– Dlaczego mieszkała sama? – Cari trzęsła się ze zdenerwowania. – Jak można tak zostawić starszą kobietę chorą na serce?
– Bo sama tego chciała – tłumaczył Blair. – Jej mąż zmarł jakieś pięć lat temu. Córka, która mieszka w Perth, namawiała ją stale na przyjazd do siebie, ale Emily bardziej się bała życia w mieście niż pozostania tutaj w zupełnej samotności… -Nachylił się, aby pogłaskać pieska, który łasił się do niego. -A zresztą był z nią przecież Rusty.
– Co teraz będzie? – wyszeptała Cari.
Śmierć kobiety zrobiła na niej najwyraźniej duże wrażenie.
– Gdy wrócimy, zawiadomię jej córkę- odparł, sprawdzając, czy wszystkie okna w pokoju są dobrze zamknięte. – Zorganizuję też jutro transport zwłok do Slatey Creek. Nic więcej nie możemy zrobić.
– A pies? – spytała niespokojnie.
– Oj, pani doktor, jakoś nie udaje się pani zachowanie dystansu wobec pacjentów – powiedział z ciepłym uśmiechem.
Zaczerwieniła się i zamilkła. Blair tulił do siebie psiaka, przyglądając mu się z wyraźną sympatią. Kudłate uszy kundelka zasłaniały mu niemal zupełnie oczy, utkwione niespokojnie w Blaira. Pies rozumiał najwyraźniej, że los jego spoczywa w ręku tego człowieka.
– Jeszcze dziś wieczorem?
Cari popatrzyła na niego z podobnym niepokojem co Rusty i Blair nie był w stanie powstrzymać się od uśmiechu. Podszedł do niej i wręczył jej psiaka.
– Widzę, że odbędzie dzisiaj z nami podróż do Slatey Creek – rzekł z westchnieniem. Przyjrzał się uważnie Cari oraz psu i uśmiechnął się do nich serdecznie. – Swój zawsze znajdzie swego – dodał i spojrzał na zegarek. – Robi się póz- i no, a czeka nas blisko dwie godziny jazdy. Musimy przebyć l dzisiaj chociaż część drogi.
– Nie dojedziemy dzisiaj na miejsce?
– Gdyby to było absolutnie konieczne, spróbowałbym, ale podejmowalibyśmy ryzyko, które podjęła wtedy pani, a wiadomo, jak to się skończyło. Będziemy jechać dalej tylko wtedy, gdy otrzymam przez radio pilne wezwanie.
– Ale nie będziemy chyba tutaj nocowali? Rozejrzała się z przerażeniem dookoła.
– Oczywiście, że nie. Zanim zapadnie zmierzch, przejedziemy jeszcze kawałek. W samochodzie mam wszystko, co potrzebne jest do rozbicia obozowiska. O świcie pozostanie nam w ten sposób tylko godzina jazdy.
Odetchnęła z ulgą. Z dwojga złego wolała już spędzić tę noc przy samochodzie na poboczu drogi, choć i ta perspektywa niezbyt jej się podobała.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Gdy wyjechali z farmy, Blair przez radio poinformował Rexa o wszystkim. Mniej więcej po godzinie, gdy zaczęły zapadać ciemności, zjechali z drogi i zatrzymali się obok skalistego wzniesienia.
– Osłoni nas trochę od wiatru – wyjaśnił, cofając samochód w stronę skałki, a potem przy świetle gazowej latami umocował markizę. – Mamy już dom – oznajmił.
– W życiu nie mieszkałam jeszcze w podobnym domu – wyznała, przyglądając się podejrzliwie jego dziełu. – Co będzie, jak zacznie padać?
– Prześpimy się w samochodzie albo zmokniemy. Myślę jednak, że nie zanosi się na deszcz – dodał, patrząc na rozgwieżdżone niebo.
Potem zabrał się do szykowania noclegu, ona zaś stała nie wiedząc, co robić, bo czuła się niepotrzebna. U jej nóg kręcił się Rusty, który obwąchiwał nieznajome miejsce, choć robił to właściwie bez przekonania. W końcu usiadła i wzięła psiaka na kolana. Rusty westchnął i przymknął oczy. Zaczęte go gładzić i pomyślała, że podobni są do siebie. Ona i ten pies. Podobnie zagubieni i samotni.
