutów słowa Jo paliły jak ogień. Ogarnął ją wstyd i wielki żal do siebie; musiała przyznać, że postąpiła źle.

Bo rzeczywiście, nie mogła chyba zachować się gorzej. Skruszona położyła głowę na piersi ukochanego mężczyzny.

– Byłem chory z tęsknoty – mówił dalej, bawiąc się jej włosami. – Moja stara ciotka poradziła mi w końcu, że powinienem trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość, tłumaczyła, że nikt nie może przeżyć życia, uciekając w świat marzeń. Rozumiała wiele, przekonała mnie, że nie mogę snuć się niczym żywy trup. Miałem dopiero dwadzieścia pięć lat, Mali. I wtedy zjawiła się Maria…