Emily ukryła zaskoczenie. Tak wiele zauważył. Rzeczywiście była zmartwiona, lecz nie myślą o nim. Zaledwie dwie loże dalej ujrzała Edwarda gawędzącego z paroma zaprzyjaźnionymi politykami i z pełnym uszanowania zainteresowaniem traktującego ich córki. Wszelkie nadzieje, jakie żywiła po rozmowie z nim, prędko zgasły. Edward nie chciał jej nawet zrozumieć.

Przypomniała sobie wszystko, czego się ostatnio o Edwardzie dowiedziała, i to nie było przyjemne. Kiedy Tony poprosił ją o pomoc, nawet nie pomyślała, że mogłaby skorzystać z jakiejkolwiek informacji, którą uzyskała prywatnie od Edwarda. Wydawało się jej, że to byłoby nieetyczne. Teraz…

Teraz wyglądało na to, że Edward zupełnie zapomniał o etyce. Jak mogła nie ostrzec Tony'ego?

– Wczoraj wieczorem usłyszałam coś, co mnie zaniepokoiło – przyznała w końcu. – Wie pan, że pański rywal jest bardzo aktywnym torysem. Oczywiście przypomniał paru ważnym dżentelmenom, że o ile jego poglądy są znane i jego poparcie mają zapewnione, o tyle pan jest wielką niewiadomą.

– Innymi słowy, nie traćcie głosu, który już macie. Sprytnie.

Czy to jej imaginacja, czy Tony naprawdę uważnie ją obserwuje, kiedy ona mówi o Edwardzie? Emily stwierdziła, że musi być przewrażliwiona. Tony powinien w najwyższym stopniu interesować się wszystkim, co dotyczy jego kuzyna.

– Mówił pan wcześniej, że Edward postąpił nie fair. Czy pan spodziewa się jeszcze czegoś w tym rodzaju?

– Niekoniecznie w tym rodzaju, ale spodziewam się, że użyje wszelkich środków, jakimi dysponuje. Byłby głupcem, gdyby tak nie zrobił.

– Nie obraził pana swoim zachowaniem?

– Nie, tak naprawdę nie mogę go oskarżać. Nigdy mnie nie poznał. Biorąc pod uwagę, jak traktowano gałąź jego rodziny przed moim domniemanym zgonem, nie mogę myśleć, że chciałby mi teraz pomóc. Chodzi mi o to, że jego postawa może utrudnić wszelkie pojednanie, kiedy wszystko zostanie już ustalone. Wyobrażam sobie, że zejście z wyżyn będzie dla niego dość trudne.

Czyż to możliwe? Czyż Tony mógłby być tak wielkoduszny? Emily wzięła pod uwagę lata, które spędził w więzieniu i pomyślała, że może mógłby. Kiedy pozostaje ci niewielka cząstka rodziny, cenisz ją tym bardziej. Bez względu na obrazy czy krzywdy.

Tymczasem bliźnięta zarzuciły kopanie i bawiły się w kukułkę między drzewami. Biegający wokół drzewa Connor upadł, z miny Tony'ego wywnioskował, że sytuację może wykorzystać i przerwał rozmowę dorosłych żądaniem natychmiastowego pocieszenia.

– Musi pani pamiętać – ciągnął Tony, kiedy Emily mruczała coś potłuczonemu dziecku – jak wiele może stracić mój kuzyn. Przyszedł znikąd, żeby stać się bogaczem i pierwszym w towarzystwie. Wrócić i być nikim tam… skądkolwiek przyszedł…

– Tunbridge Wells – powiedziała automatycznie, puszczając wyrywające się teraz dziecko. – Tak, rozumiem. Sam powiedział coś takiego, ale wtedy nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy.

– Niemniej jednak jest pani co do niego rozczarowana.

– Tak.

Słowo "rozczarowana" nie pasowało nawet w połowie. Czuła się zdradzona. Może nie kochała Edwarda, ale wierzyła w niego, w jego charakter.

– Zatem jeszcze bardziej mi go żal. Nie chciałbym zasłużyć na pani przyjaźń, a potem panią rozczarować.

