– Może się czegoś napijecie? – pytał Jock, najwyraźniej ubawiony sytuacją.

– Dzięki – odparł Blair. – Mam dla Cari niespodziankę. Maggie uniosła brwi, a Jock roześmiał się.

– No to uciekajcie! – Otworzył drzwi. – Nam tego, stary, nie musisz tłumaczyć. My też jeszcze nie tak dawno byliśmy młodzi.

– Licz się ze słowami! – zaprotestowała Maggie.

– Oho, zaczynają się kłótnie małżeńskie. Rzeczywiście lepiej uciekajmy – zażartował Blair, biorąc Cari za rękę.

Nie miała wyboru. Jock i Maggie żegnali ich, machając rękami na stopniach werandy.

– Co to za niespodzianka? – zapytała, gdy włączył silnik.

– Myślałem, że posiedzimy chwilę z Bromptonami – zaczął z uśmiechem – ale kiedy cię zobaczyłem… Przez chwilę milczała, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Więc jaka to niespodzianka? – zapytała powtórnie.

– Proszę się nie bać, pani doktor. Nic się pani złego nie stanie – zapewnił ją.

– To mnie pan doktor uspokoił – odparła, wpadając w jego ton.

Zwolnił niespodziewanie i zjechał z drogi prowadzącej do miasta, kierując się w stronę skałek widocznych w oddali.

– Miałeś mnie zabrać na bal – zaprotestowała.

– Masz rację.

– No więc?

Samochód pokonywał powoli zbocze.

– Nie mam pojęcia, jak to jest u was – powiedział spokojnie – ale tutaj o ósmej jest tylko oficjalne otwarcie. Wtedy właśnie pojawia się orkiestra i otwierają bufet. Zobacz, jeszcze nie jest nawet ciemno. – Spojrzał na nią. – W każdym razie nie ma zwyczaju, żeby o tej porze wkraczała na salę królowa balu.

– Musimy więc teraz jakoś spędzić czas? Udała, że nie dosłyszała jego ostatniej uwagi.

– Można to tak nazwać – przyznał. – A może po prostu trudno mi zapomnieć, że najpewniej za parę godzin wezwą mnie znowu do szpitala.

– Ale co to ma do rzeczy? – spytała ostro, choć była trochę niespokojna.

– Cari…

– Tak?

Położył jej palec na ustach.

– Bądź teraz cicho.

Po dziesięciu minutach byli na górze. Blair zjechał znowu z drogi i zaparkował przy skałach. Wysiadł i obszedł samochód, żeby pomóc Cari wysiąść.

– No i co teraz?

Uśmiechnął się, nie zwracając zupełnie uwagi na jej zgryźliwy ton.

– Teraz będziemy się wspinać.

– Wspinać? – spytała z niedowierzaniem. – Nie dam rady.

Co on sobie myśli? Jak ja mam się wspinać? Z tą moją biedną miednicą, w pantofelkach, przecież to niepodobieństwo!

Pokiwał ze zrozumieniem głową.

– Źle to ująłem. – Chwycił ją mocno, a potem jednym szybkim ruchem uniósł do góry. – Chciałem właściwie powiedzieć, że będę się wspinał. – Śmiał się, patrząc kpiąco na jej zasępioną twarz. – A ty będziesz sobie po prostu odpoczywać.

Powoli zaczął wchodzić pod górę.

– Zwariowałeś chyba!

Próbowała się wyrwać, ale Blair trzymał ją w żelaznym uścisku.

– Pamiętaj, kochanie – mówił – że na pewno by ci to na dobre nie wyszło, gdybyś upadła na te skały. Na twoim miejscu zachowywałbym się spokojnie.

Nic jej innego nie pozostało. I znowu nie mogła oderwać od niego oczu. Jest taki przystojny. To właściwie niesprawiedliwe z mojej strony, pomyślała, z trudem przy tym hamując złość. To niesprawiedliwe…

Szedł wolno, odmierzając każdy krok i patrząc uważnie pod nogi. Jego bliskość sprawiła, że straciła zupełnie głowę. Wystarczyła tylko jego obecność…

Dotarli w końcu na górę. Tam posadził ją delikatnie na szczycie najwyższej skały, a potem usiadł obok.

– Zobacz. Po to właśnie tu przyszliśmy.

