Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Przyszły weekend

Hej, masz jakieś plany na przyszły weekend? Jak sądzisz, czy udałoby się nam obojgu wyrwać w piątek wcześniej? Zastanawiam się nad wynajęciem samochodu i przejażdżką do domku narciarskiego w Vermont, do którego ktoś dał mi klucze. Wiem, że o tej porze roku raczej nie ma śniegu, ale przysięgam, że jest tam pięknie nawet bez tej białej substancji. A domek ma wszelkie udogodnienia, łącznie z przeogromnym kominkiem, wanną z gorącą wodą i tak, nawet z anteną satelitarną do szerokoekranowego telewizora. Wiedziałem, że na to się złapiesz. Co powiesz?

Całuję

John


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Przyszły weekend

Bardzo chętnie pojechałabym z tobą do Vermont. Może mógłbyś zabrać ze sobą sprzęt fotograficzny i zrobić parę zdjęć, kiedy tam będziemy. Bo czy ty wiesz, że ja nigdy nie widziałam cię w akcji? Przy pracy. Ty codziennie czytasz moją kolumnę, a ja nawet nie widziałam ani jednego zdjęcia zrobionego przez ciebie. To znaczy, pomijając zeszłoroczną sesję kostiumów kąpielowych dla „Sports Illustrated”…

A może zanim pojedziemy, zdążylibyśmy wstąpić do twojego mieszkania, żebym też je mogła obejrzeć. Wiesz, nigdy się jakoś nie złożyło. Nie mam pojęcia, gdzie mieszkasz, kiedy nie zatrzymujesz się u ciotki, ani co tam u siebie masz. To znaczy, jaki masz gust w doborze mebli, i tak dalej. A chciałabym wiedzieć. Naprawdę chciałabym wiedzieć.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Przyszły weekend

Hm, oczywiście możemy zajrzeć do mnie do mieszkania, kiedy tylko zechcesz. Obawiam się tylko, że srodze się rozczarujesz, niestety, bo większość sprzętów to meble z Ikei albo plastikowe skrzynki po mleku.

A co do zabierania sprzętu fotograficznego z nami do Vermont, to myślę, że zrobiłby się z naszego weekendu wyjazd w interesach, nie sądzisz? Po prostu nie planujmy niczego konkretnego. Skąd to nagle zainteresowanie moim gustem w urządzaniu wnętrz? Czyżbyś miała zamiar mi zaproponować, że się wprowadzisz? Na to jest już trochę za późno, nie sądzisz, skoro wszystkie moje czyste koszule i tak obecnie wiszą w twojej szafie? A może nie zauważyłaś? No cóż, naprawdę tam wiszą.

I ja ich stamtąd nie zabieram. Chyba że zdecydujesz się przeznaczyć dla nich jakąś szufladę.

Całuję

John


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fulter@thenyjournal.com›

Temat: Mylisz się

Spytałam Johna, czy mogę obejrzeć jego mieszkanie i on powiedział, że tak i że jest umeblowane plastikowymi skrzynkami po mleku i meblami z Ikei, co znaczy, że to mieszkanie musi istnieć, więc sama widzisz, że on MA swoje własne mieszkanie, i chociaż nie udało mi się jeszcze wybadać go w kwestii pracy, to jednak, skoro wyjedziemy razem na następny weekend i będziemy musieli spędzić w samochodzie czternaście godzin, na pewno zdołam się sporo dowiedzieć na temat jego kariery. Więc sama widzisz.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Myliłam się

Mel, przepraszam za wszystko, co powiedziałam. Nie miałam żadnego prawa. Jest mi naprawdę bardzo, bardzo przykro. Czy mogę ci to wynagrodzić w ten sposób, że zaproszę ciebie i Johna na obiad? Tony mówi, że dostał trochę makaronu z barwnikiem mątwy. Przyjdziecie?

