Rozebrała się; kiedy była już w nocnej koszuli, weszła matka.

– Houston – powiedziała Opal, kładąc rękę na ramieniu córki.

– Idź do niej – odparła. – Blair cię potrzebuje. Jeśli tutaj zostanie i wyjdzie za Leandera, bardzo wiele poświęci.

– Ale ty też. Wiele straciłaś tej nocy.

– Ja straciłam już dawno. Naprawdę, idź do niej. Ze mną wszystko w porządku.

Opal podniosła zniszczony dyplom.

– Chcę cię zobaczyć w łóżku.

Houston posłusznie położyła się do łóżka.

– Zawsze posłuszna, prawda, mamo? Jestem zawsze posłuszna. Jeśli nie rodziców, to słucham Leandera. Zawsze byłam taką grzeczną dziewczynką i co mi z tego przyszło? Jestem najprawdziwszą damą, a moja siostra swoimi majtkami i pocałunkami zdobyła więcej niż ja, chociaż pracowałam na to od pierwszej klasy.

– Houston – prosiła matka.

– Zostaw mnie! – krzyknęła Houston. – Zostaw mnie w spokoju!

Opal wyszła od niej zszokowana.


Niedzielny poranek wstał słoneczny i piękny. Słońce błyszczało nad Ayers Peak, górującym nad zachodnimi wzgórzami Chandler. W mieście znajdowało się wiele kościołów niemalże wszystkich wyznań i większość była pełna.

Słońce nie zdołało jednak stopić chłodu w sercach bliźniaczek Chandler, które szły po obu stronach ojczyma. Ich matkę zaatakowała nagle jakaś tajemnicza przypadłość, z powodu której nie mogła być świadkiem publicznej hańby swych córek.

Leander czekał na nich w ławkach i patrzył w stronę Houston, a kiedy się zbliżyli, wyciągnął do niej rękę.

– Houston – szepnął.

Teraz potrafi nas odróżnić, pomyślała, ale cofnęła rękę, żeby uniknąć jego dotyku.

Duncan niemalże popchnął Blair w kierunku Lee i nareszcie usiedli: Blair obok Leandera, później Duncan i na końcu Houston.

Msza minęła jej błyskawicznie, gdyż Houston wiedziała, że na końcu będą zapowiedzi. Nadeszło to zbyt prędko.

Niestety, nie było dziś wielebnego Thomasa i w jego zastępstwie celebrował mszę wielebny Smithson, który nie był zbyt taktowny.

– A teraz mam zapowiedź – powiedział wesoło. – Wydaje się, że nasz drogi Leander zmienił zamiary co do bliźniaczek i jest teraz zaręczony z Blair. Ja pewnie też miałbym trudności, którą z nich wybrać. Gratulacje, Lee.

Przez moment wszyscy w kościele byli jak porażeni gromem. Później mężczyźni zaczęli chichotać, a kobiety wzdychały zdumione. Wszyscy wstali i ruszyli do wyjścia.

– Houston, musisz mnie wysłuchać – powiedział Lee, łapiąc ją za ramię. – Muszę ci coś wyjaśnić.

– Już wyjaśniłeś – syknęła. – Kiedy mi powiedziałeś, jaka cudowna była Blair i wyraziłeś nadzieję, że księżniczka lodowata już nie powróci. Wtedy wyjaśniłeś. Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do przechodnia.

– Cześć, Houston, czy jesteś może Blair? – spytał ktoś.

– Gratulacje, Lee. – Ktoś poklepał go po ramieniu i odszedł, śmiejąc się.

– Houston, chodźmy gdzieś.

– Możesz sobie iść do swojej narzeczonej. – Spojrzała na niego ze złością.

– Houston – błagał Lee. – Proszę.

– Jeżeli nie zabierzesz ręki, zacznę krzyczeć. Już tyle wstydu się przez ciebie najadłam, że jest mi wszystko jedno.

– Leander! – powiedział Duncan. – Blair na ciebie czeka.

Lee niechętnie odwrócił się od Houston, złapał Blair za ramię, wepchnął ją do powoziku i bardzo prędko odjechali.