Tony ujął jej dłoń. Zanim powiedziała cokolwiek, bliźnięta rozepchnęły ich i pobiegły z powrotem ku niańce. Nastrój minął i Emily mogła tylko później zastanawiać się, co Tony by powiedział, gdyby zdążył. Teraz zauważyła, że niańka wreszcie zainteresowała się Tonym. Lokaj lady Connaught i pudel opuścili park i zbliżała się pora odprowadzenia bliźniąt.

Niechętnie skinęła głową w kierunku domu.

– Czas mi już wracać, a nawet nie zaczęliśmy rozmowy na temat pańskiej sytuacji.

– Wydaje się, jakbyśmy dopiero przyszli – zgodził się Tony z nutą żalu w głosie. – Jednak proszę się nie martwić. Nie mogłem spać zeszłej nocy, więc siedziałem do późna i spisałem pani tę listę.- Wyciągnął złożony arkusz papieru z kieszeni kamizelki i zaczął mówić szybciej: – Ta pierwsza grupa ludzi to ci, którzy byli ze mną w Eton. Tych prawdopodobnie odszuka pani najłatwiej. Ci dalsi… – Westchnął i rozprostował ramiona. – Nie brałem udziału w życiu towarzyskim w Verdun, ale miałem kontakty z innymi d'etenus. Mam nadzieję, że niektórzy mogą pamiętać coś, co się przyda.

– W głosie jego bynajmniej nie było nadziei.

– Dlaczego? – spytała Emily. – Przepraszam, nie chcę być niegrzeczna ani się wtrącać, ale to dziwne, że trzymał się pan z dala od towarzyszy niedoli.

Takie postępowanie nie pasowało zgoła do młodego Tony'ego o szczerym sercu, jakiego znała z opisu.

– Nie chciałem tego. – Przerwał i rzucił ukradkowe spojrzenie na niańkę. Emily, idąc jego śladem ujrzała, że Nancy robi co może, żeby okazać się pomocną i nie ma zamiaru wracać do domu, dopóki Emily nie będzie gotowa to uczynić.

– Wie pani, nie mogę przebaczyć Francuzom tego, co ze mną zrobili – wyjaśnił. – Wszyscy internowani byli wściekli z powodu zatrzymania, ale ja mogłem myśleć tylko o tym, że trzymają mnie z dala od Letty. Większość d'etenus usiłowała żyć tak normalnie, jak to było możliwe.

– To zrozumiałe.

– Tak, ale jedyną drogą było płacenie wszelkich łapówek, których żądali Francuzi, a żądali łapówek za wszystko. Jeśli chciało się uniknąć apeli, codziennej musztry, płaciło się łapówkę. Kluby płaciły łapówki, żeby istnieć. Jeśli wydawało się bal, nie tylko należało upewnić się, czy zaproszony jest gubernator, generał Wirion, i jego żona, ale trzeba było zapewnić mu wygraną w kartach. To samo, jeśli chodzi o wyścigi.

– A pan nie chciał płacić łapówek?

– Och, niektórych nawet nie mogłem uniknąć. Mój wychowawca był stary i chory. Żeby miał odpowiednią opiekę, musiałem opłacać prywatne mieszkanie i płacić za jego nieobecność na apelach. Jedną z ulubionych sztuczek Wiriona było też umieszczanie służących z dala od ich państwa, i trzeba było wykupywać ich z powrotem. Musiałem to robić parę razy. Ale nie miałem ochoty na nic więcej. Nie z powodu oburzenia na myśl o płaceniu łapówek. Nie chcę, aby myślała pani, że byłem męczennikiem własnego sumienia. Jego postawa była rodzajem samozniszczenia, niemniej jednak wywarła na Emily wrażenie. Wiele odwagi trzeba, by przeciwstawić się francuskim władzom więziennym, szczególnie gdy chodzi o osiemnastoletniego chłopca, któremu odmówiono w życiu tylko jednej rzeczy.

– Dlaczego zatem nie chciał pan płacić? – naciskała Emily?

– Miałem świadomość, że w ten sposób dobre, angielskie pieniądze trafiają do Francuzów. Och, na początku wszystko szło prosto do kieszeni Wiriona, ale stamtąd rozchodziło się wszędzie. Każdy angielski pens wydany w Verdun ostatecznie musiał służyć sprawie Napoleona. I dlatego nie chciałem płacić.

