Kiedy płaskodenka dobiła do przystani, Rye z rozmachem wyrzucił sidła na pomost.
Laura podniosła zdziwiony wzrok.
– Co robisz?
– Wystarczy tych homarów – bąknął, unikając jej wzroku. – Odniosę je do hangaru.
Serce Laury rozpłynęło się w mieszaninie radości i obawy.
Przycumowali łódź, po czym każde wzięło jedno sidło i milcząc pomaszerowali w stronę plaży, mijając starego kapitana Silasa, który tylko skinął im głową i pyknął z fajki. Mieli ochotę zapaść się pod ziemię, ale decyzja została już podjęta.
Wewnątrz szopy nic się nie zmieniło, tylko z powodu gęstej mgły otulającej okno panowała w niej jeszcze bardziej tajemnicza i przesycona grzechem atmosfera. Przekroczywszy próg, Laura zatrzymała się sztywno, zaciskając palce na poprzeczce sidła. Kiedy Rye z brzękiem rzucił swoje w kąt, podskoczyła ze strachu. Wyjął jej z rąk sidło i położył na ziemi, lecz gdy się wyprostował, oboje nie wiedzieli, gdzie podziać oczy. Rye wsunął dłonie za pasek spodni, Laura splotła swoje kurczowo na podołku.
– Muszę iść – oznajmił nagle Rye. – Powinienem z tym zdążyć do domu przed kolacją.
Jego sakwa jednak nadal leżała pod drzwiami.
– Ja też muszę iść – rzuciła pospiesznie Laura. – Mama prosiła, żebym jej pomogła.
Rye zwrócił się do wyjścia, ale zrobił zaledwie trzy kroki, gdy Laura odważyła się wreszcie wykrztusić:
– Rye?
Przyjrzał się jej wzrokiem, który mówił wyraźnie, co zaprzątało jego myśli przez ostatnie dni.
– Co?
– Czy ty… jesteś na mnie zły?
Jego grdyka podskoczyła, gdy z wysiłkiem przełknął ślinę.
– Nie.
– No to o co chodzi?
– Nie… nie wiem.
Podbródek Laury zadrżał, a obraz Rye'a nagle rozmazał się, mimo iż ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy. Rye wszakże dostrzegł je i nagle pokonał dzielącą ich przestrzeń, a w chwilę później gwałtownie przycisnął Laurę do piersi. Siła jego młodych ramion była już całkiem męska, a pocałunek namiętny. Gdy język Rye'a wkradł się do jej ust i okrążył je, Laurę ogarnęło słodkie przyzwolenie. Jej język wygiął się tak mocno, że poczuła na wpół podniecający ból.
Rye tulił ją mocno, kołysząc się w tył i w przód. Głowę opierał w zagłębieniu jej ramienia. Stanęła na palcach; tak bardzo wyrósł w ciągu ostatniej zimy, że nie dorównywała mu już wzrostem.
– Było mi tak przykro, kiedy dziś na targu nie chciałeś na mnie spojrzeć – słowa Laury tłumił gruby brązowy sweter. Rye nadal kołysał ją delikatnym ruchem, który miał ją uspokoić, lecz zamiast tego rozpłomieniał ją jeszcze bardziej. Odchyliła się nieco, by na niego spojrzeć. – Dlaczego tak się zachowałeś?
– Nie wiem – w jego błękitnych oczach malowała się udręka.
– Nigdy więcej tego nie rób, Rye.
Przełknął ślinę i wymówił jej imię w ten nowy, dziwny sposób.
– Lauro…
I naraz znów jego ramiona przyciskały ją mocno, usta szukały siebie, przerażone potrzebą ciał, której przecież uległy bez walki. Nieomal bezwiednie ruszyli w stronę porzuconego żagla. Jak na komendę opuścili się na kolana, wciąż złączeni pocałunkiem, potem wspierając się na biodrach i łokciach, osuwali się, szukając tej bliskości, której już doświadczyli i nie mogli zapomnieć.