Poniżej rozpościerało się pustkowie, które kończyło się gdzieś za horyzontem. W oddali widać było Slatey Creek, niewiele stąd większe niż skała, na której siedzieli. Ziemia miała odcień brunatny. Była wypalona, sucha i jałowa, gdzieniegdzie upstrzona kępami karłowatych krzaków. Daleko na horyzoncie, tam, gdzie niebo stykało się z ziemią, zachodziło w pomarańczowych płomieniach słońce.

Żadne słowa nie były w stanie wyrazić odcieni, w których skąpane było niebo. Kolor pomarańczowy mieszał się z barwami moreli, czerwienią i różem. Blair patrzył przed siebie jak zahipnotyzowany, ona zaś nigdy jeszcze nie widziała podobnego zachodu słońca. Siedzieli tak bez słowa dobre piętnaście minut, nie będąc w stanie odwrócić wzroku od oszałamiającej gry barw. Gdy ognista kula zniknęła za horyzontem, kolory stały się bardziej pastelowe. A w końcu niebo przybrało barwę szarobłękitną, zapowiadając zbliżanie się nocy.

– No i co powiesz o tym wieczorze?

Trudno jej było znaleźć odpowiednie słowa. Bała się zresztą odezwać, aby nieodpowiednim czy niepotrzebnym słowem nie zniszczyć niezwykłego nastroju.

– To coś cudownego – szepnęła.

– Często tu przyjeżdżam – wyznał, patrząc teraz na Cari. – Wtedy gdy tam na dole trudno jest wytrzymać… Gdy umiera człowiek albo gdy jestem już tak zmęczony, że tracę jasność myślenia. Bardzo mi to pomaga.

Dlaczego mam ochotę płakać? – myślała. Boże, gdyby taki człowiek jak on mógł mnie pokochać…

– Cari?

– Tak? – Spojrzała na niego pytająco.

Ich oczy spotkały się, a po chwili Blair zbliżył ku Cari głowę. Był to ich pierwszy pocałunek, w którym wyznali sobie miłość. Nie spieszyli się ani nie mówili o pożądaniu, delikatnie tylko szukali drogi do siebie.

Cari straciła zupełnie poczucie czasu. Ogarnęła ją bezbrzeżna radość. Czuła, że serce śpiewa jej z radości, a razem z nim cały świat. Jest przy niej Blair. Nikt więcej nie był jej potrzebny, o nikim więcej nie marzy…

W ich oczach odbijało się wszystko, co odczuwali i ogarnęło ją zdumienie, gdy w oczach Blaira odkryła swą własną radość. Tulił ją do siebie i gładził delikatnie jej włosy, a ona skryła twarz na jego piersi. Słyszała bicie jego serca. Czuła się trochę tak jak zagubione dziecko, które po długiej tułaczce odnalazło z powrotem dom.

Odnalazła spokój.

Odnalazła bezpieczne schronienie.

Odnalazła miłość.

Robiło się coraz ciemniej, nie mieli jednak ochoty się ruszyć. Noc była ciepła i Cari tuliła się do Blaira coraz mocniej.

– Cari? – szepnął w końcu.

– Tak? – dobiegł go cichy głos. – Powiedz mi, co cię tak dręczy? – Jego głos był pełen miłości. – Powiedz mi wszystko.

Czar prysnął. Uniosła głowę i napotkała pełne troski spojrzenie jego szarych oczu. Potrząsnęła przecząco głową.

– Dlaczego nie? – spytał, całując ją w czoło. – Posłuchaj

– rzekł niepewnym głosem, jakby szukał słów. – Łączy nas coś niezwykłego… Coś tak niezwykłego, że nie można tego zniszczyć przez brak szczerości. – Uniósł jej głowę do góry, przybliżając do niej twarz. – Gdy rozszedłem się z żoną, miała właśnie trzeciego kochanka. Zmieniała ich mniej więcej raz na kwartał. Przysięgłem sobie wtedy, że już nigdy nie pokocham żadnej kobiety. Ale spotkałem ciebie i zaufałem ci. Nie mam przed tobą żadnych tajemnic. Odpłać mi tym samym… Opowiedz mi wszystko.

