A potem John wrócił i powiedział, że wszystkim się już zajął, a gliniarze sobie poszli, a potem weterynarz zaproponował, żebyśmy poczekali, dopóki operacja się nie skończy, w razie gdyby doszło do jakichś komplikacji, wiec wróciliśmy na swoje krzesła i zapytałam:

– Czemu ten policjant mówił do ciebie Trent? A John odparł:

– Och, tacy są policjanci, oni zawsze wymyślają ludziom jakieś przezwiska.

Ale ja miałam nieodparte wrażenie, że jest coś, czego on mi nie mówi.

On się musiał zorientować, że tak myślę, bo powiedział mi, że nie muszę tam siedzieć i czekać razem z nim, że zapłaci za moją taksówkę i że ma nadzieję, że zjem kolację bez niego. Na co ja zapytałam go, czy zwariował, a on powiedział, że mu się nie wydaje, a ja stwierdziłam, że każdy, kto ma tak wiele przezwisk jak on, musi mieć jakiś poważny problem ze sobą, a on się ze mną zgodził, po czym przez dwie godziny sprzeczaliśmy się przyjemnie na temat tego, którzy seryjni mordercy w dziejach świata mieli najbardziej nierówno pod sufitem, a wreszcie weterynarz wyszedł i powiedział, że Tweedledum odpoczywa, a my możemy iść sobie do domu. No więc poszliśmy.

Jak na manhattańskie standardy było już za późno, żeby dostać gdzieś obiad – to znaczy zaledwie dziesiąta – a John miał wielką ochotę na jedzenie, mimo że przepadła nam już rezerwacja tam, dokąd zamierzał nas zabrać. Ale mnie już nie chciało się walczyć z tłumami o późną kolację, więc John się zgodził i powiedział:

– Chcesz znów zamówić chińszczyznę? A ja powiedziałam, że to chyba dobry pomysł, i posiedzimy z Paco i Panem Pepperem, którzy na pewno zdenerwowali się zniknięciem kociego brata. Poza tym wyczytałam w „TV Guide”, że na PBS miał lecieć Chudy.

No więc wróciliśmy do jego mieszkania – czy raczej powinnam powiedzieć, do mieszkania jego ciotki – i znów zamówiliśmy wieprzowinę moo shu, i jedzenie pojawiło się dokładnie wtedy, kiedy zaczynał się film, więc jedliśmy je na stoliku do kawy pani Friedlander, siedząc na jej wygodnej skórzanej sofie, na którą upuściłam nie jeden, ale dwa naleśniki wiosenne wymazane tą pomarańczową paciają.

I tak się złożyło, że właśnie wtedy zaczął mnie całować. Poważnie. Ja totalnie przepraszałam go za to, że rozmazałam to pomarańczowe paskudztwo na sofie jego ciotki, kiedy on się pochylił, WSADZIŁ KOLANO w TĘ MAŹ i zaczął mnie całować. Nie byłam tak zaszokowana od czasu, kiedy mój korepetytor z algebry zrobił dokładnie to samo na początku drugiej klasy liceum. Tylko że wtedy nie było żadnej pomarańczowej mazi, a my rozmawialiśmy o potęgach, nie o papierowych ręcznikach. I powiem ci jedno, Max Friedlander całuje się o niebo lepiej, niż kiedykolwiek całował się mój korepetytor z algebry. To znaczy całuje się, jakby nic innego przez całe życie nie robił. Myślałam, że mi głowa eksploduje. Poważnie. Aż TAK dobrze całuje. Zresztą może wcale nie jest aż tak dobry w te klocki. Może tylko tak dawno nikt mnie nie całował, jakby naprawdę tego chciał – no wiesz, tak NAPRAWDĘ – że już zapomniałam, jak to Jest, kiedy człowiek się całuje. John całuje znakomicie. NAPRAWDĘ znakomicie. Kiedy już przestał mnie całować, byłam w stanie takiego szoku i miałam takie zawroty głowy, że udało mi się wykrztusić wyłącznie:

– Po co TO zrobiłeś?

Co chyba było trochę niegrzeczne, ale on się nie przejął. Odparł:

– Bo miałem ochotę.

