Emily czuła, że w miarę jak dojeżdżali do siedziby Devonshire'ów, Tony stawał się coraz mniej napięty. Przypomniała sobie, jak wychodząc z przyjęcia u Georgy powiedział, że niepewnie czuje się w towarzystwie, od którego tak długo był izolowany. Czyżby nie był świadomy, jak elegancko się prezentuje? W stroju wieczorowym wyglądał na wielkiego pana, nawet nieco onieśmielał.

Natomiast Letty przeciwnie, w miarę jak zbliżali się do milieu (środowisko), w którym zwykła błyszczeć – stawała się coraz radośniejsza i swobodniejsza. Nie mogła się doczekać, kiedy wysłucha plotek z ostatnich tygodni i dołoży do nich swój wkład – jej oczy błyszczały entuzjazmem. Siedzący obok niej John nie mógł oderwać od niej wzroku.

Emily z zaskoczeniem uświadomiła sobie, Ze Tony uważnie obserwuje ją, a nie jej błyskotliwą szwagierkę. Choć mogła pogratulować sobie niezłej już umiejętności czytania z jego twarzy, tego wyrazu nie potrafiła zinterpretować. Przez chwilę miała wrażenie, że Tony coś chce powiedzieć, lecz strumień wymowy Letty płynął nieprzerwanie. Powóz zajechał przed wejście i chwila ta minęła, a Emily wdzięczna była za paruminutową zwłokę u drzwi, mogła uspokoić gwałtowne bicie serca.

To był dla niej tego wieczoru ostatni spokojny moment. Kiedy zaanonsowano ich wejście, na wielkiej sali balowej na dwie minuty zapadła cisza. Najwidoczniej gospodyni przed ich przyjściem opowiedziała nowinę wszystkim gościom. Czy zaakceptują Tony'ego, czy odwrócą się do niego plecami? – zastanawiała się Emily. Czuła, jak dwieście par skupionych na jednym człowieku oczu mierzy i decyduje.

Letty poradziłaby sobie w każdym wypadku, lecz wierny kapitan Hottendorf czuwał. Szybko podszedł i przedstawił księciu Hardenburgowi Tony'ego – człowieka, który uratował mu życie podczas ucieczki od Francuzów. Fakt, że trzeba było głośno krzyczeć, by prawie głuchy książę zrozumiał, co się do niego mówi, sprawił, że wiadomość rozeszła się bardzo szybko.

Jedynym cieniem mącącym ich radość, a choćby tylko radość Letty, była nieobecność cara. Letty była zdruzgotana odkrywszy, że ambasador rosyjski zwrócił w imieniu cara zaproszenie, tłumacząc to wyjazdem dworu wczesnym rankiem następnego dnia. Kiedy wywołano lady Jersej z balu, by pożegnała cara, John powiedział, że już to samo jest dostateczną dla Letty karą za jej niemądre zachowanie.

Jednakże Emily zdawało się że Letty najbardziej cierpi, będąc zmuszona siedzieć spokojnie, podczas gdy tancerze szykują się do walca. Dla Emily fakt, że Letty nie może tańczyć, znaczył również, że oszczędzony jej będzie ból z powodu widoku objętych w tańcu Tony'ego i szwagierki. Zamiast tego, kiedy orkiestra zagrała na trzy, to do niej Tony wyciągnął ramię z zaproszeniem.

Emily cały wieczór rozmawiała z Tonym. Każda osoba, która do niej podchodziła, pytała albo dyskretnie albo otwarcie, czy Tony jest rzeczywiście synem starego markiza. Emily bała się wyobrazić sobie, jak wygląda śledztwo w sprawie Tony'ego. Rozdzielono ich prawie tuż przy wejściu. Teraz trzymał ją w ramionach, a ona nie była w stanie pomyśleć o czymkolwiek, co mogłaby mu powiedzieć. Choć wiedziała już, że w towarzystwie Tony'ego nie musi nic mówić. On również się nie odzywał, lecz milczenie, jakie między nimi zapanowało, było raczej przyjacielskie niż pełne napięcia czy kłopotliwe.

