Myśl ta wywołała w niej paniczny strach. Odsunęła się gwałtownie, a jej oczy rozszerzyły się przerażeniem.
– Co się stało? – zapytał, wypuszczając ją z objęć. Usiadła i odsunęła się dalej, drżąc na całym ciele.
– Co się stało? – powtórzył, nie rozumiejąc.
– Nie chcę… Nie mogę… Ja…
Czuła, że tonie, że nie ma dla niej ratunku. Może umiałaby sobie poradzić jakoś z myślą, że kocha tego człowieka ponad wszystko na świecie, ale… jeżeli on odwzajemnia tę miłość?
Miłość idzie przecież w parze z cierpieniem. I znowu wszystko może rozlecieć się jak domek z kart. Co wtedy? Czy potrafię po raz drugi przejść przez to wszystko? Pamięć o wydarzeniach sprzed paru miesięcy była nadal zbyt żywa. Nie chcę znowu przeżywać upokorzenia! Nie potrafię jeszcze raz dać z siebie wszystkiego, a potem cierpieć tak bardzo. A on myśli sobie pewnie, że jestem twardą kobietą, taką, jak ta jego Liz, że z uśmiechem potrafię brać to, co mi się ofiarowuje, nic w zamian nie oczekując.
– Nie chcę, nie chcę… – powtarzała w zapamiętaniu.
– Ależ wręcz przeciwnie, chcesz!
W jego głosie niespodziewanie zabrzmiał śmiech.
– Nie chcę! – krzyknęła przez łzy.
– Dlaczego? – zapytał, poważniejąc nagle. – Dlaczego?
W jego głosie słyszała teraz tkliwość, chęć zrozumienia. Czy on przypadkiem nie widzi, jak bardzo go pragnę? – pomyślała z rozpaczą.
– Dlaczego nie chcesz? – powtórzył i dotknął palcem jej ramienia. – Wydaje mi się, że jest dokładnie na odwrót – zauważył z uśmiechem. Wziął jej rękę i położył sobie na piersi, a potem zsunął w dół. – Myślę, że chcesz. Ja też, mimo różnych poważnych zastrzeżeń – zakończył z odrobiną kpiny w głosie.
– Czy… to samo mówisz Liz, kiedy jesteście razem w podróży? – zapytała niespodziewanie.
Uśmiech zniknął momentalnie z jego twarzy.
– A wydawało mi się, że jest pani inteligentną kobietą – zażartował. – Okazuje się, że pozory mylą.
– Nigdy się z nią nie kochałeś? – spytała głosem nabrzmiałym łzami. Po chwili głos jej urósł do krzyku. – A ja? Potrzebujesz po prostu kogoś, kto by ci zapełnił pustkę, kto zbudowałeś wokół siebie, gdy postanowiłeś nigdy więcej niej mieć żony!
Oczy pociemniały mu ze złości. Usiadł i patrzył na takim wzrokiem, że sądziła, iż ją uderzy. Musiał jednak wyczuć jej strach, zrozumieć, że rani go, broniąc się przed nim i gniew powoli minął.
– Od dnia rozwodu nie miałem żadnej kobiety – powiedział spokojnie. – Czy to właśnie chciałaś usłyszeć, czy wolałabyś myśleć o mnie jak najgorzej? Ułatwiłoby ci to znacznie sytuację, nie mam wątpliwości.
Spojrzała na niego i napotkała jego wzrok. Powoli zaczęła tracić pewność siebie. Cała jej strategia, wszystkie postanowienia nie zdały się na nic. Bo był przy niej człowiek, którego kochała. Mężczyzna, którego pragnęła całym sercem. Dotknęła jego policzka, a on nie spuszczał nadal z niej wzroku. Po raz pierwszy od roku poczuła się bezpieczna i potrzebna. Samotność i strach usunęły się w cień. Wiedziała, że mogą tam pozostać przynajmniej tej nocy.
– Blair? – szepnęła.
Milczał, przyglądając jej się uważnie.
– Blair? – powtórzyła, a po chwili dodała: – Przepraszam…
Gładził bez słowa jej włosy.
– Blair… -powtórzyła, drżąc.
