Gdy Edan był chłopcem, pożyczali sobie z kolegami tomik, który czytała teraz wytworna panna Oakley: Fanny Hill.
Zaczęły się śmiać i chichotać, poklepując Blair i Houston. Kiedy Sara skończyła, Houston podniosła się i oznajmiła:
– A teraz, najdroższe koleżanki, mam dla was niespodziankę! Chodźmy na górę.
Dopiero po kilku minutach Edan mógł się ruszyć. Co takiego mogło być na górze? Co jeszcze więcej mogły zrobić? Umrze z ciekawości, jeśli tego nie sprawdzi. Wydostał się ze swojej kryjówki, obszedł dom i zobaczył światło w północno-wschodnim narożnym saloniku. Zaczął się wdrapywać po pnących różach.
Nic dotychczas nie przygotowało go na widok, jaki teraz ukazał się jego oczom. W pokoju panowała ciemność, tylko za przejrzystym jedwabnym ekranem ustawiono jasno płonący kandelabr. Między ekranem a światłem stał skąpo odziany, dobrze umięśniony mężczyzna, ustawiając się w różnych pozach, aby najlepiej zaprezentować muskuły.
– Ja mam dosyć – powiedziała panna Emily i wraz z Niną odsunęły ekran.
Przez moment siłacz stał oniemiały, ale pijane panny zaczęły klaskać i wiwatować, więc wyszczerzył zęby w uśmiechu i dalej się prężył.
– Nie taki potężny jak mój Kane! – krzyknęła Houston.
– Pokonam go! – odkrzyknął siłacz. – Każdego położę!
– Nie Kane’a – upierała się Houston.
Edan zsunął się po różanych pnączach. Kane chciał, żeby chronił panie, ale kto ochroni mężczyzn przed kobietami?
W sobotę rano Kane trzasnął drzwiami od swego gabinetu już piąty raz w ciągu godziny.
– Że też akurat dzisiaj Houston musi być chora – jęczał, siadając za biurkiem. – Nie sądzisz, że boi się ślubu, co? – spytał Edana.
– Raczej coś zjadła albo wypiła – wyjaśnił Edan. – Słyszałem, że kilka młodych dam z Chandler jest dziś niedysponowanych.
Kane nie oderwał wzroku od dokumentów.
– Pewnie wypoczywają przed jutrem.
– A ty? – spytał przyjaciel. – Nie denerwujesz się?
– Ani trochę. Zwyczajna rzecz. Ludzie przecież robią to codziennie.
Edan wychylił się, wziął do ręki dokument, w który Kane się wpatrywał, i odwrócił go we właściwą stronę.
– Dziękuję – mruknął Kane.
13
Dzień ślubu był tak piękny, jakby go specjalnie stworzono na tę nadzwyczajną okazję.
Opal obudziła służbę o piątej i rozpoczęła staranne pakowanie dwóch ślubnych sukien i dwóch welonów. Houston słyszała, jak matka kręci się na dole, ale leżała jeszcze przez kilka minut. Spała niewiele, przewracała się z boku na bok i myślała o dzisiejszym dniu. Modliła się, żeby w ciągu nadchodzących lat Kane ją pokochał.
Kiedy matka przyszła ją obudzić, miała już ochotę wstać i powitać nadchodzący dzień. Wszystkie trzy były gotowe do wyjścia o dziesiątej. Pojechały do domu Taggerta powozikiem Houston, a Willie podążył za nimi pożyczonym wozem, na którym jechało pokryte muślinem łóżko i opakowane suknie. Na miejscu czekało już kilkanaście dziewcząt ze Stowarzyszenia Sióstr.
– Stoły są już gotowe – powiedziała Tia.
– I namioty – dodała Sara.
– A pani Murchison gotuje już od czwartej – wtrąciła Ann Seabury pomagając wyjmować suknie.
– A kwiaty? – spytała Houston. – Czy ułożono je wszędzie zgodnie z moim projektem?
