W saniach było miejsce tylko dla dwóch osób, Josh zatem siedział na kolanach matki. Paplał za całą trójkę, a gdy zapytał, czy może powozić, Rye ze śmiechem posadził go między swoimi nogami i włożył lejce w małe rączki. Koń wyczuł różnicę, odwrócił łeb, lecz po chwili uspokoił się i dalej biegł równym kłusem pod bacznym okiem Rye'a.
Odchylone udo Rye'a opierało się teraz mocno o nogę Laury. Dotyk podniecał ich oboje, lecz wciąż nie patrzyli na siebie.
Kiedy dojechali na miejsce, Josh natychmiast wyskoczył z sań. Rye uczynił ruch, jak gdyby również chciał wstać, Laura jednak położyła mu dłoń na ramieniu.
– Josh, biegnij i powiedz cioci Jane, że jesteśmy. Rye i ja musimy chwilę porozmawiać.
Kiedy zostali sami, wreszcie spojrzeli sobie głęboko w oczy.
– Witaj – szepnął Rye. Czy kiedykolwiek znudzi mi się wpatrywanie w niego? – myślała Laura. – Nigdy… nigdy…
– Witaj – odpowiedziała cicho.
– Byłaś wczoraj smutna.
– Tak.
– Dlaczego? Był przy niej, ciepły, opiekuńczy, kojący.
– Powiedziałam Danowi, że jadę z tobą, a on oznajmił, że ma dla mnie prezent świąteczny – zawiesiła głos, pewna, iż Rye już zgadł, o co chodzi. – Zwraca nam wolność: mnie i Joshowi.
Obłoczek pary na długą chwilę zniknął sprzed ust Rye'a. Potem ukazał się wraz z przeciągłym westchnieniem, większy niż poprzednio.
– Kiedy?
– Gdy tylko wyzdrowieje na tyle, by mógł chodzić, przeniesie się do matki. Co do kwestii prawnych, rozmawiał z Ezrą Merrillem już we wrześniu i wtedy też wniósł o rozwód. Znalazł bryklę.
Rye powoli odwrócił głowę. Patrzył przed siebie, lecz nie miał triumfalnej miny. Nawet nie zauważył, że wciąż trzyma lejce, zamotane na przegubach dłoni.
– Wysłał nas tutaj, byśmy mogli razem oznajmić to Joshowi – dodała Laura.
Rye milczał. Po chwili westchnął i opuścił głowę. Koń rzucił łbem, uprząż brzęknęła i to wyrwało go z zadumy.
– Dlaczego wcale nie mam ochoty skakać z radości? – spytał. Uścisnęła tylko jego ramię, bo oboje znali odpowiedź. Wizyta u Jane minęła jak we mgle; wszystkie myśli Laury skupiały się wokół drogi powrotnej. Kiedy ponownie zasiedli w saniach, zebrała całą odwagę. Nastawienie Josha miało dla niej kluczowe znaczenie i patrząc na główkę w grubej włóczkowej czapeczce z pomponem, który kołysał się w rytm końskiego galopu, przymknęła oczy, mając w duchu nadzieję, że malec to zaakceptuje.
– Joshua, Rye i ja mamy ci coś do powiedzenia. Josh odwrócił się, prezentując policzki rumiane jak dojrzałe jabłka i zaczerwieniony nosek. Pod futrem Laura czuła dotknięcie Rye'a, które podtrzymywało ją na duchu.
– Rye i ja – podjęła – bardzo się kochamy i nigdy nie chcieliśmy… – urwała.
Rye przyszedł jej z pomocą.
– Na wiosnę zamierzam się ożenić z twoją mamą. Później wszyscy troje wyjedziemy na Terytorium Michigan.
Mina Josha świadczyła, że niewiele z tego rozumie. W końcu dotarł do niego sens tej informacji, lecz nie wydawał się nią uradowany.
– Czy tatuś też pojedzie z nami?
– Nie, Dan zostaje.
– To ja nie jadę – oświadczył stanowczo Josh. Laura zerknęła na Rye'a, potem znów na syna.
– Wiem, że ciężko ci to pojąć, kochanie, ale Rye jest twoim prawdziwym ojcem, a niedługo zostanie również moim mężem. Dziecko musi mieszkać z rodzicami.
