– Coś jeszcze, prawda? – spytała Emily.

– Nigdy nie znaleźliśmy sprawcy, który działał poza Verdun – przypomniał im Castlereagh. – Opowieść Palina o sprzedajnym dżentelmenie bardzo dobrze pasuje do tego, co wiemy lub czego domyślamy się o nim. NIewiele tego jest. Dżentelmen d'etenu byłby z łatwością akceptowany w gronie oficerów i mógłby wśród nich zbierać informacje.

Castlereagh przysunął się bliżej. Zniżył głos, mówił o ważniejszych sprawach.

– D'etenus wrócili już do domu. Bardzo prawdopodobne, że zdrajca jest wśród nich. Nie myślcie, że nie zużytkuje informacji, które posiada, choć Napoleon został uwięziony. Jeżeli jedyną ambicją tego człowieka są pieniądze, to istnieją przecież inni kupcy. Tego człowieka trzeba znaleźć.


* * *

Słowa Castlereagha i blada, ściągnięta twarz Emily towarzyszyły Tony'emu przez cały wieczór i nie miały dobrego wpływu na jego grę w wista. PO drugiej stronie samotnego stolika w jego mieszkaniu siedział Gus, cierpliwie próbując wyjaśnić, jak należy teraz licytować.

– Nie uważasz – skarżył się Gus. – Ani na mnie, ani na karty.

– Przepraszam, Gus. Myślę. – Tony oddał karty przyjacielowi, żeby jeszcze raz rozdał.

– Myślisz? Czy spodziewasz się, że taka wymówka miałaby znaczenie w klubie u sir Johna? Nie wierzę – tasował karty – że angielski dżentelmen może przyznać się do takiej czynności. Dopóki nie jest kimś tak poważnym jak lord Castlereagh.

Tony patrzył na szyderczą minę przyjaciela. Krótka chwila, którą wraz z Emily spędził z ministrem spraw zagranicznych z pewnością nie przeszła niezauważona, lecz rozmowa ich była tak poufna, że gus postanowił to jakoś skomentować.

– Gus – powiedział Tony – widzę przed tobą bliskotliwą karierę dyplomaty.

– Myślisz? Nie, po Kongresie jadę do domu. JUż czas – powiedział po prostu Gus.

Tony skinął głową. Dobrze rozumiał tęsknotę za domem, choć obrazy Howe, jakie jawiły mu się w myślach, nie niosły takiego samego uspokojenia jak przedtem. Czegoś w tych obrazach brakowało, czegoś istotnego.

– Będzie mi ciebie brak, Gus – powiedział Tony bez ogródek.

Obaj zbyt razem wiele przeżyli, by trzeba było dodać coś jeszcze.

– Jeśli jeszcze raz zdecydujesz się podbić Kontynent, musisz mnie odwiedzić, zobaczyć, jakie piękne są moje góry – Gus podniósł swoje karty i zaczął uważnie mu się przyglądać. – Słyszałem, że panna Meriton może pojedzie do Wiednia na Kongres. Czy sądzisz, że dałaby się namówić na małą wycieczkę?

Tony zesztywniał.

– Nie wiem – powiedział. Udając zainteresowanie kartami, miał nadzieję, że jego uczucia nie były za bardzo czytelne.

– Wyglądała dziś bardzo pięknie w tej… jak byś nazwał kolor jej sukni?

– Szary – powiedział Tony. Choć nie jak łupek. Mieniła się podczas ruchu. Przypominała mu kolor jej oczu, gdy była zmartwiona. Miała też we włosach srebrną przepaskę.

– Bardzo pięknie – powtórzył Gus, podczas gdy Tony na chybił-trafił układał sobie w ręce karty. – KIedy pomyślę wstecz, i uświadomię sobie, że początkowo wątpiłem w jej nadzwyczajne zalety, czuję się jak idiota. Jak kobieta może być tak cudowna, tak przeurocza? – zastanawiam się. To tobie powinienem dziękować, że posłałeś mnie żebym jej poszukał, przyjacielu.