Żadne z nich nie ma domu i nie wie, co go czeka następnego dnia. Ona mogła jednak przynajmniej decydować o swej przyszłości, a ten nieszczęsny kundel zdany jest na łaskę i niełaskę ludzkich istot, które zabrały go od jego pani.
– Kolacja gotowa.
Blair klęczał koło prymusa i nakładał coś z rondelka na dwa talerze.
– Szybko się pan uwinął – rzekła zdziwiona i wstała. Wzięła łyżkę do ust i wybuchnęła śmiechem. – Fasolka po bretońsku z puszki!
– A czego się pani spodziewała? – spytał wyraźnie urażony. – Może homarów, a potem steku w sosie bearnaise?
– Nie miałabym nic przeciwko temu.
– Nie narzekaj, kobieto, tylko jedz – mruknął.
W gruncie rzeczy smakował jej ten prosty posiłek. Chciała; się podzielić z Rustym, ale pies nadto był wytrącony z równowagi, by mieć ochotę na jedzenie. Blair zagotował potem 1 wodę w menażce i nalał herbaty do dużych emaliowanych J kubków.
Przez cały czas siedziała cicho. Byli sami z dala od ludzi, a wokół roztaczała się bezkresna pustka. Po chwili Blair także zamilkł. Czyżby i on rozumiał, że w każdym słowie, jakie pada między nimi, kryje się coś nieokreślonego? Niewytłumaczalnego?
Z zakamarków w samochodzie wyciągnął śpiwory i łóż! polowe.
– Czego pan tu nie ma! – roześmiała się.
– Trzeba być przygotowanym na wszystko. W tej okolic jest bardzo mało moteli.
Ustawili łóżka pod markizą. Rusty ułożył się od razu w nogach śpiwora Cari. Pozwoliła mu tak leżeć i pomyślała sobie że ona także go potrzebuje. Gdy Blair zaczął się rozbiera odeszła na bok, ściągnęła szybko sukienkę i wśliznęła się i śpiwora. Ich łóżka stały tak blisko siebie, że nie mogła zapomnieć o jego obecności. Rusty przeciągnął się, ziewnął, ułożył się wygodnie, a potem znów zapadła przejmująca cisza.
– Cari? – dobiegł ją szept.
– Tak?
– Powiedz mi, proszę, co się wtedy stało.
Zesztywniała.
– Nie rozumiem?
– Rozumiesz – odparł cicho. – Co się stało przed twoim wyjazdem ze Stanów? Dlaczego uciekasz?
– Wcale nie uciekam.
Zapadła długa cisza. Poruszyła się niespokojnie i w tej chwili Rusty zapiszczał na znak protestu.
– Dlaczego ciągle o to pytasz? – zapytała w końcu.
Jej głos nabrzmiały był bólem i goryczą. Przecież to ciebie nie dotyczy. Jakim prawem mnie o to pytasz? Podniósł głowę i oparł ją na łokciu. Wpatrywał się teraz w jej twarz jaśniejącą w świetle księżyca.
– Muszę wiedzieć – powiedział.
– Ale dlaczego? – spytała, odwracając od niego twarz.
– Bo… – Urwał i położył się na plecach, jakby nie był w stanie dłużej mówić, obezwładniony tym, co działo się między nimi.
– Nie masz prawa mnie wypytywać – rzekła z gniewem. – Przecież ty też uciekasz. A w każdym razie uciekłeś. Czy już o tym zapomniałeś? Przecież gdyby twoje małżeństwo się ułożyło, nie byłbyś tutaj.
– Naprawdę myślisz, że dlatego tu jestem?
– Jesteś tu, bo się boisz z kimś związać, bo nie chcesz się znowu angażować, bo boisz się, że znów cię ktoś zrani.
Przerwała nagle, przerażona swoimi słowami, zrozumiała bowiem, że chciała, by cierpiał tak samo jak ona. Jakim prawem rzucam te oskarżenia? – pomyślała. Kto mnie do tego upoważnił? Jak mogłam wykrzyczeć to wszystko tylko po to, aby go zranić?
