– Więc po co te tajemnice?

– Przypomnij sobie własną reakcję, a przecież nie jesteś nawet krewnym. Wyobrażasz sobie, jak reagowaliby mężowie i ojcowie, gdyby dowiedzieli się, że ich delikatne kobiety spędzają wolne popołudnia ucząc się powozić wozem z czwórką koni?

– Rozumiem. Ale ich też rozumiem. To, co robisz, jest niebezpieczne. Możesz mieć kłopoty. Mówiłaś, że robicie to od trzech pokoleń?

– Zajmujemy się różnymi problemami w różnych okresach.

– A te… herbatki?

Houston zaczerwieniła się.

– Pomysł mojej babki. Powiedziała, że ona w swoją noc poślubną niczego nie wiedziała i była przerażona. Nie chciała, żeby jej przyjaciółki albo córki przeżyły to samo. Myślę, że te przedślubne uroczystości przekształciły się powoli w to, co… – przełknęła ślinę – widziałeś.

– Ile kobiet w Chandler należy do Stowarzyszenia?

– Około dwunastu aktywnych członkiń. Niektóre, jak moja matka, wycofują się po ślubie.

– A ty zamierzasz się wycofać?

– Nie – odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy, gdyż jej udział zależał oczywiście od niego.

Odwrócił się.

– Kane’owi nie spodobałoby się to, że powozisz czwórką koni i jeździsz do kopalni. Nie chciałby, żebyś się narażała.

– Wiem, że to by mu się nie podobało i właśnie dlatego mu nie mówię. Edan – położyła mu rękę na ramieniu – to tak wiele znaczy dla tylu ludzi. Tyle czasu mi zajęło wejście w rolę Sadie. Teraz następna osoba musiałaby się tego uczyć przez kilka miesięcy, a tymczasem tyle rodzin nie dostanie dodatkowych racji.

– No dobrze, chyba nie jest to takie niebezpieczne, chociaż jest to sprzeczne ze wszystkim, w co wierzę.

– Nie powiesz o tym Kane’owi? Na pewno by tego nie pochwalał.

– Delikatnie powiedziane. Nie, nie powiem, jeżeli obiecasz, że będziesz dostarczać ziemniaki, a nie zajmować się związkami zawodowymi. A co do tego wywrotowego magazynu, który chcecie wydawać…

Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, żeby mu przerwać.

– Dziękuję ci, Edan. Jesteś prawdziwym przyjacielem. Teraz muszę się ubierać do ślubu. – Nim zdążył się odezwać, stała już przy drzwiach. – A, coś mówiłeś o powiązaniu Kane’a z Fentonami.

– Myślałem, że wiesz. Młodsza siostra Jakuba Fentona, Charity, była matką Kane’a.

– Nie – szepnęła. – Nie wiedziałam.

Houston była już w swojej sypialni, gdy Sara Oakley, podając jej ślubną suknię, powiedziała:

– Właśnie zobaczyłam coś przedziwnego w ogrodzie.

– Co takiego?

– Myślałam, że to był Kane w swoim starym ubraniu, ale był to jakiś chłopak, który wygląda zupełnie jak on.

– Ian. – Houston uśmiechnęła się. – Jednak przyszedł.

– Jeżeli coś z niego zostało – skomentowała Nina, wychylając się przez barierkę. – Dwóch chłopaków Randolpha i dwóch braci Meredith zaczęło się z niego śmiać, więc Ian ich zaatakował.

Houston uniosła głowę.

– Czterech na jednego?

– Co najmniej. Teraz poszli za jakieś drzewo i nie widać ich.

Houston odsunęła się od Sary, która trzymała jej suknię ślubną, i podeszła do okna.

– Gdzie teraz są?

– Tam! – wskazała palcem Nina. – Widzisz to zamieszanie w krzakach? Niezła bójka.

– Poślę tam kogoś, żeby ich powstrzymał – zaproponowała Sara.

– I uspokoił Taggerta? – spytała Houston. – Nigdy w życiu. – Znów włożyła granatowy, atłasowy szlafrok.