Tym razem, kiedy ręka Rye'a wśliznęła się pod jej spódnicę, nogi Laury rozchyliły się skwapliwie w oczekiwaniu rozkosznych, intymnych dotknięć. Jak poprzednio, jej ciało tęskniło do pieszczot i rozkwitało coraz bardziej za każdym muśnięciem. Gdy Rye zaczął rozpinać jej pantalony, wiedziała, że powinna go powstrzymać, ale nie była do tego zdolna. Jego dłoń wśliznęła się pod tkaninę, badając ciepłą powierzchnię jej brzucha, ze zdumieniem napotkała kępkę włosów, zawahała się na progu jej kobiecości, aż Laura poruszyła się niespokojnie i jęknęła cicho, gardłowo.
Miała wrażenie, że serce pęknie jej ze strachu, kiedy zbliżało się to, co zakazane. Palce Rye'a pokonały ostatnich kilka cali odkrywając jej miękką, wrażliwą tajemnicę…
Szarpnęła się gwałtownie.
– Zabolało cię? – spytał trwożnie, natychmiast cofając dłoń. W Laurze cielesność zmagała się z moralnością.
– N… nie. Zrób to jeszcze raz.
Kiedy dotknął ją ponownie – niezgrabny, lecz wiedziony pragnieniem odkrywcy – nie wyrywała się, lecz zamknęła oczy.
– Rye – szepnęła po chwili – teraz na pewno pójdziemy do piekła.
– Nic podobnego. Rozmawiałem na ten temat i wiem, że trzeba o wiele więcej, żeby trafić do piekła.
Laura cofnęła się i odepchnęła jego dłoń.
– Roz… rozmawiałeś o tym? – powtórzyła przerażona. – Z kim?
– Z Charlesem. Odetchnęła z ulgą. Charles był jego starszym, żonatym kuzynem, którego prawie nie znała.
– Pytałem go, czy za dotykanie kobiety idzie się do piekła – ciągnął Rye.
– I co on na to?
– Roześmiał się.
– Roześmiał? – powtórzyła zdumiona.
– A potem stwierdził, że gdyby tak właśnie miało wyglądać piekło, chętnie zrezygnowałby z rozkoszy niebios. I powiedział mi…
– Rye urwał, a jego dłoń znów wyciągnęła się w jej stronę. Laura jednak powstrzymała ją stanowczo.
– Co ci powiedział? Rye zaczerwienił się i odwrócił wzrok. Gdzieś na stryszku cicho miauknął kot.
Cisza przedłużała się. W końcu Rye spojrzał na nią i zaczerpnął głęboki oddech.
– Jak to się robi – oznajmił.
Laura oniemiała. Nagle poczuła strach przed ową straszną tajemnicą, o której Rye teraz wiedział wszystko.
Usiadła zdecydowanie.
– Pora na kolację. Mama będzie się niepokoić – mówiąc to, zerwała się na nogi i skoczyła do drzwi, nim zdołał ją zatrzymać.
Rye również usiadł, opierając łokieć na kolanie.
– Spotkajmy się tu jutro po kolacji – rzekł cicho. Zawahała się z ręką na klamce.
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Jutro idziemy do cioci Nory.
– No to pojutrze.
– Wpakujemy się w kłopoty, Rye!
– Nic takiego.
– Skąd wiesz?
– Dowiedziałem się od Charlesa.
Dla Laury stwierdzenie to nie miało sensu, kłopoty bowiem były dla niej pojęciem nader mglistym. Mówiąc o nich, miała na myśli tylko to, że jeśli będą tu przychodzić, ktoś ich w końcu przyłapie. Wyczuła jednak, że Rye'owi chodzi o coś innego.
– Boisz się, Lauro? – zapytał.
– Nie… tak… Chyba nie będę mogła przyjść – wyszła szybko, zatrzaskując za sobą drzwi.
Lecz ciekawość nie dawała spokoju jej dojrzewającemu ciału. Tej nocy, leżąc w łóżku, rozpamiętywała pieszczoty Rye'a – och, te jego ręce, co one z nią robiły! – i głaskała swe piersi, starając się naśladować jego szorstkie dotknięcia. Jej dłonie były jednak irytująco niewprawne i nie udało jej się zaspokoić swych pragnień. Przesunęła dłoń w dół, na próg swego dziewictwa i przekonała się, że na samą myśl o Rye'u zwilgotniało. Czegóż to ją nauczy, jeżeli spotka się z nim jutro wieczorem? Tyle tajemnic, jedno wszakże było pewne: dotykając się sama czuła przede wszystkim tęsknotę za Ryem. Wiedziała, że będzie na nią czekał w szopie. Następny krok w nieznane napełniał ją dziwnym uczuciem, zarówno miłym, jak i przerażającym.
