– Ze mną? – Z uśmiechem wsadził kciuki w puste szlufki w spodniach. – Nic nie będę przed tobą ukrywał, jeżeli to masz na myśli.

– Nie mam na myśli tego, co pan sugeruje – odparła sztywno. Zaczęła obchodzić go dookoła. – Znam ludzi, którzy pracują w kopalni, a mimo to są lepiej ubrani od pana. A pański język jest skandaliczny, podobnie jak maniery. Moją matkę przeraża, że mam poślubić takiego barbarzyńcę jak pan. Ponieważ nie mogę spędzać życia na straszeniu własnej matki, musiałby się pan zgodzić na to, że będę pana instruować.

– Instruować? – Zmrużył oczy. – Czego mnie pani może nauczyć?

– Jak się odpowiednio ubierać. Jak jeść.

– Jeść? Jem dużo.

– Panie Taggert, wymienia pan często takie nazwiska jak Vanderbilt czy Gould. Czy był pan kiedykolwiek zaproszony do ich domów w obecności pań?

– Nie, ale… – Spuścił oczy. – Byłem raz, ale zdarzył się wypadek i potłukły się jakieś naczynia.

– Rozumiem. Jak pan może przypuszczać, że będę pańską żoną, będę prowadziła taki wspaniały dom jak ten, wydawała kolacje, a pan będzie siedział u szczytu stołu, dziabiąc groszek nożem. Przypuszczam, że je pan groszek nożem.

– W ogóle nie jem groszku. Mężczyzna potrzebuje mięsa i nie musi mu kobieta gadać, co ma robić.

– Żegnam pana – odwróciła się na pięcie i zrobiła dwa kroki, nim złapał ją za ramię.

– Nie wyjdziesz za mnie, jeżeli nie pozwolę się uczyć?

– I ubrać, i ogolić.

– Marzysz, żeby zobaczyć moją twarz, co? – zażartował, ale przestał się uśmiechać, gdy zobaczył, że ona jest absolutnie poważna. – Ile mam czasu, żeby się zdecydować?

– Około dziesięciu minut.

Skrzywił się.

– Kto cię nauczył, jak robić interesy? Daj mi pomyśleć.

Podszedł do okna i stał tam przez kilka długich minut.

– Mam do ciebie parę spraw – powiedział, gdy wreszcie do niej podszedł. – Wiem, że wychodzisz za mnie dla pieniędzy. – Uniósł dłoń, gdy chciała zaprzeczyć. – Nie ma się co wypierać. Nie myślałabyś o tym, z moim jedzeniem nożem, gdybym nie miał tego wielkiego domu. Taka dama nawet nie rozmawiałaby z chłopcem stajennym takim jak ja. Chcę, żebyś udawała i żebyś wszystkim mówiła, że… – Popatrzył w podłogę. – Chcę, żeby wszyscy myśleli, że… zakochałaś się we mnie, a nie że cię siostra wyrolowała, a ja się nawinąłem. Chcę, żeby nawet twoja siostra – powiedział z wyraźnym naciskiem – myślała, że za mną szalejesz, tak jak powiedziałem przed kościołem. I chcę, żeby twoja matka też tak myślała. Nie ma się co mnie bać.

Houston spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. Więc to był ten olbrzymi, budzący postrach, osamotniony w mieście człowiek. Jakie to musi być okropne, kiedy ktoś absolutnie nie potrafi znaleźć się w towarzystwie. Oczywiście, że żadne kobiety nie zniosłyby go w swoich domach, jeśli zdarzały mu się wypadki i tłukła się porcelana. W tej chwili nie należał do żadnego ze światów – ani do biedoty, gdzie pasowałyby jego maniery i mowa, ani do bogaczy, gdzie plasują go pieniądze.

Potrzebuje mnie, pomyślała. Potrzebuje mnie tak, jak jeszcze nikt przedtem. Dla Leandera byłam dodatkiem, przyjemnym, ale niekoniecznym. Lecz dla tego człowieka to, czego ja się nauczyłam, ma zasadnicze znaczenie.

– Będę udawała najbardziej kochającą żonę – powiedziała miękko.