– A więc nie chodził pan na bale…

– Ani do klubów, ani na wyścigi. Skrupulatnie uczęszczałem na apele, ale jedyni d'etenus, których można tam było znaleźć, to biedacy, nie mogący sobie pozwolić na płacenie. W rezultacie lepiej poznałem marynarzy niż internowanych cywili. A więc nazwiska, które pani zobacz, to głównie nazwiska ludzi z marynarki, plus nazwiska paru duchownych, którzy regularnie odwiedzali mojego wychowawcę.

Wychowawcę, który z uporem twierdził, że Tony jeszcze żyje.

Możliwe, że te znajomości mogą być najbardziej pomocnicze.

Niańka poczęła się niecierpliwić, a także okazywać ciekawość. Emily stanowczo powinna obmyśleć jakieś wytłumaczenie. Jednakże uprzytomniła sobie, że musi powiedzieć Tony'emu jeszcze jedno.

– Dobrze. To się bardzo przyda. Właściwie już spotkałam pewnego dżentelmena, internowanego z Verdun.

– Naprawdę? Czy on mnie zna? Jak się nazywa? – Tony tak był żądny informacji, że pytanie goniło pytanie, bez przerw na odpowiedź.

– To pan Dominic Neale. Nie twierdzi, że poznał pana osobiście, lecz mówi, że widywał lorda Varrieura w mieście. – Zawahała się. – Powiedział, że był na pańskim pogrzebie.

Rozdział szósty

Tony o niczym nie wiedział.

Zanim skończyła mówić, Emily zdała sobie sprawę, jak to musiało zabrzmieć w jego uszach. Jakby zmuszono go, by stanął nad własnym grobem. Twarz jego stała się zupełnie pusta, jak gdyby jakaś zasłona opadła mu na oczy. Musiał zakładać, że długi pobyt w więzieniu spowodował pogłoski o jego śmierci, ale nie zdawał sobie sprawy, że ludzie mieli poważny powód, by wierzyć, iż naprawdę umarł. A ona nie mogła zostać dłużej, by to wyjaśnić, złagodzić jakoś wstrząs i ból, musiała szybko zaprowadzić bliźnięta z powrotem.

Stojąc już w drzwiach odwróciła się nagle i zobaczyła, że Tony wciąż stoi pod wysokim dębem. W momencie kiedy spojrzała na niego – oprzytomniał, ukłonił się i odszedł. Jednakże jego krok nie wydawał się tak pewny jak zazwyczaj, brakowało mu zwykłej energii.

– Bardzo przystojny dżentelmen, panienko – skomentowała Nancy sznurując usta, ze wzrokiem starannie spuszczonym obserwując bliźnięta powoli wspinające się po schodach. – Choć co do mnie, to lubię jasnowłosych mężczyzn, takich co to nie wyglądają jak Cygan, który w mgnieniu oka może ci podciąć gardło.

Emily złapała Katy próbującą znowu zejść ze schodów i w milczeniu ważyła szanse wmówienia niańce, że jej spotkanie z Tonym dotyczyło wyłącznie interesów. Domyślała się, że ogólnie biorąc, nie są zbyt wielkie.

Jednakże w słowach Nancy zabrzmiała jakaś poufałość.

– Tak, on chyba naprawdę wygląda groźnie – zgodziła się Emily niezobowiązująco. – I może trochę na brutala. Z pewnością to nie jest tak subtelny dżentelmen jak, och, na przykład lord Palin.

Nancy jakby trochę się odprężyła.

– Ach, tak, panienko, niewielu dorasta do lorda Palina, jeśli wolno mi tak powiedzieć. To prawdziwy dżentelmen i tak pięknie wygląda.

Gdyby tylko jego normy etyczne były subtelne – pomyślała Emily.

Najwidoczniej Nancy wiedziała, co łączy ją z Ewardem. Czyżby Edward jeszcze coś napomknął? Czy to też skutki zwykłych plotek? Nieważne. Może czas, zdecydowała Emily, wykorzystać nasze sekretne zaręczyny w dobrym celu.