Nazajutrz dzień wlókł się jak dekada, ale gdy nadeszła umówiona pora, Laura pierwsza pojawiła się w hangarze. Usiadła na zwiniętym żaglu z kotem na kolanach. Po chwili na schodkach rozległy się kroki. Serce załomotało jej ze zgrozy. A jeśli to kto inny… na przykład stary Hardesty albo… albo…
Ale to był Rye – w czystej muślinowej koszuli i czarnych spodniach, zdobnych w mosiężne guziki, świeżo uczesany i w niewiarygodnie wypucowanych butach.
Tym razem spojrzeli na siebie bez strachu. Na dworze kładły się długie wieczorne cienie; tylko skraj parapetu obrzeżony był jeszcze złotą smużką. Szopa wydawała się dziś Laurze znana i przytulna.
– Cześć – przywitał ją cicho Rye. Twarz Laury rozjaśniła się uśmiechem.
– Cześć. Serce jej dygotało, ciało nabrzmiało oczekiwaniem, lecz głaskała kota z udawanym spokojem. Rye usiadł obok niej. Jego dłoń również wyciągnęła się do kota i tak jak za pierwszym razem, przypadkowo dotknęła dłoni Laury. Potem otarła się o nią już nie przypadkiem, aż w końcu oboje zaniechali pretekstów i mocno schwycili się za ręce. Kciuk Rye'a powoli masował wnętrze dłoni Laury.
Laura umierała z niecierpliwości, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym, czego Charles nauczył Rye'a. Oczy miała szeroko otwarte, usta wyczekująco rozchylone, Rye zaś ściskał ją tak mocno, że na pewno narobił jej siniaków. Uniosła twarz, przymykając oczy, gdy ich wargi zetknęły się w czułym powitaniu, delikatnym muśnięciu skrzydła ćmy o jesienny liść.
Rye cofnął się. Jego przepełnione tęsknotą spojrzenie niosło w sobie również nową świadomość grzechu.
– Lauro… – rzekł chrapliwie.
– Rye, ja się boję.
Zarzuciła mu ramiona na szyję i przylgnęła czołem do jego gładkiej brody. Tkwili sztywno przy sobie jak dwie mewy na rei, w końcu Rye osunął się na podłogę, pociągając ją także. Ułożyli się na boku, objęci ramionami, zespoleni ustami. Całowali się z gorączkową niecierpliwością, wpierając się w siebie nawzajem tak mocno, jak tylko pozwalały im ciała. Potem dłoń Rye'a powoli przesunęła się na pierś Laury, pieszcząc ją przez cienkie płótno, póki nie rozkwitła na podobieństwo wiosennych bzów. Jej ciało poddawało mu się miękko, kołysząc się jak na fali. Na chwilę zatrzymał rękę na wysokości jej pasa, zbierając odwagę, zanim ujął rąbek halki i uniósł ją powoli.
Laura przez cały czas zdawała sobie sprawę, że powinna go powstrzymać, przypomnieć o grożącym wiecznym potępieniu. Ale zamiast tego oddychała coraz głośniej i w niczym mu nie przeszkadzała. Głaskał jej gołe nogi, dotykał brzegu pantalonów, a ona wciąż nie stawiała oporu. Rozpiął guziki, a ona tylko wyprężyła się przyzwalająco.
Wtedy jego dłoń ześliznęła się niżej i Laura rozwarła uda, by otworzyć mu drogę. Całe jej ciało topniało w gorączce, puls tętnił pospiesznie. Z krtani Rye'a dobył się cichy, urywany jęk.
– Ty też mnie dotykaj – doleciał ją chrapliwy szept. Instynktownie domyśliła się, że chodzi mu o to samo miejsce, ale nie mogła wyplątać rąk z jego koszuli. Język Rye'a przesunął się po jej dolnej wardze i powędrował w kierunku ucha.
"Dwie Miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dwie Miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dwie Miłości" друзьям в соцсетях.