Pociągnął za lejce tak nagle, że aż podskoczyła na siedzeniu. Przed drzwiami jej domu wyskoczył z wozu, prawie ją wyciągnął i postawił na ziemi.

– Muszę wracać. Powiesz o mnie rodzicom, tak? Jutro ci przyślę pierścionek. Jak czegoś potrzebujesz, daj znać Edanowi albo mnie. Spróbuje jutro się z tobą zobaczyć. – Spojrzał przez ramię na jej dom. – Muszę jechać – powiedział i wskoczył do wozu.

W domu czekali na nią Duncan i Opal. Matka z zaczerwienionymi od płaczu oczami, Duncan – spacerując po pokoju.

Houston spróbowała wziąć się w garść, zanim weszła do salonu.

– Dzień dobry, mamo. Panie Gates…

– Gdzieżeś ty była? – syknął Duncan.

– Och, Houston. – Opal zapłakała. – Nie musisz za niego wychodzić. Znajdziesz kogoś innego. To, że Leander popełnił błąd, nie znaczy, że i ty masz to zrobić.

– Zawsze byłaś taka zrównoważona – rzekł Duncan. – To Blair nie miała za grosz rozsądku i pakowała się we wszelkie możliwe kłopoty. Ty, jak na dziewczynę, byłaś niezwykle rozsądna. Miałaś wyjść za Leandera i…

– On już nie chce się ze mną ożenić – zauważyła.

– Ale Kane Taggert chce. – Opal załkała i skryła twarz w mokrej chusteczce.

Houston postanowiła bronić Kane’a.

– Na miłość boską, co zrobił ten człowiek, że zasłużył na taką wrogość? Nie zgodziłam się go poślubić, ale właśnie się zastanawiam, dlaczego nie miałabym tego zrobić.

Opal zerwała się z fotela; podbiegła do córki.

– Jest potworem. Popatrz tylko na niego. Nie możesz żyć z takim cuchnącym niedźwiedziem. Wszyscy przyjaciele cię opuszczą. I opowiadają o nim takie okropne historie.

– Opal! – Duncan powstrzymał ją. Posłusznie wróciła na swoje miejsce, ale dalej popłakiwała. – Houston, rozmawiam z tobą jak z mężczyzną. Nie obchodzi mnie, że ten człowiek w życiu się nie kąpał, chociaż stać go na wannę. Ale są pewne sprawy. – Spojrzał na nią twardo… – Powiadają, że aby zdobyć swoją fortunę, Taggert kazał zabić dwóch ludzi…

– Zabić? – szepnęła Houston. – Gdzie pan to słyszał?

– Wszystko jedno, gdzie.

– Nie wszystko jedno! – krzyknęła. – Nie rozumiecie? Kobiety były wściekłe, że je zignorował, więc wymyślały różne historie. Dlaczegóż mężczyźni mieliby być inni? Leander opowiadał mi o ludziach, którzy próbowali sprzedać panu Taggertowi wyeksploatowaną kopalnię złota. Może jeden z nich rozpuścił te plotki.

– To, co słyszałem, pochodzi z bardzo wiarygodnego źródła – stwierdził Duncan ponuro.

Houston przez chwilę milczała.

– Jakub Fenton – powiedziała cicho, a wyraz twarzy Duncana potwierdził, że ma rację. – Podobno – ciągnęła – pan Taggert odważył się zalecać do ukochanej córeczki Jakuba Fentona, Pameli. Pamiętam, jak ludzie opowiadali, kiedy byłam mała, że ojciec okropnie ją psuje. Oczywiście, że znienawidził mężczyznę, który niegdyś był jego stajennym, a potem miał czelność chcieć poślubić jego rozpuszczoną córeczkę.

– Uważasz, że Fenton kłamie? – oburzył się Duncan. – Wierzysz temu nowemu przybyszowi bardziej niż komuś, kogo znasz całe życie?

– Jeżeli wyjdę za Kane’a Taggerta, powtarzam, jeżeli to zrobię, to będę mu wierzyła bardziej niż Fentonom. A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę się położyć, bo poczułam się bardzo zmęczona.