– Więc wyjdziesz za mnie?

– No, chyba tak – odpowiedziała ze zdumieniem.

– Do licha! Edan! – wrzasnął, wybiegając z pokoju. – Lady Chandler za mnie wyjdzie.

Houston usiadła na parapecie. On żenił się z „lady” Chandler. Za kogo, na miłość boską, ona zgodziła się wyjść?

Nim Houston wróciła do domu, zapadł wieczór. Była wykończona i żałowała, że kiedykolwiek usłyszała o Kanie Taggercie. Wydawało mu się, że on będzie sobie mógł siedzieć w domu i pracować, podczas gdy jego narzeczona będzie chodziła sama po przyjęciach i opowiadała wszystkim, jak go strasznie kocha.

– Jeżeli nie będą nas widywać razem, nie uwierzą nawet, że się znamy – oznajmiła mu, siedząc po przeciwnej stronie zawalonego papierami biurka. – Musisz iść na garden party pojutrze, a do tego czasu musimy ci skompletować ubranie i ogolić cię.

– Próbuję kupić ziemię w Wirginii i jutro przyjeżdża człowiek. Muszę tu być.

– Możesz porozmawiać o swoich interesach podczas przymiarek.

– To znaczy, ktoś będzie mnie obmacywał swoimi łapskami? Mowy nie ma. Przyślij tu kogoś z jakimiś garniturami, a ja sobie coś wybiorę.

– Czerwony czy fioletowy? – spytała szybko.

– Czerwony. Widziałem kiedyś czerwony w kratę.

Houston prawie wrzasnęła:

– Przyjdzie do ciebie krawiec uszyć garnitur, a ja wybiorę materiał. Pójdziesz ze mną na garden party i na kilka innych imprez jeszcze przed naszym ślubem.

– Na pewno prawdziwe damy tak się rządzą? Myślałem, że prawdziwe damy nie podnoszą głosu.

– Nie podnoszą na prawdziwych dżentelmenów, ale na takich, którzy chcą chodzić w ubraniach w czerwoną kratę, muszą wrzeszczeć.

Popatrzył ponuro, ale poddał się.

– Dobrze, uszyję sobie garnitur, jaki chcesz, i pójdę na tę twoją chol… milutką herbatkę – poprawił się, wywołując jej uśmiech. – Ale nie wiem nic poza tym.

– Codziennie omówimy jedną rzecz – powiedziała; czuła się zmęczona. – Muszę wrócić do domu. Rodzice będą się o mnie martwić.

– Chodź no tu – powiedział kiwając na nią palcem.

Podeszła sądząc, że jeszcze coś chce jej pokazać. Schwycił ją za rękę i posadził sobie na kolanach.

– Chcesz być moją nauczycielką, to ja cię też chcę czegoś pouczyć.

Przytulił się do jej szyi, ustami łaskotał skórę.

Już chciała zaprotestować, ale nie zrobiła tego, bo zaczęła topnieć.

– Kane – powiedział Edan od drzwi – przepraszam.

Kane odepchnął ją bez ceremonii.

– Będzie tego więcej, kotku – powiedział, jakby była ulicznicą. – Jedź teraz do domu, mam robotę.

Nie powiedziała nic więcej. Zaczerwieniona z zawstydzenia mruknęła „dobranoc” i wyszła.

Teraz jechała nareszcie do domu, zmęczona i głodna, i zastanawiała się, jak powiedzieć rodzinie, że zgodziła się poślubić Kane’a Taggerta.

Dlaczego, zapytywała samą siebie, zgodziła się wyjść za mężczyznę, którego nie kocha, który jej nie kocha, który ją co chwila złości i traktuje jak coś, co sobie kupił?

Odpowiedź przyszła szybko. Bo przy nim czuła, że żyje. Bo jej potrzebował. Blair niedawno przypomniała jej, jak kiedyś lubiła rzucać śnieżkami, i jak najpierw Duncan, a później Leander, przytłumili ją. Zrobili z niej cichą, spokojną kobietkę, jaka im odpowiadała.

