Rankiem następnego dnia siedem pokojówek sprzątało, czterech lokajów znosiło meble ze strychu, a trzy dziewczyny pomagały pani Murchison w kuchni. Poza domem miała stangreta, dwóch chłopców stajennych i czterech młodych, silnych chłopaków do pomocy w ogrodzie. Przedstawiając ich państwu Nakazona, którzy nie znali angielskiego, poleciła, by kierowali pracą chłopców. Nagle zobaczyła w oknie na piętrze twarz lana.
Rano Susan poinformowała ją, że po wyjściu weselnych gości Rafę Taggert urządził tu straszną bójkę, Ian przechwalał się, że nienawidzi swojego kuzyna Kane’a i nie chce mieszkać w jego domu. Rafę powiedział, że nie ma się co chwalić, bo nikt go tu nie zapraszał, Ian na to, że owszem, Houston go zapraszała, ale woli umrzeć niż z tego skorzystać. W tym momencie rozpoczęła się bójka i Rafę, jako potężniejszy, wygrał ją. Powiedział, że Ian ma tu zostać i korzystać ze wszystkiego, co dają pieniądze, i że dopilnuje tego, nawet jeśli miałby go bić codziennie do końca życia. I znajdzie go, gdyby chciał uciec. Więc przez ostatnie dni Ian siedział jak więzień w pokoju, w którym Houston go zostawiła. Tylko pani Murchison go widuje, donosząc jedzenie i książki.
– Książki? – zainteresowała się Houston.
– Chyba je bardzo lubi – powiedziała Susan. – Pani Murchison mówi, że to niezdrowo dla niego, tak cały dzień siedzieć i czytać. Powinien wyjść i pograć z chłopakami w baseball.
Teraz, gdy załatwiła większość spraw z innymi ludźmi, mogła pomyśleć o lanie. Jeżeli ma mieszkać z nimi, musi być członkiem rodziny.
Zapukała do jego drzwi i po kilku minutach pozwolił jej wejść. Po jego zaczerwienionej twarzy, poznała, że coś ukrywał. Po chwili zobaczyła książki wystające spod poduszki.
– Wróciłaś – stwierdził oskarżycielskim tonem.
– Wróciliśmy wczoraj – odpowiedziała pewna, że o tym wie. – Podoba ci się twój pokój?
Duży jasny pokój był dwa razy większy od chatki Taggertów w górniczej osadzie, ale nie było w nim żadnych mebli prócz łóżka okrytego brudnym kocem – znak, że Ian leżał na nim przez kilka dni.
– W porządku – mruknął, patrząc na czubki swych roboczych butów.
Duma Taggertów, pomyślała.
– Ian, czy mógłbyś mi pomóc po południu? Wynajęłam czterech ludzi do ustawiania mebli, ale chyba potrzebuję kogoś, kto by to nadzorował, pilnował, żeby nie poobijali przy znoszeniu i tak dalej. Mógłbyś pomóc?
Zawahał się, ale się zgodził.
Ciekawa była, jak się wywiąże z tego zadania, ale okazało się, że nadzwyczaj dobrze. Był uważny i bardzo opanowany. Tylko na początku okazywał zdenerwowanie. Po pewnym czasie Houston musiała tylko wskazywać, gdzie co ma stać. Patrzyła ze zdumieniem, jak zręcznie kieruje olbrzymie biurko po schodach, gdy usłyszała za sobą głos Edana.
– Kane też taki był. Tacy osobnicy nigdy nie są dziećmi. Ci ludzie to wyczuwają, dlatego słuchają smarkacza.
– Czy umiesz grać w baseball?
– Jasne, że tak. – Edanowi rozbłysły oczy. – A co, zakładasz drużynę?
– Prawie już mam zawodników. Muszę chyba zadzwonić do sklepu sportowego Vaughna i zamówić sprzęt. Myślisz, że ja mogłabym się nauczyć odbijać piłkę tym kijem?
– Wiesz, Houston – powiedział, kierując się z powrotem do gabinetu Kane’a – myślę, że ty nauczyłabyś się wszystkiego, do czego byś się zabrała.
– Kolacja o siódmej – zawołała za nim. -1 przebieramy się do kolacji.
