Gestem nakazała mu ciszę. Wstała i wyszła do głównego pomieszczenia. Adam popatrzył przez chwilę na śpiącą córeczkę i podążył za Christy.

– Co z nim? – spytała zwięźle.

– Żyje. – W jego głosie brzmiało zmęczenie. – Miał szczęście. Dzięki tobie.

– To twoja zasługa. Nie miałam wystarczającej siły. Zapadła cisza.

– Dziękuję za ponowną opiekę nad Fioną – powiedział cicho. – Zabiorę ją teraz do domu.

– Masz pewność, że nie zostaniesz znowu wezwany? – Rozdrażnienie nadało jej głosowi wyraźnie gniewny ton.

– Stan pana Farquharsona jest stabilny i Richard jest w szpitalu. Jeśli nie zdarzy się coś nieoczekiwanego…

– A jeśli się stanie? – Głos miała lodowaty, a w niebieskich oczach płonął ogień. – Co wtedy, Adamie McCormack? Co wtedy zrobisz? Zostawisz ją znowu?

– Christy, nie mogłem tego przewidzieć. Amy Haddon miała się nią opiekować, kiedy będę zajęty w pracy. Nie liczyłem na…

– A kto miał się nią opiekować, kiedy zostawiłeś ją w Anglii? – warknęła. – Co tam się z nią działo? Też kogoś wynająłeś do opieki? Co z ciebie za drań, żeby tak traktować małe dziecko? – Była tak wściekła, że nie przebierała w słowach. Obraz Fiony skulonej w kącie przebieralni wrył się jej w pamięć i był tak żywy, że nie musiała już mieć innych powodów do gniewu. Była zła na siebie za żywione do niego uczucia, ale teraz myślała tylko o Fionie. – Fiona nie ufa dorosłym – ciągnęła ze złością. – Nie ma niczego. Jej ubranie wygląda jak z trzeciorzędnego sierocińca. Nie ma nawet zabawek. Nie ma matki ani przyjaciół, a z ciebie ma tylko to, czego nie pochłania praca. Jakie życie jej dałeś, Adamie?

– Christy, nie…

– Wiem – przerwała oschle. Powiedziała już tak wiele, że nie mogła się zatrzymać. Ból w oczach Adama wzmagał tylko jej złość. Jeśli myślał, że swoim spojrzeniem wzbudzi jej współczucie… że usprawiedliwi takie traktowanie swej córeczki… – Wiem – powtórzyła z goryczą. – Nie mogłeś przemóc bólu po stracie Sary. Musiałeś porzucić wszystko i znaleźć nowe życie. Potem jednak poczułeś się za nią odpowiedzialny. Ale nie jesteś, Adamie. Nie możesz być dla niej ojcem, robiąc to, co robisz. Wróciłeś dwa dni temu i już dwa razy ją zostawiłeś. Zasługuje na ojca, który by ją kochał. Gdyby to była moja córeczka, kochałabym ją bezgranicznie, nawet jeśli musiałabym zrezygnować dla niej z wszystkiego. Tak czuję, a znam ją krócej niż dobę. Jak możesz żyć ze świadomością, że porzuciłeś dziecko, które masz od czterech lat?

– Ku swej wściekłości stwierdziła, że płacze.

– Zrezygnowałabyś ze wszystkiego dla dziecka…

– Głos Adama zabrzmiał, jakby mówił do siebie.

– Najważniejsi w życiu są inni ludzie – stwierdziła słabym głosem. – Tego mnie uczono od dziecka i w to wierzę. Kiedy… Jeśli będę miała dzieci, wtedy one będą najważniejsze. Dzieci i mąż. Tak jak Fiona powinna być dla ciebie najważniejsza…

Podszedł do niej i mocno chwycił ją za ramiona.

– Nie mówisz tego poważnie, Christy – powiedział zduszonym głosem. – Prawda?

– Wręcz odwrotnie – warknęła. – Puść mnie. Patrzył na nią, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Robił wrażenie człowieka, który otrzymał nagle bezcenny dar.

– Naprawdę poważnie to powiedziałaś?