Zaczęła ją ogarniać panika. Nie mogę przecież ryzykować, myślała. Nie zdobędę się na to, żeby postawić wszystko na jedną kartę. Zbyt kruche i cenne jest to, co nas łączy. Jak mogłabym potem żyć, widząc, że w oczach jego miłość zamienia się w podejrzliwość? Lepiej stąd wyjechać…

– Nie mogę – szepnęła.

– Dlaczego?

– Bo mi i tak nie uwierzysz.

– Zaufaj mi.

Potrząsnęła głową i wzięła go za ręce.

– Masz rację. Wiem, że to, co nas łączy, może okazać się…

– Urwała i dopiero po chwili mówiła dalej: – Będę tu jeszcze dwa dni, a potem wyjadę. I za nic w świecie nie chciałaby dostrzec w twoich oczach choćby cienia niedowierzania.

– Ale dlaczego byś miała coś podobnego dostrzec?

– To nie do uniknięcia. Przez półtora roku podważano moje kompetencje lekarza, co więcej, mówiono, że kłamię. Potrafię żyć, wiedząc, że i ty powątpiewasz w moje umiejętności, ale nie zmuszaj mnie, żebym swoją opowieścią skłonił cię do zarzucenia mi kłamstwa.

– A co ci każe przypuszczać, że ci nie uwierzę?

– Bo nikt mi nie wierzy – odparła i nerwowym ruchem obtarła oczy. – Półtora roku temu miałam jeszcze rodzinę, która była ze mnie dumna. Miałam też narzeczonego. Myślałam, że mnie kocha Opowiedziałam im wszystko, a oni naznaczyli mnie piętnem kłamcy, podobnie jak sędzia i prawnicy, jak wszyscy. – Spojrzała bezradnie na Blaira. – Czuję, że się w tobie zakochałam, lepiej wobec tego będzie, jeśli wyjadę.

– Nie chcesz więc ryzykować? Wybrałaś ucieczkę?

– Tak. Nie przeżyłabym po raz drugi czegoś podobnego.

– A jeśli poproszę cię o rękę, nie wchodząc w szczegóły twojej przeszłości? Zaniemówiła.

– Proszę cię, nie rób sobie żartów – szepnęła po chwili.

– Wcale nie żartuję. Rzucasz na mnie najgorsze podejrzenia, obrażasz mnie, i to tylko dlatego, że twoja rodzina okazała się wobec ciebie nielojalna. Nie dajesz mi żadnej szansy. A ja zakochałem się w tobie. Zupełnie zresztą nie wiem, jak się to stało. Cari, jesteś mi potrzebna. Nic mnie nie obchodzi, co wydarzyło się w przeszłości. Pragnę tej właśnie Cari, którą trzymam teraz za rękę.

– Ale… -zaczęła.

– Ale co? – zapytał z pasją. – Może chodzi ci o to, że byłem żonaty? Czy nie rozumiesz, że powinniśmy zapomnieć o tym, co było kiedyś? Że nie powinniśmy myśleć ani o mojej żonie, ani o twoim narzeczonym? Oni się już dawno przestali liczyć. Ważne jest tylko to, co dzieje się teraz.

– A co będzie, kiedy dowiesz się prawdy?

– Skoro mi nic nie chcesz powiedzieć, muszę podjąć ryzyko. Proszę cię tylko o jedno: zapomnij o przeszłości i wyjdź za mnie za mąż.

– To szaleństwo!

– Naprawdę tak uważasz? – Ściskał jej rękę coraz mocniej. – Szaleństwem jest twój brak zaufania, ale ja ci wierzę. Wierzę ci, bo cię kocham. Czy kochasz mnie na tyle, żeby mi zaufać?

– Nie! – Był to krzyk bólu i rozpaczy. Wyrwała mu dłoń. – Blair, proszę cię!

– Cari…

Zasłoniła twarz rękami.

– Czy nie widzisz, że moja miłość jest ciężarem? Naprawdę nie widzisz? Przecież nie mogę narażać cię na życie ze mną! Ja już moje przegrałam. Wcale mnie nie potrzebujesz. Kiedy tylko stąd wyjadę, będziesz dziękował losowi, że pozwolił ci uniknąć tego ślubu. – Spojrzała w dół. Wiedziała, że l nie potrafi sama pokonać skalistego zbocza. – Proszę – szepnęła – zabierz mnie do domu. Mam dosyć.