Gdy tylko została sama, otoczyły ją różne znajome, odgradzając od opiekuńczego Duncana. Były zdumione, zatroskane, niektóre współczujące. Jednak przeważnie wszystkie się dziwiły.

– Houston, co się stało? Myślałam, że ty i Leander byliście tacy szczęśliwi.

– Jak Leander może woleć Blair? Przecież bezustannie się kłócą.

– Kiedy zapadła ta decyzja?

– Czy jest ktoś inny?

– Macie rację, do cholery. Jest – rozległ się za nimi gromki głos. Odwróciły się i ujrzały Kane’a Taggerta.

Nikt w mieście nie słyszał jeszcze, żeby tyle naraz powiedział, a on nigdy chyba nie interesował się tym, co kto robi. Kobiety gapiły się na tego potężnego mężczyznę w skromnym ubraniu, z rozwichrzoną brodą, gdy przedzierał się przez tłum. Najbardziej zdumiona była Houston.

– Przepraszam, że nie zdążyłem na mszę, bo bym siadł koło ciebie – powiedział, gdy doszedł do niej. – Nie bądź taka zdziwiona, słoneczko. Wiem, obiecałem utrzymać naszą tajemnicę trochę dłużej, ale jak już stary Lee zdradził swoją…

– Tajemnicę? – spytała jedna z pań.

Kane objął Houston ramieniem. Stanowili szokującą parę: on kudłaty, nieporządny, ona idealnie elegancka.

– Zerwała zaręczyny z Leanderem, bo wzięła i zakochała się we mnie. Mówię paniom, nie mogła nic na to poradzić.

– A kiedy to się zdarzyło? – jedna z pań odzyskała nagle rezon.

Houston znowu zaczęła oddychać.

– Zaczęło się, kiedy pan Taggert i ja zjedliśmy razem kolację w jego domu – szepnęła, pewna, że później będzie żałowała każdego słowa, ale teraz miło było nie przyznawać, że została zdradzona.

– A co z Leanderem?

– Pocieszyła go kochająca siostra Houston, Blair – oznajmił słodko Kane. – A teraz musimy lecieć. Mam nadzieję, że przyjdziecie panie wszystkie na ślub, podwójny, za dwa tygodnie. – Objął ją lekko w talii i skierował w stronę swojego starego wozu.

Gdy ruszyli, Houston siedziała sztywno na brzegu siedzenia. Kane zatrzymał się dopiero na skraju swej posiadłości. Przed nimi rozpościerał się olbrzymi ogród, a w tle widać było dom. Wyciągnął ręce, żeby pomóc jej zejść.

– Musimy porozmawiać.

Houston była zbyt otępiała, żeby protestować.

– Przyszedłbym do kościoła usiąść koło ciebie, tylko miałem robotę. Ale chyba byłem w samą porę. Jeszcze minuta i te jędze żywcem by cię zjadły.

– Proszę? – Houston nie bardzo słuchała.

Aż do dzisiejszego ranka miała nadzieję, że to był zły sen, z którego się obudzi i okaże się, że wciąż jest zaręczona z Leanderem.

– Słuchasz mnie w ogóle? Co ci jest?

– Nic mi nie jest, nie licząc publicznego upokorzenia. Przepraszam bardzo. Nie chciałam pana obarczać moimi problemami.

– Chyba nic żeś nie słyszała, co mówiłem? Nie słyszałaś, jak mówiłem, że się z tobą żenię? Zaprosiłem wszystkich na podwójne wesele.

– I bardzo panu za to dziękuję. – Houston zdobyła się na uśmiech. – To bardzo uprzejme, że pospieszył mi pan na ratunek. Byłby z pana wspaniały rycerz. A teraz chyba powinnam wracać.

– Jesteś najgłupszą babą, jaką widziałem! Jak za mnie nie wyjdziesz, to co będziesz robiła? Myślisz, że ktoś z tak zwanego towarzystwa cię weźmie? Boją się całego klanu Westfieldów. Myślisz, że Marc Fenton cię zechce?

– Marc Fenton? – spytała zdumiona. – Dlaczego Marc miałby, jak pan to ujął, mnie zechcieć?