Wyszła z salonu udając znacznie większą pewność siebie, niż odczuwała. W swoim pokoju rzuciła się zaraz na łóżko.

Wyjść za Kane’a Taggerta? Poślubić kogoś, kto mówił i zachowywał się jak najgorszy ulicznik? Wyjść za mężczyznę, który traktował ją bez odrobiny szacunku, wrzucał ją na wóz i wyciągał jak worek kartofli? Który całował ją jak pomywaczkę?

Usiadła na łóżku.

– Wyjść za kogoś, kto całuje mnie tak, że, jak mówi Blair, przed oczami wszystko staje się czerwone w złote i srebrne plamki? – powiedziała głośno. – Mogłabym to zrobić – szepnęła, oparła się o wezgłowie łóżka i po raz pierwszy zaczęła rozważać możliwość zostania żoną Kane’a Taggerta.

6

Do rana Houston przekonała samą siebie, że absolutnie, pod żadnym warunkiem, nie może wyjść za pana Taggerta.

Matka przy śniadaniu pociągała nosem i biadała:

– Moje piękne córki, co z wami będzie?

Blair i Duncan kłócili się na temat tego, jak Blair zrujnowała siostrze życie, chociaż może nie była to kłótnia, bo byli co do tego zgodni.

Przyłączyła się do dyskusji dopiero wtedy, kiedy padło stwierdzenie, że Kane Taggert ma być karą, jaką sobie nałożyła za stratę Leandera. Jednak nikt nie słuchał, co mówiła, i nic nie było w stanie pocieszyć Blair. Nie chcąc być dłużej przyczyną tych wszystkich płaczów, zdecydowała, że nie może wyjść za Taggerta.

Tuż po śniadaniu ludzie niespodziewanie zaczęli do nich wpadać.

– Właśnie piekłam szarlotkę i przypomniałam sobie, że tak lubisz, Opal, więc zrobiłam dwie. Jak tam bliźniaczki?

Do południa dom był pełen jedzenia i ludzi. Pan Gates siedział w swoim biurze w browarze, więc Houston, Blair i Opal musiały same opędzać się od pytań.

– Houston, czy ty naprawdę zakochałaś się w panu Taggercie?

– Może jeszcze szarlotki? – odpowiedziała.

O jedenastej Blair wymknęła się, zostawiając matkę i siostrę same na placu boju. Wróciła o trzeciej.

– Wciąż tu są? – zdumiała się, widząc tłumek gości na trawniku.

O wpół do czwartej przed domem Chandlerów zatrzymał się piękny powozik, jakiego nikt w mieście jeszcze nie widział. Był biały, z białymi kołami, opuszczaną kremową budą, z błyszczącymi, mosiężnymi okuciami. Przednie siedzenie miało czerwoną, skórzaną tapicerkę, a z tyłu znajdowało się jeszcze jedno miejsce dla służącego.

Ludzie na trawniku, werandzie i w głębi ogrodu przestali wypytywać – zagapili się. Prosto ubrany człowiek wysiadł z powozu i wszedł między gości.

– Która to panna Houston Chandler? – spytał.

– To ja.

Mężczyzna sięgnął do kieszeni, wyciągnął kawałek papieru i zaczął czytać:

Ten oto powóz jest od Kane’a Taggerta, za którego wychodzisz. I koń też.

Złożył papier, włożył z powrotem do kieszeni i odszedł.

– A, jeszcze coś. – Zawrócił. – Pan Taggert przesyła pani jeszcze to.

Rzucił w stronę Houston małą paczuszkę, zapakowaną w brązowy papier. Złapała ją w powietrzu.

Odszedł pogwizdując. Wszyscy patrzyli za nim, dopóki nie znikł za rogiem.

– No i co, Houston. Nie obejrzysz prezentu?

Nie była pewna, czy ma rozpakować, wiedziała, co kryje się w środku. Jeśli przyjmie pierścionek, to znaczy, że przyjmuje i ofiarodawcę.

Wewnątrz pudełeczka znajdował się największy brylant, jaki kiedykolwiek widziała, otoczony dziewięcioma pięknie oszlifowanymi szmaragdami.