– Myślę, że tak – odpowiedziała jedna z dziewcząt.
Panna Emily wystąpiła do przodu.
– Houston, sprawdź lepiej sama. Niech ktoś dopilnuje, żeby twój mąż siedział w swoim gabinecie, a ty możesz obejść dom.
– Mąż – mruknęła Houston, gdy Nina pobiegła zatrzymać Kane’a. Wszyscy pilnowali, żeby nie zobaczył panny młodej przed ślubem.
Przeszła przez wszystkie pokoje na dole i podziwiała dekoracje, które sama zaprojektowała. W małej bawialni ustawiono trzy długie stoły – leżały na nich prezenty dla obu par przysłane z całych Stanów Zjednoczonych. Kane wprawdzie powiedział, że nie ma przyjaciół wśród bogaczy z Nowego Jorku, ale sądząc po darach, uznawali, że jest jednym z nich.
Był tu mały inkrustowany stolik od Vanderbiltów, srebro od Gouldów, złoto od Rockefellerów. Gdy prezenty zaczęły nadchodzić, Kane skomentował, że powinni, do cholery, coś przysłać, bo on dosyć nawysyłał ich dzieciakom, kiedy tylko ktoś się żenił.
Pozostałe prezenty pochodziły od krewnych Leandera, a mieszkańcy Chandler starali się wymyślić bliźniacze podarunki: były dwie jednakowe miotły, dwie beczki kukurydzy, dwie identyczne książki, podwójne bele materiału. Były tam dwa takie same papierki z krawieckimi szpilkami i dwa jednakowe dębowe krzesła od Masonów.
Przed lustrami ustawiono wysokie palmy, a nad kominkiem rozwieszono girlandy z czerwonych róż i fioletowych bratków.
Weszła do dużego salonu. Tutaj spotkają się najbliżsi przyjaciele i rodzina przed i po ceremonii. Wzdłuż parapetów, nad drzwiami i na suficie wiły się delikatne zielone gałązki. Pod każdym oknem stały donice z paprociami, a przechodzące przez nie poranne słońce tworzyło na podłodze subtelne wzory. Palenisko kominka przyozdobiono różowymi goździkami wplecionymi w winorośl.
Houston szybko zakończyła inspekcję parteru i poszła na piętro. Do ceremonii pozostało jeszcze pięć godzin, ale wiedziała, że w ostatniej chwili może się jeszcze objawić mnóstwo spraw.
W ciągu ostatnich dni wiele czasu spędzała na parterze, natomiast piętro było jej wciąż nieco obce. Wschodnie skrzydło domu, w kształcie litery U, przeznaczone było dla gości. Dzisiaj przebierała się tam Blair. W części środkowej mieściły się pokoje Edana po jednej stronie ptaszarni i holu, a po drugiej pokój dziecinny, łazienka i pokój dla niani.
Długie skrzydło obok pokoju dziecinnego należało do Houston i Kane’a. Jego sypialnia, stosunkowo niewielka, wychodziła na ogród. Pokój Houston, oddzielony łazienką, był największy. Miał jasne wykładane panelami ściany, ozdobione girlandami, pod którymi miały dopiero zostać powieszone obrazy. Dalej była różowo-biała łazienka, garderoba oraz salonik i mała jadalnia, w której mogli z Kane’em jadać, gdy chcieli być sami.
– Nigdy bym nie przywykła do tego domu – oświadczyła Tia po obejrzeniu pokoi za sypialnią. – A popatrz na ten ogród na dachu.
– Ogród? – zdziwiła się Houston podchodząc do drzwi. Otworzyła je i wyszła na gęstwinę drzew i kwiatów w doniczkach. Między zielenią ukryto kamienne ławeczki. Kiedy ostatnio tu zaglądała, ogrodzony dach, na który wychodził jej pokój, był pusty.
– Spójrz na to – powiedziała Sara, podając jej dużą białą kartkę, która była przyczepiona do olbrzymiego figowca.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Życzę wszystkiego dobrego w Waszym małżeństwie.