Blair usiadł i chwycił ją za ramiona, odwracając twarzą do siebie. Śpiwór osunął się w dół. Próbowała się zakryć, on jednak nie dopuścił do tego, potrząsając nią gwałtownie.
– O czym ty w ogóle mówisz? Wyjechałaś z kraju, żeby uciec od ludzi i sytuacji, którym nie potrafisz sprostać i których się boisz. I ty właśnie mnie obwiniasz o tchórzostwo? Mówisz, że boję się zaangażować?
Chciała się wyrwać, ale nie puszczał jej.
– Nie mam pojęcia, co takiego zrobiłaś, dlaczego tak bardzo się wstydzisz i od czego uciekasz. Dokąd tak pędzisz? Nie znajdziesz mniejszej dziury niż Slatey Creek. Nie uda ci się dalej zawędrować. A ty ciągle gnasz przed siebie.
– Wcale nie! – zawołała, przecząc sama sobie. Trzymał ją nadal za ramiona. A jej zdawało się, że przenika ją ogień.
– Uciekasz! – powtórzył. – Ale od czego? Od medycyny? Czy może ode mnie?
Po tych słowach zapadła znowu cisza.
– To ty uciekasz! To ty się boisz angażować – szeptała. -To ty się boisz…
– A ty nie?
– Nie – wyjąkała. Po chwili zebrała się w sobie i podniosła nieco głos. – A dlaczego miałabym się bać mężczyzny, który nie dopuszcza do siebie kobiet, który tak bardzo boi się j stracić niezależność, że kobietami pogardza? Dlaczego więc miałabym się ciebie bać?
– Przestań! – Słowa te zabrzmiały jak rozkaz.
– A dlaczego bym miała przestać? – Czuła, że traci kontrolę nad sobą i wiedziała, że po przeżyciach ostatnich miesięcy pragnie jedynie zranić go tak, by w jego oczach dostrzec j podobny ból, który ją przenikał. Spojrzała na niego wyzywająco.-Dlaczego…
– Przestań!
– Chcę…
Nie skończyła, gdyż przytulił ją mocno i gwałtownie pocałował. Próżno by w tym pocałunku szukać ciepła lub czułości. Szarpnęła się, ale był przecież od niej silniejszy. Wyrywała się jak dzika kotka, okładała go pięściami, robiąc wszystko, byle się tylko wyswobodzić. Jednocześnie czuła, jak ogarnia ją ogień, który przenikać zaczyna także mężczyznę trzymającego ją w ramionach. Puścił ją niespodziewanie. Upadła na posłanie, delikatnie dotykając opuchniętych ust.
– Zostaw mnie – zawołała ze łzami w oczach.
– Cari… – rozległ się cichy, nieśmiały szept. – Cari?
Wpatrywał się w jej twarz skąpaną w bladym świetle księżyca, szukając odpowiedzi na pytanie, którego przecież nie zadał. Zobaczył tylko, że jej oczy wyrażają to samo zagubienie, które i jego przepełniało, że mówią o pożądaniu, które i nim zawładnęło.
Złość, którą odczuwał jeszcze przed chwilą, zniknęła gdzieś bez śladu. Widział teraz tylko rozgwieżdżone niebo i wargi dziewczyny, której pragnął. Gdy dotknął jej ust, zrozumiała, że straciła panowanie nad sobą. W jednej chwili przestała myśleć o samotności, nie czuła już żadnego gniewu czy złości, zapomniała, że jeszcze przed chwilą nie ufała temu człowiekowi. Poczuła po raz pierwszy w życiu, czym jest pożądanie.
Ujęła twarz Blaira w ręce. Dotykała palcami jego nie ogolonych policzków, pieściła je, cieszyła się jego bliskością. A potem zaczęła gładzić jego barki i piersi. A on pieścił ją i całował tak, jakby ją kochał. On też zdawał się nie pamiętać gniewu i bólu, który mu niedawno zadała. Tak, jakby mnie kochał…
"Dlaczego Uciekasz Cari?" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dlaczego Uciekasz Cari?". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dlaczego Uciekasz Cari?" друзьям в соцсетях.