Wspólne westchnienie wszystkich pań było w stanie rozkołysać liście na drzewach.

Houston zdecydowanym ruchem zamknęła aksamitne, granatowe pudełeczko; poszła wprost do powoziku. Ujęła lejce i koń ruszył.

Jechała ulicą Sheldona, poprzez rzekę Tijeras, dzielącą miasto na część północną i południową, i stromym podjazdem do domu Taggerta. Ponieważ walenie do drzwi nie dało rezultatu, weszła do środka, skręciła w lewo i zatrzymała się przed drzwiami gabinetu Kane’a.

Siedział przygarbiony nad biurkiem, ćmił cygaro, robił jakieś notatki i wydawał polecenia Edanowi, który prawie leżał rozparty z nogami na biurku i palił równie obrzydliwe cygaro.

Edan zobaczył ją pierwszy i natychmiast wstał, trącając Kane’a w ramię.

Kane zmarszczył się.

– Na pewno ty jesteś Edan – powiedziała podchodząc i wyciągając rękę. Nie była pewna, czy jest służącym, czy przyjacielem. – Jestem Houston Chandler.

– Witaj, Houston – odpowiedział.

A więc, sądząc po pewności siebie, nie był raczej jego służącym.

– Chcę z panem porozmawiać – powiedziała, zwracając się do Kane’a.

– Jeżeli o weselu, to jestem teraz cholernie zajęty. Jak potrzebujesz pieniędzy, powiedz Edanowi, to ci wypisze czek.

Machając ręką, żeby odgarnąć od siebie dym, podeszła do okna i otworzyła je.

– Nie powinniście siedzieć w takim dymie. To bardzo niezdrowo.

Kane uniósł wzrok i popatrzył chłodno.

– A kim ty jesteś, żeby mi wydawać polecenia? To, że masz być moją żoną, nie znaczy, że wolno ci to robić.

– O ile sobie przypominam, jeszcze się nie zgodziłam być pańską żoną, ale skoro nie ma pan czasu, żeby ze mną porozmawiać, nie sądzę, żebym nią została. Żegnam panów.

– Miłego dnia, Houston – odpowiedział Edan z uśmiechem.

– Kobiety! – usłyszała za sobą głos Kane’a. – Mówiłem ci, że kobieta zabierze mi dużo czasu.

Dogonił ją przy drzwiach wejściowych.

– Może się trochę pospieszyłem – powiedział – ale jak pracuję, to nie wolno mi przeszkadzać. Musisz to zrozumieć.

– Nie przeszkodziłabym panu, gdyby to nie było ważne – odpowiedziała chłodno.

– Dobra – powiedział – wejdziemy tu i pogadamy. – Wskazał na pustą bibliotekę. – Zaproponowałbym ci, żebyś usiadła, ale jedyne krzesła są w mojej sypialni. Chcesz tam iść? – spytał z uśmiechem.

– Na pewno nie. Chcę się dowiedzieć, panie Taggert, czy pańska propozycja małżeńska jest zupełnie poważna?

– A skąd niby miałbym czas na te zalecanki, gdyby to nie było poważne?

– Zalecanki? – spytała. – A, rozumiem, w niedzielę rano. Chcę pana zapytać, czy… czy kiedykolwiek pan kogoś zabił albo wynajął kogoś, żeby zabił dla pana?

Kane ze zdumienia otworzył usta i widać było, że się zezłościł, ale po chwili wydawał się rozbawiony.

– Nie, nigdy żem nikogo nie zabił. Co jeszcze chcesz o mnie wiedzieć?

– Wszystko, co pan zechce mi wyznać – odrzekła poważnie.

– Niedużo. Wychowałem się w stajni Jakuba Fentona. Zostałem wyrzucony za kręcenie z jego córką i od tego czasu robię pieniądze. Nikogo nie zabiłem, nie ograbiłem, nie oszukałem, nie pobiłem żadnej kobiety, tylko paru mężczyzn. Jeszcze coś?

– Tak. Gdy pan się oświadczał, powiedział pan, że życzy sobie, żebym umeblowała ten dom. A czy mogę coś zrobić z panem?