– Tak się tylko zastanawiałem. – Podszedł bliżej. – A czemu nie chcesz za mnie wyjść? Jestem bogaty, mam dużą chałupę, ciebie właśnie wyrolowali i nie masz nic innego.

Popatrzyła na niego w górę i choć trochę się czuła nieswojo z powodu jego rozmiarów, właściwie się go nie bała. Nagle przestała myśleć o Blair i Leanderze.

– Bo cię nie kocham – powiedziała stanowczo. – I nic o tobie nie wiem. Równie dobrze mogłeś być dziesięć razy żonaty i pozamykać wszystkie żony w piwnicy. Wygląda, że byłbyś do tego zdolny – dodała, patrząc z odrazą na jego owłosioną twarz i grubą koszulę rozdartą na ramieniu.

Przez długą chwilę Kane stał z rozdziawioną gębą i patrzył na nią zdumiony.

– Więc tak o mnie myślisz? – Podszedł jeszcze bliżej. – Posłuchaj, paniusiu. Nie miałem nawet czasu, żeby się ożenić. Od chwili, kiedy miałem osiemnaście lat i Fenton wywalił mnie na zbitą mordę, robiłem pieniądze. Były trzy lata, kiedy prawie nie spałem. A ty mi tu opowiadasz, że mogłem mieć czas na dziesięć żon!

– Może się pomyliłam – powiedziała, uśmiechając się ostrożnie.

Kane nie poruszył się.

– Wiesz, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem?

Objął ją jedną ręką przez plecy, przyciągnął do siebie, drugą rękę wsunął w jej starannie upiętą koafiurę i pocałował ją.

Całowała się z Leanderem setki razy. Był taki znany, bliski, lecz pocałunek Kane’a to było coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Nie był to subtelny pocałunek dżentelmena i damy; raczej taki, jaki jej zdaniem pasował bardziej do chłopca stajennego.

Puścił ją tak nagle, że omal się nie przewróciła; przez moment patrzyli na siebie.

– Pani, jeżeli tak mnie całujesz, chociaż niby kochasz tego Westfielda, to mogę żyć i bez twojej miłości.

Houston nic nie powiedziała. Ujął ją pod łokieć.

– Teraz cię odwiozę i możesz zacząć planować nasze wesele. Kup sobie, co tam potrzebujesz. Przekażę jakieś pieniądze w banku na ciebie. Chcę mnóstwo kwiatów na wesele, więc załatw, żeby tu przysłali. Może być z Kalifornii, jeżeli chcesz, albo zobacz, co mam tu w oranżerii. I ślub będzie w moim domu. Na strychu są krzesła. Niech wszystkie baby z miasta przyjdą.

– Zaraz! Proszę! – powiedziała, upinając włosy, gdy ją poganiał. – Jeszcze się nie zgodziłam. Proszę, niech mi pan da trochę czasu. Jeszcze nie doszłam do siebie po utracie narzeczonego. – Położyła mu rękę na ramieniu, poczuła grę mięśni pod grubą koszulą.

Uniósł jej rękę i przez moment pomyślała, że chce ją pocałować.

– Kupię ci pierścionek. Co lubisz? Brylanty? Szmaragdy? Jak się nazywają te niebieskie?

– Szafiry – odpowiedziała automatycznie. – Proszę mi nie kupować pierścionka. Małżeństwo jest na całe życie. Nie mogę się zbyt spieszyć.

– Nie spiesz się. Masz całe dwa tygodnie, żeby się oswoić z myślą, że będziesz moją żoną.

– Czy pan nigdy nie słucha, co mówią inni? – spytała załamana.

Uśmiechnął się.

– Nie, nigdy. Dlatego się wzbogaciłem. Jak widziałem coś, co chciałem, to zdobywałem.

– A ja jestem następna na liście? – spytała cicho.

– Na samej górze. Dokładnie tak wysoko, jak dom z mieszkaniem w Nowym Jorku, jaki ma Vanderbilt, a ja go chcę. Teraz zawiozę cię do domu, żebyś mogła o mnie powiedzieć rodzinie i wstawić mnie na miejsce Westfielda. Będzie żałował. Też będzie miał jedną z Chandlerek, ale ja będę miał damę.