No wiec zastanowiłam się nad tym przez, powiedzmy, setną cześć sekundy i potem wyciągnęłam ręce, objęłam go i powiedziałam:

– To dobrze.

A potem ja trochę go wycałowałam. I to było naprawdę przyjemne, bo sofa pani Friedlander ma mnóstwo miękkich poduszek i John tak jakby osunął się na mnie, a ja tak jakby osunęłam się między te poduszki, a potem całowaliśmy się przez bardzo długi czas. Prawdę mówiąc, całowaliśmy się, dopóki Paco nie zdecydował, że chce wyjść na spacer i nie wcisnął swojego wielkiego mokrego nosa między nasze twarze. I wtedy zdałam sobie sprawę, że lepiej będzie, jeśli się stamtąd wyniosę. Po pierwsze, wiesz, co nasze matki zawsze mawiały o całowaniu się przed trzecią randką. A po drugie, nie chciałabym cię zgorszyć, ale tam na dole działy się całkiem ciekawe rzeczy. Jeśli mnie rozumiesz.

A Max Friedlander absolutnie NIE JEST gejem. Geje nie dostają pełnej erekcji od całowania się z dziewczynami. Tyle to wie nawet taka dziewczyna z małego miasteczka na Środkowym Zachodzie jak ja.

No więc, podczas gdy John przekleństwami wypędzał psa z pokoju, ja doprowadziłam się do porządku i powiedziałam skromnie:

– Dziękuję ci za uroczy wieczór, ale chyba muszę już iść.

A potem uciekłam stamtąd, chociaż on jeszcze mówił:

– Mel, poczekaj, musimy porozmawiać.

Nie zaczekałam. Musiałam się stamtąd wydostać, póki jeszcze kontrolowałam własne funkcje motoryczne. Mówię ci, Nadine, pocałunki tego faceta wystarczą, żeby znieczulić człowiekowi pień mózgowy, tak dobrze się całuje.

No więc, o czym tu jeszcze gadać?

Cóż, pozostaje tylko jedno: Nadine, zapowiadam ci to od razu, na twój ślub przyjdę z chłopakiem.

Muszę lecieć. Palce mi zdrętwiały od długiego pisania, a wciąż jeszcze muszę stworzyć kolumnę na jutro. Między Winoną a Chrisem Nothem rzeczy się klarują. Mówi się o wakacjach na Bali. Nie chce mi się wierzyć, że Winoną i ja znalazłyśmy chłopaków w tym samym czasie! To tak jak wtedy, kiedy ona i Gwyneth spotykały się z Mattem i Benem – tylko jeszcze fajniej! Bo tym razem chodzi o mnie!

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Mam nadzieję, że przynajmniej…

…pozwoliłaś mu zapłacić za chińszczyznę.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: No cóż, jasne, że…

…zapłacił za chińszczyznę. Poza napiwkiem, fakt. Nie miał jednodolarówek.

Dlaczego taka jesteś? Bawiłam się świetnie. Myślałam, że było uroczo.

I przecież wcale nie pozwoliłam mu się obmacywać ani nic takiego, na litość boską.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Ja po prostu myślę…

…że to wszystko dzieje się za szybko. Nawet nie widziałam tego faceta na oczy. Nie obraź się, Mel, ale nie masz zbyt porządnej kartoteki, jeżeli chodzi o mężczyzn – Aaron jest tego tylko koronnym przykładem. A ten członek Delta Upsilon i numer ze skarpetką, sama wczoraj wspomniałaś?

Ja tylko mówię, że poczułabym się znacznie lepiej z tym wszystkim, gdybym po prostu poznała tego człowieka. Mimo wszystko, usłyszałyśmy o nim od Doiły parę ciekawych rzeczy. Jak mam się czuć, twoim zdaniem? Jesteś dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy nie miałam. Chcę się tylko upewnić, że nikt cię nie zrani.

Więc zmuś go, żeby któregoś dnia przyszedł po ciebie i zabrał cię na lunch, czy coś, dobrze? Z najwyższą przyjemnością daruję sobie zajęcia na rowerkach… Nie wściekaj się na mnie.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Jesteś taką…

…matką kurką.

Ale dobrze, skoro nalegasz, chyba mogłabym to jakoś zaaranżować, żebyście na siebie wpadli. Boże, czego się nie robi dla przyjaciół.