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: No cóż…

Chociaż jestem na ciebie totalnie pogniewana, przyjmuję twoje zaproszenie, żebyś sama mogła się przekonać, jak BARDZO się myliłaś, wymyślając na temat Johna te wszystkie okropne rzeczy. Zobaczymy się z wami około siódmej.

Mel


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Sierżant Paul Reese ‹preese@89komisariat.nyc.org›

Temat: Morderca-transwestyta

Okay. Nie twierdzę, że masz rację, sądząc, że starsza pani znała napastnika, ale powiem jedno: to na pewno był naśladowca. Ode mnie tego nie słyszałeś, rozumiesz? Ale pamiętasz dzieciaka, o którym ci wspominałem? Tego, którego rodzina znalazła w damskiej bieliźnie podwieszonego na haku w łazience? No cóż, sprawdziliśmy go nieco i zgadnij, co znaleźliśmy? Okazuje się, że dzieciak pracuje dla jednej z internetowych firm dostawczych. No wiesz: o każdej porze dnia i nocy, co tylko chcesz. Wchodzisz do sieci i składasz zamówienie, a oni je realizują. Dokonując niewielkiego, dyskretnego wywiadu w miejscu pracy dzieciaka, przekonaliśmy się, że był we wszystkich siedmiu budynkach, w których doszło do morderstw popełnionych przez transwestytę. Mamy wydruk, który dowodzi, że był w każdym miejscu zbrodni dokładnie o tej porze, kiedy morderstwa popełniono. Zabijał je wtedy, kiedy powinien byt dostarczać lody i kasety wideo.

A teraz najgorsza część: dzieciak nigdy nie zawalił żadnej dostawy. Ani razu. Po prostu zabijał te kobiety, a potem ruszał z zamówieniem do następnego mieszkania. I myślisz, że ktokolwiek z jego firmy skojarzył, że ludzie giną; akurat w tych domach, do których dzieciak trafiał ze zleceniem? Och, skądże. A co mają do powiedzenia o swoim idealnym pracowniku? „On jest taki spokojny, taki nieśmiały. NIGDY nie zrobiłby czegoś tak strasznego. Po prostu nie mógłby zabić siedmiu kobiet dla jakichś fatałaszków i paru ćwierćdolarówek”. Dzisiaj chłopaka zamykamy. Wczoraj zwolniono go z oddziału dla świrusów po tej „próbie samobójczej”. Ale jest tu coś, co będzie interesować ciebie: dzieciak nigdy nie realizował żadnej dostawy dla kamienicy pani Friedlander. Nie ma żadnego śladu, że ktokolwiek z mieszkańców tego domu kiedykolwiek korzystał z usług tej konkretnej firmy. Pomyślałem, że cię to zainteresuje.

Paul


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Genevieve Randolph Trent ‹grtrent@trentcapital.com›

Temat: Jestem bardzo rozczarowana…

…tobą, John. Wczoraj mieliśmy kolejne rodzinne spotkanie, a ty znów byłeś nieobecny. Muszę powiedzieć, że zaczyna mnie niezwykle irytować twoje notoryczne lekceważenie okazywane reszcie rodziny. Nieakceptowanie naszej pomocy finansowej potrafię jeszcze zrozumieć, ale kompletne odcinanie nas od twojego życia to zupełnie inna sprawa.

Stacy dała mi do zrozumienia, że ty i ta mała Fuller tworzycie całkiem zaangażowaną parę. Muszę powiedzieć, że zdumiała mnie ta wiadomość, tym bardziej że spotkałam tę pannę tylko raz, i to w zupełnie niezwykłych, muszę przyznać, okolicznościach. W gruncie rzeczy nie jest dla mnie jasne, czy do niej dotarło, że my jesteśmy spokrewnieni.

Twój brat i jego żona – która jest, nawiasem mówiąc, wielka jak kamienica; głowę bym dała, że jej lekarz myli się co do terminu rozwiązania i nie zdziwiłabym się wcale, gdyby urodziła lada moment – bardzo niechętnie rozmawiają ze mną na ten temat, ale jestem pewna, że ty coś knujesz, John.

