Stwierdzenie Georgy powitano chórem protestów i dopominaniem się, by powiedziała, co ostatnio zrobiła takiego, o czym nikt by nie wiedział. Zupełnie bezwiednie Emily skierowała rozmowę na interesujący ją temat.
– No, Georgy, musisz przyznać, że kłótnia o tytuł Palina to angielski skandal – zauważyła.
– Ależ to nie skandal! Na to się właśnie użalam – odpowiedziała Georgy.
– Nie rozumiem dlaczego – odpowiedział pan Davies, wtórując myślom Emily. – Są tu wszystkie elementy skandalu: zabity bohater, możliwe oszustwo, nazwisko i majątek człowieka w zawieszeniu. Jest pani zbyt sroga, panno Parkhurst.
– Jest zazdrosna – dodał inny dżentelmen. – Biedna panna Parkhurst, przykro jej przyznać, że jest jedną z niewielu osób, które przegapiły szansę na obejrzenie tego pretendenta.
Gdyby tylko wiedzieli – pomyślała Emily – Georgy lepiej niż ktokolwiek z nich obejrzała sobie Tony'ego. Zatem dlatego nie miała pojęcia, kto to jest.
– Nie byłaś na przyjęciu, które wydał lord Ruthven dla Palina? – spytała przyjaciółkę. W ścisku i podnieceniu, jakie panowały tego wieczoru, nie zauważyła nieobecności Georgy.
– Nie – jęknęła Georgy. Po czym przechylając się, by nikt jej nie usłyszał, wyszeptała Emily do ucha: – Nie byłam zaproszona. Nie jestem widać dla lorda Ruthvena dostatecznie godna.
Emily ogarnął gniew. Edward wiedział, że Georgy była jej dobrą przyjaciółką i miał taki sam wpływ na listę gości, jak lord Ruthven. Oto następna zdrada ku jej zmartwieniu.
– Nie mogłam nawet znaleźć nikogo, kto by mi dobrze opisał tego człowieka – ciągnęła Georgy, zwracając się do wszystkich.
– Stałaś blisko drzwi, Emily – przypomniał sobie ktoś. – Nie widziałaś go dobrze?
Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła Emily było opisywanie Tony'ego Georgy. Wzruszyła ramionami.
– Przykro mi. Moja szwagierka zachorowała i obawiam się, że całą uwagę poświęciłam jej.
– No – zażądała Georgy. – Ktoś musiał dostrzec jego wygląd.
– Ja go widziałam – zaofiarowała się wstydliwie młoda debiutantka. Emily mogłaby ją udusić. – Myślę, że robi duże wrażenie. Bardzo, bardzo wysoki i szczupły. Ma bladą skórę i ciemne włosy, i władcze, ciemne oczy. Prawdę mówiąc, trochę się dziwię, że tak małe wrażenie wywarł na pannie Meriton.
Mała żmijka. Nie, przyznała Emily, dziewczyna jedynie mówi prawdę. Nikt, kto widział wejście Tony'ego nie mógłby go zapomnieć.
– To zaczyna być coraz bardziej intrygujące – ku przerażeniu Emily wyznała Georgy.
– Nie, jeśli jesteś zmuszona słuchać, co o tym mówi Palin – poskarżył się jeden z dżentelmenów.
Emily szybko wtrącił:
– Nudne jest to, że nikt nie ma nic do dodania. Co jeszcze można powiedzieć, kiedy już opisało się spektakularne wejście tego człowieka? Czy ktoś go zna? Czy ktoś znał lorda Varrieura przed jego… przypuszczalną śmiercią? – zapytała z przyzwyczajenia. Od ludzi, których dobrze znała, nie spodziewała się niespodzianek.
– Prawdę mówiąc, ja go znałem – oświadczył pan Davies, ku jej radosnemu zdumieniu. – Byłem z nim w Eton.
Nie było go na liście Tony'ego, lecz Tony nie mógł z pewnością wymienić każdego chłopca ze szkoły. Całe towarzystwo zaczęło domagać się dalszych informacji, Emily nie musiała już nic mówić.
– Był dużym chłopakiem, pamiętam to dobrze – powiedział były kolega Tony'ego. – Niewiele więcej mógłbym dodać. Nie znałem go bliżej. Był ode mnie dwa lata młodszy i nie mieszkał w internacie.