Lecz czy Gus powinien dziękować? Początkowo Tony był ślepy z zazdrości, która dopalała go, kiedykolwiek jakiś człowiek choćby przemówił do Emily. Jednak głupotą byłoby odczuwać zazdrość o Gusa, kiedy Emily zaręczona była z kuzynen Tony'ego. Tony badał twarz przyjaciela, pozornie zainteresowanego tylko swoimi kartami. Na swój własny sposób Gus mógł być w ukrywaniu uczuć tak biegły jak Tony.

– Prawdę mówiąc – ciągnął Gus, jakby niezauważył niezwykłego milczenia przyjaciela – całe to doświadczenie okazało się wielce pouczające. Spotkać tak przywiązaną do siebie parę jak sir John i jego dama… cóż, to sprawia, że myśli się o swojej własnej przyszłości o ustatkowaniu się…

Tony nie mógł tego znieść. Z obrzydzeniem rzucił swoje karty i podszedł do okna.

– To bez sensu, Gus. Obiecała wyjść za mojego kuzyna.

Zanim Gus odpowiedział, przez chwilę panowała cisza.

– Tony, przykro mi. Nie miałem pojęcia. Wybacz.

Tony odwrócił się zmieszany.

– Co miałbym ci wybaczyć?

– Panna Meriton to urocza i inteligentna kobieta, ale ona nie jest dla mnie. Myślałem, że to właściwa kobieta dla ciebie i chciałem cię tylko trochę podrażnić, żebyś się przyznał.

Gus był strwożony, że jego dobroduszne żarty tylko przypomniały Tony'emu, jaki jest nieszczęśliwy.

– Och, masz rację, przyjacielu – wyznał Tony. – Ona jest tą jedyną. Tylko zjawiłem się za późno, żeby jej to powiedzieć.

– Ale po co ta tajemnica? Och, rozumiem – Gus sam sobie odpowiedział na pytanie. – Zanim ustalą prawo do tytułu. Ale jeśli nie ogłosili zaręczyn, to… – zaczął wywodzić.

– Czy sądzisz, że ogłoszenie albo brak ogłoszenia ma dla Emily jakieś znaczenie, jeśli już dała słowo?

Niesłychane, Tony prawie krzyczał. Następnie wziął głęboki oddech i zaczął składać karty. Po tym wszystkim nie dałoby się wrócić do zawiłości wista.

– Tony – powiedział Gus spokojnie – czy nic dla ciebie nie znaczy, że to wszystko, co miała do wyboru?

– Wszystko? – odpowiedział, pozwalając sobie na przyjemność sarkazmu. – Mówimy o pannie Emily Meriton.

– Mówimy o jej zaręczynach z człowiekiem, którego nie kocha.

Tony rzucił przyjacielowi błagalne spojrzenie. Czy Gus nie zdaje sobie sprawy, że ta rozmowa to dla niego tortura?

Jednakże Gus ciągnął uparcie.

– I który jej nie kocha – powiedział z naciskiem wymawiając każde słowo.

Tony sądził, że nic go już nie zdziwi, lecz na te słowa osłupiał. Choć Letty powiedziała mu, że nie lubi Edwarda, nigdy nie przyszło mu do głowy, że jego kuzyn mógłby nie kochać Emily.

– Nie kocha jej? – powtórzył, czując, że ogłupiał.

– Nie sądzę, żeby był do tego zdolny.

Jak na Gusa, to było całkowite potępienie. Biorąc pod uwagę znaną mu zmienność nastrojów Letty, mógł kwestionować jej sąd, lecz nie sąd Gusa.

– Moja znajomość z kuzynem, jak wiesz, ograniczyła się do tego, że dwa razy pokazano mi drzwi – przyznał Tony. – Nie potrafię zbudować żadnej opinii o jego charakterze, ale fakt, że jest dla Emily cenionym przyjacielem, musi przemawiać na jego korzyść.

– Panna Meriton nieczęsto się myli, przyznaję. Ale pomyśl, Tony, ten chłopak zdobył jej przyjaźń, kiedy była jeszcze dzieckiem, z percepcją dziecka. Gdyby dziś spotkała go pierwszy raz, nie sądzę, żeby tak samo się pomyliła.

W milczeniu rozważając słowa przyjaciela, Tony nalał im obu po szklance wina.

– Próbował zerwać czyjeś zaręczyny… – powiedział w końcu, niezdolny zebrać myśli.

Gus potrząsnął głową jakby ze smutną dezaprobatą, lecz Tony zauważył, że jego oczy błyszczą figlarnie.