Poza tym Haley i Brittany mają bardzo ciekawe rzeczy do powiedzenia na temat twojego ślubu z pewną rudowłosą panią, na którym mają zamiar być dziewczynkami od kwiatków i już planują stroje odpowiednie do okazji.

Czy to prawda, John? Naprawdę zamierzasz ożenić się z tą dziewczyną, której nawet porządnie nie przedstawiłeś własnej rodzinie? Jeżeli tak, to muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałam się po tobie podobnego postępowania. Może po niektórych twoich kuzynach, ale po tobie nie, John.

Mam nadzieję, że podejmiesz pewne kroki, żeby szybko naprawić to niedopatrzenie. Podaj mi tylko termin, w którym oboje jesteście wolni, a zadysponuję spokojny, rodzinny obiad. Byłabym wręcz zachwycona, mogąc przedstawić pannę Fuller reszcie Trentów… To znaczy przynajmniej tym, którzy są na przepustce z więzienia.

John, nie bierz mojego lekkiego tonu za brak troski. Troszczę się, i to bardzo. Tak bardzo, że gotowa jestem przymknąć oczy na twoje doprawdy zadziwiające zachowanie w całej sprawie. Ale tylko do czasu, drogi chłopcze.

Pozdrawiam

Mim


Do: Genevieve Randolph Trent ‹grtrent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: O nic się nie martw

Mim, daj mi tylko jeszcze jeden tydzień, dobrze? Jeszcze jeden tydzień i możesz ją poznać – tym razem wszystko odbędzie się jak należy. Jest pewien drobiazg, który muszę jej przedtem wyjaśnić.

Czy nie możesz zdobyć się na jeszcze odrobinę cierpliwości? Obiecuję, że warto.

John.


Do: Sebastian Leandro ‹sleandro@hotphotos.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: No jak, udało się?

Dawno się nie odzywałeś. Znalazłeś coś dla mnie? W ogóle cokolwiek?

Posłuchaj, jeśli jeszcze nie całkiem do ciebie dotarło: POTRZEBUJĘ PRACY. W tej chwili mam wyjątkowo ograniczone dochody. Vivica wyssała mnie do sucha…

I teraz, bardziej niż kiedykolwiek, muszę się stąd wydostać. Ona zaczyna mówić o zobowiązaniach, Sebastianie. O małżeństwie. O przyszłości. Okazała się w stosunku do mnie zupełnie krowim typem.

Ja tego po prostu nie rozumiem. Przyjeżdżam do Key West z jedną z najpopularniejszych supermodelek w tym kraju, i po kilku tygodniach zostaję bez grosza przy duszy. Miałem sobie zrobić małe wakacje, a muszę jej robić wykłady na temat przeludnienia. Bo ona zaczyna bredzić coś o dzieciach. Musisz coś dla mnie znaleźć, stary. Liczę na ciebie.

Max


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: Sebastian Leandro ‹sleandro@hotphotos.com›

Temat: Słuchaj, facet


Ni stąd, ni zowąd wyjeżdżasz w najbardziej ruchliwym sezonie. I nie twierdzę, że cię obwiniam. W końcu to Vivica. Na twoim miejscu zrobiłbym to samo.

Ale w tym interesie nie da się zniknąć na trzy miesiące, a potem sobie wrócić, jakby nigdy nic. Nowe talenty zdążyły już przejąć pałeczkę. Jest tu parę naprawdę spragnionych sukcesu dzieciaków, które są niezłe. Naprawdę niezłe. Ale nie żądają takiej kasy jak ty, koleś. Co nie znaczy, że nie próbuję. ZNAJDĘ coś dla ciebie. Musisz jednać dać mi trochę czasu. Skontaktuję się z tobą, jak tylko będę coś wiedział. Przysięgam.