Emily wiedziała, że jej przyjaciel pan Davies musiał przecierpieć rygory życia w college'u. W internacie nie mieszkali, jak pamiętała ze szkolnych czasów Johna, ci chłopcy, których rodzice byli na tyle zamożni, by ulokować ich u jakiejś starszej osoby w mieście.
– Znałem go w ogóle tylko dlatego, że grał w krykieta, i to dobrze. Zaraz, jest coś, o co Palin mógłby na przesłuchaniu zapytać. Niech ten człowiek opisze zawody Eton-Westminster z dziewięćdziesiątego dziewiątego. – Pan Davies spoglądał po słuchaczach, jakby w oczekiwaniu pochwały za tę sugestię.
Nie usłyszał jej, choć Emily pomyślała, że pomysł wart jest zastanowienia.
– To nie jest dobry pomysł, Davies – zaprzeczył jeden z dżentelmenów, potrząsając głową i rozwiewając nadzieje Emily. – Ja mógłbym opisać te zawody, a nawet tam nie byłem.
– Nie mógłby pan rzucić piłką tak jak on – odparował Davies. – Nigdy nie widziałem nikogo, kto by tak umiał. Po tych latach, w tłumie nie rozpoznałbym twarzy Varrieura, ale rozpoznałbym sposób, w jaki rzuca. – I spytał naiwnie: – Czy sądzicie, że można by to uznać za świadectwo?
Pan Davies wzniecił ogólną wesołość pomysłem, że można by rozpoznać człowieka po sposobie gry w krykieta, a tymczasem, kiedy wszyscy wstali, by tańczyć, cichym głosem wyznał Emily, że sprawa Tony'ego to dla niego coś więcej niż żarty.
– Nie znała pani mojego przyjaciela, Matthewsa – opowiadał. – Umarł cztery lata temu. Utopił się. Był w wieku Varrieura i też nie mieszkał w internacie. Pamiętam, jak kiedyś, dawno już, mówił o jego dobroci. Tak duży chłopak ma w szkole dużo sposobności, by stać się tyranem, wie pani, ale Varrieur był inny.
Och, tak, Tony był rzeczywiście inny. Sądząc z listy nazwisk, nawet nie opamiętał nieszczęsnego Matthewisa. Kiedy dobroć jest tak integralną częścią twojej istoty, nigdy nie liczysz pojedynczych jej przejawów. Po dziesięciu latach więzienia wciąż zdolny był do współczucia, pomyślała Emily, przypominając sobie, z jaką tolerancją traktował postępowanie Edwarda.
Pan Davies z wolna porzucił melancholijny nastrój, lecz dodał jeszcze: – Cieszę się na myśl, że Varrieur może przeżył. Jeśli ten człowiek to on, życzę mu jak najlepiej.
Emily uśmiechała się słabo, lecz skłonna była potraktować dobre życzenia pana Daviesa. Choć brat uspokoił ją, że Letty poprze prawowite żądania, wiedziała, że Tony'emu przyda się wszelka pomoc, którą zdoła uzyskać. Co jeszcze John jej uprzytomnił, to że Tony'emu trzeba, aby choć jeden z jego starych przyjaciół jak najszybciej potwierdził jego racje, a w ten sposób ośmielił innych do wystąpień. Może nie byłby to pan Davies, lecz Emily z większą nadzieją spoglądała w przyszłość, znalazłszy już jednego. Najwidoczniej Tony nie docenił wpływu, jaki wywierał na innych. Był człowiekiem, którego nie łatwo zapomnieć.
Tańcząc walca i rozmawiając z przyjaciółmi, Emily mogła trafić na jakiś szczęśliwy trop, który doprowadziłby ją do celu. Rozmyślnie spędziła kilka tańców siedząc wśród przyzwoitek. Dobrze wiedziała, że te przyzwoitki to wdowy i matki myślące tylko o tym, kto z kim się żeni, ożenił albo ożeni, i znające wszelkie możliwe drzewa genealogiczne. One ci powiedzą, kto jest czyim powinowatym, kiedy żył, jaki majątek posiadał i jakie skandale wywołał w ciągu ostatniego pół wieku.
