Przyjęcie urodzinowe było bardzo ożywione. Przyszli dziadkowie z Buvika, Eli i Johannes oraz starzy i młodzi z Innstad. Nie zabrano tylko bliźniaczek, które na parę godzin zostały pod opieką służących.

– Mogłam je chyba zabrać ze sobą – zwróciła się Margrethe do Mali. – Ale powietrze o tej porze jeszcze jest ostre. Uzgodniliśmy, że pierwszą poważną podróż odbędą w dniu swojego chrztu.

Nie wyglądało jednak na to, by Sivert lub Olaus narzekali na brak maluchów. Obaj bawili się zabawkami, które Sivert dostał na urodziny. Dziadek z Buvika wyrzeźbił ślicznego konia z wozem, który można było odczepiać.

– To Sima! – zawołał Sivert zachwycony, kiedy zobaczył prezent.

Tym sposobem wszyscy goście dowiedzieli się o nowej klaczy, która pojawiła się we dworze.

– Chyba nie dostał prawdziwego konia? – spytała matka Mali z szeroko otwartymi oczami ze zdumienia. – Mały ma dopiero trzy lata!

– Ale jest dziedzicem Stornes – odparł Johan, dumnie wypinając pierś.

Mali zauważyła, że Bengt lekko uniósł brwi. Przecież nie z podziwu, pomyślała, też pewnie uważa, że to szalony po- mysł…

Babcia z Buvika uszyła dla wnuka mięciutką koszulkę, a Eli zrobiła robótkę na drutach. Mały Olaus przyszedł z zabawką i dużą tabliczką czekolady. Sam bardziej niż chętnie przyłączył się do jej spałaszowania. Chłopcy zjedli niewiele ciasta, ślinka im za to ciekła na sam widok czekolady, którą popijali sokiem.

Nikt nie miał już wątpliwości, że Eli będzie miała dziecko. Brzuch zaokrąglił się jej niczym piłka, a przyszła matka jeszcze wypinała go z dumą, aż promieniała. Mali przyglądała się swoim dwóm siostrom: były tak różne, zarówno z usposobienia, jak i wyglądu. Ale jedno je łączyło – obie były szczęśliwe ze swoimi mężami i zadowolone z życia. Mali zastanawiała się, czy zdają sobie sprawę, jak im się udało…

Kiedy przyjęcie się skończyło, Mali poszła z Sivertem na górę i pokazała mu jego nową sypialnię. Malec protestował ze wszystkich sił, wczepił się w nią rozpaczliwie, kiedy próbowała ułożyć go do łóżeczka, i rozdzierająco płakał.

– Jesteś już dużym chłopcem – uspokajała go Mali, sama walcząc ze łzami. – Mama będzie spała obok za ścianą. Jeżeli obudzisz się w nocy, tylko zawołaj, a zaraz do ciebie przyjdę.

– Chcę spać z tobą! – płakał chłopiec i nie chciał jej puścić. – Z mamą.

Mali przeklinała w duchu Johana, który podjął taką decyzję, i że to musiało się stać właśnie tego dnia. Zdawała sobie sprawę, że przenosiny przebiegłyby dużo łatwiej, gdyby tylko mogła oswoić Siverta z tą myślą. Nagle odwróciła się z płaczącym chłopcem w ramionach i poszła do sypialni, którą dzieliła z Johanem. Nic takiego się nie stanie, jeżeli pozwoli dziecku spać w swoim łóżku jeszcze kilka dni, pomyślała.

Kiedy otworzyła drzwi do pokoju, stanęła jak wryta. Jej łóżko zostało wyniesione, a w to miejsce stanęło rozkładane łoże na powrót rozłożone do podwójnej szerokości. W Mali zagotowało się ze złości. Jak Johan mógł zarządzić coś takiego za jej plecami? Najwyraźniej nie żartował wtedy w pralni, gdy mówił, że od tej pory on będzie o wszystkim decydował. Chciał jej pokazać raz na zawsze, gdzie jest jej miejsce, pokazać jej, kto jest panem w Stornes.