– Nie chcę, żeby on był moim tatą! – Nadęta dolna warga Josha zadrżała. – Chcę mieć dalej tego samego tatę i mieszkać tutaj.
Rozpacz legła kamieniem na sercu Laury.
– Czy nie chciałbyś przeżyć przygody w Michigan, gdzie jeszcze nigdy nie byłeś?
– Czy to daleko?
Laura bała się wyznać prawdę, lecz zdawała sobie sprawę, że kłamstwo co najwyżej pogrąży ją jeszcze głębiej.
– Tak, daleko – odpowiedziała.
– Trzeba płynąć promem?
Nie tylko promem – pomyślała, lecz odrzekła jedynie:
– Tak.
– To jak będę się spotykał z Jimmym?
– No… nie będziesz się z nim spotykał, ale poznasz nowych przyjaciół tam, gdzie zamieszkamy.
– Nie chcę nowych przyjaciół. Chcę zostać tutaj z Jimmym, tatą i tobą! – Bojowy wyraz znikł z buzi Josha, a łzy, które bohatersko starał się powstrzymać, zawisły mu na rzęsach.
Laura przytuliła malca do siebie, nie wiedząc, jak go przekonać.
– Josiah się zdecydował? – zwróciła się do Rye'a.
– Tak. Powiada, że jego stare kości mają już dosyć mgły i wilgoci. Chociaż podejrzewam, że przede wszystkim ciągnie go żądza przygód.
Miło było pomyśleć, że będzie z nimi Josiah, lecz i to nie rozwiązywało kwestii Josha.
– Chcesz jeszcze powozić? – spytał przymilnie Rye.
Ale chłopiec tylko potrząsnął głową i wtulił się w objęcia matki. Całe pieczołowicie budowane zaufanie między ojcem a synem rozwiało się w mgnieniu oka. Boże – myślała Laura – czy cokolwiek jeszcze okaże się łatwe? Czy zawsze coś będzie musiało dzielić ją i Rye a.
ROZDZIAŁ 21
Pewnego mroźnego popołudnia w końcu stycznia pod dom przy Crooked Record Lane zajechał wóz zaprzężony w starą kobyłę. Załadowano na niego odzież oraz sprzęty, będące własnością Dana Morgana. Laurze byłoby łatwiej, gdyby wcześniej zaplanowała sobie wyjście z domu, ale uznała to za tchórzostwo. Stała więc przed domem, gdy pakowano resztę rzeczy. Dan obszedł wóz dookoła, stanął przed nią i poprawił rękawice. Spojrzał na dom, na pokrytą lodem zatokę i znów niepotrzebnie skubnął rękawiczkę.
– Cóż… – słowa zawisły w powietrzu niczym echo dzwonu w zimowym lesie.
– Ano… – Laura nerwowo rozpostarła ręce, po czym splotła je na powrót.
– Nie jestem pewien, co się mówi przy takich okazjach.
– Ja też nie – przyznała.
– Pozwól, że jeszcze raz ci podziękuję za uratowanie mi życia – w głosie Dana brzmiała rezygnacja.
– Och, Dan… – Laura nagle zdała sobie sprawę, że stoją jak drewniane żołnierzyki, więc wyciągnęła dłoń i położyła mu ją na ramieniu. – Podziękowania są zbędne, przecież wiesz.
Kiwnął głową i odezwał się ze sztucznym ożywieniem:
– Naprawiłem ten obluzowany zawias w tylnych drzwiach i podłożyłem klocek pod nogę zlewu, więc nie będzie się już kiwać.
– Dziękuję.
– I pamiętaj, gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to… – urwał. Wiedział równie dobrze jak ona, że jeśli będzie czegoś potrzebować, Rye się o to zatroszczy.
– Będę pamiętać.
– Przeproś ode mnie Josha. Kiedy wróci od Jane, wstąpię, żeby się z nim pożegnać.
– Powtórzę mu.
– Dobrze… – Dan milczał przez kilka długich sekund, po czym powtórzył ledwie dosłyszalnie: – Dobrze…
W tej samej chwili złapał go atak kaszlu, pozostałość po chorobie.
