Houston zabrała się do pracy.

O dziewiątej żałowała, że nie umie posługiwać się batem. Dwóch ludzi, którzy przyszli do noszenia mebli, zaraz wyrzuciła, a pozostałym zapowiedziała, że muszą zapracować na wypłatę.

Kane’owi nie podobało się, że pan Bagly go dotyka, a Houston decyduje o tym, co powinien, a czego nie powinien nosić.

Pani Murchison wychodziła z siebie, żeby móc coś ugotować w pustej kuchni.

Gdy pojawił się golarz, Houston wyślizgnęła się bocznymi drzwiami z domu i pobiegła do palmiarni, którą od początku miała ochotę zwiedzić. Zamknęła drzwi i z prawdziwą rozkoszą patrzyła na stumetrowy pas kwitnących roślin. Ten zapach i spokój były jej naprawdę potrzebne.

– Za dużo hałasu?

Odwróciła się i zobaczyła Edana, ustawiającego doniczkę z azalią. Był to przystojny blondyn prawie równie potężny jak Kane i chyba młodszy od niego.

– Pewnie cię obudziliśmy – zaczęła. – Było wiele krzyku dziś rano.

– Jeżeli w okolicy jest Kane, ludzie przeważnie krzyczą – stwierdził rzeczowo. – Mogę ci pokazać moje rośliny?

– To twoje?

– Mniej więcej. Za ogrodem różanym znajduje się mały domek, w którym mieszka rodzina Japończyków. Oni zajmują się ogrodami na powietrzu, a ja tym. Hoduję tu rośliny z całego świata.

Nie miała czasu, ale potrzebowała kilku minut spokoju.

Edan z dumą pokazywał jej rośliny: cyklameny, pierwiosnki, orchidee i inne egzotyczne gatunki, o których nigdy nawet nie słyszała.

– Musi ci tu być bardzo dobrze – zauważyła, dotykając liścia orchidei. – Dziś rano stłukłam dzbanek na jego głowie.

Edan rozdziawił usta ze zdziwienia, lecz zaraz się roześmiał.

– Ja nieraz rzucałem się na niego z pięściami. Naprawdę chcesz go ucywilizować?

– Mam nadzieję, że mi się uda. Ale nie mogę go wciąż bić. Muszą być inne sposoby. – Uniosła głowę. – Nic nie wiem o tobie ani o tym, co was połączyło.

Edan zaczął przesadzać wyrośniętą passiflorę.

– Znalazł mnie w bocznej uliczce w Nowym Jorku, gdzie utrzymywałem się przy życiu dzięki resztkom ze śmietników. Moi rodzice i siostra zmarli kilka tygodni przedtem zaczadzeni podczas pożaru w naszym mieszkaniu. Miałem siedemnaście lat i nie mogłem się utrzymać w żadnej pracy, bo wdawałem się w bójki. – Uśmiechnął się ha to wspomnienie. – Przymierałem głodem i postanowiłem zejść na drogę przestępstwa. Niestety, a właściwie chyba na szczęście, pierwszą osobą, jaką próbowałem obrabować, był Kane.

Houston pokiwała głową.

– Może dlatego chciałeś spróbować, że jest taki potężny.

– A może miałem nadzieję, że mi się nie uda. Kane rozpłaszczył mnie na ziemi, ale zamiast posłać do więzienia, zabrał do domu i nakarmił. Miałem siedemnaście lat, on dwadzieścia dwa i był na najlepszej drodze, żeby zostać milionerem.

– I od tego czasu z nim jesteś?

– I zarabiam na siebie – dodał Edan. – Kazał mi pracować dla siebie cały dzień, a wieczorem chodzić do szkoły księgowych. Ten człowiek nie uznaje snu. Dziś rano też siedzieliśmy do czwartej, dlatego spaliśmy, kiedy przyszłaś. – Och! – zawołał nagle Edan i zaczął się śmiać, patrząc przez szklane ściany. – Chyba był golibroda.

Houston też popatrzyła, zaciekawiona. Ścieżką szedł potężny mężczyzna w ubraniu Kane’a, lecz zamiast długich, ciemnych włosów i brody miał krótką fryzurę i był gładko wygolony.