Nagle zmroziło ją ze strachu. Gdzie jest pudełko z tłuszczem z wymienia? Kto znosił jej łóżko i mógł je znaleźć? Służba czy może Johan? Poczuła, jak zimny pot spływa jej po plecach. Jak się wytłumaczy, gdy się okaże, że to Johan znalazł pudełko i będzie zadawał trudne pytania? Powie, że używała tłuszczu do smarowania policzków i rączek Siverta w czasie mrozu? Może wyjaśnić, że w zimie szybko pierzchnie i pęka mu skóra albo że sama pielęgnuje maścią poranione i spękane od roboty ręce… A jeśli Johan nie uwierzy?

Wtedy właśnie dostrzegła pudełko. Stało przy samej ścianie, w najciemniejszym kącie pokoju, tam gdzie przedtem stało jej łóżko. Schyliła się i podniosła je drżącymi rękami, wsunęła do kieszeni fartucha i dopiero wówczas odetchnęła z ulgą. Następnie wróciła do dziecięcej sypialni i ponownie spróbowała ułożyć synka w jego nowym łóżku. Ciągle nie chciał jej puścić, skuliła się więc obok, przytuliła go i łagodnie gładziła po plecach. Łkał i płakał, z jednej strony dlatego, że nie chciał przenosić się od mamy, a poza tym był zbyt zmęczony po długim i pełnym wrażeń dniu.

– Tak, tak – szeptała Mali, przysuwając twarz do jego włosów. – Teraz mój chłopiec i mama będą spać.

Mały Sivert przytulił się do niej najmocniej, jak mógł, a ona nuciła i śpiewała mu kołysanki. Powoli się uspokajał, a po chwili Mali usłyszała jego miarowy oddech i domyśliła się, że zasnął. Ostrożnie rozluźniła uchwyt jego rączek, trzymających ją kurczowo za szyję, i wyślizgnęła się z łóżka. Długo stała przy synku i przyglądała mu się, a potem wyszła i cichutko zamknęła za sobą drzwi.

Nie odezwała się słowem, kiedy zeszła na dół do salonu. Nie patrzyła na Johana. Dopiero gdy oboje znaleźli się w sypialni, utkwiła w nim wzrok.

– Pomysł z przeniesieniem Małego… Siverta w ten sposób… tak gwałtownie. To było niepotrzebne. I że wyniosłeś moje łóżko bez…

– Powinienem może spytać cię o pozwolenie? – rzucił ironicznie. W jego oczach pojawił się mroczny i złowrogi błysk. – Myślę, że wystarczająco dobitnie ci powiedziałem, kto tu rządzi.

– Nie o tym mówię – odparła Mali. – Moglibyśmy dojść do porozumienia. Porozmawiać o tym…

– Nie było o czym mówić – skwitował Johan krótko. -Wtedy odkładałabyś to jeszcze długo. Potrafisz przeforsować swoją wolę, jeśli chcesz, dobrze o tym wiem. Teraz jest więc tak, jak ma być – stwierdził.

Mali uznała, że najlepiej będzie milczeć. Powoli zaczęła się rozbierać, nie patrząc na Johana. Leżał już, gdy z ociąganiem kładła się obok. Dosłownie wzdrygnęła się, czując jego ciało tak blisko swego. Całkiem zapomniała, że rozkładane łóżko jest mimo wszystko wąskie. Ostrożnie odsunęła się na sam skraj posłania, jak mogła najdalej, i leżała zupełnie nieruchomo.

– Najwyższy czas – odezwał się Johan i objął ją ramieniem. – Wreszcie jesteś tam, gdzie powinnaś. W moim łóżku.

Mali leżała sztywno i cicho, prawie nie miała odwagi oddychać. Jednak zdała sobie sprawę, co się stanie, jak tylko Johan zaczął podwijać jej koszulę nocną. Na mgnienie oka jej myśli pomknęły do pudełka z tłuszczem, lecz niestety zostawiła je w kieszeni fartucha. Teraz, kiedy nie ma swojego łóżka, nie uda jej się nic ukryć. Nie mogła też skorzystać z cudownego środka, zanim się położyła, chociaż się domyślała zakusów męża, ponieważ Johan cały czas bacznie ją obserwował.

Westchnęła cicho, zamknęła oczy i pozwoliła, by to się stało.