Edan
– To prezent od Edana – wyjaśniła i poczuła, że ten ogród niezwykle harmonizuje z jej dzisiejszym nastrojem.
Nim zdołała powiedzieć coś więcej, do pokoju wtargnęła, jak burza, pani Murchison.
– Za dużo mam ludzi w kuchni! – krzyknęła. – Nie wiem, jak ja mam coś gotować w tym tłumie. A pan Kane i tak ma już za dużo pracy. Straci cały dzień.
– Straci… – zaczęła przerażona Meredith. – Pani myśli, że Houston nie ma nic innego do…
Houston przerwała jej. Pani Murchison była pod urokiem Kane’a i na pewno będzie go bronić do upadłego.
– Zaraz zejdę – powiedziała, nie zważając na to, że Sara odpakowywała właśnie ślubną suknię. Trzeba ją było odprasować i ewentualnie coś gdzieś zaszyć.
Kiedy Houston zeszła na dół, musiała się zająć kolejnymi nieszczęściami. Kilka razy słyszała, jak Kane krzyczał coś w swoim gabinecie, wreszcie wybiegł do ogrodu, więc ktoś wepchnął ją czym prędzej do spiżarni, żeby pan domu nie zobaczył panny młodej.
Zazdrościła mu swobody, a jednocześnie żałowała, że nie są razem. Tak by chciała pospacerować po ogrodzie.
Dopiero dwie godziny przed uroczystością udało jej się wrócić na górę.
– Houston… – Opal zaczęła się denerwować. – Już naprawdę musisz zabrać się do ubierania.
Zdejmując ubranie pomyślała, że kiedy następnym razem będzie się rozbierać…
– Co to za kobieta? – spytała Ann, gdy Houston wkładała bawełnianą koszulkę, niezwykle delikatną – była zawiązywana na maluteńkie różowe wstążeczki, a u dołu miała wyhaftowane drobniutkie pączki róż.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała Tia, wyglądając wraz z Ann przez barierkę tarasu – ale to chyba najwyższa kobieta, jaką widziałam.
Sara zaczęła ściągać różowy, atłasowy gorset Houston.
– Chyba muszę zobaczyć – powiedziała. – Może to jakaś krewna Lee.
– Gdzieś ją już widziałam, ale nie mam pojęcia, gdzie – zastanawiała się Ann. – Co za dziwny pomysł, żeby na ślub ubrać się na czarno.
– Mamy dość roboty – powiedziała Opal takim tonem, że córka uniosła głowę. – Nie musicie się interesować prywatnymi sprawami gości.
Houston poczuła, że coś się dzieje. Nie zważając na spojrzenie matki, wyszła na skraj tarasu, gdzie stała Tia. Wiedziała od razu, kim jest ta wysoka, elegancka kobieta.
– To Pamela Fenton – szepnęła i odwróciła się w stronę sypialni.
Przez moment żadna z nich się nie odezwała.
– Pewnie nosi żałobę – powiedziała Sara – bo straciła męża. Houston, którą z tych halek wkładasz najpierw?
Mechanicznie ubierała się dalej, ale myślami była w ogrodzie, gdzie Kane spotykał się teraz z kobietą, którą niegdyś kochał.
Zapukano do drzwi.
– To ten człowiek, który pracuje z Kane’em – poinformowała Ann. – Chce się z tobą zobaczyć i mówi, że to bardzo pilna sprawa.
– Ale ona nie może… – zaczęła Opal, lecz córka porwała leżący na krześle szlafrok i już była przy drzwiach.
Kane stał w odległym krańcu ogrodu i spoglądał na rozciągające się w dole miasto Chandler. Postawił jedną nogę na kamiennej ławce i palił cygaro.
– Witaj, Kane – powiedziała cicho Pamela.
Czekał chwilę; kiedy się do niej odwrócił, był opanowany. Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.
– Czas cię nie dotyka.
"Dama" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dama". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dama" друзьям в соцсетях.