Zmęczyły go obowiązki towarzyskie, to dostrzegła. Obserwowała go przez cały wieczór i zachwycała się jego zachowaniem. Z pewnością nikt nawet by nie pomyślał, że jest zdenerwowany. Choć Emily pragnęłaby, żeby uważano ją za podniecającą lub oszałamiającą, zadowolona była, że Tony może się przy niej odprężyć. Pierwszy raz od wielu godzin jego uśmiech wyglądał naturalnie.

Równie naturalnie czuła się w jego ramionach. Tańczyli lekko, pewnie i zgodnie. Ramię Tony'ego wokół jej kibici – tak jakby tam przynależało. KIedy tak patrzył na nią serdecznie i pytająco, wydawało się, że łatwo jest wcisnąć się ciaśniej w jego objęcia, musnąć palcami małą bliznę na jego skroni i unieść twarz w oczekiwaniu pocałunku.

W tej chwili złudzenie prysło. Emily zmusiła się do rozsądku. Ramiona Tony'ego nie przyciągną jej bliżej. Jeżeli ona zbliży się do niego, jego oczy wyrażą tylko strach i konsternację. Zamiast ujrzeć miłość, której pragnął, ujrzy tylko, że ona to nie Letty.

Brutalnie przypominając sobie wszystkie bolesne fakty, których świadoma była, kiedy zdecydowała się poślubić Edwarda, Emily wyliczała je w myślach w takt muzyki. Nie jest piękna; brak jej zwykłej u kobiet sztuki uwodzenia. Dla mężczyzn jest współczującym słuchaczem, dobrym przyjacielem, ale nie dziewczyną, którą się kocha i poślubia. Czas tych faktów nie zmieni.

Jedyny problem w tym, że czas pokazał jej, iż może prawdziwie pokochać, głęboko i wiernie. I że nie może poślubić Edwarda.


Zmęczona i pogrążona w niewesołych rozmyślaniach, wracając do domu, Emily nie była radosna. Ten wieczór przekonał ją bez reszty, że Tony jest teraz własnością publiczną. Nie będzie już sposobności do cichych rozmów, nie będzie powodu, by je prowadzić. Jedyną korzyścią, którą dostrzegła Emily, było że w tym całym zamieszaniu nikt, a z pewnością nawet Tony, nie zauważył, jak nieszczęśliwa była w głębi serca.

Będą w takim nastroju, Emily nie spodziewała się, że znajdzie powód do śmiechu. Wszystkim, z wyjątkiem Tony'ego trochę kleiły się oczy. Z drugiej strony Tony'ego po balu nie opuszczało napięcie. Szybki spacer, powiedział, odprowadzając ich do drzwi, tego mu trzeba, by się odprężyć.

Za drzwiami czekała wściekła i zniecierpliwiona niania.

– Czy wiesz, która godzina? – napadła na Johna. Wpół śpiący, podskoczył i stanął na baczność. – Jest czwarta rano, czwarta godzina, i to nie jest pora, żeby przyzwoici ludzie gdzieś się włóczyli. Jeśli chcesz zrujnować sobie zdrowie rozpustą, to twoja sprawa.

John próbował wtrącić słowo, zapewnić podstarzałego tyrana, że naprawdę nie chciał zrobić nic złego.

– NIc złego? Nic złego? Trzymając moje dziecko gdzieś poza domem, żeby ją zatruły nocne wyziewy, i mówisz nic złego? Chodź, moja malutka – powiedziała do swojego trzydziestoletniego dziecka, obejmując Letty mocną ręką. – Niania się tobą zaopiekuje. Trzeba ci miarki mojej mikstury.

Letty chichotała za wachlarzem od chwili, kiedy niania oskarżyła Johna o rozpustę, ale dostatecznie szybko otrzeźwiała.

– Och, nie, nianiu. Dobrze się czuję, naprawdę – zaprotestowała prowadzona siłą. – Muszę się tylko dobrze wyspać.

– I zrobisz to, kochanie. Jak tylko wypijesz miarkę mikstury. – Zdławiony dźwięk z tyłu sprawił, że się odwróciła. Jedno spojrzenie i najwidoczniej nie miała cienia wątpliwości, kto jeszcze jest winien.