ROZDZIAŁ 5

Nadeszło lato, pachnące, ciepłe, kwitnące lato. Noce stały się długie i jasne i po raz pierwszy od wielu lat woda w fiordzie była tak ciepła, że zanurzenie się w niej po ciężkim dniu pracy sprawiało czystą przyjemność. Mężczyźni i kobiety mieli osobne miejsca do kąpieli, żeby mogli się myć bez skrępowania. Jednak Mali odnosiła wrażenie, że Gudmund i Olav dziwnie często wybierają drogę na cypel i z powrotem do domu wiodącą tuż przy przystani, dokładnie wtedy, gdy dziewczęta się kąpały. W ciche wieczory rozlegały się stamtąd śmiechy i piski Ane i Ingeborg, które w pośpiechu zawstydzone zanurzały się w wodzie. Mali nie wtrącała się do tych „zalotów". Jeżeli dziewczęta zauważą skradających się parobków, same mogą poskarżyć się Johanowi, to nie jej sprawa. Poza tym odnosiła niejasne wrażenie, że służące wiedziały o tych podchodach i nie miały nic przeciwko temu, żeby mężczyźni je podglądali. W każdym razie z daleka.

W najcieplejsze dni Mali zabierała Siverta na przystań, rozbierała go i pozwalała mu bawić się w letniej wodzie przy brzegu. Sivert uwielbiał zbierać muszelki i barwne kamyki. Mali musiała je nieść z powrotem do domu w fartuchu, a Sivert układał je w pudełku, które zrobił dla niego Gudmund i ustawił na komodzie.

Przeprowadzka do dziecięcej sypialni przebiegła dużo łatwiej, niż Mali się obawiała. Przez pierwsze wieczory kładła się razem z synkiem i czekała, aż zaśnie, ale w miarę upływu czasu uspokajał się już, gdy mu śpiewała. Bywało, że ukradkiem przemykał nad ranem do sypialni rodziców.

– Tata dobly dla mamy? – mówił i przyglądał się im z powagą, widząc, że leżą przytuleni.

– Tak, tego możesz być pewny – odpowiadał Johan, biorąc syna do łóżka, i uśmiechał się porozumiewawczo do Mali.

– Cemu macie ublanie? – dopytywał się malec, aż się oboje zaczerwienili.

Najwidoczniej nie zapomniał tego, co zobaczył w pralni, ale wyglądało na to, że tamto doznanie nie wyrządziło mu większej szkody, jak się Mali obawiała. Jednak to nie zasługa Johana, pomyślała z goryczą. Sama musiała uspokajać syna i cierpliwie tłumaczyć to, co widział. Jeśli to kłamstwo pomogło mu uporać się z trudnym przeżyciem, to warto było kłamać.

– No proszę – uśmiechnął się Johan i podrzucił Siwerta w górę. – Nie można ciągle chodzić bez ubrania, rozumiesz.

Mimo wszystko często im się zdarzało rozbierać. Stało się to, czego Mali się obawiała: kiedy Johan odzyskał ją na powrót w swoim łóżku, odebrał z nawiązką to, co, jak pewnie uważał, stracił w ciągu trzech lat. Wieczorów, kiedy udało jej się jakoś wywinąć, było niewiele, poza krótkim tygodniem raz w miesiącu. Wtedy Johan trzymał się z daleka, ale ciągle narzekał, że jej krwawienia trwają tak długo i że zdarzają się wyjątkowo często.

Nie miał racji. Krwawiła regularnie, jak w zegarku. Tak było zawsze, już od pierwszego razu. Jednak nie dyskutowała z mężem, poddała się. Najważniejszy był spokój w domu. Zauważyła, że Sivert z coraz większą czujnością obserwuje relacje między nią i Johanem, a dla niej najważniejsze było to, żeby chłopiec czuł się bezpiecznie. Zawsze przed pójściem do łóżka wybierała się do wychodka i stało się to jej nawykiem. Tam każdego wieczoru zabezpieczała się tłuszczem, tak na wszelki wypadek. Johan był zadowolony i promieniał jak słońce. Wreszcie miał to, czego chciał: syna w osobnej sypialni i żonę w swoim łóżku. Tak upływały kolejne dni lata w pozornym spokoju i zgodzie, poza tym, że roboty było mnóstwo przy żniwach i innych pracach, jak zwykle o tej porze roku.