Ale on wcale nie chciał mówić o sobie! Chciał tylko wiedzieć, gdzie studiowałam i takie tam. Wypytywał mnie o mnóstwo rzeczy na temat Lansing. Jakby TO mogło być interesujące! Opowiedziałam mu, jak raz kiedyś do miasteczka przyjechały Anioły Piekieł, no i oczywiście o tornadzie, które zdarło dach z budynku stołówki gimnazjum (niestety, stało się to latem, więc nawet nie mieliśmy wolnego).

Wreszcie zabrakło mi pary i zaproponowałam, żebyśmy wrócili do domu. Ale po drodze do metra mijaliśmy bar, gdzie grali bluesa na żywo! Wiesz, że nie umiem się oprzeć bluesowi. Albo zauważył, że mam żałosną minę, albo co, w każdym razie powiedział: „Wejdźmy do środka”.

Kiedy zobaczyłam, że wstęp kosztuje piętnaście dolarów i jeszcze trzeba zamówić minimum dwa drinki, powiedziałam coś w rodzaju: „Nie, naprawdę nie musimy…”, ale on stwierdził, że kupi drinki, jeżeli ja zapłacę za wjazd, co moim zdaniem było bardzo przyzwoite z jego strony, bo sama wiesz, że w takich miejscach liczą sobie po dziesięć dolarów za jedno piwo. Więc weszliśmy do środka i wtedy jakoś odzyskałam wigor, i bardzo dobrze się bawiłam, i piłam piwo, i jadłam orzeszki ziemne, i rzucałam skorupki na podłogę, a potem zespół zrobił sobie przerwę i okazało się, że jest północ, i oboje jak na komendę wrzasnęliśmy: „O mój Boże, Paco!”

No więc pognaliśmy z powrotem – podzieliliśmy się opłatą za taksówkę, dość sporą, ale o tej porze dużo szybciej taksówką niż metrem – i udało nam się wrócić, zanim nastąpił jakiś poważniejszy wypadek (pies nawet nie zdążył zacząć wyć), no więc powiedziałam mu „dobranoc” przy windzie, a on powiedział, że powinniśmy to kiedyś powtórzyć, a ja stwierdziłam, że bardzo chętnie i że wie, gdzie mnie znaleźć, i wtedy poszłam do siebie do mieszkania i wzięłam prysznic, żeby zmyć z włosów ten dym z baru, bo cała byłam przesiąknięta tym dymem.

Zauważ proszę, że nie doszło do żadnych awansów (to dotyczy obu stron) i że wszystko odbyło się w bardzo przyjaznej atmosferze, bez niedomówień i po dorosłemu. I teraz mam nadzieję, że będziesz się wstydziła za siebie i za te wszystkie podłe rzeczy, które o nim myślałaś, bo on jest naprawdę bardzo miły i zabawny, i miał na sobie bardzo fajne dżinsy, dawno takich nie widziałam – nie za obcisłe, ale też i nie za luźne, z paroma szalenie interesującymi wytartymi miejscami, plus rękawy koszuli podwinięte niemal do łokcia…

Oho, idzie George. Zaraz mnie zabije, bo wciąż jeszcze nie dostał jutrzejszej kolumny. Muszę spadać.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Zaraz, zaraz…

…dlaczego on NIE PRÓBOWAŁ mnie podrywać? O mój Boże! Ja jednak naprawdę muszę być odrażająca!

Mel


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Ta ruda ma z tym coś wspólnego, prawda?

No cóż, OCZYWIŚCIE. John


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Możesz mnie zaskarżyć

Dobra. Po pierwsze, nie jesteś odrażająca. Skąd ci się biorą takie pomysły?

Po drugie, zawsze jestem skłonna przyznać się do pomyłki, więc teraz przyznaję: myliłam się co do tego faceta. Przynajmniej jak do tej pory.

Moim zdaniem to trochę dziwne, że on chce, żebyś nazywała go John. No bo co to za przezwisko: JOHN? Powiem ci od razu: to jest imię, a nie przezwisko.

Ale nieważne. Miałaś rację. Nie jesteś dzieckiem. Możesz podejmować własne decyzje. Chcesz siedzieć i słuchać bluesa, jeść orzeszki ziemne i rozmawiać z nim ó kataklizmach natury? A proszę cię bardzo. Nie będę próbowała cię powstrzymywać. To naprawdę nie jest moja sprawa.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Co się z tobą…

…dzieje? Od pięciu lat, odkąd się znamy, wtykałaś nos we wszystkie szczegóły mojego życia – tak samo jak ja w szczegóły twojego. Więc skąd teraz nagle te bzdury w rodzaju: „To naprawdę nie jest moja sprawa”?

Czy stało się coś złego, a ty mi o tym nie powiedziałaś? Ty i Tony pogodziliście się, prawda? To znaczy, po kłótni na temat tego, co Tony powiedział u wujka Giovanniego. Mam rację? Prawda?

Nadine, ty i Tony nie możecie ze sobą zerwać. Jesteście jedyną znaną mi parą, która faktycznie wydaje się szczęśliwa. Oczywiście poza Jamesem i Barbrą.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Tak, Tony i ja…

…pogodziliśmy się. To nie ma z nim nic wspólnego. A przynajmniej nie bezpośrednio. Tylko że – i naprawdę nie chcę, żeby to brzmiało jak użalanie się nad sobą albo bezsensowne marudzenie, albo coś takiego, ale… – rzecz w tym, Mel, że jestem po prostu… GRUBA!