Mel


Do: John Trent ‹john.trent@ thenychronicle.com›

Od: Genevieve Randolph Trent ‹grtrent@trentcapital.com›

Temat: Twoje zachowanie ostatnimi czasy

Drogi Johnie!

Tu mówi twoja babka. Czy raczej powinnam powiedzieć: pisze. Jak sądzę, zdziwisz się, otrzymując wiadomość ode mnie tą drogą. Wybrałam e-maila, ten środek korespondencji, ponieważ nie odpowiedziałeś na ani jeden z moich telefonów, a twój brat Jason zapewnia mnie, że o ile być może nie sprawdzasz wiadomości na swojej automatycznej sekretarce, to istotnie czasami odpowiadasz na wiadomości przesyłane drogą elektroniczną.


Zatem, do rzeczy.

potrafię wybaczyć fakt, że zdecydowałeś się kompletnie zrezygnować z przezorności i poświęciłeś się własnej karierze zawodowej na polu, którego – mówiąc otwarcie – żaden godzien szacunku Trent – ani Randolph, skoro już o tym mowa – nigdy by nie wziął pod uwagę. Dowiodłeś mi, że nie wszyscy reporterzy prasowi to pijawki.

Mogę też wybaczyć fakt, że zdecydowałeś się wyprowadzić z domu i zamieszkałeś sam, najpierw w piekielnej dziurze na Trzydziestej Siódmej z tym włochatym szaleńcem, a potem w twoim obecnym mieszkaniu, w Brooklynie, który – jak mi mówią – jest najbardziej uroczą z pięciu dzielnic, pomijając okazjonalne rozruchy czy zapadające się pod ziemię supermarkety.

Potrafię ci wybaczyć, że zdecydowałeś się nawet nie dotknąć tych pieniędzy, które trzymano dla ciebie na funduszu powierniczym od czasu śmierci dziadka. Mężczyzna powinien sam torować sobie drogę w życiu, jeśli to w ogóle możliwe, a nie polegać na rodzinie, kiedy chodzi o środki utrzymania. Przyklaskuję twoim wysiłkom w tym względzie. To o wiele więcej, niż usiłowały zrobić wszystkie inne moje wnuki. Spójrz na swojego brata ciotecznego, Dickiego. Jestem pewna, że gdyby ten chłopiec miał podobne powołanie jak ty, John, nie spędzałby polowy swojego czasu, pchając sobie do nosa substancje, które w żaden sposób nie powinny tam trafiać.

Ale doprawdy nie potrafię wybaczyć ci, że opuściłeś parę dni temu uroczystość otwarcia tamtego skrzydła. Wiesz przecież, ile dla mnie znaczy moja działalność charytatywna. To skrzydło onkologiczne, które sfinansowałam, jest dla mnie szczególnie istotne, bo przecież wiesz, iż to nowotwór zabrał mi twojego dziadka. Rozumiem, że mogłeś mieć wcześniejsze zobowiązania, ale mogłeś przynajmniej okazać tyle grzeczności, żeby mnie jakoś zawiadomić. Nie będę ci kłamać, John. Tego wieczoru szczególnie zależało mi na twojej obecności, ponieważ jest pewna młoda dama, z którą bardzo chciałam cię zaznajomić. Wiem, wiem, co sądzisz na temat przedstawiania cię niezamężnym córkom moich przyjaciół. Ale Victoria Arbuthnot, którą na pewno pamiętasz z czasów dzieciństwa i swoich wakacji spędzanych w Vineyard – Arbuthnotowie mieli posiadłość w Chilmark – wyrosła na całkiem atrakcyjną młodą kobietę – poradziła sobie nawet z tym okropnym problemem podbródka, który doskwierał tak wielu Arbuthnotom. I z tego co mi wiadomo, jest ona kimś ważnym na rynku inwestycji kapitałowych. Skoro kobiety nastawione na karierę zawsze ci się podobały, postarałam się, żeby Victoria pojawiła się na otwarciu skrzydła. John wyszłam na kompletną idiotkę! Musiałam zepchnąć Victorię na barki twojego kuzyna Billy’ego. A wiesz, co o nim myślę.