– Nigdy jeszcze nie byłam tak poważna – oświadczyła. Pulsowała w niej złość. – A teraz idź. Jestem zajęta.

– Wyjdę, jeśli obiecasz, że przyjdziesz dziś do nas na kolację.

– Żartujesz sobie!

– Podobnie jak ty, jestem śmiertelnie poważny. Więc jeśli nie zjawisz się przy moim stole o siódmej, Fiona i ja poszukamy cię. – Zniżył głos do dramatycznego szeptu. – A to miasto jest za małe, żeby się w nim schować.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Oczywiście, nie poszła. Wróciła do domu, wzięła letnią kąpiel, zrobiła kanapkę, której nie mogła zjeść i usiadła na werandzie. Wieczór był upalny i duszny. Adam ze swoją córką siedzieli już zapewne przy kolacji. To nie było przecież poważne zaproszenie.

Chyba jednak było. Dziesięć po siódmej usłyszała hamujący przed jej domem samochód. Nie poruszyła się. Siedziała na niewidocznym z frontu miejscu, a drzwi były zamknięte. Nie miała zamiaru ich otworzyć.

Ale to nie Adam jej szukał. Zza rogu domu wyszła Fiona.

Wyglądała inaczej, choć miała na sobie to samo ubranie. Zamiast warkoczyków jej główkę otaczała gęstwina loczków, niewprawnie związanych czerwoną wstążką z misiami koala. Na widok Christy dotknęła rączką wstążki, sprawdzając, czy jest na miejscu, i skierowała się do niej. Szczeniak, który zerwał się z kolan Christy dopadł Fionę w połowie drogi. Przywitała się z nim spokojnie, zerknęła do tyłu na ojca i z podrygującym psem u boku podeszła do Christy.

– Tatuś przygotował piknik – oznajmiła z powagą. – Musisz przyjść.

Christy zmusiła się do uśmiechu.

– To bardzo uprzejmie z waszej strony – odparła łagodnie. – Ale to twój pierwszy wieczór w nowym domu. Powinniście spędzić go razem.

Fiona ujęła rękę Christy i pociągnęła ponaglająco.

– Ale my mamy piknik – powtórzyła, jakby Christy nie zrozumiała, o co chodzi. Dla nabrania odwagi odetchnęła głęboko. – Tatuś powiedział, że to przyjęcie powitalne dla mnie, a bez przyjaciół nie ma przyjęcia. I powiedział, że jeśli będę wystarczająco odważna, żeby cię zaprosić, to może przyjdziesz.

– Coś ci powiem – oświadczyła Christy desperacko. – Możesz wziąć Kaczkę.

Fiona zastanowiła się i pokręciła głową.

– Nie – odrzekła. – Tatuś mówi, że potrzebujemy przyjaciół-ludzi. Kaczka jest psem-przyjacielem. Kimberley jest koalą-przyjacielem. Jeśli nie przyjdziesz, nie będę miała żadnego przyjaciela-człowieka na przyjęciu.

Christy spojrzała na patrzące na nią z nadzieją oczy i nie mogła odmówić. Przyjaciel-człowiek… Jeśli może dać to Fionie za cenę jeszcze jednego wieczoru z Adamem, to musi to zrobić. Wstała i krytycznie przyjrzała się swojej praktycznej spódnicy i bluzce.

– Nie jestem ubrana na przyjęcie – powiedziała bezradnie.

– Nie szkodzi – uspokoiła ją Fiona. – Ja też nie.

Adam stał przy samochodzie. Uśmiechnął się widząc je obie, lecz Christy Spiorunowała go wzrokiem. Jej uprzejmość nie obejmowała tego szantażysty.

Pojechali nad rzekę, tam gdzie kiedyś kąpali się. Fiona wyskoczyła z samochodu, gdy tylko stanął, otworzyła drzwiczki od strony Christy i chwyciła ją za rękę. Po raz pierwszy zachowywała się jak normalne, podekscytowane czymś dziecko.

– Chodź zobaczyć – zachęcała. – Mamy czerwony koc i poduszki, a pani z kawiarni zrobiła nam kanapki i ciastka, które nazywają się lamington, i tatuś kupił lemoniadę i szam… szam-coś-tam dla was i psie ciastka dla Kaczki. I powiedział, że możemy pływać.