Jestem tak strasznie gruba i w żaden sposób nie mogę schudnąć, i mam dosyć jedzenia chrupek ryżowych, a Tony ciągle przynosi do domu z restauracji resztki świeżego chleba, i robi z nich rano francuskie grzanki…


Ja kocham Tony’ego, naprawdę go kocham, ale sama myśl, że stanę przed ołtarzem i do całej jego rodziny odwrócę się tyłkiem w takim rozmiarze, sprawia, że mam ochotę się powiesić. Mówię poważnie. Gdybyśmy tylko mogli razem uciec…

Nadine:-(


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nie!

Nie możecie uciec. Jeżeli uciekniecie, to co ja zrobię z tą głupią sukienką druhny w kolorze bakłażana, którą kazałaś mi kupić. Dobra. Dosyć tego, Nadine. Sama mnie do tego zmusiłaś. Ale chcę, żebyś pamiętała o jednym – robię to dla twojego dobra.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Robisz co?

Mel, o co chodzi? Strasznie mnie zdenerwowałaś. Nie cierpię, kiedy jesteś taka.

A ja myślałam, że podobały ci się sukienki dla druhen, które wybrałam.

Mel???

MEL???

Nadine.


Do: Amy Jenkins ‹amy.jenkions@thenyjournal.com›

Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Program utraty wagi

Droga panno Jenkins,

skoro wy, pracownicy Działu Kadr, jesteście tak chętni do udzielania pomocy nam, zabieganym redaktorom z newsroomu, zastanawiam się właśnie, czy mogłaby pani dać nam znać, gdyby New York Journal” oferował swoim pracownikom zniżkowe karnety do którejkolwiek z pobliskich siłowni? Proszę mnie zawiadomić jak najszybciej. Dziękuję.

Melissa Fuller

Redaktorka Strony Dziesiątej

„New York Journal”


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Czyś ty kompletnie oszalała?

CO TY WŁAŚCIWIE WYRABIASZ NAJLEPSZEGO???

Ja nie mogę się zapisać do siłowni! Mam depresję, a nie skłonności samobójcze! Ja cię po prostu zamorduję…

Nadine


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.conn›

Temat: Skoro już mowa o katastrofach

Cześć, słyszałeś najnowsze wiadomości? Na Bahamach tworzy się potężny tropikalny niż. Moim zdaniem wkrótce zrobi nam się z tego tropikalny huragan, i to już na dniach. Trzymaj kciuki.

Mel

PS Następnym razem, kiedy będziesz chciał iść odwiedzić ciotkę, daj mi znać, a chętnie pójdę z tobą. Słyszałam, że ludzie w śpiączce rozpoznają głosy znajomych, więc może mogłabym coś do niej pogadać. Wiesz, kiedyś widywałam się z nią prawie codziennie…


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Ja

Cześć! Jak leci? Dawno się nie słyszeliśmy, co? Pomyślałem sobie właśnie, że sprawdzę, jak się rzeczy mają. Co u ciotki? Przekręciła się już?

Tylko żartuję. Wiem, że jesteś na ten temat przewrażliwiony, więc nie będę sobie dowcipkował na temat starszych pań, które się wybierają na spotkanie ze Stwórcą.

Poza tym, ja kocham tę starą harpię. Naprawdę.

No cóż, tu w Key West wszystko idzie pływające. Mówię to dosłownie. Viv i ja odkryliśmy któregoś dnia plażę nudystów i mogę ci, John, powiedzieć tylko jedno – jeżeli nie pływałeś na golasa z supermodelką o wygimnastykowanych nogach, to nie znasz życia, synu.

Teraz Viv jest w mieście i depiluje sobie okolice bikini (to na te okazje, kiedy musimy zakładać ciuchy, na przykład przy basenie hotelowym), postanowiłem więc dowiedzieć się, co słychać u ciebie, stary. Wiesz, naprawdę wyratowałeś mnie z niezłych tarapatów i nie myśl sobie, że tego nie doceniam.

W rzeczy samej, doceniam do tego stopnia, że postanowiłem udzielić ci paru rad. Rad na temat kobiet, oczywiście, skoro wiem, jak ty sobie z nimi poczynasz. Przede wszystkim, nie powinieneś być taki nadęty. Naprawdę nie jesteś odpychającym facetem. A teraz, kiedy – mam nadzieję – ubierasz się dzięki moim wskazówkom z nieco większą klasą, na pewno trochę więcej się wokół ciebie dzieje. Myślę, że już czas zająć się Przewodnikiem po Kobietach – Panoptikonem Maksa Friedlandera. Istnieje siedem rodzajów kobiet. Zapisałeś? Siedem. Nie więcej. Nie mniej. To wszystko. Oto poszczególne typy:

1. ptasi

2. krowi

3. psi

4. kozi

5. koński

6. koci

7. świniowaty

Teraz tak: mogą się trafiać kombinacje niektórych charakterystyk. Na przykład można spotkać bardzo świniowatą młodą damę – hedonistyczną, łakomą itd. – która ma w sobie także coś ptasiego – pustą głowę, trochę może roztrzepaną. Twierdzę, że najlepszym połączeniem jest dziewczyna taka jak Vivica: kocia – seksowna i niezależna, a jednocześnie podobna do konia – dumna, ale romantyczna. Naprawdę lepiej unikać typu psiego – zbyt uległy – oraz krowiego – nazwa mówi sama za siebie. No i trzymałbym się z daleka od kóz – są krnąbrne i za bardzo lubią różne gierki, i tak dalej.