– A więc to ty – powiedziała do Tony'ego, desperacko potrząsając siwymi lokami. – Powinnam była wiedzieć. Mówili, że nie żyjesz, ale wiedziałam, że to nie prawda. Zbyt wiele kłopotów sprawiasz, żeby odejść tak łatwo. – Pociągnęła Letty tak, jakby obawiała się skażenia i odchodząc zawołała przez ramię: – Nie myśl, że znowu sprowadzisz moją dziewczynkę na manowce.

Emily w milczeniu stała obok i obserwowała. Wszyscy troje stali wstrząśnięci, z otwartymi ustami. Po dłuższej chwili wybuchnęli histerycznym śmiechem.

– Zbyt wiele kłopotów sprawiam, żeby tak odejść – powiedział Tony, usiłując złapać oddech między wybuchami śmiechu. – Zastanawiam się, czy mój adwokat brał pod uwagę taką linię obrony?

Emily patrzyła na twarz, którą pokochała, znowu młodą dzięki śmiechowi i poczuciu, wreszcie, bezpieczeństwa. Pewność, której nie potrafiła mu dać ani ona sama, ani Letty, przyszła z ust wielce popędliwej, starej kobiety.

Markiz Palin naprawdę wrócił do domu.


* * *

Edward odwiedził Emily następnego dnia. Zaanonsował się w czasie, gdy zarówno John jak i Letty wyszli spotkać się z Tonym u jego prawników, co Emily uznała za szczęśliwą okoliczność. A może to nie była sprawka dobrego losu. Doskonała umiejętność Edwarda synchronizacji różnych wydarzeń nie pozostawiała wielu wątpliwości.

Choć ostatnie wypadki bardzo oziębiły uczucie, jakie Emily żywiła wobec Edwarda, jego nieszczęśliwa, udręczona twarz wzbudziła jej współczucie. Był zraniony, zawstydzony i przestraszony. W kłopocie zwrócił się jak zwykle, do niej.

Oszczędzając im obojgu chwili zakłopotania, Edward szybko minął służącego, który otwierał drzwi, by go zaanonsować.

– Emily, najdroższa – powitał ją, pochylając się, by pocałować jej policzek. – Najdziwniejsza historia krąży dziś od rana od klubu do klubu. O Letty i tym oszuście! Nie mam pojęcia, jak to się zaczęło, ale przyszedłem tu jak mogłem najszybciej, żeby dowiedzieć się prawdy, żebym mógł położyć kres tej głupiej gadaninie.

Emily odczuła, jak silne są stare więzy uczuć. Sześciu lat przyjaźni nie da się wymazać w ciągu niespełna miesiąca. Jej własne poczucie winy przemawiało za Edwardem. Z pełną świadomością przyjęła jego oświadczyny i powinna wobec tego być lojalna, a dobrze wiedziała, że ze swojej strony nie dotrzymała umowy.

Głos Edwarda brzmiał dość pewnie, lecz Emily dostrzegła panikę w jego oczach. Wiedział, że historia jest prawdziwa, lecz nie chciał w to uwierzyć.

– Dzięki temu choć raz mam wytłumaczenie, nie czuję się, jakbym ci się narzucał – powiedział z uśmiechem.

Emily nie miała serca karcić go za to, że się nią nie zainteresował. I tak dość będzie zraniony tym, co ma mu do powiedzenia. Czy jest urażony, czy nie – to już i tak nie miało znaczenia.

– Czy czułaś się bardzo osamotniona? – zapytał.

– Nie, doprawdy nie – odpowiedziała uczciwie, po czym złagodziła odpowiedź uśmiechem. – Ostatnio, wśród tego całego zamieszania nie miałam czasu, by poczuć się samotna.


– To rzeczywiście prawda – zgodził się. – I zdaje się, że jeszcze więcej zamieszania było wczoraj u Devonshire'ów. Nie mówię, oczywiście, o wizycie lady Jersej u cara. Powiedziano mi, że ten oszust przyszedł – z twoją rodziną! Czyż to może być prawda?