Posiłek przebiegł bardzo miło, a dzięki temu, że Edan był bardzo spokojny i cierpliwy, złość chłopaka zaczęła przechodzić.
Jednak następnego dnia było inaczej. Kiedy nadszedł czas na kolację, Houston przebrała się w seledynową sukienkę z różową kameą przy talii. Nie widziała Kane’a od momentu jego powrotu po południu i wiedziała, że nie przebrał się z roboczego ubrania, które nosił w podróży. Nie chciała się z nim kłócić. Trudno, będzie jedynym mężczyzną przy stole w brudnym płóciennym ubraniu. Edan, bardzo przystojny w ciemnym wieczorowym garniturze, czekał na nią u szczytu stołu, a Ian, w troszkę tylko za dużym ubraniu Kane’a, stał w holu.
Houston bez słowa oparła się na ramieniu Edana, który tylko na to czekał, a sama wyciągnęła drugie ramię do lana. Dłuższą chwilę nie ruszał się, ale ponieważ była równie uparta jak on, w końcu podszedł i wziął ją pod rękę.
Schody były wystarczająco szerokie dla całej trójki.
– Ian – zaczęła Houston – bardzo ci dziękuję za pomoc w tych ostatnich dniach.
– Muszę zarobić na swoje utrzymanie – mruknął, nie patrząc na nią; wydawał się zawstydzony, ale zadowolony z podziękowania.
– Gdzie, do diabła, wszyscy się podziewają? – krzyczał Kane z dołu. Zobaczył ich. – Wybieracie się gdzieś? Edan, jesteś mi potrzebny. – Mówiąc to patrzył wyłącznie na Houston. Tamci dwaj mogli dla niego nie istnieć.
– Schodzimy na kolację – oświadczyła Houston, mocno trzymając ramię lana, który próbował je wyrwać, gdy Kane się pojawił. – Zjesz z nami?
– Ktoś tu musi zarabiać na życie – prychnął i zawrócił na pięcie do swego biura.
Podczas kolacji, gdy przynoszono kolejne dania, Houston wypytywała lana o to, co czyta. Nie poruszano tego tematu poprzedniego wieczoru.
Ian omal nie zadławił się sztuką mięsa. Wuj Rafę i Sherwin zachęcali go do czytania, ale nauczył się z tym kryć, żeby nie mówiono o nim „laluś”.
– Mark Twain – odpowiedział z trudem na pytanie zadane przez Houston.
– Dobrze – powiedziała Houston. – Jutro załatwię ci nauczyciela, który będzie tu przychodził dawać ci lekcje. To chyba lepsze, niż posłać cię do szkoły, bo byłbyś znacznie większy od innych dzieci. A poza tyra, wolę cię mieć przy sobie.
Ian wpatrywał się w nią przez chwilę.
– Nie idę do żadnej szkoły, żeby się ze mnie śmiali i przezywali. Wrócę do kopalni i…
– Zgadzam się z tobą – przerwała mu Houston. – Jutro pójdziesz do przymiarki własnych ubrań. O, sorbet. Myślę, że będzie ci smakował.
Edan śmiał się z miny lana.
– Poddaj się, chłopie. Z tą panią nikt nie wygra.
– Z wyjątkiem jego – powiedział Ian.
– Zwłaszcza on musiał ustąpić – przekonywał Edan.
Zaczynali właśnie deser, gdy przyszedł Kane. Houston namówiła lana, żeby opowiedział im Przygody Hucka, ale na widok gospodarza przerwał i wbił wzrok w talerz.
– Dużo czasu zajmuje to jedzenie – powiedział Kane, kładąc nogę na sąsiednim krześle i sięgając po garść winogron z kompozycji stojącej na środku stołu. Houston posłała mu takie spojrzenie, że natychmiast usiadł porządnie. Skinęła na lokaja, który podał mu nakrycie i nałożył na talerz. Do szarlotki polewanej czekoladą zabrał się z takim zapałem, że reszta zaczęła mu się przyglądać. Kane odłożył łyżkę i przez moment wydawało się, że chce uciec z pokoju.