– … to byłby czyn godny człowieka podłego, awanturnika. Żaden prawdziwy dżentelmen nigdy by o czymś takim nawet nie pomyślał – zgodził się Gus.

– Dżentelmen stał by z boku i patrzył, jak bierze ślub… – oczy Tony'ego zamknęły się z bólu. Tej myśli również nie mógł skończyć

Gus skończył ją za niego.

– … z zimną rybą, która ceni ją tylko z powodu możliwości awansu, jakie mu przynosi.

– Nie! – krzyknął Tony, stawiając szklankę z taką siłą, że kruchy stolik zadrżał. – Jeśli Emily zdecydowana jest zmarnować sobie życie z jakimś nie zasługującym na to głupcem, może równie dobrze zmarnować je ze mną. W końcu ja ją będę cenił. I kochał. – Wypił łyk wina na odwagę. – Do diabła z dżentelmeńskim postępowaniem! Ona należy do mnie.

– Brawo! – zawołał Gus.

Jednakże pewność siebie Tony'ego nie trwała dłużej niż krótka radość Gusa.

– Boże, Gus, nie wiem, jak zalecać się do dziewczyny. Letty była przyjaciółką z dzieciństwa. Nigdy naprawdę się do niej nie zalecałem. Co mam robić? Nie mogę nawet być z nią sam na sam choćby przez dwie minuty… – Przycichł na chwilę. – Tak, mogę – ciągnął z nadzieją w głosie, choć w oczach jego wciąż czaiła się panika. – Mogę w końcu spotkać ją samą. Co do reszty, muszę mieć nadzieję, że nie odda nikomu swojego serca, jedynej rzeczy, której pragnę.


* * *

Następnego dnia Tony przyszedł do Emily z listą d'etenus trzymanych w Verdun, skompletowaną przez lorda Castlereagha. Żeby porozmawiać w spokoju, zaproponował przejażdżkę do parku. Emily studiowała listę, podczas gdy Tony lekko kierował wysoki powóz przez ulice.

– Co za człowiek! – zawołał Tony z podziwem. – Jak udało mu się zebrać tak wiele w tak krótkim czasie…?

– Znam lorda Castlereagha od lat, ale to dla mnie niesamowite – przyznała Emily. – To naprawdę przerażające. Jak mógłbyś znaleźć tego jednego człowieka wśród tylu innych?

Słońce połyskiwało w ciemnych włosach Tony'ego. Ostatnimi czasy zaczął nabierać nieco kolorów i trochę utył. POd koniec lata może z powodzeniem przybrać znowu swój zwykły wygląd – brązowego jak Cygan. Choć wcześniej zaprzeczał jej podejrzeniom, kiedy znaleziono odpowiedź na pytanie o przyczyny uwięzienia, jakby go to uspokoiło – pomyślała Emily.

Zaufanie, jakim obdarzył do lord Castlereagh i zadanie, które miał przed sobą dodało mu otuchy. Wydawał się dużo młodszy i bardziej lekkomyślny.

– My – poprawił ją Tony. – Jak moglibyśmy znaleźć tego człowieka? Lord Castlereagh nieprzypadkowo nie wykluczył ciebie z naszej małej konferencji. To przede wszystkim twoja inteligencja wskazała nam drogę. Ja teraz nie mogę nic zrobić bez twojej pomocy.

Pomimo ogromu zadania Tony wydawał się niezwykle pogodny. Zaś Emily ze swej strony postanowiła cieszyć się ostatnimi chwilami i nie pozwalać, by radość zakłóciły jakieś myśli o przyszłości. Ciężko jednak będzie odsunąć te myśli, jeśli Tony zamierza komplementować jej inteligencję.

– Może zauważyłaś – wskazał Tony zręcznie skręcając powozem – że niektóre nazwiska są już wykreślone. – W jego głosie brzmiało pytanie i pomyślała, że powinna lepiej kontrolować swój wyraz twarzy. – Castlereagh mówi, że wiedzą, iż ten człowiek zaprzestał działalności jakieś cztery lata temu. Więc ci, którzy umarli, zostali zwolnieni albo przeniesieni przedtem – są czyści. Niestety, on mówi też, że mógł zaprzestać z jakiegoś powodu.