Uśmiechnął się, a jego szare oczy mówiły więcej, niż słowa byłyby w stanie wypowiedzieć.
– Blair, miałeś rację…
Niepotrzebne były już żadne słowa. Podniósł ją delikatnie i położył na swoim posłaniu, a potem ich ciała połączyły się w jedno. Nad nimi świeciły gwiazdy, wokół zaś, jak okiem sięgnąć, ciągnęła się bezkresna pustynia.
Cari obudziła się o świcie, gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie słońca. Było jej dobrze i ciepło. Blair musiał wstawać w nocy, okryta była bowiem drugim śpiworem. Obejmował ją przez sen tak, jak bierze się w posiadanie rzecz cenną i drogą na swą wyłączną własność.
Wróciła w myślach do wydarzeń z poprzedniego wieczoru i zalała ją fala szczęścia. Nigdy jeszcze nie zaznała czegoś podobnego. Kochali się z Harveyem, ale za każdym razem j czegoś jej było brak. To coś odnalazła dopiero tej nocy. Prze- j ciągnęła się, a Blair otworzył w tej chwili oczy i objął ją mocniej.
– Idziesz gdzieś? – szepnął niespokojnie i pocałował jaj delikatnie za uchem.
– Już wpół do szóstej… Chyba powinniśmy wstawać.
– Mamy jeszcze czas – szepnął zmienionym głosem.
– Na co? – zapytała, śmiejąc się.
Oparł się na łokciach, aby lepiej widzieć jej twarz.
– Zaraz zobaczysz. – Pochylił głowę i delikatnie mu wargami jej szyję, a potem piersi. – Mamy jeszcze przynajmniej godzinę – szepnął po chwili. – Musimy ten czas jako wypełnić…
– Możemy na przykład zjeść śniadanie – zażartowała czując się lekka i radosna, jak jeszcze nigdy w życiu.
– Dobry pomysł – mruknął, całując ją i pieszcząc. – A potem?
– Możemy pójść z psem na spacer.
– Rusty poszedł już sam – oznajmił, rozejrzawszy się wokół. – Co więc nam jeszcze pozostaje?
Zabrakło jej słów. Cała była jednym wielkim pożądanie o jakim nie miała dotąd wyobrażenia. Wyciągnęła do niego ręce i przytuliła się do niego całym ciałem.
– Blair… – szepnęła, jakby pragnęła się upewnić, że to i sen, że Blair jest przy niej naprawdę.
Gorączkowo szukał jej oczu i leżeli potem długo zapatrzeni w siebie, nie mogąc oderwać od siebie wzroku, wyznają sobie miłość. A gdy połączyli się znowu, zdawało jej się, zobaczyła nad sobą milion gwiazd.
Tulili się długo w milczeniu, gdyż żadne słowa nie były w stanie oddać tego, co czuli. Leżeli nieruchomo, bali się poruszyć, gdyż zdawało im się, że tylko w ten mogą zatrzymać choć na chwilę szczęście i radość, które stały się ich udziałem. Bo przecież, pomyślała Cari, to wszystko nie może długo trwać. Musi się skończyć, tak jak kiedyś…
– Musimy już jechać – odezwał się niespodziewanie.
– Nie chcę nigdzie jechać – szepnęła. Podniósł ją i stanął nad nią, a potem wziął ją za ręce i przyciągnął do siebie.
– Nie można uciekać przed tym, co nas czeka – szepnął i pocałował delikatnie jej usta.
Drogę do Slatey Creek odbyli prawie w milczeniu.
Rusty leżał zwinięty na kolanach Cari, a ona wyglądała przez okno, przyglądając się piaszczystej pustyni. Wszystko dookoła wydawało się nierzeczywiste i nierealne. Czasem myślała, że to tylko sen i że za chwilę obudzi się w zupełnie innym świecie.
– Opowiesz mi teraz wszystko? – poprosił cicho. Cudowny sen właśnie się skończył. Zadrżała na całym ciele, rozumiejąc, że osaczyła ją ponownie rzeczywistość.
– Dlaczego ciągle uciekam? – spytała.