– Nie powinieneś wystawać na mrozie ani chwili dłużej niż to konieczne, Dan. Lepiej już jedź.
– Masz rację. – Spojrzał na nią i przez chwilę myślała, że chce ją pocałować. Ostatecznie skinął tylko oficjalnie głową, wdrapał się na wóz i rzekł po prostu: – Żegnaj, Lauro.
– Dbaj o siebie, Dan.
Wóz ruszył. Laura patrzyła za nim, póki przenikliwy deszcz nie uświadomił jej, że wyszła na dwór bez rękawiczek i kapelusza. Otuliła się płaszczem i zawróciła, wbijając wzrok w skrzące się lodem muszle na ścieżce. Kiedy drzwi się za nią zatrzasnęły, westchnęła i oparła się o nie, zamykając oczy, przygnębiona uczuciem, którego nie dało się nazwać. Panująca w domu cisza przytłoczyła ją do reszty; otworzyła oczy i rozejrzała się po izbie. Brakowało surduta Dana, kapelusza na wieszaku, jego brzytwy…
Zaraz potem doznała jednak ulgi. Była sama. Kiedy ostatni raz była sama? Jakież to cudowne, ożywcze: mieć czas dla siebie. Nie musiała gotować, odpowiadać na pytania, robić okładów, zawiązywać butów, całować siniaków. Nie musiała patrzeć w oczy ani ich unikać.
Była wdzięczna losowi, że Josha też nie było – że nie było nikogo! Niezliczoną ilość razy zastanawiała się, jak będzie się czuła w takiej chwili. Jako młoda dziewczyna miała wiele swobody, z której korzystała praktycznie bez ograniczeń, ale dopiero teraz uświadomiła sobie jak dalece jej życie zmieniło się po ślubie. Zawsze ktoś był przy niej i albo on na niej polegał, albo ona musiała polegać na nim. Teraz, choćby przez krótki czas, była sama sobie panią.
Poczuła się jak nowo narodzona.
W porywie ekstrawagancji dołożyła do pieca trzy polana naraz, nalała sobie dużą porcję jabłecznika i postawiła go na kominie, żeby się zagrzał. Zamknąwszy drzwi do bokówki, przez co w pokoju zrobiło się przytulniej, przywlokła przed kominek wyściełany fotel, na który położyła jeszcze puchową poduszkę. Potem zdmuchnęła świecę z olbrotu i zapaliła nową, z woskownicy, zrzuciła fartuch i rozejrzała się za czymś do czytania. Po chwili zasiadła przy ogniu z „Magazynem Domowym” sprzed trzech miesięcy, którego dotąd nie miała nawet czasu otworzyć.
Gdy w dwie godziny później rozległo się pukanie do drzwi, Laura drzemała słodko w swym puchowym gniazdku. Bardzo niechętnie opuściła fotel i w samych pończochach podeszła do drzwi.
Na schodkach stał Rye, ubrany jak zwykle w sukienną kurtkę i włóczkową czapkę.
– Jak się masz. Przyszedłem odrobić pańszczyznę.
– O! – zdumiała się.
– No jak, wpuścisz mnie? Na dworze jest zimno.
– Oczywiście! – cofnęła się od drzwi i zamknęła je za Ryem, który skierował się po wiadro na wodę. W połowie drogi przystanął, mierząc wzrokiem fotel, poduszkę i pismo, zrzucone buty Laury, stół przesunięty tak, by świeca i garnuszek były w zasięgu ręki.
Bez słowa ujął wiadro i wyszedł przez tylne drzwi. Kiedy wrócił, wstawił wiadro do zlewu, zerknął na alkówkę, potem na zamknięte drzwi do sypialni, i zapytał:
– Gdzie Dan?
– Poszedł.
– Poszedł? – spojrzał ostro na Laurę. Zdawała się nerwowa, stała po przeciwległej stronie stołu, jakby celowo chciała się od niego odgrodzić.
– Do matki – wyjaśniła.
– Z wizytą?
– Nie, na stałe. Rye bezczelnie podszedł do drzwi sypialni i otworzył je na oścież.
"Dwie Miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dwie Miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dwie Miłości" друзьям в соцсетях.