W ten sposób Emily mogła odkryć nie tylko miejsca pobytu paru serdecznych przyjaciół Tony'ego z Eton, mogła także dowiedzieć się czegoś o jednym czy dwóch marynarzy, ubogich młodszych synach, którzy przebywali w Verdun. Gdyby tylko miała większą pewność, że ci ludzie mogą pomóc! Była jednakże zadowolona, że Tony w końcu dowie się, gdzie ich szukać.
Niemniej jednak bardzo chciała porozmawiać z pewną osobą. Nie mogła przestać myśleć o sposobie, w jaki opuściła Tony'ego dzisiejszego ranka. Emily była przekonana, że nie potrafi stanąć ponownie przed Tonym, nie mogąc opowiedzieć mu czegoś więcej o tym fałszywym pogrzebie.
Wiedziała, że pan Neale jest na balu. Wcześniej widziała go, jak konferował z lordem Castlereaghem. W tej chwili gdzieś zniknął. Największym problemem było nie odnaleźć go, lecz podejść do niego nie budząc podejrzeń. Emily nigdy nie celowała w uwodzeniu mężczyzn. W każdym razie tak dystyngowany dżentelmen jak pan Neale bez zwątpienia będzie zakłopotany, gdy zorientuje się, że jest obiektem niezręcznych zalotów.
W międzyczasie musiała skoncentrować się na innych sprawach. Pod koniec tańca, podczas którego głównie musiała chronić swą suknię i stopy, energiczny partner odprowadził ją do Johna, który rozmawiał z Castlereaghami. – Czy na pewno dobrze się czujesz? – spytała lady Castlereagh. Najwidoczniej wyczyny Emily na parkiecie nie przeszły niezauważone.
– Chyba tak, tylko trochę brak mi tchu. Czy moja suknia nie jest nigdzie rozdarta? – spytała Emily obracając się przed nimi w kółko.
– Nie, w porządku – zapewnił ją ze śmiechem brat. – Pozwól, że przyniosę ci szklaneczkę ponczu dla ochłody.
Lord Castlereagh smutno pokiwał głową, po czym przeprosił i poszedł przez salę za jednym ze swych podwładnych.
Na nieme pytanie Emily jej matka chrzestna odpowiedziała:
– Cas jest bardzo nieszczęśliwy z powodu tego szaleństwa walca. Jeśli to będzie trwało, nie będzie miał wyjścia, tylko musi się tego nauczyć. Wygląda na to, że dla dyplomaty to konieczność.
– Nie wyobrażam sobie, żeby jego lordowskiej mości nie udało się coś, co sobie zamierzył.
– Jak zapewne odkryłaś, kochanie, stopy nie zawsze słuchają rozkazów głowy. Prawda jest taka – lady Castlereagh zniżyła głos do szeptu – że jeden z najlepszych w tym kraju mężów stanu po prostu nie potrafi tańczyć.
Roześmiały się obie, po czym lady Castlereagh ciągnęła:
– Cieszę się, że twój brat tutaj przyszedł, choć wygląda samotnie bez twojej szwagierki. Czy już jej lepiej?
To pytanie przypomniało jej wszystkie nieszczęsne myśli, które Emily przez cały wieczór usiłowała zepchnąć na bok.
– John, zdaje się, myśli, że trzeba jej wypoczynku, a to, sądzę, zawsze świadczy o poprawie – odpowiedziała spokojnie.
– To prawda – zgodziła się lady Castlereagh, po czym zainteresowała się bardziej pilnymi sprawami.
– Pójdziesz jutro z nami, nieprawdaż? Planujemy odwiedzić przytułki dla weteranów. Może to nie najradośniejsze zajęcie, ale prawdopodobnie jedyne, jeśli chce się zrobić coś naprawdę dobrego.
– Oczywiście, że zamierzam się wybrać z wami. – Emily wiązała z tą wycieczką wielkie nadzieje. Gdzież można najłatwiej znaleźć marynarzy, jeśli nie w przytułku marynarki?
"Brylant czystej wody" отзывы
Отзывы читателей о книге "Brylant czystej wody". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Brylant czystej wody" друзьям в соцсетях.