Spojrzała zdumiona na Edana, a on zaśmiał się, gdy Kane wszedł do szklarni.

– Houston! – ryknął. – Jesteś tu?

Wyszła zza palmy, żeby na niego popatrzeć.

– Nie jest źle, co? – powiedział z dumą, pocierając wygolony podbródek. – Tak dawno się nie oglądałem, że zapomniałem, jaki ze mnie przystojniak.

Roześmiała się, gdyż naprawdę był przystojny – miał mocną szczękę, delikatne usta, piękne oczy i ciemne brwi.

– Jak skończyłaś oglądać rośliny Edana, to wracaj do domu. Jakaś kobieta szaleje w kuchni, a ja umieram z głodu.

– Idę – odpowiedziała, wychodząc przed nim.

Gdy wyszli, schwycił ją za ramię.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczął łagodnie, patrząc najpierw na czubki swoich butów, a później w jakiś punkt na lewo od jej głowy. – Nie chciałem tak na ciebie napaść dziś rano. Po prostu byłem zaspany i zobaczyłem ładną dziewuchę. Nie zrobiłbym ci krzywdy. Chyba nie jestem przyzwyczajony do dam. – Podrapał się po głowie i uśmiechnął się. – Ale szybko się uczę.

– Siadaj tu – powiedziała, wskazując ławkę pod drzewem. – Obejrzę twoją głowę.

Siedział spokojnie, a ona znalazła guza między włosami i zbadała go. – Bardzo boli?

– Teraz nie – odpowiedział, chwytając ją za ręce. – I wyjdziesz jednak za mnie?

Jest znacznie przystojniejszy niż Leander, pomyślała, a gdy tak na nią patrzył, coś przedziwnego zaczęło się dziać z jej kolanami.

– Tak, jednak wyjdę za ciebie.

– Dobrze – powiedział nagle i wstał. – A teraz chodźmy jeść. Mamy z Edanem dużo pracy i ktoś na mnie czeka. A ty musisz pilnować tych idiotów od mebli.

Ruszył w stronę domu. Prawie biegła za nim, przytrzymując kapelusz. Szybko zmienia nastroje, pomyślała.

Do popołudnia w trzech pokojach na dole leżały dywany i dwa pomieszczenia na strychu były już puste. Meble na dole nie były jeszcze uporządkowane i musiała zdecydować, co ma gdzie stać. Kane i Edan zamknęli się w gabinecie wraz z gościem. Od czasu do czasu poprzez hałas znoszonych mebli i głosów robotników słychać było Kane’a. Wyszedł raz, zajrzał do biblioteki i patrząc na pozłacane krzesła, spytał:

– A te maleństwa strzymią?

– Wytrzymały ponad dwieście lat – odpowiedziała.

Kane chrząknął i wrócił do gabinetu.

O piątej zapukała do nich i zajrzała do środka poprzez chmurę błękitnego dymu z cygar. Chciała powiedzieć, że wychodzi i wróci rano, ale Kane nie oderwał się od papierów.

Edan odprowadził ją do drzwi.

– Bardzo ci dziękuję za wszystko, co dzisiaj zrobiłaś. Jestem pewien, że kiedy skończysz, ten dom będzie wyglądał tak jak trzeba.

Zatrzymała się.

– Powiedz mu, proszę, że będę jutro w południe z jego nowym garniturem i o drugiej pójdziemy na garden party.

– Mam nadzieję, że pójdzie.

– Na pewno – odparła z przekonaniem, którego wcale nie czuła.

8

Śniadanie u Chandlerów było wydarzeniem dość ponurym. Tylko Duncan i Houston zlitowali się nad stekiem, szynką, jajami, ciastem brzoskwiniowym i ciasteczkami z żytniej mąki. Opal wyglądała, jakby przez jedną noc straciła trzy kilogramy, Blair miała ściągniętą twarz, a Duncan ulegał zmiennym nastrojom od gniewu do zdumienia i z powrotem.