Jednak czasami na przyjęciach czuła się jak obraz na ścianie – ładny, przyjemny do popatrzenia, ale zbędny w codziennym życiu. I w końcu Leander sam zamienił jej cichą, spokojną urodę na kobietę, która rozpalała go swym ogniem. Jego gust był nienaganny i z łatwością potrafiłby sam urządzić dom, który dla niej wybudował. Za to Taggert nie potrafił nawet sam kupić swych mebli, a co dopiero ustawić.

Kiedy była z Lee, musiała się mieć na baczności, bo natychmiast zauważyłby każdy jej błąd. Przy Taggercie czuła się wolna. Nakrzyczała dziś na niego, a przez czternaście lat znajomości z Leanderem ani razu nie podniosła na niego głosu.

Odetchnęła głęboko chłodnym, wieczornym powietrzem. Ile przed nią pracy! Zorganizowanie wesela, zbadanie strychu i jego zasobów i ustawienie mebli tak, jak będzie miała ochotę! I trudne zadanie zrobienia z Taggerta dżentelmena!

Gdy dotarła do domu, ogarnęło ją podniecenie. Wyjdzie za człowieka, któremu jest rzeczywiście potrzebna. Zostawiła stajennemu powóz i konia, wyprostowała się i weszła do domu przygotowana na rodzinną burzę.

7

Ku swemu zdziwieniu zauważyła, że w domu panuje cisza i spokój. Weszła przez kuchnię; zastała tam tylko kucharkę i Susan przy zmywaniu.

Opierając się o duży, dębowy stół, wypełniający niemal całe pomieszczenie, spytała:

– Czy wszyscy już poszli spać?

– Tak, panno Blair-Houston – odpowiedziała Susan, czyszcząc młynek do kawy.

– Houston – poprawiła automatycznie. – Susan, czy mogłabyś mi przygotować coś do jedzenia i przynieść na tacy do mojego pokoju?

Idąc na górę zauważyła kilka bukietów świeżych kwiatów, nie pochodzących z ich ogrodu. Przeczytała dołączoną karteczkę:

Dla Blair, mojej przyszłej żony – Leander.

Jej ani razu nie przysłał żadnych kwiatów w ciągu tych kilku miesięcy, kiedy byli zaręczeni. Weszła po schodach, starając się wysoko trzymać głowę.

Jej pokój obito beżową tapetą w subtelny biały wzorek, meble były białe, a w oknach wisiały firanki z ręcznie robionej koronki Battenberg. Niskie stoliczki i oparcia dwóch krzeseł również zdobiła cieniutka koronka, a łóżko pokrywała biała kapa przepikowana w wymyślny wzór.

Gdy Houston rozebrała się do bielizny, przyszła Susan z tacą. Houston wydała kilka poleceń.

– Wiem, że jest późno, ale chciałabym, żeby Willie coś mi załatwił. Niech zaniesie tę kartkę do pana Bagly, tego krawca z Lead Avenue. Nawet gdyby musiał wyciągnąć go z łóżka, musi mu to dostarczyć osobiście. Ma być jutro o ósmej rano w domu Taggerta.

– W domu Taggerta? – spytała Susan, odkładając ubrania Houston. – Więc to prawda, że panienka wychodzi za niego za mąż?

Houston siedziała przy małym mahoniowym biureczku.

– A chciałabyś dla mnie pracować? – zapytała. -1 mieszkać w domu Taggerta?

– Nie jestem pewna, panienko. Czy jest taki zły, jak ludzie mówią?

Zastanowiła się. Służba z reguły wie o ludziach więcej niż ich państwo. Chociaż mieszkał sam, na pewno służba wiedziała o nim to, o czym nie wiedział nikt inny.

– Co o nim słyszałaś?

– Że ma gwałtowny charakter, często się wydziera i nigdy nie jest zadowolony.

– Obawiam się, że to może być prawda – westchnęła Houston – ale przynajmniej nie bije kobiet i nie oszukuje ludzi.

– Jeżeli pani się nie boi z nim mieszkać, panno Houston, to i ja się zdecyduję. Myślę, że tu nie będzie mi już tak dobrze, jak wy obie sobie pójdziecie.