– Co ty, do licha, kombinujesz? – zdumiała się Sara.

– Chcę przerwać tę bójkę i ocalić Taggerta przed czymś gorszym od śmierci – upokorzeniem. Nie ma tu nikogo z tyłu domu?

– Kilkadziesiąt osób, kelnerów i gości – odpowiedziała Nina.

– Houston, kochanie, tam na dole są fajerwerki – wtrąciła się matka. – To odwróci uwagę wszystkich od ciebie. – Wiedziała już, że nie ma sensu przypominać córce, iż powinna się ubierać.

– Pędzę – zawołała Nina i wybiegła z pokoju, lecz Houston zdążyła już wystawić nogę przez okno i postawić ją na pnących różach.

Na wschodnim trawniku wybuchały fajerwerki, więc wszyscy goście patrzyli w tę stronę, a Houston przebiegła na ukos przez trawnik i zniknęła wśród drzew.

W gęstwinie, pod drzewami orzechowymi, Ian walczył z czterema potężnym chłopakami, którzy go obsiedli.

– Przestańcie – powiedziała Houston najostrzej, jak tylko mogła.

Żaden nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

Podeszła do kłębowiska nóg i rąk i pociągnęła za czyjeś ucho. Jeff Randolph wstał, zatoczył się i zaraz zaprzestał bójki, a Houston szybko wyciągnęła za uszy George’a i Alexa Lechnerów.

Tylko Steve Randolph wciąż siedział na lanie i kiedy dotknęła jego ucha, skoczył jak oparzony. Trzej chłopcy, stojący z boku, zachłysnęli się, gdy Steve zamierzył się prosto w szczękę Houston. Zrobiła unik i zaprawiła Stevena prawym prostym. Przez miesiące powożenia wozem czterokonnym zdążyła wyrobić sobie sporą siłę w rękach.

Przez chwilę nikt się nie ruszał, gdy Steve powoli padł u stóp lana.

Houston oprzytomniała pierwsza.

– Steve! – zawołała, klękając i klepiąc go po twarzy. – W porządku?

– Cholera! – wysapał Ian. – Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby kobieta potrafiła tak uderzyć.

Steve jęknął; siadł rozcierając szczękę i przyglądał się Houston ze zdumieniem. Cała piątka gapiła się na nią.

Wstała.

– Nie toleruję takiego zachowania w dniu mojego ślubu – powiedziała wyniośle.

– Tak, proszę pani – wymamrotali. – Nie chcieliśmy zrobić nic złego, panno Blair-Houston. On…

– Nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń. Teraz wracajcie do rodziców, a ty Steven przyłóż sobie lodu na szczękę.

– Tak, proszę pani – zawołał i wszyscy uciekli jak najprędzej.

Wyciągnęła rękę do lana, żeby mu pomóc wstać.

– Możesz iść ze mną.

– Nie idę do jego domu, jeżeli o to pani chodzi – powiedział ze złością.

– Może masz rację. Na taką eskapadę ja używam kratki od pnączy jako schodów. Ale ktoś, kto przegrał bójkę, na pewno nie potrafi się wspiąć.

– Przegrał bójkę! – Był jej wzrostu i zapowiadał się na równie potężnego jak Kane, choć miał dopiero szesnaście lat. – Jak nie umiesz liczyć, to ci mówię, że ich było czterech i bym wygrał, tylko żeś przerwała.

– Ale boisz się wejść do domu swojego kuzyna. Ciekawe. Żegnam. – Zaczęła iść prędko w stronę domu.

Ian szedł obok niej.

– Nie boję się. Tylko nie chcę wejść.

– Oczywiście.

– Co to znaczy?

Stanęła.

– Zgadzam się z tobą: nie boisz się swojego kuzyna, po prostu nie chcesz go widzieć ani nie chcesz jeść z jego stołu. Doskonale to rozumiem.

– Gdzie te twoje cholerne kratki?

Stała jak wrośnięta i patrzyła na niego.

– No, więc dobrze, gdzie jest ta twoja wspinaczka?