– Dlaczego ciągle uciekasz – potwierdził. Milczała. Popatrzył na nią, a potem zdjął rękę z kierownicy i delikatnie pogładził ją po policzku.
– Kiedy mi opowiesz, nie będzie przecież gorzej. Może być tylko lepiej.
Nieprawda, pomyślała. Może być gorzej.
Przeszył ją ból na samą myśl o tym, że mogłaby opowiadać wydarzenia ostatnich kilku miesięcy. Pamiętała dobrze salę sądową, swoje zeznania i niedowierzanie sędziów oraz ławy przysięgłych. A teraz miałaby powtórzyć to wszystko jeszcze raz i patrzeć, jak Blair odwraca się od niej, tak jak odwrócił się Harvey.
Niech sobie myśli, co chce. Nie będę mówiła mu prawdy, bo wyśmieje mnie i odrzuci, a tego bym już chyba nie przeżyła. Musi mu więc wystarczyć opowieść, którą wszyscy przyjęli za prawdziwą.
– Nie mam już nic do dodania – oznajmiła bezbarwnym głosem. – Wszystko już zostało powiedziane. Przez moje zaniedbanie zmarło dziecko. Odbył się proces, zapadł wyrok i przyjechałam tutaj. To cała historia.
– Opowiedz mi o tym – nalegał. Potrząsnęła głową.
– Proszę cię – powiedział ostrzejszym tonem.
– A więc dobrze, jeśli ci tak bardzo zależy – rzekła ze ściśniętym gardłem. – Nie zauważyłam, że była nieszczelność w przewodach doprowadzających powietrze do pacjenta. Była to mała dziewczynka. Kiedy mój szef przejął nad nią opiekę i zauważył to, czego ja nie dostrzegłam, było już za późno. Dziewczynka zmarła kilka dni później.
Zapadło milczenie. Siłą woli starała się nie myśleć o niczym innym tylko o puszystym futerku psiaka, który spał smacznie na jej kolanach. Blair patrzył przed siebie.
– To niemożliwe – odezwał się w końcu.
– Wszyscy poza tobą uwierzyli w tę historię – oznajmiła wzburzonym głosem. – Sędzia i ława przysięgłych, a także administracja szpitala.
Zmarszczył brwi.
– Mówisz, że nie zauważyłaś… Gdyby tak było, dziecko byłoby sine. Na długo przedtem, zanim przyszedł twój szef. A jeśli dopuściłaś się już tak oczywistego błędu w sztuce dlaczego nie zabrali ci legitymacji lekarskiej?
Przymknęła oczy.
– Proszę cię… Opowiedziałam ci już naprawdę wszystko
– Cari…
– Proszę cię – powtórzyła. – Przestańmy o tym mówić – I w tej chwili ogarnął ją straszny żal. – Zostaw mnie – krzyknęła.
– Naprawdę tego chcesz?
– Tak! Tak! Nie chcę, żebyś mnie sądził. Nie chcę…
– Mnie nie chcesz?
Popatrzyła na niego ukradkiem. Co on mówi? Wyczuła, że i on czuje się zraniony.
A niech mu tam, pomyślała. Nic mnie to nie obchodzi. Nie mogę przyjąć przecież nic z tego, co ma mi do zaofiarowania. Ani jego miłości, ani pracy lekarza. Nie po to przecież uciekam, żeby narazić się znowu na te same nieszczęścia.
– Nie chcę – powtórzyła.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Przez następne dni poruszała się jak w jakimś surrealistycznym świecie, nie bardzo wiedząc, co się z nią dzieje. Starała się unikać Blaira, zupełnie jakby mogło jej to w czymkolwiek pomóc.
Co ja najlepszego zrobiłam! Musiałam chyba postradać zmysły, powtarzała sobie bez przerwy. Jak mogłam pójść tak bez zastanowienia za głosem serca! Jak mogłam mu ulec! Już i przedtem byłam bardzo nieszczęśliwa, a teraz… Jedyną jej pociechą był Rusty. Zabrała go z sobą na farmę
Bromptonów z niejakim strachem.
"Dlaczego Uciekasz Cari?" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dlaczego Uciekasz Cari?". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dlaczego Uciekasz Cari?" друзьям в соцсетях.