Houston zwolniła dla niego miejsce u szczytu stołu, ale Kane siadł obok Edana. Gdy Houston przechwyciła jego spojrzenie, wzięła do ręki widelczyk, a on zaczął ją naśladować, starając się, żeby wyglądało to w miarę elegancko. Aby znów zacząć jakąś rozmowę, zaczęła opowiadać, jak zapędziła ogrodników do roboty i jak chętnie japońska rodzina przyjęła pomoc.
Kane opowiedział, gdzie poznał Nakazonów, a Edan dodał historię roślin przywożonych z całego świata, Ian spytał, co to za drzewo za oknem. Było trochę sztywno, ale już przypominało towarzyską konwersację i było przyjemne.
Po skończonym posiłku wszyscy odeszli od stołu uśmiechnięci. Kane i Edan wrócili do pracy, a Ian i Houston poszli do małej bawialni. Houston wyszywała poduszkę, Ian czytał. Udało jej się go namówić, żeby czytał głośno. Miał dobry głos i dobrze interpretował dialogi. Edan zajrzał do nich na chwilę.
Kiedy przyszła pora pójścia do łóżek, Houston poszła sama, a Kane siedział zamknięty w gabinecie. Spod drzwi sączyła się smuga dymu z cygar. W nocy przyszedł do jej łóżka, przytulił ją do swego dużego, ciepłego ciała i natychmiast zasnął.
Obudziło ją cudowne uczucie. Ręka Kane’a wędrowała po jej ciele, dotykając nóg i bioder, a gdy odwróciła głowę, poczuła na policzku jego usta. Powoli, delikatnie zaczęli się kochać.
Dopiero gdy ochłonęła, otworzyła oczy.
– Chcesz się upewnić, czy to twój mąż? – spytał Kane, uśmiechając się do niej. – Któż inny mógłby to być o tak wczesnej porze?
– Skąd mogę wiedzieć, jacy są inni? Mam się przekonać? – zażartowała.
Zmarszczył się. Zarzuciła mu ręce na szyję i mocno się przytuliła.
– Żartowałam. Nie mam ochoty na innego mężczyznę.
Oderwał się od niej.
– Muszę iść do pracy, żeby zarabiać na tę armię, którą zatrudniłaś.
Leżała w łóżku obserwując go, póki nie zniknął w łazience. Myślała o tym, że Kane wciąż jeszcze ją zaskakuje.
Nie miała jednak czasu dłużej rozmyślać, gdyż rozległo się pukanie do drzwi.
– Panno Houston – powiedziała Susan. – Na dole czeka panna Jean Taggert z ojcem i wszystkimi rzeczami na wozie i chcą z panią rozmawiać.
– Zaraz będę na dole – zawołała, wstając niechętnie. Żałowała, że Kane’a już tu nie ma.
Zeszła na dół i zaprowadziła Jean do małej bawialni.
– Tak się cieszę, że przyjęłaś moją propozycję – zaczęła. – Bardzo potrzebuję gospodyni.
Jean pomachała ręką.
– Nie musisz dalej kłamać. Dobrze wiem, dlaczego proponujesz mi tę pracę, a ty wiesz lepiej ode mnie, że będziesz mnie musiała wszystkiego uczyć i będę ci tylko zawadą. Ale wydostanie rodziny z kolonii górniczej jest dla mnie ważniejsze niż moja duma. Rafę zaszantażował lana, żeby zgodził się wyjechać, a mój ojciec to samo zrobił ze mną. Przyjechałam prosić o jeszcze większą łaskę. Będę dla ciebie pracować do upadłego, jeśli pozwolisz mi tu mieszkać z ojcem.
– Oczywiście – powiedziała szybko Houston. – Jean, jesteś rodziną, nie musisz pracować. Jesteś gościem i jedynym twoim obowiązkiem jest miło spędzać czas.
Jean uśmiechnęła się.
– Oszalałabym po dwóch tygodniach. Jeśli mój ojciec może tu zostać, to i ja zostanę.
– Pod warunkiem, że będziesz z nami siedziała przy stole. To duży stół i prawie pusty. A teraz chciałabym poznać twojego ojca.
"Dama" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dama". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dama" друзьям в соцсетях.