– Zmarszczyła brwi. – Tylko że ja nie umiem pływać – wyznała. – Ale tatuś powiedział, że mnie potrzyma.

Mówiła prawdę. Piknik został starannie przygotowany. Jasnoczerwone serwetki, kryształowe kieliszki do szampana, plastikowy pucharek z błyszczącą słomką dla Fiony, a nawet czerwona miska dla psa ustawiona na serwetce stanowiły miły dla oka obraz.

Adam z półuśmiechem na twarzy słuchał szczebiotu córki. W dżinsach i rozchylonej koszuli robił wrażenie człowieka zrelaksowanego i szczęśliwego. Christy była zdumiona. Nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie.

Powoli odwróciła wzrok, uśmiechnęła się do Fiony i usiadła.

– No to jedzmy, dobrze? – Rzuciła okiem na zegarek. – Nie mogę zostać zbyt długo. Mam w domu jeszcze dużo pracy.

Twarz dziewczynki posmutniała. – Ale…

– Nie martw się, kochanie – uspokoił ją Adam, otwierając przenośną chłodziarkę. – Dziś wieczorem panna Blair jest w naszej niewoli.

– Doktorze McCormack… – Christy była oburzona.

– To prawda, Christy – odparł poważnie. – Telefon i taksówka są daleko stąd. Skoro musisz z nami zostać, postaraj się rozluźnić i spędzić ten czas przyjemnie.


Wbrew własnym oczekiwaniom było jej przyjemnie. Postanowiła ograniczyć rozmowę z Adamem do absolutnie niezbędnego minimum, ale szybko zorientowała się, że jej demonstracyjne zachowanie pozostanie nie zauważone. Fiona mówiła za wszystkich.

Było widać, że poczuła się wreszcie bezpiecznie. Nakładała im na talerze i zapraszała do jedzenia, beształa za to, że nie chcieli kolejnej dokładki i podobnie zachęcała oraz karciła psa. Po posiłku zajęła się kopaniem w piasku, a potem chciała popływać.

Christy nie mogła się kąpać z powodu braku kostiumu. Usiadła na brzegu, ze śpiącym psem na kolanach i przyglądała się zabawie w wodzie. Adam położył córeczkę na swoich piersiach i udawał łódkę. Był pełen energii i wydawało się, że całkowicie przezwyciężył śmiertelne zmęczenie sprzed paru godzin. Wzruszył ją ten widok i zezłościła się na siebie. Nie mogła przecież nadal go kochać. Nie powinna…

W końcu ociekające wodą, szczęśliwe dziecko wyszło na brzeg. Christy osuszyła ją ręcznikiem i owinęła drugim, suchym. Fiona przytuliła się do niej z ufnością. Siedziały obserwując pływającego od załomu do załomu rzeki Adama, aż wreszcie dziewczynka zasnęła.

To jest jak narkotyk, pomyślała z goryczą Christy, głaszcząc pełną loczków główkę. Ciepłe, drobne ciało w jej objęciach i widok Adama… Gdyby był wolny pięć lat temu, to maleństwo mogłoby być jej częścią…

Nagle zobaczyła przed sobą Adama, wycierającego ręcznikiem muskularne ciało i patrzącego na nią z miłością… Ze zdumienia wstrzymała oddech. Wyraz jego twarzy nie budził najmniejszej wątpliwości, jak również fakt, że jego uczucia nie dotyczyły tylko Fiony…

– Adamie, muszę wracać do domu – powiedziała niepewnie, lekko odsuwając śpiącego szczeniaka i próbując wstać.

– Nie. – Uklęknął przy niej i przytrzymał za ręce. – Muszę z tobą porozmawiać. Po to cię tu sprowadziłem.

– Sprowadziła mnie Fiona – poprawiła cierpko. – Inaczej by mnie tu nie było.

– Wiem. – Uśmiechnął się ponuro. – Dobrze o tym wiem. – Wstał, dosuszył się i włożył koszulę. Potem usiadł przy córce.