Houston rozmyślała o tym, co jej powiedziała Susan na temat Blair i Leandera. Wczoraj Blair pływała łódką po stawie w Fenton Park z nieznanym przystojnym blondynem. Nagle podpłynął do nich Leander, wrzucił nieznajomego do wody, wsadził Blair na swoją łódkę i powiosłował do brzegu. Blair zepchnęła go wiosłem w błoto, popłynęła ratować nieznajomego i wraz z nim powiosłowała do wypożyczalni łódek.

Houston wiedziała, że powinna być zazdrosna o to, jak Leander demonstrował swoje uczucia do Blair i o te wszystkie kwiaty, którymi ją obsypywał, ale myśli miała zaprzątnięte tym, gdzie postawić małe biureczko z epoki króla Jakuba i kto może zawiesić zasłony, które znalazła na strychu – leżały tam starannie opakowane i opisane. No i Taggert. Miała nadzieję, że nie przysporzy jej dzisiaj zbyt wiele kłopotu.

– Houston, chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział Duncan po śniadaniu, wyrywając ją z rozmyślań tak nagle, że aż podskoczyła.

Zaprowadził ją do frontowego salonu, używanego przy gościach i przy okazji poważnych rozmów.

Usiadła w milczeniu. Człowiek ten został jej ojczymem, gdy była małą dziewczynką, a ponieważ zawsze robiła, co jej kazano i w jego pojęciu zachowywała się tak, jak powinna dama, żyli zgodnie.

– Podobno zgodziłaś się za niego wyjść – zaczął, stając plecami do okna.

– Tak – odpowiedziała, nastawiając się na burzę. Jak się tłumaczyć? Powiedzieć, że pytała Kane’a, a on zapewnił, że nigdy nikogo nie zamordował? Czy wyjaśniać, jak bardzo jej potrzebuje?

Duncan siadł ciężko, jakby ważył tonę.

– Houston – powiedział prawie szeptem. – Wiem, że ten dom nie był dla ciebie tym, czym był za życia twojego ojca, ale nie spodziewałem się, że podejmiesz takie drastyczne kroki, żeby się z niego wyrwać.

Tego się nie spodziewała.

– Myśli pan, że wychodzę za pana Taggerta, żeby opuścić ten dom?

Wstał.

– Dlatego i z wielu innych powodów. – Wyjrzał przez okno. – Wiem, że to, co ci zrobił Leander, jest upokarzające i w twoim wieku wydaje się, że to już koniec świata. Ale wierz mi, to nie jest koniec świata. Jesteś najładniejszą młodą damą w mieście, a może w całym stanie, i znajdziesz kogoś innego. Jeśli zechcesz, mogę cię zabrać do Denver i przedstawić kilku młodym ludziom.

Houston wstała i pocałowała go w policzek. Aż do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, że mu na niej zależy. Mimo że mieszkali w tym samym domu, pozostawali w dość oficjalnych stosunkach i właśnie teraz po raz pierwszy go pocałowała.

– Dziękuję panu za troskę – powiedziała, gdy Duncan odwrócił się, zawstydzony. Odsunęła się. – Nie uważam, żebym wychodziła za pana Taggerta tylko dlatego, że jest akurat pod ręką.

Duncan znów na nią popatrzył.

– Jesteś pewna? Może chcesz pokazać całemu miastu: „Proszę bardzo, mogę mieć innego, kiedy tylko zechcę”. Możesz mieć innego. Pewnie nie aż tak bogatego i nie z takim domem, ale ze znanej ci rodziny. Nic nie wiemy, może ktoś z rodziny Taggertów był szalony, na przykład. Słyszałem, że ten jego stryj to rozrabiaka.

Houston uniosła głowę.

– Stryj?

– Rafę Taggert z kopalni. Daje w kość Jakubowi Fentonowi, ale ten i tak go trzyma.

Houston odwróciła się, by ukryć twarz. Nazwisko Taggert było tu dość popularne i nigdy nie skojarzyła sobie swojej znajomej Jean z Kane’em. Może go zna? A jeśli są spokrewnieni, mogłaby zaświadczyć, że nikt z rodziny nie był szalony.