– Tędy.


Kane wracał właśnie do domu, gdy zatrzymał go niezwykły widok: jego przyszła żona, w stroju, w jakim dama nie pokazuje się poza domem, spuszczała się z góry po kratkach od pnących róż. Zaciekawiony stanął za drzewem i patrzył, jak znalazła się w środku walczących chłopaków. Byli jej wzrostu. Już spieszył na pomoc, kiedy mistrzowskim ciosem rozłożyła jednego z nich na łopatki. Była naburmuszona. Po chwili spokojnie spierała się z jednym z młodzieńców.

– Powinienem poddać się od razu – powiedział głośno Kane i roześmiał się.

On już wiedział, że kiedy miała taką minę, i tak zawsze stawiała na swoim. Po chwili zobaczył, że jeden z chłopaków zaczął się wspinać przed nią. W pewnym momencie Houston zahaczyła szlafrokiem o róże i nie mogła się uwolnić. Zobaczył zbliżających się zza rogu dwóch mężczyzn i kobietę, którzy lada moment mogli ją zauważyć. Przebiegł szybko przez trawnik i schwycił ją za nogę.

Gdy Houston zobaczyła go w dole, o mało nie zemdlała. Co on pomyśli o kobiecie, z którą ma się ożenić? Wiedziała doskonale, co powiedziałby Leander albo pan Gates, widząc, że ubrana w strój odpowiedni do sypialni wspina się po różach, wystawiona na publiczny widok.

Patrząc na niego powiedziała to, co w tej sytuacji przyszło jej do głowy:

– Przekrzywił mi się kapelusz.

Wydawało jej się, że się roześmiał.

– Kotku, nawet ja wiem, że panie nie noszą kapeluszy do szlafroków.

Houston osłupiała. On nie miał do niej najmniejszej pretensji!

– Jeżeli nie chcesz, żeby cię wszyscy zobaczyli, wchodź do środka.

– Tak – odpowiedziała, wdrapując się wyżej. Gdy była już na balkonie, zawołała: – Kane, prezent ślubny dla ciebie znajduje się w twoim gabinecie.

Rozpromienił się w uśmiechu.

– Do zobaczenia niedługo, laleczko.

Wsadził ręce w kieszenie i odszedł, pogwizdując i kiwając głową napotkanym ludziom.

Dziesięć minut później otwierał paczkę, którą Houston zostawiła na jego biurku. Znajdowały się w niej dwie skrzynki cygar i karteczka…


To są najwspanialsze cygara kubańskie. Co miesiąc będą dostarczane dwie skrzynki najlepszych na świecie cygar do pana Kane’a Taggerta.


Pod spodem widniała nazwa słynnego sklepu z cygarami w Key West na Florydzie. Właśnie wziął jedno i zapalił, gdy wszedł Edan.

Wyciągnął skrzyneczkę w jego kierunku.

– Od Houston. Jak ona ściągnęła to tutaj na czas?

Edan przez chwilę delektował się cygarem.

– Czegoś się nauczyłem w życiu: nie można nie doceniać tej damy.

– Każda kobieta, która kupuje takie cygara, rzeczywiście jest damą. No – westchnął ciężko – chyba muszę się ubierać. Pomożesz mi?

– Jasne.

14

Suknia ślubna, uszyta według projektu Houston, zachwycała swoją prostotą. Była z atłasu w kolorze kości słoniowej, o fasonie princeski, bez żadnych poprzecznych szwów od szyi aż po kilkumetrowy tren. W talii haftowana była w perski wzór tysiącami maleńkich perełek. Rękawy od ramion do łokci były szerokie, podkreślając tym samym szczupłość talii. Od łokci rękawy były obcisłe i wyhaftowane w ten sam wzór z perełek.

Houston stała spokojnie, podczas gdy przyjaciółki przypinały jej welon. Była to czterometrowej długości mgiełka z irlandzkiej, ręcznie wykonanej koronki. Skomplikowany wzór dzikich kwiatów w otoczeniu liści wspaniale komponował się z gładką suknią.